#18 - cz.30

21 Grudnia.

Julka wyszła z mieszkania, kiedy jeszcze spałem. Oczywiście w swojej sypialni, w swoim łóżku z nią w ramionach. Kolejny raz postawiłem na swoim i dziwiłem się sam sobie, że po tym, jak musiałem wyważyć przez nią drzwi i naraziłem się na niepotrzebne koszty, nie wywaliłem jej z mieszkania. Z mojego mieszkania.

Schodząc do kuchni, poczułem się trochę dziwnie. Przez tych kilka dni, kiedy mieszkała u mnie, przyzwyczaiłem się już do ciągłego gadania.

Moje wewnętrzne ego kiwało bezradnie głową – kiedy w końcu zrozumiesz, że zależy ci na tej dziewczynie?

Ledwo zdążyłem nalać sobie kawy do filiżanki, gdy mój telefon rozdzwonił się. Spojrzałem na wyświetlacz. Moja matka. Czego ona znów chciała ode mnie? Kolejny raz będzie truła mi dupę i snuła swoje smętne pogawędki o wychowaniu, wyrodnym i niewdzięcznym synu. Chryste Panie! Jak ja nie miałem ochoty tego słuchać.

- Mów, czego chcesz – zacząłem od razu po odebraniu telefonu – tylko streszczaj się.

Wiem, wiem, nie powinienem mówić w ten sposób do kobiety, która przez dziewięć okrągłych miesięcy nosiła mnie pod sercem, a na koniec w okropnych bólach i męczarniach wydała mnie na świat.

- Jak ty się do mnie odzywasz? - usłyszałem w odpowiedzi – może grzeczniej?

Oczami wyobraźni widziałem poczerwieniałą z nerwów twarz i trzęsące się dłonie. Cholernie szybko się denerwowała albo tylko ja tak na nią działałem? W każdym razie miałem tylko jedną odpowiedź. Po cholerę dzwoni? Nikt jej nie kazał.

- Dobra – wysyczałem – stało się coś?

Nie zamierzałem spuścić z tonu. Nie było takiej potrzeby. Byłem dorosły i niezależny od niej pod każdym względem. Nie musiałem wchodzić jej w tyłek, jak moje rodzeństwo czy tatuś starający się wkupić na powrót w jej łaski. Nic mi nie mogła zrobić.

- Święta się zbliżają – pierwsza spuściła z tonu – może miałbyś ochotę wpaść z tą swoją....

Tylko czekałem na to, co powie. Na szczęście dla niej nie dokończyła. Mogę traktować Julkę, jak przedmiot sama się zresztą podkładała, ale nikomu nie pozwolę jej obrażać.

- Julka – dokończyłem za nią – ma na imię Julka mamo.

Na słowo „mamo” robiło mi się niedobrze. Odkąd przestałem na gówno mówić papu, rozumiałem znacznie więcej, niż powinienem.

- No tak, Julka – wypowiedziała dość poważnym tonem – to jak będzie?

Nic nie będzie. Nie zamierzałem przyjeżdżać, a tym bardziej zabierać do niej Julki. Znała mnie od dwudziestu dziewięciu lat i powinna wiedzieć, że nie uznaję świąt. Chwila, co ja pieprzę? Moja matka przyjmowała do swojej wiadomości tylko to, co chciała, więc skąd mogła wiedzieć, że jestem anty-świąteczny?

- Nie przyjedziemy – przybrałem stanowczy ton – wyjeżdżam ze swoją dziewczyną do jej rodziny.

Dobrze wiedziałem, jak wbić szpilę mojej matce, by ją rozwścieczyć. Kochałem to.

- Chcesz spędzać ten wyjątkowy czas – przestała być miła – w gronie obcych osób?

Uśmiechnąłem się i uniosłem kciuk w górę.

- Dokładnie tak – odpowiedziałem, powstrzymując śmiech.

Już wyobrażałem sobie, jak po skończeniu rozmowy ze mną, pójdzie do ojca robić mu wymówki na temat niewłaściwego wychowania mnie — tak jakby miał coś w tej kwestii do powiedzenia.

- Okazujesz własnej rodzinie brak szacunku – teraz już krzyczała – jakaś podrzędna dziewucha jest ważniejsza od nas?

Szacunek, dobre sobie. Jak mogła mówić do mnie o czymś, na co żadna z osób w tej popieprzonej rodzinie sobie nie zasłużyła? Elwira była ostatnią osobą, która powinna używać tak wielkich słów. W jej ustach brzmiało to, jak obelga.

- Skończyłaś już – pora zakończyć tę głupią dyskusję – spieszę się do pracy.

Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, rzuciłem jej słuchawką. Spojrzałem na swoją filiżankę. Świetnie, dzięki niej będę musiał pić zimną kawę. Czas najwyższy zablokować ją w telefonie.

Moje wewnętrzne ego tym razem nie robiło kompletnie nic, stało tylko i patrzyło na mnie.

Godziny w pracy dłużyły się w nieskończoność. Po cichu liczyłem na jakąś wiadomość od mojej dziewczyny z cyklu „dojechałam szczęśliwie” lub coś w tym tonie wystarczyłaby mi. Skłamałbym, mówiąc – nie martwię się o nią. Martwiłem się cholernie, zwłaszcza że droga do jej domu była dość długa i pełna ostrych zakrętów. Chyba jednak nie byłem tak do końca pozbawiony uczuć, jak sądziłem. Pieprzyć to.

Złapałem za swój telefon i przejrzałem listę kontaktów i od razu mój wzrok przykuł jeden numer. Ania – piękna dziewczyna, poderwana na jednej z miejscowych dyskotek.

Bez namysłu wybrałem jej numer. Musiałem czekać kilka minut, zanim odebrała.

- Zastanawiałam się, kiedy zadzwonisz – powiedziała, zaraz po odebraniu – sporo czasu zajęło ci wybranie mojego numeru.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Już wiedziałem, z kim spędzę dzisiejszą noc.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • KarolaKorman 14.07.2017
    Już zapomniałam Elwirę, ale skutecznie ja wspomniałaś. Ten chłopak musi jej szczerze nie... lubić (niech tak się to nazywa :)) I jak zawsze robi sobie na złość. Już przyznał się sam przed sobą, że jednak zależy mu na Julce i na to konto zadzwonił do Anki - super - może się przekona czym to pachnie :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania