(Artykuł) Storytelling - Rozdział 4 - Świat, świat never change (cytując Fallouta)

Świat równie dobrze może być jednym z bohaterów dzieła, jak i po prostu tłem, przez który przewijają się w bohaterowie. Można spojrzeć na niego od strony “Władcy Pierścienia”, gdzie fabuła jest wymówką na stworzenie świata lub “Blade Runnera”, gdzie świat jest reprezentacją i estetycznym odzwierciedleniem społecznej, mentalnej i kulturowej kondycji całego gatunku. Można też podejść do świata jak Sapkowski i przedstawić jego fragmenty, stworzyć do niego bibliografię i kreować go fragmentami, a nie w całościach. Albo można też użyć go jak np. w Harrym Potterze — ot, jest, przenika się ze światem realnym, ale średnio coś z tego wynika, oprócz cool stuffu na Pokątnej. W domyśle jest on szerszy niż przedstawiony w książkach.

 

Z oczywistych powodów nie mogę przedstawić szablonu na stworzenie świata, gdyż każde stworzone uniwersum rządzi się swoimi prawami. Podstawową jego cechą powinna być jednak spójność i wewnętrzna logika (nie oznacza to 100% zgodności z “prawdziwym” światem w naszym życiu).

 

Istnieją jednak bardzo konkretne metody obrazowania świata przedstawionego w scenie albo nawet — jako całego uniwersum.

 

Metoda pierwsza: poszerzanie ramy. W tej metodzie przedstawiamy krajobraz sceny (krajobrazem może być pokój, kawiarnia, ulica, miasto, polana, łąka, czyli ogólnie aktualne miejsce akcji) od szczegółu do ogółu, stopniowo i, przede wszystkim, poszerzając go o kolejne elementy w sposób przypominający poszerzanie kadru.

 

Przykład:

 

Na środku drogi stał kamień, który każdy znał. Obok kamienia wydeptana była ścieżka, którą z obu stron ozdabiały maliniaki i kępy trawy, a już ledwie metr dalej przechodziły w całe morze trawy przetkane makami, mleczami i różnymi krzaczkami. A jeśli stanąłby plecami do kamienia i rozejrzał się nieco dalej, to ujrzał całe wzgórza pokryte dokładnie w ten sam sposób, ciągnące się po sam horyzont. Aż by się odwrócił.

Bo za kamieniem był las. Gęsty, mroczny, poskręcany las, który wydawał się bardzo nie na miejscu. I przez ten właśnie las Czerwony Kapturek musiał przejść, by dotrzeć do babci.

 

W tym wypadku następuje zjawisko stałego poszerzenia — odbiorca ma wrażenie, że po prostu się rozgląda i wychwytuje kolejne elementy. Dzięki temu nie czuje się przytłoczony informacjami i poszerza swoją wiedzę o świecie stopniowo, wdrażając się w wykreowaną przez autora scenę.

 

Przejdźmy teraz — na tym samym przykładzie — do drugiej metody, czyli zamykania ramy. Jak się domyślacie, jest to odwrotność pierwszej metody.

 

Przykład:

 

Gdziekolwiek nie spojrzeć, otaczały ich łąki, a na nich maki, mlecze, kwiecie i krzaczki. Pomiędzy wzgórzami traw wiła się samotna, pojedyncza ścieżka, przy której rosły maliniaki. Na tej ścieżce, niedaleko przed sobą, Czerwony Kapturek widział Mroczny Las, a jego powykręcane, niskie drzewa zdawały się wyciągać gałęzie w jej stronę. Lecz Kapturek wiedział, że jeszcze przed lasem był kamień każdy znał. Rósł w oczach, w miarę, jak zbliżała się do lasu, aż w końcu zatrzymała się przy samotnym, zmurszałym głazie, samotnym strażniku pomiędzy łąkami a lasem. Dzisiaj wydawał się wyjątkowo szary i smutny.

Czerwony Kapturek przeszedł obok, wchodząc do Mrocznego Lasu.*

 

*oba przykłady oparte o “Narratologię” Pawła Tkaczyka

 

W drugim przypadku schodzimy z horyzontu do coraz węższego kadru, by czytelnik mógł się na czymś skupić i zrzucić kotwicę, która przyda się, jeśli wrócimy do tej scenerii. Będzie mógł wtedy obudować sobie wygląd całego otoczenia dzięki właśnie jednemu głazowi, który jest kontenerem wiedzy serwowanej od samego początku opisu.

 

Obie metody służą też czemu innemu — o ile pierwsza pozwala ciekawiej i lepiej zarysować otoczenie, a nawet zakreślić klimat całego opowiadania i nadać mu odpowiedni ton, o tyle druga daje znacznie więcej możliwości w budowaniu emocji i napięcia, w horrorach, thrillerach i historiach paranormalnych, kiedy możemy zejść do poziomu jednego, wyrwanego z rzeczywistości szczegółu jak np. twarz ducha zamiast kamienia albo rozszarpane zwłoki.

 

W obu podanych przeze mnie przykładach stała się jeszcze jedna rzecz, która jest ściśle związana z tym, jak przedstawia się świat w różnych historiach — i nazywa się to dosyć prosto: zderzenie światów.

 

Każde uniwersum ma w MINIMUM DWA ŚWIATY. Zazwyczaj ogranicza się to do świata protagonisty — tego, którego lubimy (wesoła łączka Czerwonego Kapturka) — oraz świata antagonisty (wiemy, że jest to zły wilk i jego mroczny las). Możliwości jest jednak więcej, jednak dla dobra nas wszystkich i długości tego artykułu, skupię się na tej klasycznej i najbardziej potrzebnej.

 

Zawsze pomiędzy światami jest jakiś łącznik albo granica — w tym wypadku był to kamień, który każdy znał, czyli samotny strażnik pomiędzy dwoma światami. Ani antagonista, ani protagonista nie mogą wejść do innego świata, jeśli nie miną strażnika — mogą to być drzwi, może to być osoba, może to być stworzenie, a nawet, jeśli czujemy się na siłach, odpowiednia sytuacja, która zmieni pozycję i równowagę sił. Dla innego przykładu — w moim opowiadaniu zderzenie światów i strażnik nastąpił w momencie, kiedy uświadomili sobie, że od samego początku żyli wewnątrz iluzji potwora.

 

Światy możemy traktować w mniej lub bardziej dosłowny sposób, ale warto postarać się, by zawsze były między nimi jakieś fundamentalne różnice. Mogą być drobne, jednak na tyle wykrywalne dzięki stylowi, nacechowaniu oraz użyciu odpowiednich emocjonalnie słów, by było wiadomo, który świat jest który.

 

Zderzenie światów łączy się często z DROGĄ bohatera (pamiętacie jeszcze?) albo z PRZERWANIEM RUTYNY w historii.

Weźmy teraz inny przykład i zastanówcie się, jaki rodzaj przedstawiania świata tutaj jest i w którym momencie występuje strażnik:

 

Wykute w szkle i stali miasto nigdy nie stygło. Krwiobieg wszystkich istot, które pompowały życie w metropolię, po prostu wiecznie płynął. Rozświetlone blaskiem neonów aorty i rozmazane światłami szybolotów żyły jaśniały, pnąc się tylko w jedną stronę – do gorejącego serca miasta.

Kiedy więc na twarzy miasta pojawiało się Zaciemnienie, nawet ślepiec nie mógłby go przeoczyć. Mały zakrzep w układzie krwionośnym metropolii spowodował, paradoksalnie, rozlew krwi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Canulas 11.02.2018
    Chyba najlepsza część pod kątem nabytej wiedzy. O innych aspektach się gdzieś tam coś słyszało. Tutaj natomiast efekt pewnego wow się pojawił.
    Cykl tych artykułów, to chyba nie po to, by przeczytać, a mieć otwarte obok - pisząc.
    Bardzom na tak.

    "Lecz Kapturek wiedział, że jeszcze przed lasem był kamień każdy znał." - być może zjadło tu "który".
    Najlepszego.
  • Pan Buczybór 11.02.2018
    Kurde, przeczytałem wszystkie twoje artykuły i mówię - spoko robota. Bardzo spoko. Tak samo jak Zaciekawiony patrzysz szerzej i dajesz przydatne wskazówki i porady. A twój blog nadal mam w zakładkach, tylko zapominam wpaść, a wygląda na to, że powinienem. Pozdro

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania