2. "Nie jesteś już moją matką."

Kiedy zamknęła drzwi od ciemni, pokręciła głową. Nim przeszła dystans trzech pięter, osoba Tomasza całkiem wyleciała jej z głowy. Zresztą, miała teraz coś ważniejszego, niż myślenie o krzykaczu z ciemni. Wróciła do swojego biurka, odpalając wyszukiwarkę. Kim jesteś? - zadała sobie pytanie, przeszukując kolejne strony w poszukiwaniu informacji o coachu. Wpatrzona w monitor, kompletnie zatraciła się w czytanym tekście. To była jej szansa, żeby zabłysnąć, więc musiała przygotować się do tego wywiadu jak najlepiej. Udało jej się ustalić podstawowe informacje.

 

Jacek Wardocha, był czterdziestoletnim specjalistą do spraw rozwoju osobistego. Ma charyzmę i pasję. Jest pełen energii i z łatwością nawiązuje kontakt z większą liczbą osób. Jest bardzo pewny siebie. Wykształcenie i praktykę zawodową zdobył na jednym z uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych. Ci co go znają, mówią, że nabrał amerykańskiej maniery i stylu. To by się zgadzało. – pomyślała, przeglądając zdjęcia jakie były dołączone do profilu. Facet miał swój styl. To na pewno. Wyczytała jeszcze o taktyce jego pracy. Z ludźmi porozumiewa się zadając pytania. W jego pracy nie chodzi mu o to, żeby komuś nakreślić w czym ma problem. Wychodzi z założenia, że człowiek sam musi odpowiedzieć sobie na pytanie "jaki jest jego cel". Poszukując odpowiedzi na własną rękę, poznajemy samego siebie. - Ciekawe, ciekawe.. – mruczała pod nosem, kompletnie nie zauważając jak jej telefon kolejny raz upomina się, żeby go odebrać.

 

- Coś Ci wibruje. – usłyszała szept do ucha. Wtedy jak oparzona, odsunęła się od Krzyśka, który zawisł nad nią, opierając się o biurko. - O czym tak dumasz, o mnie? Zapomnij.. dziś jestem tylko dla mojej tancereczki, ale jutro.. Jutro jestem cały Twój.

 

- Idiota! – spojrzała na niego, wywracając oczami.

 

Gdy sobie poszedł, zastanowiła się jakim cudem jeszcze go nie zabiła. Jako dziennikarz, nie był głupi. Przeciwnie. Harował w redakcji więcej niż inni. Stawał na głowie, żeby przeskoczyć Mikołaja i wyjść przed szereg. W końcu zabłysnąć i nie żyć w cieniu redakcyjnego przystojniaka. Niestety, jako facet był absolutną porażką. Nie raz miała wrażenie, że Krzysiek chce zaliczyć wszystko co się rusza. Znaczy wszystkie kobiety. Zaczynając od tych najładniejszych, potem tych mniej ładnych a kończąc na każdej, która się napatoczy. Ale jak to zwykle bywa, kto dużo gada mało robi. A skoro on gadał o seksie więcej jak pracował, można się było domyśleć, że jego życie erotyczne jest uboższe niż wszystkich w redakcji razem wziętych. Słysząc donośne "Patryś!" wróciła na ziemię. Spojrzała na migającą diodę w telefonie. Zerknąwszy kto dzwonił, osunęła się na krześle.

 

Mama. – pomyślała, obracając się na krześle. Od rana nie dawała spokoju a teraz, jakby uważała, że zapomniała, znów dała o sobie znać. Godzina 7 rano, telefon. Nie mogła zaczekać? Toż to nieludzka godzina. Zwłaszcza jeśli poszło się spać o 3 nad ranem. Zaproszenie na kolację, to nie jest powód, by zrywać się z łóżka o świcie. Równie dobrze mogła przekazać jej tę wiadomość o godzinie 12. Nie rozumiała skąd ten pośpiech. Za nic w świecie, nie miała ochoty na wizytę. Nie dziś, nie jutro. W ogóle. Gdyby nie to, że to było zaproszenie od Natalii, w życiu by się nie zgodziła. Jej młodsza siostra, miała więcej wyrozumiałości niż jej własna matka. Ostatnio, wszystkie odwiedziny w rodzinnym domu, kończyły się tym samym. Pytaniem "Kiedy w końcu przyprowadzisz faceta?". Miała tego serdecznie dość. Odkąd 5 lat temu rozstała się z narzeczonym, jej matka dostawała kociokwiku. "Masz 27 lat i jesteś sama", "Z Twoim charakterem zostaniesz starą panną". Teraz miała 32 lata i tak, była sama. Ale nie specjalnie cierpiała z tego powodu. Wiadomo, że miło jest się do kogoś przytulić. Pójść na kolację czy wyjechać na weekend nad morze. Już to przerabiała. Jeśli znowu miała być wystawiona do wiatru, wolała szukać w nieskończoność, niż potem płakać w poduszkę.

 

Zerknąwszy w stronę otwartych szklanych drzwi, przez które bezpośrednio wchodziło się na przestrzeń biurową redakcji, zobaczyła nerwusa z ciemni. Wszedł trzymając torbę na ramieniu, wymieniając tylko krótkie "cześć" z mijającym go Krzyśkiem. Gdy podszedł bliżej swojego biurka, uśmiechnął się nieznacznie w jej kierunku, spoglądając na niedawne tornado, które nawiedziło jego azyl. Nic się nie odezwał, tylko usiadł przy biurku i włączył laptop.

 

No nic. Czas na mnie. – pomyślała, zabierając telefon, kopertę od Doroty i zieloną teczkę, która wylądowała w jej wielkiej czarnej torbie. Nic nie mówiąc, zasunęła krzesło i skierowała się do wyjścia, w ostatniej chwili zawracając.

 

- Tomasz? – podeszła do niego bliżej.

- Słucham? – spojrzał na nią, odrobinę marszcząc brwi.

- Pamiętaj, jutro o 10 są te warsztaty. – uśmiechnęła się lekko.

- Okej, zapamiętam. Gdzie się umówimy? – dopytał dla pewności.

- No nie wiem, chyba tam na miejscu. – wzruszyła ramionami.

 

- Oj dobra, przyjadę po Ciebie i z tyle. – zerknął na nią, wyjmując małą kartkę. - Tylko zapisz mi swój adres i nie wiem.. przyjechać tak ok 9? Plus minus trzeba doliczyć korki.. – popatrzył na nią.

 

- No dobra, skoro Ci pasuje. – przytaknęła, sięgając po długopis z jego biurka i nabazgrała na szybko swój adres. - Trzymaj. – przyklepała ręką kartkę. - Lecę, to do jutra. Cześć! - uśmiechnęła się i wyleciała przez te same drzwi, przez które on przyszedł.

 

- Cześć. – mruknął pod nosem i wrócił do swoich zajęć.

 

Zanim odpaliła swojego niebieskiego Volkswagena Golfa, minęło 10 minut. Chyba wyczuł niechęć swojej właścicielki do podroży. Nauczyła się już, że nerwy na nic się zdadzą. Im bardziej się wściekała, tym gorszy był rezultat. Gdy w końcu zaskoczył, odetchnęła z ulgą. Wyjechawszy na główną ulicę, praktycznie nie miała szans uniknąć korków. Zwłaszcza o tej godzinie. Cała "Warszawa" wracała z pracy do domu. Stojąc na kolejnych światłach, zastanowiła się, z jakiej to okazji jej młodsza siostra organizuje kolację. Urodziny miała dopiero za dwa miesiące. Zdany egzamin? – mruknęła pod nosem. Niemożliwe. Sesje egzaminacyjne zaczynały się dopiero za dwa tygodnie w związku z tym, nic konkretnego nie przyszło jej do głowy. Dwie przecznice dalej, znów nie dało się przejechać. Zmrużyła lekko oczy. Był 1 czerwca i pogoda dopisywała od rana. Wciąż mocno świeciło słońce, a ona przeklinała się w myślach, że zapomniała okularów. Dudniąc palcami w kierownicę, pomyślała o Natalii.

 

Natalia była jej zupełnym przeciwieństwem. Wysoka, szczupła brunetka. Dużo młodsza, dużo lżejsza i w ogóle bardziej udana. – stwierdziła któregoś razu, podczas jednego ze wspólnych obiadów. Choć było to powiedziane w żartach i Natalia nigdy nie wzięła tego na poważnie, to Elka czasami tak czuła. Wynikało to głównie z podejścia ich matki do każdej z nich. Bywało tak, że Natalia była faworyzowana przez Sławę, bo ta studiowała farmację, miała chłopaka i była uporządkowana. Co innego Elka. Była wieczną patałachą i nie miała faceta. To wszystko sprawiało wrażenie, że była tą czarną owcą w rodzinie. Co jeszcze różniło obie siostry? Ich ojcowie. Natalia była córką z drugiego małżeństwa, co dawało jej status pół siostry. Dla Elki nie miało to znaczenia. Kochała ją jak całą. Nawet się nie zorientowała, gdy na przemyśleniach i wspomnieniach, minęła jej cała podróż.

 

Nic nie zapowiadało katastrofy. Wysiadając z auta, zabrała pudełko z babeczkami, jakie po drodze kupiła wstępując do cukierni. Kiedy drzwi otworzyła jej matka, witając się pocałunkiem w policzek, po chwili wtrąciła pierwszą uwagę. Jeszcze nie zdążyła przekroczyć metra w korytarzu, a ta już zdążyła skrytykować jej cerę. Zaczyna się. – pomyślała, wchodząc do salonu. Nie chciała psuć sobie dobrego humoru głupotami matki. W ogromnym salonie państwa Nowackich, na jednej z dwóch kanap siedziała babcia Genowefa – matka Sławy. Drugą kanapę zajmowała Natalia, która do niej pomachała. Obok niej siedział Robert – jej chłopak. Niedaleko stał Olgierd – ojczym Eli, rozmawiający przez telefon. Babcia spoglądając na Elę, posłała jej ciepłe spojrzenie i komplement. To było naprawdę miłe. Gienia była najbardziej kochaną osobą, jaką Ela poznała w życiu. Przynajmniej na tę chwilę. Widząc, że każdy zajęty jest czymś innym, Sława zaklaskała w dłonie.

 

- Siadajcie wszyscy! Mamy nowinę. – mówiąc to sama usiadła na kanapie, obok swojej matki. Elka popatrzyła na nią lekko zdziwiona. - Skąd wiedziałaś mamo? – pomyślała, chcąc pochwalić się zleceniem na pierwszy reportaż.

 

- Chciałam coś z wami poświętować. – popatrzyła, na każdego z osobna, wyjmując kopertę. - Mam bardzo dobrą wiadomość..

 

- Nie, nie, nie. Zebraliśmy się tutaj wszyscy, żeby Natalia mogła nam coś bardzo ważnego powiedzieć. Zaczynaj.. – zachęciła ją.

 

Oczywiście. – pomyślała, zaciskając wargi. Standardowa sytuacja. Natalia miała pierwszeństwo jak zawsze. W końcu, przecież jej matka nie miała pojęcia, że dzisiejszy dzień był dla Elki bardzo udany. Że być może od jutra, zacznie rozwijać swoją karierę jako prawdziwa dziennikarka. Kto by się przejmował takimi pierdołami. Gdy Natalia chciała dać pierwszeństwo Elce, by powiedziała to co zamierzała, Sława je zakrzyczała. Ela odpuściła. Nie miała ochoty na sprzeczki więc głos zabrała Natalia. Ogłosiwszy światu, że zamierza wziąć ślub z Robertem, Elka przysiadła na stoliku. Jej młodsza o 10 lat siostra, pierwsza wyjdzie za mąż.. Oczami wyobraźni widziała już to spojrzenie matki, które mówi.. "A Ty zostaniesz sama jak palec..". Wiadomość o ślubie wnuczki, sprawiła, że babcia Genowefa roześmiała się w głos.

 

- Ślub? Ale po co? - spojrzała na wnuczkę, Roberta, oraz na Elkę, która zakryła ręką usta, próbując się nie roześmiać. Babcia tymi słowami trafiła w punkt, a to wszystko co powiedziała, przypieczętowała kieliszkiem wiśniówki domowej roboty.

 

- Mamusiu, nie psuj nam święta – niemal natychmiast wtrąciła Sława, spoglądając na swoją matkę, oburzona jej słowami.

 

- Święto.. Oni sobie psują życie. – odparła zadowolona Genowefa.

 

Spoglądając na podekscytowanych członków rodziny wiadomością o ślubie, Ela nie miała wyjścia, jak odłożyć plan pochwalenia się sukcesem, na inny czas. Przecież gwiazdka może zaczekać, kiedy wybucha supernowa. – pomyślała, kładąc kopertę na szklany stolik. Po uroczystym toaście nastąpiło krótkie spięcie na linii Sława - Natalia. Na wzmiankę o planach podróży poślubnej do Argentyny, Sława mało nie zeszła na zawał. Już miała wizję porwania albo co gorsza, zamordowania swojej córki przez mafię. Atmosferę rozładowała Elka. W końcu miała najlepszy możliwy argument. Natalia będzie tam ze swoim mężem.

 

Jakiś czas później, Ela trzymając w dłoni talerz z pysznym ciastem, siadła na rogu fotela, na którym przycupnęła babcia. Zaciekawiona tym, co chciała ogłosić Elka, próbowała ją podpytać. Niestety, nic się nie dowiedziała. Stwierdziła, że to mało ważne a poza tym, przecież wieczór jeszcze się nie skończył.

 

W tym samym czasie, w którym Ela siedziała z babcią w salonie, w kuchennej spiżarni zabunkrowały się Natalia ze Sławą. Trwała tam gorączkowa dyskusja na temat przyszłego wesela. Los tak chciał, a już na pewno uwielbienie Eli dla słodkości, że przyszła do kuchni. Nie umiała sobie odmówić jeszcze jednego kawałka cudownej babcinej szarlotki. Stanęła jak wryta, słysząc dobiegające z za uchylonych drzwi głosy. Jej własna matka, użalała się nad tym, co ludzie powiedzą, gdy przyjdą na wesele. Podeszła nieco bliżej, chcąc się dowiedzieć, co jeszcze mądrego wymyśli jej matka. To był błąd. Wolałaby tego nigdy nie usłyszeć. To było chore. Dla matki liczyła się opinia innych, nie dobro własnych dzieci. Przejmowanie się tym, że Elka przyjdzie sama na wesele? To był priorytet? No dobra, to dało się przeżyć. Sława zawsze taka była. Jednak usłyszeć o sobie, że jest sfrustrowana, za gruba i że powinna schudnąć, to było przegięcie. Żeby powiedziała jej to w twarz, może by było inaczej ale tak za plecami? Z jej własną siostrą? Żadna matka, nie powinna tak mówić o dziecku. Co do wyglądu, może i miała rację, mogła bardziej o siebie zadbać i trochę schudnąć. Jednak dowiedzieć się, że jej ukochane własne mieszkanie wygląda jak garsoniera? Że wybrała fatalne studia? Że mogła studiować medycynę lub prawo, a nie pracować w jakimś głupim portalu, w którym nic nie napisała. Słysząc to, z minuty na minutę, czuła się coraz gorzej. Choć Natalia z całych sił próbowała bronić siostrę, zrobiła coś gorszego. Coś czego nigdy by się po niej nie spodziewała. Założyła się z matką. Zakład polegał na tym, iż Ela przyjdzie na jej ślub z fantastycznym facetem. Ze swoim facetem. Wtedy ona w ramach wygranej, pojedzie na wycieczkę do swojej upragnionej Argentyny, za którą zapłaci Sława. Tego było już za wiele. Nie chciała ich dłużej słuchać, dławiąc się łzami, zabrała swoje rzeczy i wybiegła z domu bez słowa.

 

Ten wieczór jak i noc, były koszmarne. Przez cały czas, miała w głowie bolesne uwagi na swój temat. Słowa, jakie padły z ust jej matki, każdego doprowadziłby do łez. Nawet tak z pozoru twardą dziewczynę jak ona. Zajadając się lodami, oglądając całującą się na ekranie parę, co chwilę sięgała po chusteczki. Smarkając nos i wycierając oczy, wyglądała żałośnie. gdy poszła do łazienki, całkiem się dobiła. Gdyby nosiła makijaż, pewnie wyglądałaby jak pierrot. – pomyślała, spoglądając w lustro. Zasnęła dopiero nad ranem. Niestety, nie dane jej było wypocząć. Ze snu wyrywał ją dzwonek telefonu, który leżał na nocnej szafce. W pewnej chwili, jej irytacja sięgnęła zenitu. Miała ochotę rozwalić ten telefon w drobny mak. Nie odebrała ani jednego z dziesięciu połączeń. Leżąc z twarzą w poduszce, dopiero po jakimś czasie, zaczęła odsłuchiwać pocztę głosową. Wywody martwiącej się o nią Sławy, były nie do zniesienia. Teraz się martwiła? A nie zależało jej wcześniej? By być dobrą i kochającą mamą|? Z minuty na minutę, wzbierała w niej złość do matki. O wszystko. Nie miała nawet ochoty wstać, ubrać się i iść do pracy. Siedziała na rozmemłanym łóżku, mając na sobie piżamę w kratkę i jedną skarpetkę, w dodatku z dziurą na dużym palcu. Słysząc w pewnej chwili pukanie do drzwi, ocknęła się, spoglądając w stronę drzwi.

 

- Nie ma mnie w domu! – krzyknęła wstając i robiąc rundkę dookoła stołu. To było jasne. Nie odebrała telefonu od matki, więc ta przyszła osobiście. Po wczoraj, miała jej dość. Za długo milczała. Za długo skrywała swoje myśli. - Ja mam prawo mieć pretensje! Ja mam prawo mieć pretensje, matka się tak nie zachowuje! – krzyknęła w stronę drzwi. - Matka nie mówi takich rzeczy o córce! Że gruba, że wiecznie sama, dosyć mam! – walnęła dłonią w stół. Gdy słysząc ponowne pukanie, skierowała się do drzwi. Nawet nie przyszło jej do głowy, by sprawdzić kto za nimi stoi. Z całym impetem, przepełniona żalem do matki, szarpnęła za klamkę i otworzyła drzwi, wykrzykując co ma do powiedzenia.

 

- Nie jesteś już moją matką! – warknęła, stając w otwartych na oścież drzwiach. Gdy zobaczyła, że w drzwiach wcale nie stoi jej matka, a kolega z pracy, momentalnie znieruchomiała.

 

- No raczej.. – odparł Tomasz, lustrując Elę od stóp do głów. Zamrugał powiekami, będąc w nie mniejszym szoku niż ona. Nie spodziewał się takiego widoku. Zamiast gotowa do wyjścia, była ubrana we flanelową koszulę, która ledwie zakrywała jej tyłek. Żeby było zabawniej, miała na stopie jedną dziurawą skarpetkę, a drugą trzymała w ręku, jakby chciała nią zabić. I ten nieposkromiony bałagan na głowie. Nie zdążył powiedzieć słowa więcej, gdy trzasnęła mu drzwiami przed nosem.

 

Idiotka. – pomyślała, przykładając rękę do ust i zaciskając oczy. Oparła się o te cholerne drzwi, czując jak zapada się pod ziemię. Czy tylko ona ma zawsze takiego pecha? Czy można było się bardziej skompromitować? No chyba nie. Gdy po jednej stronie drzwi, Elka płonęła ze wstydu, stojący po drugiej stronie Tomasz, zaczął się cicho śmiać, zakrywając usta ręką. Pokręcił głową, nie wierząc w to co się stało. Nigdy w życiu nie był w takiej sytuacji. Ta dziewczyna to huragan na dwóch nogach. – pomyślał, starając się wymazać obraz sprzed kilku sekund, co jednak było trudne. Najbardziej rozbrajająca była ta skarpetka. Jednak zamiast się śmiać, musiał jakoś załagodzić tę głupią sytuację więc zapukał.

 

- Mieliśmy razem robić reportaż.. - powiedział spokojnym tonem.

- Nigdzie nie idę.. – odparła przerażona, że wciąż tam stoi.

- Myślałem, że Ci zależy – odparł opierając się o drzwi.

- Nie zależy.. - mruknęła, zaciskając powieki.

 

- Przecież.. Jak Ty to powiedziałaś? – starał się przypomnieć sobie jej słowa. - A już wiem. Wsadziłaś Dorocie nogę w drzwi. No i wczoraj się bardzo cieszyłaś na ten wywiad.. – zmarszczył brwi. To była głupota, żeby przez jedną małą wpadkę, nie chciała jechać z nim na reportaż. Zerknął na zegarek. Mieli jeszcze chwilę czasu.

 

- A dzisiaj się już nie cieszę i nie przekonasz mnie! – odparła całkowicie pewna swojej decyzji. Po tym w jakim stanie ją zobaczył, nie było szans, żeby otworzyła mu drzwi. Co gorsza, pracowała z nim. Nigdy w życiu. – pokręciła głową.

 

- To pojedziemy smutni.. – odparł raz jeszcze pukając do drzwi.

 

Chcąc nie chcąc, po tym co powiedział, nie umiała się nie roześmiać. Rozbawił ją tym tekstem. Chyba był cierpliwszy, niż jej się wydawało. Była pewna, że takim gadaniem go spławi, ale nie.. Uparł się osioł i sterczał jak głupi pod tymi drzwiami. Pokręciła głową, odwracając się twarzą do drzwi i przekręciła kluczyk. Po chwili otworzyła, spoglądając na niego jak opierał się o framugę.

 

- Wchodź.. – otworzyła szerzej drzwi, chowając się za nimi. - Piętnaście minut.. No może dwadzieścia i będę gotowa – spojrzała na niego, w delikatny sposób przygryzając dolną wargę. Gdy wszedł, przymknęła drzwi. Spoglądał na nią z delikatnym uśmiechem. - Jak chcesz, to woda jest gorąca. Zrób sobie kawy. Kawa jest.. O tam, w tej szafce. – wskazała palcem na szafkę ponad zlewem. Widząc jak się na nią patrzy, cały czas się uśmiechając, zirytowała się. - Ej, nie patrz tak na mnie! – syknęła, zdmuchując kosmyk włosów z policzka.

 

- Nie patrzę, nic nie widziałem.. – roześmiał się, widząc jak się miota. Było to w pewien sposób urocze, niewinne a zarazem zabawne. Drugi raz miał wrażenie, że to kobieta pełna sprzeczności. Inna niż wszystkie. Mimo to, czuł, że może im się ze sobą dobrze pracować. Przeciwieństwa się przyciągają, a oni mieli skrajnie różne temperamenty. Ona wybuchowa, on spokojny. Przynajmniej tak mówiła jego dziewczyna. Nie chciał jej więcej krępować i gdy Elka poszła się ubrać, został w kuchni popijając kawę z czerwonego kubka. Spoglądając co jakiś czas w lustro, w którym odbijał się salon, widział jak biega w jedną i drugą stronę. Latała od komody do fotela, zbierając graty do torby, jednocześnie spinając włosy. Nie wiedzieć czemu, uśmiechał się sam do siebie. Spoglądając w kubek, zamyślił się. Popatrzył na nią dopiero wtedy, gdy poczuł jak klepie go ręką po ramieniu. Nie dopijając swojej kawy, odstawił kubek i oboje wyszli z jej mieszkania.

 

Na miejsce gdzie miały odbywać się warsztaty, pojechali jego samochodem. Szczerze mówiąc, dawno już nie widziała tego modelu volvo. Przez całą drogę, nie odzywali się do siebie. Właściwie nie wiadomo dlaczego. On nie chciał jej drażnić, ona wciąż czuła się zakłopotana dzisiejszą sytuacją. Gdy ukradkiem zerknęła w jego stronę, zastanowiła się, co sobie o niej pomyślał. Miał ją za kompletną blondynkę kretynkę, czy za jakąś niezrównoważoną psychicznie babę, która drze się przez drzwi na obcych ludzi. Już zebrała się na odwagę, żeby coś powiedzieć, jakoś przerwać tę ciszę ale w tym samym momencie, ktoś zatrąbił. Chwilę później, Tomasz zaparkował pod budynkiem. Żeby trochę ocieplić ich relację, nieznacznie się do niego uśmiechnęła, gdy wysiadali. Odwzajemniając jej uśmiech, podążył za nią posłusznie, biorąc torbę z aparatem na ramię.

 

Przez kolejne 15 minut, siedzieli na sali pełnej ludzi, czekając aż pojawi się coach Jacek. Gdy zjawił się na scenie, po licznych brawach, zaczął swoje wywody na temat życia. Na początku zarówno, Tomasz jak i Elka słuchali Jacka, tak jak większość tu zebranych. Gdy coach poprosił kogoś z widowni, i zaczął zadawać mu różne pytania, Tomasz wziął się do pracy. Podczas gdy on robił umówione zdjęcia do jej reportażu, Elka próbowała robić notatki. Co chwilę, pracę przerywał jej uporczywy dzwonek telefonu. Gdy zobaczyła, że znowu dzwoni matka, wyłączyła telefon. Wrzuciła go z powrotem do torebki, wracając do słuchania. Kiedy Tomasz miał już cały materiał, podszedł do Elki, nachylając się.

 

- Idę do redakcji, dasz sobie radę? – szepnął jej na ucho, po chwili spoglądając na nią z pogodnym uśmiechem. Czy on tak ładnie pachnie? – pomyślała przez chwilę, po czym oprzytomniała. A co ją obchodzi czy on pachnie, czy nie.

 

- Już wszystko zrobiłeś? – spojrzała na niego nie dowierzając.

- Sama zobacz. – pokazał jej kilka ujęć, zanim schował aparat.

- Wow. No nieźle.. Dzięki za zdjęcia. – uśmiechnęła się.

- To co? Mogę iść? – popatrzył na nią, mówiąc szeptem.

- Jak nie wrócę do 16, dzwoń na policję. – uśmiechnęła się.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania