β
Mróz zdjął jej buty. Podeszwy przywarły do twardego podłoża, oderwały się przy kolejnym kroku. Dalej szła już boso. Czuła jak zimne granulki, pojedyncze grudki zwartego śniegu chrupoczą pod stopą, szorują stwardniałą, bolącą skórę. Dobrze, że miała kurtkę - w innym wypadku nie odeszłaby dziesięciu metrów od domu.
Niebo było białe, czyste i puste jak głowa dziewczyny. Przystanęła na chwile przy nieczynnym słupie telegraficznym. Podparła się jedną ręką, drugą złapała stopę; rozcierała ją trochę, może chciała ją rozgrzać lub rozmasować ból. Spojrzała w prawo, na stary budynek poczty. Parę kroków od niej, drzwi zamknięte. W oknach żadnych śladów światła, ale ktoś mógł tam być. Podeszła. Otworzyła drzwi, zdjęła kaptur, jeszcze na moment zerknęła przez ramię.
Cień. Mrugnięcie. Odwróciła głowę. Przewidzenie; tak myślała.
Usiadła na pozostawionym na środku pokoju krześle. Nawet nie oglądała wnętrza. Wyciągnęła z kieszeni zapalniczkę, a z rękawa wysunęła pognieciony list. Tsyk, tsyk - ogień rozniecony. Wyostrzyła zmęczony wzrok, zaczęła czytać:
"Poczta Skowczewycza.
Pamiętaj. Na północ od domu. Trzymaj się drogi."
Czekała. Autor notki miał się zjawić. Tak ją zapewniał. Zgubiła już te słowa, ale zapamiętała je. Poprzednio tak pisał, za każdym razem to powtarzał. Ale jednak nie przyszedł. Nie ma go.
Dziewczyna zaniepokoiła się. Zgasiła ogień, wstała, zaczęła szukać. Jeszcze jedne drzwi - na zaplecze. Dywan z porzuconych listów. Nieznane adresy. Nigdy nie doręczone życzenia i życia. Wiatr musiał je rozrzucić; okna, nadgryzione zębem czasu, były nieszczelne, niektóre szyby były też wybite. Podeszła bliżej. Dreszcz na plecach. Krew na framudze - zaschnięta. Ktoś się oparł dłonią, może uderzył czołem; plama była niewyraźna. Nacisnęła klamkę. Przerażenie. Palce nie mogły się ruszyć, nadgarstek nieruchomy. Dziewczyna przełknęła ślinę. Musiała to sprawdzić.
Chłód. Dziwne. Poczta wydawała się w miarę szczelna. Nie było tu aż tak zimno. Zebrała w sobie siły, pierwszy krok, drugi. Wtedy to zobaczyła - w suficie, metr od niej, była dziura. Długie sople zawieszone na krawędziach. Zupełnie jak w kołysce. Wzrok powoli zsuwał się w dół. Ciało. Uśpiony człowiek przykryty śniegiem. Dziewczyna wstrzymała oddech. Odór zgnilizny dotarł do nozdrzy. Zobaczyła wszystko to, czego nie chciała widzieć. Myśl o ucieczce. Nie chce oglądać więcej trupów. Nie chce oglądać więcej trupów. Przełamuje się. Podchodzi. Powolutku, chwiejnie. Przyklękuje przy ciele, odgarnia śnieg z twarzy. Okropne spojrzenie. Zimne, nieobecne. Jak zdechła ryba. Odkopuje dalej, uwalnia kawałki czarnej kurtki. Znajduje rękę. Wstrzymuje się. Zahacza paznokciami o stwardniałe mięśnie. Ociera się o nie jak o szorstką gąbkę. Ukazuje się dłoń. Zaciśnięta. Papier zwinięty w rulon. Ciekawość zwyciężyła. Palec po palcu zwalnia uchwyt. Wzięła notkę, uciekła. Szybkie kroki, ciągnący się za nią cień. Znowu jest przy słupie. Wzięła oddech. Ma dość. Zbyt wiele, zbyt wiele dla jej kruchej świadomości. Usiadła na pokrytej śniegiem ziemi. Już zapomniała o stopach. To teraz nieważne. Zdobycz z trupa. Odszyfrowała wiadomość. Niewyraźne pismo. Dziwnie znajome.
"Plany się zmieniły. Teraz już nie wiem, czy się spotkamy. Wyślę ci to, jeśli dam radę. Nie przychodź już tutaj. To nie jest bezpieczne miejsce. Jeśli nie ucieknę - znajdziesz mnie. Wtedy musisz zniknąć. Obserwują okolicę."
Za późno. Gniecie kartkę, wyrzuca ją za siebie. Panika. Pot zimniejszy od powietrza. Nerwowo wstaje. Nie wie, co robić. Spokój. Spokój. Próbuje złapać oddech. Puls przyśpiesza. Musi zniknąć, teraz. Mówili, że to niebezpieczne, ale nie usłuchała. Ufała listom, które nie mogły zagwarantować sobie własnej ciągłości. Wpadła w sidła złudnego zaufania. Ruszyła się, porzuciła te chaotyczne myśli. Zeszła na główną drogę. Szybko. Szybko. Nie miała sił, ale zaczęła biec. Niezgrabnie. Pamiętała jeszcze drogę do domu - mróz nie zamroził tej myśli. Czuła jak powietrze ją dociska. Obraca się wokół niej, wiruje między nogami. Świat jest teraz przeciwko niej. Zimny dotyk, szmer wiatru. Jej twarz była spokojna. Dziwnie neutralna, ale bała się. Czuła przerażenie. Nie przestała biec. Nie mogła wiedzieć, gdzie są. Wyczuła jednak ich wzrok. Obserwowali, jak wije się w desperacji, prymitywnym instynkcie, jak próbuje wrócić do domu, przewracając się o własne nogi. Koniec.
Pierwszy cios, nawet nie zauważyła. Upadła. Czarna postać. Nie widziała dokładnie. Obraz wirował, perspektywa zanikała. Robiło się coraz ciemniej, coraz mroczniej. Ostry pazur przebił się przez kurtkę. Spod poszarpanego materiału ściekała krew. Pobrudziła bluzę, koszulkę, uciekła na zewnątrz, zderzając się z zimnym powietrzem. Upadła, śnieg dostał się do uszu, zagłuszając dźwięki. I tak by nic nie usłyszała. Tylko szmery. Ciche, zanikające pomruki. Jeszcze ciężki oddech, coraz słabszy. Łapała powietrze, chciała żyć. Najpierw straciła przytomność. Nie czuła, jak umiera. Może to i lepiej. Znała już smak śmierci. Wypalił się w jej szczelnie zamkniętej głowie. Teraz to ona tego doświadczała. Jej pierwszy raz. Nadzieja się już ulotniła. Jeszcze przez moment odgarniała śnieg, chciała się czołgać. Oczy lalki. Puste, coraz mniej blasku. Nadal nad nią stoi. Szczerzy kły, przeklęty potwór. Może jeszcze ktoś przyjdzie? Nie. Został tylko list, który ją tu sprowadził. Może ostrzeże innych, odciągnie od jej losu. Nie wiedziała, nie mogła już wiedzieć.
Nieuczciwe życie wyniosło się z przegniłego, poszarpanego ciała.
Nadeszła jej kolej. W końcu, jak pewnie by pomyśleli niektórzy. Nie zasłużyła na to, bo nikt nie powinien.
Los przeklął ludzi żyjących w tym obumarłym świecie.
//to samo uniwersum, co: http://www.opowi.pl/tw-2-powrot-do-domu-a49323/
Komentarze (15)
Poza tym tekst bardzo mi się podobał. Takie krótkie, ucięte zdania nadają tempa. Nieźle ukazują, co musiało dziać się w jej głowie.
No i ładnie zbudowałeś klimat.
Musi zniknąć, teraz. Mówili, że to niebezpieczne, A tu się kończy rozjechanie w czasie. - cóś bym spróbował pomajstrować ;)
Tyle Czepialskiego.
Ode mnie 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania