Żywot Mariana

Ani dyrekcja Agencji, ani bezpośredni przełożeni, ani dział kadr, ani koledzy, ani wreszcie nikt z listy kontaktów GG nie miał świadomości, że Marian, kreatywny z agencji Miracle Makers jest inkarnacją sumeryjskiego węża-smoka Muszhuszszu. Prawdę mówiąc, nawet on sam nie był pewien, czy jest tym Muszhuszszu. Problem polega na tym, że bywały dni, że cholernie źle się czuł w swojej skórze.

Jednego z tych dni podszedł do Dżimiego, który stał właśnie przy firmowym baniaku z wodą zalecaną przez prof. Religę.

– Stary, weź mi powiedz, kim ja do cholery, w gruncie rzeczy jestem? – Marian postanowił postawić sprawę na ostrzu noża.

– Tak, nie masz pojęcia, jak mnie też wkurza to zlecenie. Dziś nie wyjdę stąd przed pieprzoną dwudziestą pierwszą – Dżimi pochlebiał sobie, że posiada nadzwyczajne umiejętności rozumienia intencji rozmówcy. Zadowolony z siebie Dżimi rozpłynął się w oparach zalanej wrzątkiem syntetycznej pomidorowej.

Zawiedziony, Marian sunął korytarzem. Przechodząc obok pokoju Kingi, zrobił krok w głąb. Kiedy spojrzała na niego, zapytał:

– Gruba, powiedz, czy ja jestem normalny?

– W tej branży nikt nie jest, miśku – odpowiedziała Gruba, która przeprowadzała tego typu rozmowy przeciętnie trzy razy na tydzień.

„Trzecie podejście” – pomyślał Marian i ze swoim problemem zadzwonił do znajomej wiedźmy, z zawodu szefowej działu PR w pewnym średniej wielkości międzynarodowym telekomie.

– Zawsze wiedziałam, że w tobie drzemie zwierzę – rzuciła namiętnie Gabi. I dodała: – Mrrau.

Gabi była znana z tego, że lubiła grać wampa, bo to konweniowało z jej wyobrażeniem o środowisku, w jakim z dumą się obracała. Niestety, nigdy do niczego nie dochodziło. Gabi bowiem nie była zainteresowana ani w mężczyznach, ani kobietach, a wyłącznie w zarabianiu pieniędzy.

Sytuacja zaczęła robić się poważna.

Kiedy Marian niespodziewanie zniknął i nie pojawił się przez półtora roku, żal było kolegom, bo mimo wszystko firma pociechę miała z Mariana.

Zamknięty w pułapce pomiędzy codzienną egzystencją a niemożnością odnalezienia tożsamości Marian czuł, że tak urządzone życie dobiega kresu. Zawsze lubił żyć na krawędzi. Postawił wszystko na jedną kartę, rzucił dotychczasowe życie i został spokojnym księgowym na prowincji. Tylko w ten sposób mógł nie myśleć o daremności swego bytu. Zmarł 64 lata później, jako mąż, ojciec, dziadzio i przykładny nudziarz.

A wąż-smok Muszhuszszu, śmiertelnie znudzony osobą Mariana, z ulgą dał nura w czwarty wymiar, jak tyle razy wcześniej, i powlókł się poszukać sobie nowej inkarnacji.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania