366 dzień (roboczy tytuł) - Dwa pierwsze rozdziały.

ROZDZIAŁ I

 

Drugi raz. Drugi raz zdecydowałem się na życiowy zagraniczny wojaż. Tym razem decyzja ta nie była wywarta moją miła chęcią. Tym razem uległem sugestiom i poniekąd subtelnym naciskom mojej lubej. Luba na imię miała Kinga i byliśmy ze sobą już jakieś konkretne dwa lata.

W moim rodzinnym mieście od zawsze był problem ze znalezieniem stałej pracy, przynajmniej w odniesieniu do mojej skromnej osoby. Przez lata jednak imałem się wszelakich zajęć- od listonosza, po kierowce karawany. Nigdzie jednak nie utrzymywałem się nigdzie dłużej niż kilka miesięcy. Powiedzmy sobie szczerze; nigdy nie byłem pracusiem, zapaleńcem w tej kwestii. W czasie pracowniczego zastoju, kilkukrotnie stawałem się oficjalnym bezrobotnym ale nawet miejscowy urząd pracy ograniczał swoje możliwości do comiesięcznego podbijania mojej "złotej karty członkowskiej".

Więc, skoro tutaj było naprawdę ciężko o niezależność, której oboje z Kingą tak pragnęliśmy i skoro i tak nie trzymało nas tutaj w zasadzie nic prócz pewnej ilości znajomych, z którymi kontakty ograniczały się głównie do pijackich spendów, przypadkowych spotkań czy nieczęstych SMS-owych zapytań typu " co słychać?"- głównie z mojej inicjatywy. Postanowiłem przemyśleć sprawę wyjazdu i podjąć decyzję.-Jedziem mała!- Oznajmiłem ochoczo. Wyglądała na zadowoloną.

Mojego pierwszego wyjazdu w Albion nie wspominam zbyt dobrze. Najbardziej w pamięci utkwiło mi to uczucie pustki, wyobcowania i generalnie gównianego samopoczucia. Woń wiecznej niezrozumiałej nostalgii, która de facto w jakimś stopniu towarzyszy mi po dziś. Mimo iż wyjeżdżałem tam z wielkim przeświadczeniem wolności, nowych możliwości i w duchu cudownej przygody, cały mój entuzjazm wyparował w ciągu kilku miesięcy. Dlatego tez po jakimś czasie wróciłem do Ojczyzny. Pod pretekstem powrotu do szkoły, do której powróciłem jednak kilka lat później.

Tym razem miało być inaczej. Tym razem miałem 25 nie 20 lat. Tym razem miałem wybrać się w podróż w towarzystwie najbliższej mi istoty i jako dojrzalszy i teoretycznie przynajmniej, mądrzejszy facet. Jako ktoś, kto poznał tamtejszy klimat. Ktoś, kto w jakimś stopniu potrafi poruszać się już po tej lewostronnej krainie płynącej pintami mleka i miodu.

Miałem kilku lepszych i gorszych znajomych, których los rozsypał w całej szerokości wysp brytyjskich. Jakiś czas wcześniej rozmawiałem z jednym z nich. Był to gość z którym znamy się z lat szkolnych. Kiedy pewnego razu opisałem mu w zupełnie luźnej rozmowie naszą średnio ciekawą sytuację ekonomiczno- duchową , znajomek ten wyskoczył z propozycją naszego przyjazdu. Tak to się zaczęło. Michał Tomaszewski bo tak nazywał się ten skurczybyk, egzystował w mojej pamięci jako średnio rozgarnięty, emocjonalnie rozchwiany, nadpobudliwy dzieciak , którego jednak darzyłem koleżeńską sympatią i wydawało mi się zawsze,że z wzajemnością. W każdym razie przez lata utrzymywaliśmy ze sobą jakiś tam kontakt. W pewnym stopniu zaimponował mi własnie tym iż wyjechał do UK nie umiejąc nawet się przedstawić w tamtejszym języku a okazało się ze chłopaczyna radzi sobie już tam kilka dobrych lat i to radzi sobie całkiem nieźle. Wygląda na to że się ogarnął. - Macie mieszkanie i robotę zapewnioną także nie czekajcie tylko przyjeżdżajcie - reklamował. -W okresie przedświątecznym jest najwięcej zleceń więc najlepiej byłoby gdybyście przyjechali jeszcze w grudniu (który własnie się zaczął) to na pewno w pierwszych dniach pobytu zaczniecie pracę. Tyle że żeby móc ją podjąć musicie być tu na miejscu bo najpierw trzeba załatwić sprawy urzędowe jak np. zgodę na jej podjęcie tutaj. Nie martwcie się wszystko załatwimy po waszym przyjeździe a jak macie problem z hajsem to tez możecie na mnie liczyć- Swój chłop pomyślałem. Mocnym argumentem było również to, że ziomek ten parę miesięcy wcześniej ściągnął do siebie naszego wspólnego kolegę z klasy wraz z jego kobietą i mówił że oboje mają się tutaj nieźle.- Nie miałem żadnego powodu by mu nie wierzyć...

Jestem jednak nieufnym gościem, także mimo podjętej wstępnie decyzji wyjazdu miałem odpowiedni dystans do całego przedsięwzięcia i do każdego słowa wypowiedzianego w tym kontekście przez mojego kumpla.

Michał pomieszkiwał wraz z dziewczyną- Beatą i kolegą z pracy Cześkiem,w wynajętym flacie . Rozmawiałem z nimi raz przez Skype'a tyle ze bez udziału Kingi bo zawsze jej coś tam wypadało. Po paru dniach postanowiłem sprzedać na naprędce moja ukochana Hondzinę rocznik '96 za marne grosze gdyż byłem kompletnie spłukany a czas naglił. Kinga pracowała jako barmanka w miejscowym hotelu. Nie zarabiała tam kokosów. W każdym razie to co miała, również zainwestowała w ten ruch. Zainwestowała w nas . Wówczas mój dziadek. który był zwolennikiem naszego euro- podboju, zadeklarował się pożyczyć mi 2.5 koła. Tak też się stało. Zsumowaliśmy siano, zabukowaliśmy bilety i oczekiwaliśmy nadejścia dnia wylotu.

 

ROZDZIAŁ II

Kinga i ja, ja i Kinga. Temperamentni młodzieńcy pochodzący z domów, w których nie przelewało się,mówiąc krótko. Pijacy słabo radzący sobie z rzeczywistością ojcowie, i matki. Beznamiętnie przy nich trwające mimo ciągłych sporów i wzajemnej niechęci . Oboje dorastaliśmy w toksycznych oparach szlugów, alkoholu i awantur.

Ona - cudownie śliczna twarz, inteligentne cieple spojrzenie. Głębokie ciemnobrązowe oczy. Długie błyszczące włosy, przez których kruczą czerń przebijały się pojedyncze siwiuteńkie strączki. Śniada cera. Ogólnie bardzo egzotyczna w naszych stronach uroda. Wizualnie była spełnieniem cielesnych marzeń nie jednego gościa. Niejednokrotnie zatem, zauważałem nierzadko nachalne spojrzenia typków, których mijaliśmy na ulicy. Miałem to w dupie. Mimo wszystko, byłem też dość atrakcyjną partią. Przynajmniej w swoim mniemaniu... Na coś w końcu musiała polecieć! Tym bardziej ze w miarę czasu zauważałem jej uzależnienie od mojego towarzystwa. Pomimo beznadziejnej życiowej sytuacji w której znajdowałem się wówczas, byłem kipiącym potencjałem facetem. Myślę że w pewnym stopniu przyciągało ją do mnie również to ze byłem raperem, chociaż wołała słuchać rocka i popu. Całkiem zdolnym raperem, lecz jeszcze nie odkrytym przez nikogo. Artystą. Ona potrafiła to dostrzec i z pewnością zauważalne było to że widzi w Cezarym Maglewiczu- bo tak nazwali mnie rodzice, znacznie więcej niż zagubionego, 25 latka na bezrobociu. Może po prostu mnie kochała.

Nie należała do kobiet o których mówi się ze mają " tu i ówdzie". Miała ślicznie zarysowaną linie ponętnych bioder. Małe piersi i niezbyt odstające pośladki. Za to piękne, szczupłe i długie nogi. Co było dla mnie zabawne,nogi te wieńczyły nieproporcjonalnie małe stópki, zakończone dziwnie zagiętymi w dół palcami. Uwielbiałem je. Przez pierwsze kilka miesięcy spędzaliśmy ze sobą prawie 24/7. Ja bylem bezrobotny a ona skończyła właśnie liceum. Zaczęła nawet studia we Wrocławiu,zanim jeszcze się poznaliśmy. Jednak szybko je porzuciła z przyczyn dla mnie niejasnych po dziś dzień... Ja w tamtym czasie tworzyłem podkłady muzyczne a następnie pisałem pod nie swoje charyzmatyczne wersy. Robiłem to od lat, czułem że kiedyś powiem że było warto się tym zajmować .

Wspólny czas spędzaliśmy chlejąc gdzieś z moimi znajomymi albo szwendając się po parkowych alejach, czy plaży. Kontemplując przy tym i rozważając o sensie i bezsensie życia. Dwie zagubione duszyczki spiknęły się dość przypadkowo i dość szybko bardzo się do siebie zbliżyły. Pomimo niepewnego jutra i poczucia beznadziejnej wszechobecnej aury rzeczywistości i braku szmalu, odbijaliśmy od niej raz po raz zatopieni we wspólnym świecie zafascynowania drugim człowiekiem, w świecie ignorantów- w świecie zakochania . Długo już nie byłem szczęśliwy a spotkania z nią dawały mi naprawdę wiele uśmiechu i radości. Wyglądało na to ze Kinga czuła to samo. Do tego po pewnym czasie, oboje potrafiliśmy wykorzystać swój wyżej wymieniony temperament w łóżku. -Ja pierdole !- Robiła laskę najlepiej na świecie a ja przy niej nabrałem super skillsów w lizaniu cipki. Obydwoje nie byliśmy zbytnio doświadczonymi seksualnie ludźmi ale wygląda na to że oboje mieliśmy niekwestionowane talenty w tej dziedzinie. Jedynym mankamentem w całości naszego pożycia było to że jej kobiecość była nad wyraz pojemna. Mimo ze mój penis to standardowy europejczyk pomyślałem ze nie on jest tu problemem. Stwierdziłem- jak najmniej egoistycznie i bardzo rzetelnie że ma tam naprawdę dużo miejsca. -Cóż, ma tam naprawdę dużo miejsca- pomyślałem- Nie można mieć wszystkiego. -Czasem zastanawiałem się jak ona to odczuwa. Zawsze zapewniała mnie że nie potrzebuje niczego więcej. Ruchanie było ostre i dość brutalne, tak lubiliśmy. Tryskałem przy niej energią, zwłaszcza w jej usta.Z reguły dochodziłem przed nią ale zawsze dbałem o to żeby finalnie czuła się równie usatysfakcjonowana .

Po paru miechach zaczęły się pierwsze spięcia i czasem jej zachowanie mnie przerażało, tak samo łatwo wypadał z niej gniew co życzliwość. Często robiła awanturę z błahych powodów. Babska rzecz niby. Chociaż ja też zdecydowanie należę do grona ludzi nad wyraz ceniących pokój ale tylko do pierwszej fali wkurwienia. Oboje byliśmy momentami zdrowo pojebani i pewnie dlatego, pomimo tylu różnic wytrzymywaliśmy ze sobą tak długo.

Pamiętam pierwsza nasza Wielkanoc, zaraz po porannym śniadaniowym tournée mieliśmy udać się na popijawkę do mojego brata. Tak tez uczyniliśmy. Na miejscu było parę osób, same znajome twarze. Czas umilaliśmy sobie gawędzeniem przy wódce a wieczorem emocje przeniosły się na największe światowe stadiony piłkarskie, gdy nie było melanżu u mojego brata bez rznięcia w FIFE czy Pes'a. Późnym wieczorem moja dama troszkę już porobiona, usiadła mi na kolanach i zaczęła coś bełkotać na co odpowiedziałem mrużąc oko, zajęty sportową rywalizacją nie mając ni cienia złych intencji- Kochanie chyba się już trochę najebałaś , co?- Obok nas siedział mój kuzyn, który najzwyczajniej w świecie się zaśmiał słysząc naszą lekką jak mnie się wydawało, pijacką konwersację. To uraziło najwyraźniej Kingę. Odebrała to jako szyderstwo i atak na nią i to na tyle konkretny że zaczęła się drzeć przy wszystkichw ramach kontry po czym zamknęła się w kiblu trzaskając drzwiami. Dość długo zajęło mi jej ogarnięcie. Czułem palące spojrzenia naszych towarzyszy gdyż nikt nie rozumiał o co chodzi. Impreza skończona. Przynajmniej dla naszej dwójki kochanie . Dzwonie po taksówkę. Oczywiście Kinga nie jedzie ze mną i oczywiście dochodzi do jeszcze większej awantury na oczach kierowcy. Wsiedliśmy jakimś cudem. Ona z tyłu ja z przodu. Dotarliśmy do mojej sypialni i rano wstaliśmy na kacu jakby nigdy nic. Chyba wówczas sama nie bardzo kminiła skąd ten napad agresji. Przeprosiliśmy się w każdym razie za ten incydent, żeby nie było.

Nadszedł ważny dzień, przeddzień wyjazdu. Jeszcze wczoraj o mały włos a zupełnie odwołalibyśmy cała eskapadę. Tak się pożarliśmy z moja panią że niemal doszło do kompletnej, finalnej separacji między nami. - Kingunia przepraszam Cię za to - To przez stres kochanie, musimy zmienić miejsce bo to tutaj doprowadzi nas do szaleństwa.-Puentowaliśmy. Nazajutrz: kompletowanie ciuchów, medykamentów , przyborów toaletowych. Kilka sztang fajek, które łatwo można sprzedać z dość sporym zyskiem. Trochę polskiej wódki na okazję godnego przywitania sie z Michałem i spółką. Pierogi ruskie , które rzecz jasna uparcie lepiła, własnoręcznie, moja kochana 92 letnia Babcia Maria . Kochana Babcia. Tyle przykrości życie jej przysporzyło na przestrzeni tych lat, tego prawie wieku a mimo to jej starość, poza bólem zmęczonych kości, osłabionymi zmysłami i nasilającą się niedołężnością charakteryzowała się bijącą aż w serce życzliwością, wyrozumiałością, dobrem i nadal chęcią poświecenia się dla drugiego człowieka. Kochana Babcia Marysia. Moja najlepsza Babcia na świecie.

Wieczorem wraz z Kingą postanowiliśmy wyjść na pożegnalne piwo z moimi dwoma kumplami. Wieczór ten spędziliśmy w pobliskiej knajpie, żłopiąc kolejne butelki i grając w darta. Z tego co pamiętam szlo mi całkiem niezłe. Kinga jako zupełny żółtodziób, rzucała naprawdę dobrze jak na swój pierwszy raz. -Kolejny mój pierwszy raz z Tobą- zwykła mawiać. Lubiłem te jej pierwsze razy ze mną. Wróciliśmy do domu kolo 2 nad ranem a o ile pamieć mnie nie myli wyjazd mieliśmy o godzinie 4. Siłą rzeczy stiwerdziliśmy, że sen nie ma tutaj większego sensu wiec dotrwaliśmy do godziny "0" kochając się i w miedzy czasie sprzeczając o pierdoły, czyli standardowo. Śnieg prószył sowicie, oblodzona jezdnia i lodowate wietrzysko- tak żegnało nas nasze przytulne miasto. Dowieziono nas na lotnisko, zapłaciłem koledze 100 złotych za tę przysługę i pożegnaliśmy sie z nim. Kurde miałem jeszcze dwie dychy w kieszeni, nie zdążyłem ich już jemu wręczyć ponieważ on zdążył już odjechać. Kupiliśmy za te nasze ostatnie złotówki coś do picia w lotniskowym sklepiku i jakieś zdecydowanie za drogie kanapki. Odczekaliśmy swoje i po pewnym czasie kolejny raz trafiłem w syntetyczne objęcia ciasnych siedzeń ryanair'owskiego Boeinga. Tym razem oprócz bagażu miałem ze sobą najdroższą Kingę i 600 funtów szterlingów w żywej gotówie na spokojny start. Maszyna wjechała na pas startowy i po chwili oglądaliśmy ojczyznę z ptasiej perspektywy.- Farewall Polsko .-Czule i opiekuńczo schowałem jej smukłą, oliwkową dłoń w swojej-Kolejny mój pierwszy raz z Tobą- rzekła Kinga ze swoim firmowym lekkim uśmiechem, próbując ukryć nim ,dość nieporadnie wypisany na zmęczonej twarzyczce niepokój...

(CDN)

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Eunika Sz 09.12.2014
    Całkiem niezłe opowiadanie, oceniam na piątkę! Mam nadzieję że w przyszłości ukażą się dalsze losy bohaterów. Pozdrawiam Eunika Sz.
  • Cezary Maglewicz 09.12.2014
    Dzięki ! Z góry przepraszam za literówki!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania