2. Chmury tak spokojnie płyną po błękitnym niebie..

Kiedy na drugi dzień siedziałam już na tylnym siedzeniu auta prowadzonego przez Lennarda i patrzyłam jak za oknem drzewa szybko się przesuwają nie mogłam uwierzyć jak szybko zleciały te ostatnie godziny. Pobudka, śniadanie, ostatnie pożegnania, pakowanie bagaży i oto teraz jestem tu gdzie jestem. Jak już mówiłam, tylne siedzenie za kierowcą, za Lennardem. Miał mnie zawieźć na miejsce. Z tego co Abby mi mówiła to ponoć w tym obozie do którego nieubłaganie zbliżała się z każdą upływającą sekundą moja osoba pracował jeden ze starych znajomych Lennarda. Wypytałam ją wtedy o obóz mając na uwadze, że lepiej byłoby wiedzieć coś więcej o miejscu w którym spędzę najbliższe dwa miesiące. Wcześniej wiedziałam tylko, że obóz nazywa się Forest Camp. Ktoś musiał myśleć godzinami nad tą nazwą naprawdę..

Jest to obóz położony głęboko w lesie. Najbliższe miasteczko jest w odległości paru kilometrów co ponoć nie ma zbyt dużego znaczenia ponieważ campus obozu jest dosyć duży i dobrze zaopatrzony. Do tego jest to rodzaj obozu który jest organizowany w wyniku połączeniu paru szkół. Licealnych i uniwersytetów. W sumie powiedziała mi, że kiedyś było ich 7 ale nie wie jak jest obecnie. Uczniowie mieszkali w z reguły kilku osobowych domeczkach natomiast nauczyciele lub osoby nadzorujące w długim jednopiętrowym pawilonie. Do tego było wiele innych budynków i budyneczków których przeznaczenie miałam poznać już na miejscu. Więcej nie chciała już nic powiedzieć bo powiedziała, że zepsuje efekt niespodzianki. A jak spytałam się jej skąd tak dużo wie o tym miejscu (w internecie nie można było zbyt wiele wyczytać) to powiedziała, że od Lennarda który z kolei wie od tego swojego kolegi, choć nie wiem czy jej uwierzyłam. Jego samego nawet nie śmiałam pytać, nie chciałam sprawiać mu tej satysfakcji.

Tak więc był 30 czerwca godzina 10:00 a chmury tak spokojnie płynęły po błękitnym niebie.

Nawet nie zauważyłam kiedy powieki same zaczęły mi sennie opadać i wkrótce skulona na tylnym siedzeniu zasnęłam.

Otworzyłam oczy i pierwszym co rzuciło mi się w oczy niemal samo były promienie słoneczne. Drugim i prawdopodobnie kluczowym powodem mojego wybudzenia się były turbulencje spowodowane wyboistą leśną drogą którą teraz jechaliśmy. Moje serce momentalnie zabiło mocniej. Byliśmy już blisko. Czułam to. I ani trochę mi się to nie podobało. Nagle nie byłam na to psychicznie przygotowana. Wolałabym tak siedzieć w tym aucie i jechać przez całą wieczność. Przyjrzałam się widokowi za oknem. Byliśmy już w lesie. Co prawda jeszcze widać było prześwity pól gdzieś pomiędzy drzewami ale przed nami już ewidentnie widniał las. W miarę jak poruszaliśmy się na przód powoli zaczęło budzić się we mnie podekscytowanie a delikatne uczucie paniki znikło.

O, obudziłaś się – Lennard rzucił mi szybkie spojrzenie w lusterku – już dojeżdżamy.

Spojrzałam na godzinę na wyświetlacz radia z przodu auta. Dochodziła 15.

Już naprawdę nie mogłam się doczekać aż dojedziemy na miejsce. Wprost zaczęło mnie roznosić i co chwilę zmieniałam pozycję chłonąc wzrokiem wszystko co migało za oknem.

Uchyliłam je. Co prawda mieliśmy włączoną klimę bo było dosyć ciepło ale teraz kiedy jechaliśmy tak wolno w porównaniu do autostrady i byliśmy już tak blisko celu wiedziałam, że Lennard nawet nie zwróci na to uwagi. Natychmiastowo uderzył mnie zapach lasu, jodeł, świerków pomieszany z ciepłym powietrzem lata. I poczułam się naprawdę dobrze. Miałam już ochotę wyjść z tego auta, stanąć na ściółce i w pełni odetchnąć tym powietrzem. Las robił się coraz gęstszy a niebo nad nami już prawie całkowicie zostało przykryte wysokimi koronami drzew.

Skręt drogi, i wreszcie zobaczyłam pierwszy prześwit, a już po chwili widziałam jak parędziesiąt metrów przed nami rośnie w oczach brama wjazdowa do obozu. Kamyczki pod oponami zagrzechotały kiedy zatrzymaliśmy się przed zamkniętą bramą nad po łuku szedł napis - FOREST CAMP. Brama miała z dwa metry wysokości i była zbudowana z dwóch skrzydeł na które składały się metalowe prostokątne pręty tak, że można było spokojnie zobaczyć co jest po drugiej stronie; ale głowa już by między nimi nie przeszła choć prawdopodobnie ręka do ramienia już tak. Po obu stronach bramy rozciągał się i znikał w gęstym lesie kamienny mur tej samej wysokości co brama. Między prętami wewnątrz dostrzegłam zaledwie budkę strażniczą kiedy brama najpierw zaskrzypiała a potem powoli otworzyła się.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania