32. ZAKOŃCZENIE

Gdybym poszła tam sama prawdopodobnie znowu wywołałabym jakiś kolejny niepotrzebny atak paniki, choć czy niepotrzebny? Teraz już nic mnie nie dziwi. Jednak do Shepherd wybrałam się z mężem i jego babcią. Gdy zadzwoniliśmy do drzwi moim oczom ukazała się ta sama kobieta co ostatnio - okazała się być opiekunką.

-W czym mogę pomóc? - zapytała.

-My w pewnej sprawie do państwa. - odpowiedziała babcia.

Zza drzwi wyłonił się staruszek na wózku i jego żona. Choć w pierwszej chwili widząc mnie tam znów przez ich twarze przebiegł cień przerażenia? nie wiem jak to nazwać, po chwili zobaczyłam coś na kształt zrozumienia. -Wpuść ich Lindo - powiedział.

Wymieniliśmy się spojrzeniami z Pablem po czym cała nasz trójka wkroczyła do środka.

Żadne wcześniejsze doświadczenie nie mogło równać się z tym co wtedy poczułam. To dziwne, znajome uczucie, że to znam, nie mogłam się opanować, nie potrafiłam go zwalczyć...

-W czym możemy pomóc? Chryste, tyle czasu Eleonoro... -zwróciła się pani Delarosa do babci.

-Otóż... -zaczęłam.

-Istnieje prawdopodobieństwo, że ta dziewczyna - Elena jest Waszą wnuczką - powiedziała seniora Cortez.

Byłam w szoku. Pablo też. Mieliśmy tu przyjść z zamiarem wypytania tych ludzi o kilka spraw a tymczasem jego babcia bez ogródek powiedziała o co chodzi... jakby wiedziała o tym od dawna ale nie chciała rozmawiać. Albo coś ukryć.

Wyjęła te zdjęcie, mówiąc: -zabrałam je ze sobą, żeby Wam pokazać jak bardzo przypomina Larissę...

-I bez tego zdjęcia wiedziałem, kiedy ją zobaczyłem ... - starszy pan popatrzył na mnie ze wzruszeniem. A mi przypomniała się jeszcze jedna sytuacja. Kiedy spotkałam kobietę wspominającą o Larissie.. czy mogła to być kobieta ze zdjęcia?

-Larissę? - spytałam.

-Tak a co?

-Przypomniałam sobie kobietę, która jakiś czas temu mnie zaczepiła i wspomniała o niej... I nie wiem czy to nie kobieta ze zdjęcia, bo kiedy spytałam siostry w przytułku czy pamięta kto mnie tam zostawił nie miała stuprocentowej pewności... ale to mogłaby być ona. - wskazałam na dziewczynę stojącą obok mojego sobowtóra. - I jak się dobrze zastanowię to niewiele się zmieniła...

-Kiedy Ty ją widziałaś ?

-Kilka tygodni temu..

-Greta! Mój Boże, czyli ona żyje.. - pani Delarosa przyłożyła dłoń do ust. -Słyszysz?! Żyje! - powiedziała do męża i rozpłakała się. - I Ty... - zwróciła się do mnie i przytuliła. Byłam lekko zdezorientowana. Wciąż tyle niewiadomych...

-Jeśli mogę zapytać... co stało się z Państwa drugą córką?

-Zamieszkała z mężem w innym mieście... Ale kiedy urodziła się nasza wnuczka chcieli przyjechać żebyśmy ją poznali.. po drodze mieli zabrać Gretę, która także mieszkała i uczyła się wtedy poza domem i rzadko nas odwiedzała... Bardzo cieszyliśmy się na to rodzinne spotkanie zwłaszcza po innych przykrościach związanych z sąsiednią rodziną...

-Elizo... - westchnęła babcia.

-No tak przepraszam, to nie czas ani miejsce na to, żeby mieszać Was w te sprawy...w każdym razie mieli przyjechać, czekaliśmy cały dzień i noc. A już następnego dnia dowiedzieliśmy się o wypadku i pożarze auta, w którym zginęły dwie osoby jednak znaleziono resztki fotelika dziecięcego...był wielki problem z identyfikacją ale my za wszelką cenę musieliśmy dowiedzieć się czy to oni ... zbadali uzębienie, z którego wynikało, że to nasza Larissa i Salwador... ale po małej i Grecie ślad zaginął... -płakała, mówiąc to.

Ja dowiedziałam się tego w przytułku, w którym byłam... czyli mogła to być prawda. Choć zdrowy rozsądek nakazywałby mieć wątpliwości ja ich nie miałam. Byłam córką Larissy i Salwadora Delarosy zaginioną dwadzieścia dwa lata temu.

 

***

 

To już koniec. Dobrnęłam. Mówiłam, że miłość nie jest epicentrum tej historii, jednak z pewnością dzięki niej dowiedziałam się kim naprawdę jestem.

Chcieliśmy mieć dwieście procent pewności na moje pochodzenie, dlatego poddałam się testom DNA. I wyszły pozytywnie. Byłam Delarosa ale nie tylko... Rosales i Cortez także.

Wszystko nagle zaczęło układać się w jedną całość, całkiem logiczną. Zjawisko, uczucie deja vu pojawiające się w momentach, które musiały zostać gdzieś w mojej głowie, w miejscach, w których byłam, reakcje ludzi na podobieństwo jakże oczywiste teraz do mojej biologicznej matki... Wyjaśniła się też sprawa z kobietą, którą spotkałam i która mnie podrzuciła do przytułku dla sierot. Była to moja ciotka, która wraz ze mną jakimś cudem przeżyła wypadek, jednak bedąc w szoku i nie wiedząc co zrobić pozostawiła mnie w bezpiecznym miejscu a sama zagubiła się w tym obłędzie przez sytuację, w której się znalazła... To smutne ale mam nadzieję, że z czasem jej się poprawi. Dziadkowie znaleźli ją i otoczyli najlepszą opieką.

Choć poznałam biologiczną rodzinę, bliżej niż bym się spodziewała moje relacje z przybraną mamą nie zmieniły się. Zawsze nią będzie, jest mi tylko przykro, że nie było mi dane poznać rodziców ale przynajmniej wiem, że mnie nie zostawili. Nie chcieli tego.

Cieszę się z tego co mam, znalazłam miłość życia, drugą rodzinę, myślę, że ktoś u gory nieustannie nade mną czuwa.

 

***

Dla tych, którzy dotrwali do końca - dzięki, fajnie, że ktoś to czytał ;)

być może za jakiś czas wpadnę tu jeszcze, żeby opublikować coś nowego ;)

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania