Weny nie ma - ale może da się coś z tym zrobić

Od mitycznej Weny rzekomo się zaczyna. Od tej iskry, która rozpala ogień wyobraźni i sprawia, że plujemy płomieniami kreatywności na prawo i lewo. I przez Wenę to trwa. Na braku Weny się kończy.

Czyżby?

 

 

1) Choroba wenaryczna

Wena w rzeczywistości przeciętnego, początkującego twórcy to punkt zapalny tworzenia. Olśnienie i zesłanie pomysłu znikąd. Delikwent siada do pisania i pod wpływem uniesienia pisze przez kolejne kilka godzin. Być może następny dzień. Być może jeszcze następny tydzień.

 

Nigdy następny miesiąc. Wena nagle poszła, odeszła, wyparowała i nagle nie wie się, co pisać, gdzie pisać, jak pisać, czy pisać, depresjonada pisarska dopada i wyrywa słowa z głowy niczym głodny sęp. I co się stało? Gdzie ta Wena? Czemu nie piszę dalej, czemu nie stworzę książki jak King albo Dukaj?

 

Bo obaj panowie już dawno temu zdali sobie sprawę, że czegoś takiego jak Wena być może nie ma. Że to po prostu ładna, obrośnięta mitem i legendą nazwa, która swój początek wzięła w mitologii Greckiej i tak, jak większość rzeczy w mitologii, służyła jedynie ładnemu nazewnictwu oraz próbie wyjaśnienia świata w możliwie najwygodniejszy sposób.

 

Ale jest inna rzecz - rozbiór na czynniki pierwsze, analiza i proces kreatywny.

 

2) Czynniki Weny

 

Osobiście wychodzę z założenia, że wolę nie wierzyć i nie uznawać istnienia Weny. Tak po prostu - bo Wena wprowadza implikacje i konotacje, sprawia, że młodzi, niedoświadczeni autorzy uważają, że:

 

a) można pisać tylko pod wpływem weny,

b) wena jest niezbędna do pisania i tworzenia pomysłów,

c) bez weny nie da się stworzyć niczego dobrego,

d) ograniczają się i tłumaczą własne lenistwo brakiem weny.

 

Czym jednak ta Wena w gruncie rzeczy (mojej rzeczy, bo to nie absolut) jest?

 

Tym, co w człowieku tkwi od dawien dawna - ekscytacją na myśl o eksploracji. Poznawaniem siebie, swojej głowie, swoich pomysłów. Jest wylewem endorfin, podjarką, hypem na to, że oto mamy szansę zrównać się z wielkimi pisarzami, że właśnie wymyśliliśmy coś oryginalnego. Jest olśnieniem w mrokach niezrozumienia świata, życia, kosmosu i wszechrzeczy.

 

I daje jedynie wybrakowany substytut pomysłu.

 

Każdy doświadczony twórca zapewne zdaje sobie sprawę, że do olśnień i pomysłów trzeba podchodzić ostrożnie i na chłodno, a idee wyrzucone z siebie pod wpływem tych emocji mogą wydawać się lepsze niż będą po analizie. Dlatego takie wyrzuty ideologiczne trzeba potraktować solidną obróbką. Trzeba je przetestować, poddać ogniu krytyki i sprawdzić, co się z tego wszystkiego wykuje i czy czasem nie pomyliliśmy złota z pirytem. Przeprowadzić...

 

3) Anawenalizę

 

Obudź się na dzień trzeci, bo drugi jeszcze zbyt żywy i emocjonalny. Spójrz na pomysł. Spisz go. Sprawdź, czy masz środek, czy może zakończenie, czy też sam początek Ci się objawił w tej "Wenie". Zobacz, czy dasz radę wymyślić do tego konspekt, czy też po prostu zachowasz pomysł do jakiegoś innego dzieła na pojedynczą scenę. Pogoogluj i zobacz, czy nie ma podobnych dzieł. Czy ktoś już tego nie napisał. Zadaj pytanie bliskim twórcom.

 

Spisz konspekt. Sprawdź, czy fabuła nie ma luk. Zadaj sobie pytania, bądź detektywem, złym gliną, katuj siebie szczegółami, łgaj i wymyślaj rozwiązania, pamiętając, że każda luka będzie powodowała kolejne pytania i kolejne nieścisłości. Minimalizuj ryzyko porażki.

 

I najważniejsze - nabierz dystansu. Daj temu ostygnąć i sprawdź, czy smak dalej ten sam. Wdrap się na wzgórze i spójrz na wszystko z góry. Dystans uratuje nawet początkującego twórcę, bo dystans daje pisarzowi prawdziwe widzenie. Bez filtrów, bez emocji, bez zniekształceń. Widzi dzieło takim, jakim jest i tak samo postrzega pomysł - bez upiększeń.

 

To nie Instagram. To analiza procesu.

 

A skoro o procesach mowa...

 

4) Bezwenny proces kreatywny

 

Już pewnie ustaliliśmy, że na wenie nie można polegać. Że jest zwodnicza, złudna i jest jedynie prostym wyjaśnieniem dla społecznej normy i semantycznej poprawności. I świat literacki kręci się dalej. Dukaj, King, Ćwiek, Pilipiuk, siadają każdego dnia i wymyślają. Tworzą. Pracują.

 

Pracują. Nie unoszą się w chmurze weny. Siadają do szkiców koncepcyjnych, do konspektów, inspirują się, przeglądają podobne dzieła, czytają, oglądają filmy, poznają konwencje, próbują je łamać, główkują nad tym, czym zaskoczyć czytelnika, nie czekają na olśnienie. Bo nie ma co na czekać, bo olśnienie to fałsz, olśnienie trzeba poddać obróbce.

 

Dodatkowo - proces kreatywny, czyli podejście do wymyślenia pomysłu i idei jako pracy, daje znacznie lepsze efekty niż sama Wena. Ba, może doprowadzić do... Weny! Do tego stanu upojenia endorfinami i twórczym szczęściem, rauszu na literaturę. Ale...

 

Ale kreatywność to nie błyskotliwość i to kolejna rzecz, którą twórca musi sobie uświadomić. Kreatywność nie polega na strzelaniu pomysłami na prawo i lewo, na wyrzucaniu z siebie haseł na zawołanie, na tworzeniu ot, tak, z doskoku. Kreatywność to proces twórczy, to czasem żmudna i skomplikowana praca. Kreatywność to nie chwila, lecz lata rozciągnięte na kalendarzach oraz mentalność, której trzeba się wyuczyć. Zrozumienie, które zdobywa się z wiekiem tworzenia.

 

A dlaczego ten proces dalej pozostaje kreatywny, skoro to proces, czasem nawet skodyfikowany i z ustalonym porządkiem?

 

Bo to, jak podejdziemy do procesu, jest indywidualne. Indywidualność podejścia oraz osobistość przeżyć przekształcają się na kreatywność w podejściu do twórczości.

 

5) Jak może wyglądać proces kreatywny?

 

Jesteś pisarzem science-fiction. Bierzesz znane klasyki i zbierasz aksjomaty gatunkowe, znane motywy, popularne typy bohaterów, konwencje, wiedzę z tematyki. Posiadasz research, ale sprawdzasz informacje, których potrzebujesz, na bieżąco. Następnie zastanawiasz się, jak wprowadzić do gatunku coś nowego - np. poprzez łamanie znanych konwencji (Czemu by nie napisać z perspektywy kosmity o tym, jak odkrywają ludzkość), kompletnie inną perspektywę na popularne wydarzenia (wyobraźcie sobie ratowanie kosmosu przed Wielkim Złem z perspektywy pokładowego kucharza) albo dekonstrukcję najważniejszych motywów (jak to zrobił Watts w Ślepowidzeniu , gdzie rozbroił totalnie Pierwszy Kontakt z obcą cywilizacją). 

 

Następnie, po utworzeniu pomysłu, należy go obudować. Spisujesz go, zadajesz sobie pytania - kto, co, gdzie, jak, z kim, z czym, pytań im więcej, tym lepiej. Następnie, kiedy masz rdzeń opowieści, dobudowujesz wątki poboczne, bohaterów, opisując ich tak, jak to możliwe - wynajdując nawet zdjęcia na Pintereście, aktorów do bohaterów, wypełniając konkretne lokacje albo wydarzenia didaskaliami ze szczegółami.

 

Potem spisujesz plan dzieła - segregujesz wydarzenia, oznaczasz, gdzie jest ekspozycja, gdzie akcja, gdzie zarysowanie klimatu, gdzie wyjaśnianie świata, gdzie dajesz czytelnikowi odpocząć, a gdzie bombardujesz go emocjami i doznaniami. Cały czas weryfikujesz z pozycji dystansu to, co robisz, czy uważasz to za naprawdę fajne, czy prujesz ostatkiem sił z braku pomysłów. Jeśli to ostatnie, zrób sobie przerwę, wróć jutro.

 

I wyznawaj zasadę - jeśli zmęczony, to przerwa. Nikt cię nie goni, ale świat cię może przegonić za kiepską jakość stworzoną w pośpiechu. Daj się poznać z najlepszej strony.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (24)

  • Johnny2x4 04.01.2018
    Super, że działasz literacko i piszesz wartościowe artykuły. Pozdrawiam! :)
  • Arysto 05.01.2018
    Dzięki ;)
  • Aisak 04.01.2018
    a co z poezją?
    bo chyba to trudniejsze, niż napisanie opka.
  • Arysto 05.01.2018
    Poezję, jak mówił już Miłosz, najlepiej spożywać na chłodno. Oczywiście można pisać pod wpływem, hm, endorfin, jednak dalej uważam, że te olśnienia podają produkt częściowy i wybrakowany. Zdystansowanie do dzieła oraz podejście do niego bardziej logiczne (aczkolwiek nie bezemocjonalne) może przynieść więcej dobrego niż zakończenie tworzenia na nagłym zrywie.
  • Aisak 04.01.2018
    Ale oceny są wręcz bulwersujące.
    Z jakiego powodu takie niskie noty, i to w dodatku za coś, co jest specjalnie napisane dla ogółu.
    no, ale wiemy nie od dziś, że ogół składa się z większości z baranów :/
  • Arysto 05.01.2018
    Ej, ja jestem spod Barana, psze pani! :D
    A ocenami nie ma co się przejmować, nie pierwej raz, zalazłem za skórę kilku osobistościom.
  • ausek 04.01.2018
    Temat weny jest rozpatrywany od lat, ba, wieków. Zawsze znajdą się przeciwnicy i zwolennicy istnienia tej teorii. Ci pierwsi będą twierdzić, że tak irracjonalny twór jak wena nie istnieje i że nie ma na co czekać tylko brać się do pracy nad warsztatem. Drudzy, że nieszczęsna wena to nierozerwalny proces, etap (zwał jak zwał) tworzenia czegoś. Mam takie wrażenie, że wena to taki iście romantyczny wytwór. ;) Gdzieś czytałam, że to Platon zawinił, wprowadzając to pojęcie do myślenia o procesie twórczym. Tak więc chyba już zawsze pozostaną dwa obozy... ;)
  • Arysto 05.01.2018
    Oni tam wszyscy lubili wymyślne nazwy - hedonizm, utopia, platonizm, dystopia, wena - to jedynie efekty uboczne filozofii, która jest werbalną masturbacją nad własnymi myślami.

    Ogółem punktem artykułu było pokazanie, że wena sama w sobie jest wybrakowana i zwodnicza. Potrzebne jest rzemiosło ;)

    Dzięki ausek, za komentarz :D
  • Karawan 04.01.2018
    Czym różni się rzemiosło od artyzmu? Tym samym czym Alma Mater od naser mater. No, może za ostro ale jednak różnica istnieje niepodważalna. Co prawda doskonały rzemieślnik może być i bywa uznawany za artystę, ale artysta zawsze jest doskonałym rzemieślnikiem. A co do tego ma wena? Kiedyś naukowcy próbowali odpowiedzieć co to jest intuicja i okazało się, że to nic innego jak połączenie doświadczenia i podświadomości, która nękana problemem, podsuwa jakieś rozwiązanie. Dzięki za artykuł. Mało, ciągle mało takich rozmów, ale i tak znacznie więcej niż było gdym nastał na opowi. Dziękuję!! 5
  • Karawan 04.01.2018
    PS. Narratologia świetna sprawa - ja Ci tego nie zapomnę!! ;))
  • Arysto 05.01.2018
    A tę kwestię też kiedyś rozkminiałem i w sumie rozkminiam dalej.
    Artysta może być doskonałym rzemieślnikiem, ale doskonały rzemieślnik niekoniecznie musi być artystą - od tego się to u mnie zaczęła.

    Intuicja, podświadoma wiedza, suma wypadkowych przeżyć i doświadczeń - przemawia do mnie bardziej niż Wena :D
  • Arysto 05.01.2018
    Karawan Cieszę się, że się podoba <3 Ja uwielbiam rozdział z archetypami!
  • Zaciekawiony 04.01.2018
    Można napisać opowiadanie czy wiersz zarówno z weną jak i bez niej. Do tego drugiego potrzebna jest odrobina warsztatu, stąd może początkujący pisarze i poeci tak się kurczowo tej weny trzymają.

    Napisałem kiedyś całe opowiadanie w stanie weny. Nadal mi się podoba, choć doprawdy nie wiem o czym jest. Przedstawia pewną ogólną sytuację w której brakuje dookreślenia.

    Inna sytuacja to pisać z pomysłem, tzn. mieć jakiś zamysł z którego łatwo wywieść początek, rozwinięcie i zakończenie. Najgorzej jest jak chce się pisać bez nawet tego, bez pewności co będzie za chwile. W taki sposób napisałem na przykład ostatnio wrzucony sonet o tornadzie, który zaczął się od zupełnie sztucznej sytuacji "nigdy nie napisałem sonetu spełniającego wszystkie reguły, to teraz siędnę i jakiś machnę", Po napisaniu pierwszego wersu nie wiedziałem co będzie dalej; potem dobierałem możliwe rymy i do tego rymu powstał czwarty wers. Potem trzeba było wymyślić dwa środkowe, które będą jakoś 1 i 4 ze sobą łączyć. Gdy pierwsza część była gotowa, trzeba było zrobić następną itd. Doprawdy do samego końca nie byłem pewien co będzie zakończeniem. Podobnie wyglądało pisanie limeryków, które tu przytaczałem.
  • ausek 04.01.2018
    Zaciekawiony, bo pisanie to zawsze ciężka praca i długotrwały proces. Jeśli ktoś kocha nurkować w zakamarkach własnego umysłu, biegać w labiryncie fantazji - to może mu to sprawiać wielką przyjemność.;)
  • Arysto 05.01.2018
    Chyba jednym z punktów wyjścia do poważniejszego pisania jest odpuszczenie sobie tematu weny, tak samo, jak odpuszczenie wciskania każdemu swoich dzieł z litości.

    Też mi się zdarzyło w przypływie endorfin wysmarować eksperyment. Nie jest zły, ale nie wiadomo, o co biega. Ja wiem. I tylko ja. A to za mało na scenę. Do teatru tego nie wezmę.

    Ostatni akapit - totalnie rozumiem i się zgadzam :D
  • Felicjanna 04.01.2018
    pisanie z weny, poprawki na warsztacie. Tak mi się to widzi, chociaż wenę albo jej namiastkę można wywoływać. Ja odstawiając komputer i idąc na spacer, często dołapuję "wenę" do tekstu, na który "pod przymusem" nie znajdywałam rozwiązania.
  • Karawan 04.01.2018
    Ale wenę jak intuicję - wywołuje Twoje doświadczenie w obserwacji otaczającego Cię świata i drugie w kojarzeniu tych obserwacji ze słowami, obrazami a potem nagle "olśnienie"; to byłoby fajnie pokazać, dopieścić i zobaczyć czy inni ten obraz zobaczą, czy poczują związane z tym emocje.
  • Arysto 05.01.2018
    Można i tak - jak rzecze moja mantra, każdemu jego/jej porno. :) Tak długo, jak działa i uszczęsliwa, tak długo jest ok.
  • Lubię czytać Twoje rozwiązania problemów literackich, w sensie literatów. z kilku pomysłów skorzystałem. Pozdrawiam 5
  • Arysto 05.01.2018
    I jak efekty? :) Mam nadzieję, że pozytywnie!
  • Arysto była „Piekarnia”, która już zdiolem, piszę sobie na spokojnie dalej. Nie wiem czy efekt dobry, myśle, że nie najgorszy, zwłaszcza pierwsze części, zebrały pozytywne opinie.
    Tam gdzieś na forum kiedyś poradziłeś aby „pisać blisko siebie”:
    - miejsca
    - zainteresowań
    - czymś i czym ma się pojecie
    Było tam wiecej rad, ale w skrócie te mi utkwiły, je zapamiętałem najbardziej.
    Jak do tej pory to bedzie moje najlepsze ooowiadanie:)
    Wiec cóż, dzięki, że piszesz takie artykuły.
    Odnośnie weny, to ja nawet jak nie piszę, to układam sobie moja układankę w głowie, potem jak się zacznie pisać to jakoś leci.
    Ty radzisz aby plan spisać... ja go mam w głowie, ciagle ruchomego, tego „plana” , czuję, że jakbym go spisał, pózniej bym się go chciał trzymać, to wyszłoby mi trochę sztucznie. Choć moze kiedys dojdę do takiej płynności, aby pogodzić płynność zapisywania z myślowa.
    Fajnie, że tu publikujesz swoje spostrzeżenia i dzielisz się nimi.
  • Anonim 05.01.2018
    Arysto kawał dobrego tekstu! :-) Świetne przemyślenia pod ogólną dyskusje. Rzekłbym nawet, że to "wstęp" i "wprowadzenie" do dalszych rozważań. Dałeś mi osobiście do myślenia. Ogólnie jestem zwolennikiem tak zwanego złotego środka, czyli wena poparta ciężką pracą i na odwrót, ciężka praca poparta weną. A co z talentem i ciężką pracą? Czy powiemy, że napisał swoje dzieło pod wpływem weny? A co powiemy o solidnym warsztacie pisarskim i ciężkiej pracy? Może powstać dzieło życia bez weny. Często jednak spotykam się z czymś, co mogę śmiało nazwać "błyskiem" geniuszu, choć pod względem technicznym tekst kuleje. Przekaż i treść ponad formę, a jeśli z formą, to już w ogóle mistrzostwo. Pozdrawiam i liczę na kontynuację lub kolejny ciekawy wątek o podobnym zagadnieniu :-)
  • Arysto 05.01.2018
    A dzięki ;) Pytania dobre i trochę zaspoilerowałeś - miałem zrobić serię "Ku morderstwie Weny", a teraz się wydało :) Na pytania odpowiem - ale w artykułach!
  • Ritha 12.01.2018
    Bardzo ciekawe tematy poruszasz Arysto. Ten wyjątkowo mi bliski.
    Ja w wenę (czy jakkolwiek to nazwa) wierzę, mało tego, ja ją czuję namacalnie, ale wiem, że być może inaczej proces twórczy wyglądać powinien. Z tym, że "wena "daje jedynie wybrakowany substytut pomysłu" muszę się nie zgodzić, bo moje najzacniejsze rzeczy powstały na wenowym speedzie, co czytający potwierdzili aplauzem. Ale chciałabym potrafić regularnie i "na spokojnie" pisać. Czasami siadam i faktycznie po kilku zdaniach samo zaczyna się napędzać, a czasami kiszka. Moje spore (jak na opowijskie normy) opko powstało w 90 % na wenie, bez wcześniejszego konspektu (pomimo, że to kryminał, więc strzał w kolano bez planu). Ale powiem Ci, że nawet jak miałam zarys planu, to zmieniałam nagle, bo w trakie pisania lepsze pomysły przychodziły. Z tym, że lubię reaserch, lubię wkręcać się w temat na maksa, super sprawa, i może to mi tą "wenę" wywołuje (?). Minus jest taki, że potrafię się zaciąć na tygodnie całe :/ A potem sruuu dzień po dniu. Mam niedosyt, zbytnio ufam wenie, ale widzę, cholera, widzę różnicę w jakości. Ten chwilowy "bum" robi mi dobrą robotę, dużo lepszą, niż gdy "pocę". Ale fakt, wcześniej długo myślę o tym co chcę napisać, spisuję pomysły, strzępki dialogów itp., szukam jakichś przydatnych informacji, rozpisuję sobie punktowo różne "drogi" (nie całość, jedynie drogowskazy) i czekam na "bum". Więc nie jest to może takie pisanie "z dupy", typu nie robię nic i nagle samo spływa. No już sama nie wiem. W jednym komentarzu napisałeś "wena sama w sobie jest wybrakowana i zwodnicza. Potrzebne jest rzemiosło" i tu popieram w 100 %.

    "Watts w Ślepowidzeniu , gdzie" - spację przed przecinkiem wywal ;)

    Dobry artykuł, ważny temat, pięć od mła i życzę... czego? Weny bym chciała, aleś wenowy ateista, to Ci życzę miłego łikenda ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania