20 lipca 1376

**Wspomnienia Kupca z Lubeki**

 

*20 lipca 1376*

 

Dziś, jak każdego dnia, wstałem o świcie. Lubeka już tętniła życiem, gdyż słońce ledwie musnęło horyzont. Moje kroki niosły mnie przez brukowane ulice, gdzie każdy kamień opowiadał historię naszego bogactwa i wpływów. Przechodząc obok gwarnego rynku, czułem zapach przypraw przywożonych z najdalszych zakątków świata.

 

W porcie, gdzie zacumowane były nasze statki, panował ruch i zamieszanie. Kupcy i marynarze krzątali się, załadowując towary, które miały popłynąć do Nowogrodu, Londynu, a nawet do odległej Genui. Każda skrzynia, każdy worek był świadectwem potęgi Hanzy, która rozciągała swoje wpływy daleko poza morza i lądy.

 

W moim biurze, z widokiem na zatłoczone nabrzeże, przeglądałem księgi handlowe. Zyski rosły, a nasze umowy handlowe kwitły, pomimo ciągłych zagrożeń ze strony piratów i konkurencji. Wiedziałem, że każda zapisana cyfra to krok ku przyszłości, w której Lubeka będzie świecić jeszcze jaśniej na handlowej mapie świata.

 

Wieczorem, gdy miasto powoli zanurzało się w mroku, a ostatnie promienie słońca odbijały się od wód Trave, zamykałem swój pamiętnik. Z wdzięcznością myślałem o tym, jak szczęśliwym losem jest być kupcem w Hanze - sercu handlu, gdzie każdy dzień to nowa przygoda i kolejna strona w kronice naszej wielkości.

 

*******

 

*21 lipca 1376*

 

Przy blasku świtu, gdy pierwsze promienie słońca przebiły się przez szpary w okiennicach, zastanawiałem się nad tym, co przyniesie kolejny dzień. Lubeka nie śpi nigdy – nawet teraz, słyszałem odgłosy wozów i okrzyki robotników przygotowujących się do pracy.

 

Po porannej kawie, która była luksusem sprowadzanym z dalekich krajów, udałem się do portu. Morze było spokojne, a statki gotowe do wypłynięcia. W powietrzu unosił się zapach soli i tęsknoty za podróżami, które kiedyś odbywałem. Teraz inni wyruszali w moim imieniu, a ja pozostawałem, by pilnować interesów.

 

W biurze spotkałem się z innymi kupcami. Dyskutowaliśmy o nowych szlakach handlowych i możliwościach, jakie niosły ze sobą. Każde miasto Hanzy miało swoje specyfiki, a my, jako mieszkańcy Lubeki, byliśmy sercem tego pulsującego organizmu. Nasze decyzje wpływały na losy wielu ludzi, zarówno tutaj, jak i poza granicami naszego wpływu.

 

Wieczorem, gdy zakończyłem pracę, przeszedłem się po mieście. Ulice były pełne życia, a ludzie świętowali kolejny udany dzień. W tawernach rozbrzmiewały pieśni, a ja, z uśmiechem na ustach, dołączyłem do nich, śpiewając o morzach, które nas łączą, i o przygodach, które jeszcze przed nami.

 

Zamykając oczy tej nocy, wiedziałem, że każdy dzień w Hanzy to kolejna strona historii, którą kiedyś ktoś przeczyta z podziwem i zaciekawieniem, tak jak ja teraz czytam losy tych, którzy przetarli szlaki przed nami.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania