4. Lis na wakacjach.
Uwielbiam wakacje, ponieważ wtedy jest ciepło. Gdy byłem mały, chodziłem często nad wodę i mogłem całe dnie spędzać na pływaniu! Dziś był właśnie ten gorący dzień, początek letniej przerwy. Prawdę mówiąc, to mi ten upał dokuczał, ale myśl o spotkaniu z tutejszymi rzekami czy jeziorem, podtrzymywała uśmiech na mojej twarzy.
Około siódmej rano z szedłem na dół i przygotowałem sobie kanapki. Miałem ochotę na serek śmietankowy, ale ponieważ nie znalazłem go w lodówce, musiałem zadowolić się jedynie żółtym serem w plasterkach. Od razu dopisałem tą pozycję do listy zakupów.
- Dzień dobry, Daichi – przywitał mnie tata, stawiając obok kubek z herbatą.
- Cześć, tato. Mama jeszcze śpi?
- Nie, obudziła się już dawno, ale jeszcze nie ma zamiaru… - nagle tata zakrył śmiech dłonią. Zrobiłem pytającą minę, a on tylko dyskretnie pokazał mi, że mam się odwrócić. Mama stała w drzwiach z burzą sterczących na wszystkie strony włosów. U mnie także jej wygląd wywołał śmiech, ale uciszyła mnie jednym spojrzeniem i krótkim: „Radzę ci, nic nie mów!”
- Co się stało, Bożenko?
- A zgadnij! To chyba takie trudne nie jest, domyśleć się przez co mam takie afro na głowie! Próbowałam naprawić ten stary wiatrak, który każdego roku obiecywałeś mi naprawić i widzisz czym się to skończyło! – wymachiwała rękoma we wszystkie strony, wyraźnie wściekła.
- Kochanie…
- Nie kochaniuj mi tu! – wrzasnęła, wręczając mu skrzynkę z narzędziami. – Ile razy mam ci powtarzać, że trzeba coś w domu naprawić, aby to do ciebie dotarło?!
- A nie prościej jest kupić nowy wiatrak? – wtrąciłem się w końcu.
- A ciebie ktoś pytał o zdanie?! Z resztą! Róbcie, co chcecie, ale ja chcę mieć chłodek, a go nie mam.
Mama cała kipiała ze złości, a ja przypomniałem sobie o czymś, co mogłoby chociaż w małym stopniu załagodzić sytuację. Wstałem i pobiegłem do swojego pokoju. Wróciłem ze starym wachlarzem.
- Proszę. Powinien wystarczyć na czas, kiedy my będziemy załatwiać nowy wiatrak. Tylko proszę nie zniszczyć, bo to pamiątka po rodzicach.
- Jest piękny – uśmiechnęła się.
- Pasuje do ciebie. Moja mama dostała taki w prezencie ślubnym od babci, a ty jesteś do niej bardzo podobna.
- Do mamy czy babci? – zapytał tata.
- Do mamy.
- Dzięki – zakryła nim nos, jak księżniczka - ale mój wiatrak ma działać jeszcze dzisiaj, rozumiemy się?
- Tak jest! – zasalutowałem, a ona wyszła z kuchni.
- To co robimy?
- Zbieraj się, młody, po śniadaniu jedziemy po nowy wiatrak.
Około jedenastej siedziałem już w samochodzie. Oczywiście mama dopisała do naszej listy spraw do załatwienia jeszcze kilka punktów, więc musiałem trochę poczekać aż tata skończy jej słuchać.
- Widzę, że nie specjalnie podoba ci się ta wycieczka – zauważył, jak byliśmy już w drodze.
- Nom – skinąłem głową. - Wolałbym pojechać nad wodę i prawdę mówiąc, to taki miałem zamiar, ale wyszło, jak wyszło.
- Samego to bym cię na pewno nie puścił, Daichi.
- Dlaczego?
- Przecież nie znasz tych terenów, więc jak ty to sobie wyobrażasz? Zresztą, czy ty w ogóle umiesz pływać?
- No pewnie! – zawołałem. – Pływam od małego! Uwielbiam to!
- W takim razie zobaczymy, co da się zrobić, ale najpierw musimy kupić ten głupi wiatrak…
- Tobie ta gorączka nie przeszkadza? – zapytałem.
- Przeszkadza, ale kiedyś ludzie żadnych wiatraków nie mieli i co? I jakoś żyli, a na schłodzenie mieli tańsze sposoby.
- Kiedyś ludzie nie mieli także samochodów i też jakoś musieli sobie radzić – wzruszyłem ramionami.
- Samochód to zupełnie inna sprawa! Jak ty sobie wyobrażasz przebycie nawet 10 km na pieszo w taką pogodę? I przestań mnie kopać w siedzenie.
Zbliżyłem nogi do siebie, choć uważam, że wcale go nie kopałem. Jednak nie chciałem robić żadnych, niepotrzebnych kłótni. Zatrzymaliśmy się przed dużym budynkiem. Od razu wyskoczyłem z auta.
- Ale to sklep budowlany, a nie ze sprzętem elektronicznym!
- No, ale urządzenie do chłodzenie też tu znajdziesz. Chodź, tylko trzymaj się blisko mnie, bo się zgubisz.
Mój wzrok powędrował w stronę wielkiego, dmuchanego basenu. Stała przy nim jakaś mała dziewczynka, która, tupiąc nogą, kłóciła się z rodzicami. Pewnie chciała, aby jej taki basen kupili, a oni mówili, że nie mają pieniędzy, albo że przecież w zeszłym roku jeden kupili, to po co kolejny. Od zawsze preferowałem do pływanie rzeki, jeziora i ogólnie środowisko naturalne, ale taki sztuczny zbiornik ostatecznie też był jakimś rozwiązaniem. Kosztował on 500 zł, ale nie wiele mi ta cena mówiła.
- Daichi, idziesz czy nie? – z zamyślenia wyrwał mnie głos taty.
- Idę! – szybko dorównałem mu kroku. – Tato, 500 zł to dużo czy mało?
- To zależy na co i ile się zarabia.
- No, ale tak za basen?
- Taki duży, który oglądałeś przed chwilą? – zapytał.
- Tak.
-To tak w sam raz, ale nie licz, że ci go kupimy, jak mamy pod nosem i to prawie za darmo.
- Gdzie? Nie widziałem?
- Pokażę ci, jak będziemy wracać – odwrócił się do półki z wiatrakami. Na dole zobaczyłem pudełko ze zdjęciem kobiety, siedzącej wygodnie na fotelu z małym wiatrakiem przy stole.
- Co powiesz na taki? – zapytałem.
- Nie za mały?
- Przecież tylko mama chce wiatrak – zdziwiłem się. – Ty uważasz, że szkoda na to pieniędzy, a ja wolę pływać.
- Nie powiedziałem wcale, że szkoda na to pieniędzy…
- Powiedziałeś, że kiedyś takiego sprzętu nie było i ludzie sobie jakoś radzili, więc na to samo wychodzi.
- Daichi, daj spokój.
- Nie no, po prostu nie bardzo rozumiem o co ci chodziło – wzruszyłem ramionami. – Raz mówisz, że nie potrzebny, a teraz, że ty też chcesz… To w końcu, jak to jest??
- Po prostu, jak coś kupujemy to tak, aby każdy mógł z tego korzystać.
- Czy to, że gdybyśmy kupili ten duży basen, to wy też byście z niego korzystali?
- No pewnie, a jak myślałeś? Z resztą to nie jest rozmowa na miejsca publiczne – kucnął i wyjął wskazane wcześniej przeze mnie pudełko.
- Czy mogę w czymś pomóc? – podeszła do nas miła i ładna sprzedawczyni.
- Nie, już znaleźliśmy to czego potrzebujemy.
- W takim razie zapraszam do kasy – Odwróciła się na pięcie i poszła w swoją stronę. Przy prawie każdym stanowisku ustawiły się długie kolejki i chyba wszyscy mieli w rękach coś czym próbował jakoś ulżyć sobie w czasie tej wysokiej temperatury. Większości klientom nawet ulotki służyły teraz jako wachlarze. Ustawiliśmy się na swoich miejscach i wtedy do głowy przyszedł mi pewien pomysł.
- Tato, muszę siusiu! – powiedziałem.
- No ładnie… - westchnął. - A nie wytrzymasz do powrotu do domu?
- Nie – przecząco pokręciłem głową.
- W takim razie idź tą alejką, prosto i w prawo, ale to migiem!
Pobiegłem przed siebie, starając się nie staranować ludzi, którzy jeszcze spacerowali z wózkami po terenie sklepu. Dopiero w toalecie przybrałem postać młodego, przystojnego mężczyzny. Wiem, że to nie uczciwe, ale nie miałem zamiaru stać długo w kolejce. Po wyjściu, większość dziewczyn i kobiet zwróciła na mnie wzrok. Odnalazłem tą pracownicę, która wcześniej oferowała nam swoją pomoc. Ku nie zadowoleniu innych, wepchnąłem się na sam początek kolejki.
- Przepraszam bardzo, że się wepchnąłem, ale to pilna sprawa! – próbowałem udawać osobę bardzo zdenerwowaną.
- Co się stało?
- Ja i mój kolega jesteśmy już spóźnieni na samolot, a musimy jeszcze skończyć zakupy…
- Przykro mi, ale niestety nie mogę teraz Pana obsłużyć.
- Ej, Pan! Szybciej tam, tu ludzie czekają! – zawołał ktoś z tyłu.
- Bardzo proszę… - złożyłem ręce, jak do modlitwy. – Jesteśmy umówieni na bardzo ważną konsultację i nie możemy się spóźnić!
Zakłopotana dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić. Chwilę się zastanawiała, ale w końcu uległa „mojemu urokowi”.
- Zapraszam Panów.
***
W drodze z tatą oboje milczeliśmy. Delikatnie mówiąc, nie był zadowolony z tego, co zrobiłem, a ja czułem się strasznie głupio.
- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytał w końcu.
- Nie chciałem tak długo stać w kolejce.
- I dlatego postanowiłeś oszukiwać? Przecież umawialiśmy się na coś! Nie możesz korzystać z mocy od tak, kiedy tylko ci się zamarzy! – westchnął głośno. – Co by było, jakby się wydało, co zrobiłeś? Ja sobie nawet tego nie wyobrażam! W dodatku okłamałeś także mnie, więc jak ci teraz mam wierzyć w inne rzeczy?
- Przepraszam, tato, chciałem dobrze, już nie będę.
- No ja myślę, że nie, ale nie licz na to, że pójdziesz dziś nad wodę. Jest wina, musi być kara.
- Rozumiem – ze smutkiem poprawiłem pasy bezpieczeństwa.
- No i opowiesz o tym mamie.
- Dobrze…
***
Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu, mama rzuciła się nam na szyję i mocno uściskała. Wydało mi się to dość nie typowe. Wyglądała jeszcze gorzej niż przed naszym wyjściem.
- Co się stało?
- Najpierw ten wiatrak, a teraz suszarka do włosów się zepsuła! Mam nadzieję, że chociaż kupiliście to urządzenie do chłodzenia?
- Kupiliśmy mamo, ale niestety trochę przy tym oszukiwałem – ze wstydem opowiedziałem całą historię.
- Tym razem ci wybaczę – powiedziała, po chwili namysłu.
- Dlaczego? – Zrobiłem wielkie oczy.
- No właśnie?
- Za to – w odpowiedzi oddała mi mój wachlarz i sobie poszła. Popatrzyliśmy z tatą po sobie, nie wiedząc o co chodzi.
- Co jej się stało?
- Pojęcia nie mam, młody, naprawdę… Myślałem, że na ciebie nakrzyczy, a ona ci wybaczyła, bo dałeś jej rano wachlarz…
- Może uznała, że to specjalnie dla niej posunąłem się aż do oszustwa? – Podrapałem się po głowie. Oboje weszliśmy do domu ze sprzętem.
- Jeśli tak, to lepiej, aby tak zostało.
Komentarze (2)
Jakbym moją szarańczę słyszał :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania