Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
[Hejterska Pętla Czasu] — Apokalipsa cz.1
Niezdecydowana dziewczyna
Dworzec spodków pozaziemskich
Lodówka kwantowa
Panika/Trauma
Dzięki Szudracz za zestaw :)
Lokalizacja — sprowokowana przez Rithę ;)
Inspiracja: https://www.youtube.com/watch?v=sjkxUA041nM
Hejterska Pętla Czasu — Apokalipsa cz.1
Data: sierpień 1998 rok
Lokalizacja: Katowice Polska
Wybudzał się powoli, pozwalając odgłosom z otoczenia stopniowo drążyć misterne kanaliki ku świadomości. Lekkie kołowanie w głowie nie budziło niepokoju, choć mdłości jakie temu towarzyszyły trudno było okiełznać. Mdły zapach kurzu ocucił go nieco, jednak nie na tyle, aby do reszty wyrwać umysł ze swoistej matni, z której z wolna wynurzała się jego jaźń. Początkowo nie odczuwał niepokoju. Raczej przenikała go aura spokojnego wyczekiwania, aż przeskok w tunelu czasoprzestrzennym dobiegnie końca, pozwalając na zestrojenie organizmu z psychicznym odczuciem własnego jestestwa. Zawsze miał problemy z uzmysłowieniem sobie, ile czasu to zajmowało. Podobnie teraz. Trwał na granicy samoświadomości i niebytu na tyle jednak długo, by w oczekiwaniu na znajome bodźce, z wolna zaczęły ogarniać go pierwsze oznaki zniecierpliwienia. Coraz wyraźniej odczuwał budzący odrazę zapach kurzu, który teraz przedzierał się już nieubłaganie z nosa głębiej, bo do kubków smakowych, drażniąc nieprzyjemnie receptory i wzmagając mdłości. Nagły zryw, powodujący skurcz wnętrzności brutalnie wdarł się do świadomości, powodując jednocześnie wyrzut treści żołądka na zewnątrz. Vega, niesiony instynktem samozachowawczym, obrócił się na bok unikając zadławienia i ochlapania wymiocinami. Z trudem oddychał. Starał się wyciszyć po nagłej torsji. Ciężkie i przesycone drobinami rdzawego pyłu powietrze, ze świstem wdzierało się w umęczone płuca. Podróżnik otarł usta rękawem i wolno usiadł. Smagany lekkim wiatrem, unoszącym wszechobecny pył, niepewnie omiótł wzrokiem okolice; osnute zadymioną poświatą znajome zabudowania, Spodek*, chodniki, ulice...
Mrużąc oczy, powoli oblizał spierzchnięte wargi. Ziemisty smak w ustach przybrał na sile. Bezwiednie, jakby w odruchu mającym przywrócić mu pełnię zmysłów, drżącą dłonią przygładził sterczącego na głowie i porządnie już teraz zakurzonego „koguta”. Z każdą sekundą umysł grzązł w coraz gęstszym bagnie totalnego niezrozumienia tego, co rejestrowały zmysły. Skurcz żołądka, chwilę później w porę opanowana torsja, tylko wzmogły złowrogie przeczucia, potęgując niepokój i rodzący się strach. Vega podniósł się chwiejnie z ziemi, pomagając sobie nerwowymi ruchami drżących rąk. Bezradnie kręcił się wkoło, z niedowierzaniem i przerażeniem lustrując najbliższą okolicę…
Szedł powoli w kierunku dysku Spodka. Zbyt zszokowany, aby cokolwiek zrozumieć. Pogruchotany asfalt, powyrywane płyty chodnikowe, kikuty zrujnowanych domostw i jeszcze to… Powłócząc nogami, dotarł na skraj schodów prowadzących do hali i spojrzał w górę. Poprzez zamglone powietrze dojrzał teraz już dużo wyraźniejsze kontury potężnej wyrwy, zionącej w poszyciu dysku zwalistej budowli. Masywne pręty zbrojeniowe, odgięte na wszystkie strony, strzeliście opasały monstrualną dziurę. Wpatrywał się w nie przerażonymi oczami, przełykając głośno ślinę. Niepokój bliski paniki omamiał zmysły. Nie mógł tego zdefiniować, ale czuł całym sobą iż było coś jeszcze, co odbierał jego umysł, a czego sobie jeszcze nie uświadamiał…
Z niedowierzaniem, bezradnie rozglądał się na wszystkie strony. Szybki oddech wzmógł się jeszcze bardziej, powodując napad chrapliwego kaszlu. Odgłos niesiony poprzez ciężkie powietrze, odbił się od ściany dysku hali widowiskowej, powodując pogłos cichego echa. Kiedy płuca wyrzuciły z siebie drażniącą substancją, kaszel ustał, a Vegę dopadło gorączkowe poczucie oszałamiającego zagubienia. Stał na wpół zgięty, chłonąc zmysłami otaczającą pustkę.
— Nienaturalna cisza! — Jak z trudem zdefiniowana zagadka, dotarło w końcu do jego świadomości. — Głęboka, drążąca otoczenie; cisza!
Otaczała go i rozdzierała przestrzeń ze wszystkich stron. Teraz dopiero zdał sobie sprawę, iż to ona, to jej dojmujące istnienie spowodowało ten jego początkowy niepokój. Niezdiagnozowana lecz wszechogarniająca. Uświadomienie sobie jej obecności tylko pogłębiło histeryczny zamęt w umyśle Vegi. Nie umiejąc znaleźć wytłumaczenia dla sytuacji, w jakiej się znalazł, zagubiony w bezkresnej pustce wtłaczającej mrok w spanikowany umysł, zerwał się do szaleńczego biegu. Mijał kikuty wyniosłych niegdyś kamienic, które w miarę przemierzania kolejnych metrów, wyłaniały się niczym martwe rzeźby z zamglonej poświaty. W końcu dobiegł do budynków Dworca PKP, a raczej tego, co z nich pozostało. Przystanął, ciężko dysząc. Serce łomotało boleśnie. Głośny krzyk wyrwany z gardła nie przyniósł odpowiedzi. Nigdzie żywej duszy. Nikogo. Żadnego ruchu zdradzającego czyjąkolwiek obecność. Nic. Tylko martwy szum wiatru niosącego obrzydliwy pył, przedzierającego się przez szczeliny zrujnowanych budowli. Vega opadł do klęku na ziemię i niedowierzając, zamarł w bezsilności.
***
Data: sierpień 2145 rok
Lokalizacja: Jaskinia w zboczu wulkanu Tupangato** Argentyna
Ziemia ponownie zadrżała. Pierwsze dane, uzyskane z detektorów rejestrujących wartości brzeżne energii tunelu czasoprzestrzennego były dość niepokojące. Strażniczka wpatrywała się w migotliwe wykresy z coraz większymi obawami. Przeskok się dokonał, jednak niespodziewany skok ciśnienia w komorze magmowej wygenerował dodatkowy, niekontrolowany impuls energii. Nie zdążyła odciąć agregatu, więc sama wychodnia tunelu czasoprzestrzennego w hiperprzestrzeni mogła być obarczona sporym ryzykiem. Na tyle dużym, że podróżujący nim mógł, miast wylądować w swoim świecie, trafić zupełnie gdzie indziej. Vega nie był jej ulubieńcem, jednak pozostawienie go samemu sobie w jednym ze światów równoległych nie wchodziło w grę. Zwyczajnie, po ludzku, choć sama nie będąc do końca człowiekiem, nie mogła mu tego zrobić. Usiadła na posłaniu, sącząc słodką kawę; prezent od Vegi przywieziony z Polski. Kawa zbożowa i cukier z polskich buraków cukrowych. Przynajmniej tak się zarzekał. Chciał ją tym skusić do odwiedzin. Uśmiechnęła się w duchu, wciąż nie wiedząc, co ma myśleć o tym szalonym i nieco irytującym młokosie. Dźwięk pikania, sygnalizujący przesył danych, wyrwał ją z zamyślenia. Odłożyła filiżankę i przystąpiła do odczytywania informacji. W półmroku półkolistej komnaty, wykutej w zboczu wulkanu Tupangato, rozjarzyły się migotliwe ekrany z mnóstwem świetlistych wykresów i danych. Wielka Łuna pochylona w skupieniu nad półprzeźroczystym i delikatnie falującym wyświetlaczem, analizowała odczyty marszcząc co chwila brwi. Były bardzo niepokojące…
***
Data: sierpień 1998 rok
Lokalizacja: Katowice Polska
Pociągowe łóżka nie należały do najwygodniejszych, ale póki co, musiały mu wystarczyć. Błąkanie ulicami zrujnowanego centrum Katowic a później wzdłuż torów, nie przyniosło odpowiedzi na żadne pytanie. Był sam. Choć może nie do końca. Kiedy doszedł do, w połowie zawalonego podziemnego przejścia na perony, zawahał się i nie wszedł głębiej. Jakaś irracjonalna część podświadomości, nagłe przeczucie, zrodziły nieokiełznany lęk w jego umyśle. Może to prymitywny instynkt samozachowawczy, który umiejscowiony i pieczołowicie skrywany w głębokich zakamarkach zwoi mózgowych, teraz w sytuacji najwyższego zagrożenia, wypłynął na powierzchnię świadomości, przyprawiając Vegę o kolejną falę paranoicznego strachu. Trudno orzec. Alogiczny i wynikający jedynie z instynktu stan umysłu, towarzyszył mu i jego poczynaniom cały dzień.
Pod wieczór miał już tego dość.
Wszystkiego.
Wśród przewróconych i wykolejonych wagonów, odnalazł najdogodniejszy, w którym udręczony, natychmiast zasnął.
Zbudził go szmer, zrodzony gdzieś w zakamarkach ciemności. Nienaturalna cisza osnuwająca dzień, znikła. Pojawił się mrok a wraz z nim zaczęły napływać nieidentyfikowalne odgłosy. Dość ciche, jednak wyczuwalne na tyle, by zbudzić wystraszonego Vegę. Nie ruszał się a jedynie nasłuchiwał. Z czasem najgłośniejszą rzeczą, która pulsowała mu w głowie było mocne i teraz już znacznie przyspieszone bicie serca. Skupił się jednak i wytężył słuch. Zardzewiałe drzwi wagonu skrzypnęły i Vega zamarł. Pojawił się szmer i jednostajne odgłosy ślizgania, które wyraźnie się zbliżały. Coś sunęło pomiędzy siedzeniami. Uchylił oczy ale w mroku niewiele mógł dojrzeć. Na tle okien powoli przesuwała się ciemna postać wielkości człowieka. Vegę olśniło.
— Człowiek! W końcu ktoś żywy! — Uradowany podniósł się z siedzenia i chwilę później stał już twarzą twarz z…
Humanoid, sprawiając wrażenie zaciekawionego, przechylił odwłok przypominający głowę, nieco w bok. Czarne ślepia wpatrywały się intensywnie w oczy zamarłego z przerażenia Vegi. Trwało to kilka chwil a może całą wieczność. Podróżnik poczuł, iż kolana zaczynają mu mięknąć a ciało lekko dygocze. W następnej chwili zaczerpnął powietrza i, na ile pozwoliła mu wydolność płuc, zacząć panicznie krzyczeć. Humanoid tymczasem wyprężył ciało. Vega nie czekał dłużej, odwróciwszy się, w histerycznym pędzie dopadł wc i przysiadłszy w rogu niewielkiego pomieszczenia, zatrzasnął drzwi, jednocześnie zapierając się o nie nogami. Spanikowany rzucił okiem na zsuwane okno. Było całe i wyglądało na zamknięte. Po kilku chwilach klamka drgnęła i coś lekko naparło na drzwi. Vega wysztywnił nogi, zapierając się nimi z całych sił. Zasyczały drzwi zewnętrzne składu, aby po chwili skrzypiąco się uchylić. Humanoid wysunął się na zewnątrz. Vega podkulił nogi i powoli wstał. Przybliżył głowę do okna i usilnie starał się dostrzec w mroku cokolwiek, co mogłoby go uspokoić. Mroczne ciemności po jednej i drugiej stronie oraz niemiłosiernie ubrudzone szyby, rodziły w świadomości przerażonego człowieka najstraszliwsze skojarzenia, a spanikowana wyobraźnia, ocierająca się o skrajne mataczenie, tworzyła surrealistyczne wizje.
Wyłaniały się stopniowo, powoli aby ostatecznie zabłysnąć nagłym skojarzeniem w świadomości. Vega zamarł z nosem na szybie kiedy uświadomił sobie, że od dobrych kilku chwil patrzy dokładnie na wprost czarnych jak smoła, ślepi humanoida. Sekundę później upadł przerażony, uderzając jednocześnie o wystające ze ścianki resztki pisuaru. Milion iskrzących wyładowań przed oczami oraz przeszywający ból łuku brwiowego o mały włos nie pozbawiły go przytomności. Wsunął się w znajomy kąt i ponownie naparł nogami o drzwi. Nasłuchując w wytężeniem, drżącą ręką otarł lejącą się z rany krew. Szmery za drzwiami i na zewnątrz składu nie ustawały. Pojawiły się też jakieś postukiwania oraz delikatne melodyczne dźwięki, przywodzące na myśl odgłosy wielorybów. Przeciągłe ryki i pohukiwania, gwizdy i świsty to przybliżały się do okna i ścian, to oddalały, niknąc w nocnej marze.
***
Ranek zastał go skulonego, tuż przy uchylonych drzwiach. Spostrzegłszy to, Vega skoczył natychmiast na równe nogi. Wyjrzał powoli na zewnątrz, jednak po humanoidach nie było śladu. Odeszły. Był tylko on oraz wwiercająca się w mózg, martwa cisza. I jeszcze coś; świadomość, że w ciemnych zakamarkach czają się oni – "Obcy", jak ich nazwał. Usiadł na stopniach do wagonu, z wolna wyciszając rozdygotane emocje. Schował głowę w dłoniach i głęboko oddychając, rozważał swoje położenie.
Drżenie gruntu i głęboki, jednostajny dźwięk wybiły go z mrocznych wizji. Podniósł głowę i rozejrzał się niepewnie. Przejrzyste powietrze pozwalało na daleką lustrację otoczenia. Basowe, drżące tony dobiegały z góry. Wkrótce dostrzegł kulę ognia otoczoną dymem, przecinającą niebo niczym potężny meteor, wdzierający się z impetem w atmosferę. Nagła kanonada trzasków i odgłosów eksplozji powaliła go na ziemię, a oślepiający błysk uniemożliwił obserwację. Chwilę później wszystko ucichło. Na otoczenie znów spłynęła dojmująca cisza. Vega ostrożnie uniósł głowę i dostrzegł niezidentyfikowany obiekt, który zawisł w powietrzu tuż nad zrujnowaną halą Spodka. Powoli podniósł się z ziemi, i schowany w cieniu ruin, pobiegł w jego kierunku. Był już na wysokości Ronda, gdy ich dostrzegł. Czarne humanoidy. Koszmarni "Obcy". Co gorsza, oni dostrzegli też i jego. Vega natychmiast zawrócił i z krzykiem na ustach, rzucił się do panicznej ucieczki. Po szaleńczym pościgu, jedna z czarnych postaci dopadła go jednak, powalając na ziemię. Ostatnim błyskiem świadomości poczuł, jak wyciągnięty szpon przebija mu udo.
cdn.
* Spodek — Hala widowiskowo–sportowa w Katowicach przy Al. Wojciecha Korfantego 35.
** Tupungato — stratowulkan w Andach, na granicy argentyńsko–chilijskiej. Wysokość 5264 m n.p.m. Powstał w plejstocenie.
Komentarze (35)
Ok, juz czytam Aguś, nie bij ;)
„pozwalając na zestrojenie organizmu z psychicznym odczuciem własnego jestestwa” – to mi się widzi
„ na tyle jednak długo, iż w” – zastanawiam się czy nie powinno być „na tyle (...) by”, obadaj
Vega ma „koguta” w każdej sytuacji, woda z cukrem działa cuda ;D
„Z każdą sekundą umysł grzązł w coraz gęstszym bagnie totalnego niezrozumienia tego, co rejestrowały zmysły” – takie też lubię, zacnie opisujesz
„Otaczała go i rozdzierała przestrzeń ze wszystkich stron” – przecudne *.*
„Tylko martwy szum wiatru niosącego obrzydliwy pył, przedzierającego się przez szczeliny zrujnowanych budowli” – to i cały opis krajobrazu – git, kupuję pani Agu
„detektorów rejestrujących wartości brzeżne energii tunelu czasoprzestrzennego” – trudne, nic nie rozumiem, podoba mi się :D
Sam samiutki Vega, jak w „Jestem Legendą”, choć tamten miał jeszcze psa.
„Jakaś irracjonalna część podświadomości, nagłe przeczucie zrodziły nieokiełznany lęk w jego umyśle. Może to prymitywny instynkt samozachowawczy, który umiejscowiony i pieczołowicie skrywany w głębokich zakamarkach zwoi mózgowych, teraz w sytuacji najwyższego zagrożenia, wypłynął na powierzchnię świadomości, przyprawiając Vegę o kolejną falę paranoicznego strachu. Trudno orzec. Alogiczny i wynikający jedynie z instynktu stan umysłu, towarzyszył mu i jego poczynaniom cały dzień” – bardzo ładnie opisujesz odczucia
„Pod wieczór miał już tego dość.
Wszystkiego” – i wstaweczki, cięte, krótkie, no cacanie!
Opis Humanoida też gites.
Może ja mam posapokaliptyczne ciągoty i odbiór zaburzony, ale podoba mi się bardzo, bardzo. Mam nadzieję, ze będzie kontynuacja!
„Vega nie czekał dłużej, odwróciwszy się, w histerycznym pędzie dopadł wc” :D No tak, cały Vega.
„Wsunął się znajomy kąt” – chyba „w* znajomy kąt”
Jest „cdn”, super, to kiedy? ;p
Bardzo fajne opko Aguś, kubicuję, ładnie opisujesz emocje, radam z obcowania z lektura :D Pozdrawiam :)
Szczerze mówiąc, wzorując się trochę na twoich opisach wewnętrznych przeżyć, chciałam wpleść w opowiadanie emocje Vegi, takie prawdziwe, jego. A czy się to do końca udało. W jakimś stopniu pewno tak ;) W każdym razie, w połączeniu z TW - to niezłe ćwiczenie umysłu ;)
Pozdrowionka :))
a propos "Jestem Legendą" i psa ... W pierwotnej wersji Vega miał spotkać takiego kulawego psa, który miał warczeniem sygnalizować obecność Humanoidów właśnie... Ale zaraz przypomniał mi się ten film i zrezygnowałam, bo nie "moje" opowiadanie by powstało, ale raczej "kopia" tego właśnie filmu.
Masz rację, kopiowanie motywów nie jest dobre, inspirowanie się nimi owszem.
Udało się wpleść emocje Vegi, potwierdzam :)
Kurwa, ale trafiłaś. Czyta się w rytm tych pisków. Nice.
"Mdły zapach kurzu ocucił go nieco, jednak nie na tyle, aby do reszty wyrwać umysł ze swoistej matni, z której zwolna wynurzała się jego jaźń." - nie - z wolna?
"czasoprzestrzennym dobiegnie końca, pozwalając na zestrojenie organizmu z psychicznym odczuciem własnego jestestwa." - no A.Gu. Dokurwiasz Mercedesem po kartkach zeszytu.
"Podobnie i teraz." - a jakby tak bnez I?
"— Człowiek! W końcu ktoś żywy! — Uradowany podniósł się z siedzenia i chwile później stał już twarzą twarz z…" - chwilę.
" Po kilku chwilach klamka się poruszyła i coś lekko naparło na drzwi." - mas w tym fragmencie dużo zdań z "się". Moze choć tu: " Po kilku chwilach klamka drgnęła i coś lekko naparło na drzwi. ?"
"Wyjrzał powoli na zewnątrz, jednak po humanoidach nie było śladu. Znów był sam. Był tylko on i cisza." 3x było/był. Cuś trza zmienić. Może w drugim zdaniu: Został sam albo co?
Noo, kurde, klimat wykurwisty. Kapitalnie się podparłaś "muzyką". Mam we łbie Przedwiecznych włażących przez portal.
"Przejrzyste powietrze pozwalało na daleką lustracje otoczenia." - lustrację.
No proszę. Wygląda na to, że ramiona TW wyniosą następną serię. Zajebiście. Klimat upiorny. Cudnie, A.Gu.
Już od dawna, marzył mi się horror z wielorybią muzyką w tle... taaa w zasadzie pierwsze skojarzenia z czarnookimi humanoidami miałam po obejrzeniu jednego z wczesnych Star Trek'ów, będąc jeszcze młodym szczylem.
Był w tym filmie również przeskok w czasie, w poszukiwaniu humbaków. To stamtąd wtedy, dotarły do mnie odgłosy tych olbrzymich morskich ssaków. Taaa... stare czasy...
Straszniej, mroczniej, bardziej surrealistycznie...
Aga jesteś niesamowita, jakbyś była nie z tego świata. Z twojej Apokalipsy wynika, że Polska i Argentyna będzie na mapie świata.
Pozdrawiam serdecznie
A apokalipsa, jak to apokalipsa... w drugiej części coś tam się więcej wyjaśni ;)
Dzięki za odwiedziny :) Pozdrawiam
Wciąga ta seria i wpasowuje się w mój gust. :)
Jestem pod wrażeniem stylu, no i pomysł też niczego sobie. Powtórzę, że apokalips z zasady nie lubię, ale tak naprawdę czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce. Jednak zwracam uwagę tylko na to, co jest dobre. A to jest dobre. Szczerze, to czytając, tracę wiarę że ja umiałabym kiedyś osiągnąć podobny poziom.
Pozdrawiam :)
To jeszcze nie jest taka zła cecha, nawet na dłuższą metę, ale zaznaczanie książek czym popadnie to już grzech ciężki. Cóż, zawsze lepsze to niż zaginanie rogów.
Również pozdrawiam :)
Warsztat ekstra klasa.
Tyle ode mnie
Odtanczone pozdrawiaki ;)
To mój chyba pierwszy w życiu "horror" ;)
Dzięki że się przedarłeś przez tą narracyjna część ;)) Pozdrowionka :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania