58. Błysk i Grzmot – EPILOG – Brzask

– Ciociu, dlaczego nie masz dzieci? Nie chcielibyście z wujkiem? – zapytała nieoczekiwanie Malwinka. Siedziałyśmy w niedzielne popołudnie na pomoście, mocząc nogi w strumieniu. Tak szybko urosła. Miała już osiem lat, ale zachowywała się znacznie dojrzalej. Była niezwykle dzielną dziewczynką. Silniejszą niż ja kiedykolwiek. Paula z Robertem naprawdę dobrze ją wychowywali.

– Chcielibyśmy, bardzo – odparłam. – Niestety czasami tak jest, że im mocniej czegoś pragniemy, tym mniej się nam to udaje.

– Aha – bąknęła pod nosem. Wiedziałam, iż na tym nie poprzestanie. – To może jakieś przygarniecie? Ja przecież zostałam adoptowana.

Pocałowałam czółko i potargałam loczki. Z dnia na dzień coraz bardziej ciemniały. Miałam pewność, że tak będzie, kiedy tylko pierwszy raz ją ujrzałam. To były mile świetlne od dnia dzisiejszego. Pamiętam rehabilitację, długą i bolesną. Problemy z implantem, stosowanie coraz to silniejszych leków i ciągłą walkę o moją nogę. Uratowano ją, jednak nigdy nie odzyskałam pełnej sprawności. Do końca życia będę chodzić i utykać, ale nauczyłam się z tym żyć. Adam bardzo mnie wspierał i jeśli kiedykolwiek miałabym wątpliwości, co do naszego związku, mogłabym od razu rozwiać je wspomnieniem tamtych chwil. Dopingował walkę, służył ramieniem, gdy chciałam upaść, ocierał łzy bólu i pocieszał. Był wspaniały. Tak cudowny, że w dniu wyjścia ze szpitala wzięliśmy ślub. – Uśmiechnęłam się do swych wspomnień. – „Tak, to był naprawdę dobry dzień”.

Chociaż pragnęłam skromnej ceremonii, nie dałam rady powstrzymać euforii innych. Zawczasu zamówiliśmy termin w kościele i zaprosiliśmy jedynie naszych świadków – Paulinę i Roberta. Jednak, gdy weszłam do kościoła wsparta o ramię tego drugiego, wewnątrz zobaczyłam cały tabun ludzi. Nie znałam większości, niemniej mogłam się tylko domyślać, iż w jakiś bliżej nieokreślony sposób miałam wpływ na ich życie. Wszyscy byli szczęśliwi, a ja nie mogłam opanować łez wzruszenia. Przez cały ten czas myślałam, że jestem sama. Zdana na siebie, a potem na Adama. Osamotniona zaczęłam krucjatę przeciwko władzy. I wygrałam, ale razem z innymi. Te wszystkie osoby stanowiły najlepszy dowód, że walka była słusznym wyborem.

Adam oczekiwał na mnie przy ołtarzu, ogolony i przystrzyżony po męsku. W pomarańczowej koszuli, która zdawała się nie pasować do granatowego garnituru, jednak pięknie podkreślała radość zielonych tęczówek. Roberta zastąpił u drzwi pułkownik Karol Ralt. Ubrany był w czarny frak. Miałam wrażenie, że moja prosta biało-srebrna sukienka, trochę nie pasuje do całego przepychu i nie powinna być widziana przez tych wszystkich ludzi. Jednak, gdy tylko podeszłam do ołtarza i Adam wziął drobną dłoń, szepcząc do ucha „wyglądasz prześlicznie” – wszelkie wątpliwości prysły jak bańka mydlana. Wiedziałam, że teraz już wszystko będzie w porządku. I było.

Myślałam, że po ślubie zjemy po kawałku upieczonego przez Paulinę tortu i rozejdziemy się do domów, jednak wszyscy wyprawili nam weselne przyjęcie, na które oczywiście nas samych nie byłoby stać. Kapela „ANDEDWŁOO”, stworzona naprędce przez Andrzeja, Edka i wyleczonego już Włodka, przygrywała do tańca i rozśmieszała gości do łez. Bawiliśmy się tak do rana, a potem jeszcze od południa kolejnego dnia. To było istne szaleństwo. Nieoczekiwanie dostaliśmy również najwspanialszy prezent na świecie.

Gdy pośród gości ujrzałam premiera, najpierw się zdziwiłam, a potem zaczęłam denerwować. Nie miałam przecież najlepszych wspomnień, jeśli chodziło o kontakty z władzą. Premier był twardym człowiekiem. Rządził silną ręką i wydawał czasami zbyt mocne wyroki. Rzecz jasna nie w pojedynkę, ale jego zdanie miało ogromnie znaczenie. W ciągu pół roku odnalazł i skazał na więzienie prezydenta i przywrócił w kraju względny porządek. Udało mu się nie tylko odesłać wszystkich cudzoziemców do rodzinnych krajów, przekazując ich w ręce tamtejszych władz, ale także odbudować gospodarkę, usunąć większość zniszczeń i pomóc ludziom w powrotach na przedmieścia.

Najgorzej sprawa miała się jednak z dziećmi. Wiele z nich zdążyło podrosnąć i pokochać swoich nowych rodziców. Ci jak wiemy, przejęli opiekę nad szkrabami w sposób nielegalny i jako przestępcy nie mogli dalej tego robić. Maluchy trafiły więc znowu w spiralę systemu. Wielu ludzi z kraju i zagranicy, zaczęło zgłaszać się w sprawie umożliwienia im adopcji. Każdy taki proces trwał dłuższy czas, ze względu na konieczność sprawdzenia, czy wszystkie potrzeby dziecka zostaną zaspokojone i maleństwa często wiele miesięcy przebywały w placówkach państwowych. Był to dla nich z pewnością trudny okres. Miałam tylko nadzieję, że koniec końców wszystkie będą kiedyś szczęśliwe.

Premier podszedł do nas, gdy tylko goście zaczęli jeść i prowadzić rozmowy, bardziej skupiając swoją uwagę na sobie, niż na młodej parze. To była chwila oddechu, toteż uciekliśmy z Adamem na podwórze sali weselnej, która mieściła się w starym pawilonie handlowym w Stolicy. Stosownie ją odnowiono i to tam po dziś dzień odbywają się najbardziej prestiżowe przyjęcia. Premier wręczył nam grubą kopertę i powiedział:

– Może to niewielkie zadośćuczynienie za cierpienia, których państwo doświadczyli, ale mam nadzieję, iż chociaż w jakimś stopniu ukoi ból. Życzę pani, pani Lilianno i panu, panie Adamie wszystkiego, co najlepsze i gdyby tylko mieli państwo potrzebę, proszę się ze mną skontaktować. Chętnie wypiję kawę i zjem ciastko.

Po tych słowach szybko się ukłonił, a my spojrzeliśmy po sobie, nic nie rozumiejąc. Otworzyłam kopertę, pewna że zobaczę w niej pieniądze, jednak wcale tak nie było. Wewnątrz znaleźliśmy dokumenty, które jednoznacznie czyniły nas właścicielami ziemi, na której znajdowała się chatka, strumień i kilka hektarów wokół niego. Nie posiadaliśmy się z radości. Niczego bardziej nie pragnęliśmy niż naszego miejsca na ziemi. A to było najwspanialsze ze wszystkich.

Właśnie dzięki temu prezentowi, mogłam teraz z Malwinką wygrzewać się w letnim słońcu na naszym pomoście. Adam w oddali kosił trawę, natomiast Paulina z Robertem przebywali aktualnie w szpitalu. Paula właśnie rodziła syna. Malwinka niezwykle cieszyła się na tę wieść. Pokochała swoją nową rodzinę, tak jak ja kiedyś miłowałam naszych rodziców. Nie mogłam winić dziewczynki, że nie myślała o nich i o mnie w kategorii rodziny. Jak kiedyś przewidziałam, byłam dla niej lepszą ciocią niż siostrą. Szkoda tylko, że nie pamiętała Tomasza. Razem, co prawda chodziliśmy po niedzielnej mszy na cmentarz poległych, gdzie Paula nakazała przywieźć jego urnę, jednak dla mojej siostry był to tylko przerywnik pomiędzy kościołem, a gałką lodów waniliowych z pobliskiej cukierni. Była jeszcze dzieckiem i nie chcieliśmy jej tego odbierać.

Słońce zaczęło oślepiać, więc przykładając dłoń do czoła rozejrzałam się wokół siebie. Co trzeba jasno powiedzieć, ukochany las nie był już taki, jak kiedyś. Tylko na naszym terenie więcej było drzew niż pustego placu. Niestety część gaju, który do nas nie należał wykarczowano i w jego miejsce zbudowano osiedla domków jednorodzinnych. Przykro było na to patrzeć, ale wiedzieliśmy, że taka jest już kolej rzeczy. Z czasem doceniliśmy obecność nowo powstałych sklepów, kościoła i cmentarza. Nawet sąsiedzi okazali się serdeczni i skłonni do pomocy.

Paula z Robertem mieszkali około siedmiu kilometrów dalej, jednak spędzaliśmy wspólne chwile prawie codziennie. W końcu wszyscy pracowaliśmy w jednej szkole. Ja uczyłam literatury i swoimi wspomnieniami dzieliłam się z dziećmi na lekcjach historii. Ponadto uczęszczałam w osiedlowym kole pomocy samotnym matkom. Paulina zaś objęła stanowisko szefowej kuchni w szkolnej stołówce. Adam najął się jako nauczyciel przyrody, natomiast Robert wychowania fizycznego. Byliśmy dziwną rodziną, jednak dawaliśmy sobie radę.

W gruncie rzeczy nie wiem, co tak naprawdę zbliżyło Paulę do Roberta. Czasami rozmawiamy na ten temat, jednak Paulina mówi tylko, że przy niej był i wszystko samo jakoś tak wyszło. Nigdy nie winiła mnie za śmierć Tomka, ale żal po stracie musiał znaleźć swoje ujście. Wydaje mi się więc, iż mając podobne doświadczenia, poznali się z Robertem lepiej i w końcu pokochali. Gdy dowiadujesz się o kimś najdrobniejszych szczegółów i dzielisz z nim smutki, niejako stajesz się częścią jego życia. Zrozumiałam to w chwili, gdy opowiedziałam Adamowi o gwałcie. Takie momenty tkwią już w pamięci na zawsze.

– Nie wiem, skarbie – odparłam w końcu, wciąż wpatrującej się we mnie Malwince. – Spróbujemy jeszcze bardziej się postarać. Może kiedyś coś z tego wyjdzie.

– Byłabyś wspaniałą mamą. – Jej twarzyczka rozjaśniła się szerokim uśmiechem. – Zobacz – zaczęła wyliczać na paluszkach – umiesz gotować, jesteś miła, wujek cię bardzo kocha, masz strumyk, mieszkasz w fajnym domku i masz odlotową chatkę pełną wspomnień. Czy to nie jest idealne miejsce dla dziecka?

Już miałam odpowiedzieć, jednak za naszymi plecami rozległo się głośne wołanie:

– Dziewczyny!

Hałas kosiarki ustał, a szum drzew przybrał na sile. Odwróciłyśmy głowy i spojrzałyśmy przez nasze ramiona. Adam biegł ku nam z uśmiechem na twarzy:

– Gotowa poznać braciszka? – Porwał Malwinkę na ręce. Moja siostrzyczka zaczęła piszczeć z zachwytu i ochoczo kiwać główką. – To leć pędem po plecak i ruszamy.

Dziewczynka natychmiast pognała w stronę domu. Adam pomógł mi wstać. Przygarnął ciało do siebie i przytrzymał pod bok. Dzięki temu wygodniej się szło i tak bardzo nie kulałam. To prawda, że ja mogłabym być wspaniałą mamą, ale to on najbardziej zasługiwał na miano cudownego ojca. Niestety tej jednej, jedynej rzeczy nie mogłam mu dać. Po postrzale, poronieniu i śpiączce, okazało się, że uszkodzone zostały moje jajniki. Nie jest do końca pewne, co wywołało ten stan, jednak wyrok był jednoznaczny – najprawdopodobniej nigdy nie urodzę już dziecka. Ciężko to przeżyliśmy, ale nie poddaliśmy się. Adam wciąż żywił nadzieję. Ja byłam większą realistką i w jakimś stopniu stwierdziłam, że Bóg to wszystko zaplanował. Miałam swoją szansę i jej nie wykorzystałam. Może faktycznie kiedyś zdecydujemy się na adopcję? Albo stanie się cud i Bóg pozwoli mi zostać matką? Ciężko było to stwierdzić. Pozostawały nam tylko trzy rzeczy: Wierzyć. Kochać się. I czekać…

Zostawiliśmy Malwinkę z Robertem. Paulina urodziła zdrowego, prawie pięciokilowego chłopca. Posturę najwyraźniej zawdzięczał swojemu tacie. Robert pękał z dumy i szczęścia, a nawet uronił kilka łez. Oczywiście chciał to ukryć, jednak Adam zauważył, jak po cichu wyciera twarz dłońmi. Nie musiał wcale robić tego ukradkiem. Nikt z nas, by go przez to źle nie ocenił. Prawdziwi mężczyźni też czasem płaczą. Tym bardziej tacy uczuciowi wielkoludzi jak on.

W końcu wymieniliśmy się uściskami i zabraliśmy w drogę powrotną. Adam ujął moją dłoń, mówiąc:

– Chodź, kochanie, czas wracać do domu. Nie wiem jak ty, ale mam ochotę na gorący napar z mięty.

– Mięty, powiadasz? – Udałam wesołe rozbawienie. – Mięty między nami chyba nigdy nie zabraknie...

Roześmiał się, oświadczając:

– Wiesz, w chatce mamy też upolowanego wczoraj zająca. Może, by tak zrobić jakąś potrawkę?

Na te słowa coś mi się przypomniało. Oczyma wyobraźni powróciłam do tamtych jesiennych dni. Zimno na dworze, chłód w moim sercu, nasze pierwsze wspólne noce. Wiedziałam, że potrawka nie była tym, czego potrzebowaliśmy.

– Mam lepszy pomysł – odparłam, posyłając mu iście szatański uśmieszek. – Upieczmy go w liściach i ziołach, tak jak kiedyś.

Oczy Adama rozszerzyły się, a usta wygięły w zapierający dech sposób. Przypominał tego młodego chłopaka, który stojąc na dachu śmietnika, przekręcił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Kiedyś się go brzydziłam, potem bałam, by zacząć darzyć przyjaźnią i w końcu pokochać. To była dla mnie długa droga, chociaż trwała tylko chwilę. Miłość nie zawsze jest przecież oczywista. Czasami musimy się jej nauczyć. Dać sobie nawzajem szansę. I nam się to udało.

– Możemy tak zrobić. – Adam pochylił głowę, by musnąć moje usta. To był jedynie przedsmak wieczoru i obydwoje najwyraźniej nie mogliśmy doczekać się finału. Ja byłam przed trzydziestką, Adam miał trzydzieści dwa lata. Pomimo to, za każdym razem, gdy staliśmy blisko siebie, powietrze aż iskrzyło od pożądania. Być może kiedyś to minie. Pewnie zestarzejemy się i będziemy wyzywać wzajemnie od paralityków. Albo rzucać talerzami. Ale jedno pozostanie niezmienne. Zawsze, ale to zawsze będziemy się kochać. Nie dlatego, iż tyle razem przeszliśmy. Ani też, że połączyła nas miłość do ukochanego miejsca. Po prostu, bez niego mój świat stawał się niekompletny. A beze mnie – jak Adam sam kiedyś lojalnie stwierdził – jego byłby śmiertelnie nudny.

Wyszliśmy ze szpitala z zamiarem spędzenia wieczoru sam na sam, bez wykonywania żadnych domowych prac. W końcu, nasze obowiązki służbowe, a także duży teren działki, nie zawsze pozwalały odetchnąć. Bywały dni, że do późnego wieczora pakowałam wyprawki dla kobiet, a Adam do ciemniej nocy oczyszczał strumień. Padaliśmy wtedy ze zmęczenia i momentalnie zasypialiśmy. Zając w ziołach, zjedzony na starej czerwonej kanapie, był więc niezwykle miłą perspektywą. Przywodził na myśl wspomnienia. Dawał do myślenia. Budził zmysły. Drażnił się z nami....

Nie chodziło tylko o jedzenie. To miejsce, my i ten smak, stanowiły razem coś więcej. Oznaczały wolność…

Wolność zaś, ze wszystkich potraw na świecie, smakowała nam najbardziej.

 

***KONIEC***

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (84)

  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali do tego momentu:) Przede wszystkim jestem wdzięczna za wszelkie komentarze, które pomogą mi poprawić błędy i niedociągnięcia. Jestem zaszczycona, że poświęciliście mi swój czas i razem ze mną sprawiliście, że pokochałam tę historię na nowo. Szczególne podziękowania ślę Shogunowi (najwytrwalszemu z moich czytelników, codziennie zagrzewającemu mnie do walki) i Tjeri (uroczej sówce z iście sokolim okiem, której żaden szczegół nie umknął). Dzięki kochani za waszą obecność. Mam nadzieję, że niebawem spotkamy się ponownie - Wszakże wszyscy lubimy czytać o silnych kobietach… ;)
    Pozdrawiam was i ściskam gorąco!

    Tjeri - daj znać jaką nagrodę wybierasz, za odgadnięcie znacznej części fabuły :)
  • Shogun 26.02.2020
    Kocwiaczek dziękuję za podziękowania. Jestem zaszczycony :).
    Z pewnością spotkamy się ponownie, to dla mnie nie ulega wątpliwości ;).
    Cóż podziękowałaś mi za obecność, natomiast ja dziękuję Ci za umożliwienie mi, spędzania miło wielu chwil, z piękną historią ;).
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Shogun nie zapomnij zerknąć do zakończenia dedykacji ;) Szczęście, rzeczywiście jest dzisiaj na wagę złota.
  • Shogun 26.02.2020
    Kocwiaczek zetknąłem. Intrygująca dedykacją. Może się okazać, że coś złego na pierwszy rzut oka, może tak naprawdę przynieść nam coś dobrego. Bo kto wie, czy za tą chmurą nie kryje się słońce i tęcza? :D
  • Tjeri 26.02.2020
    Podpisuję się pod słowami Shoguna :)
  • Puchacz 26.02.2020
    To dla Sowy sport.
    Zawsze mnie tym wkurzała.
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    A mnie wprost przeciwnie :)
  • Tjeri 26.02.2020
    Puchacz, ee tam. To nas odróżnia od kotów na przykład. Ktoś rzuca motek kotu, to ten za nim biegnie. Czkowiek rozgląda się kto rzucił... Wszystko się do tego sprowadza.

    Ale mundrze mi wyszło!
  • Puchacz 26.02.2020
    Tjeri A jak od czapy!
  • Tjeri 26.02.2020
    Puchacz tak sobie tłumacz!
  • Puchacz 26.02.2020
    Tjeri No tak przeca jest!
    Morał, że lepiej być kotem, bo się podąża za motkiem i rozkminia fabułę.
  • Tjeri 26.02.2020
    Puchacz wnioski godne... No nie będę kończyć kogo :D
  • Puchacz 26.02.2020
    Tjeri :)))
    Tak żeś właśnie motek zamotała.
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Puchacz i Tjeri zafascynował mnie wasz tok rozumowania, bo widzę, że się świetnie przy tym bawicie więc nie będę przeszkadzać ;)
  • Puchacz 26.02.2020
    Kocwiaczek Kiedyś to mogliśmy dopiero jechać na pęczki :)))
    Tu nie ma za bardzo warunków.
  • Shogun 26.02.2020
    Epilog jest świetny. Moim skromnym zdaniem wszystko skończyło się tak jak powinno, czyli szczęśliwie. To dobrze, bo od jakiegoś czasu, tego szczęścia nam chyba brakuje, tak myślę.
    Ostatnie zdania to piękna pochwała wolności.
    Cóż, świetny koniec, świetnej historii.
    Tyle ode mnie ;).
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Raz jeszcze bardzo dziękuję za tak pozytywny odbiór :)
  • Raven18 26.02.2020
    Aż jestem szczęśliwy, że nie jestem jeszcze blisko końca :D
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    a czemuż to? :)
  • Raven18 26.02.2020
    Kocwiaczek Ponieważ mam przed sobą jeszcze tyle historii :D
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Raven18 a to zapraszam :)
  • Tjeri 26.02.2020
    Dotarłam. Jestem usatysfakcjonowana. Wszystkie wątki doprowadzone do końca, jest happy end z mikro łyżeczką dziegdziu. Super!
    A do całości - świetnie się czytało, czas się wydać! Próbowałaś?
  • Tjeri 26.02.2020
    Aa! Cieszę się, że nie dojrzałam na początku kategorii "miłosne", bo na pewno nie zaczęłabym czytać :)).
    Aa! Rozbawił mnie Robert jako wuefista ?
  • Shogun 26.02.2020
    Tjeri Robert chłop jak dąb, to na wuefistę w sam raz :D.
  • Tjeri 26.02.2020
    Shogun to chyba kwestia jak sobie go wyobraziłam - a wyszło mi coś na kształt Pudziana, który miażdży piłki do kosza na każdej dużej przerwie ?
  • Shogun 26.02.2020
    Tjeri :D przy takim wuefiście nikt nie odważy się kopnąć piłki do siatkówki :)
  • Tjeri 26.02.2020
    Shogun zapewne :))
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Co probowałam? Dziegciu. Nie...
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek ?
    Czy próbowałaś uderzać do wydawnictw :)
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Tjeri a to jest twoje pytanie w nagrodę? :)
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek w.nagrodę to poproszę egzemplarz z dedykacją ?. Chciwa jestem.
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Tjeri to cię zasmucę bo musiałabym go sobie najpierw wydrukować :) nie nie próbowałam, a uważasz, że powinnam?
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek oczywiście
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Shogun hahaha, ale za to jaki posłuch ma :D
  • Shogun 26.02.2020
    Kocwiaczek no a jak :D, z Robertem to nie przelewki :).
    A co do wydania, jestem takiego samego zdania. Powinnaś spróbować uderzyć do wydawnictw.
    Ach, ale bym przygarną takie BiG ładne wydrukowane na papierze. Zaprawdę książka cieszyłaby oko i duszę ;D.
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Shogun i Tjeri - to może zrobimy tak, spróbuję (może?chociaż się boję i nie wierzę w powodzenie za grosz, nawet nie wiem jak to zrobić...), a jak mi się nie uda to najwyżej wam wydrukuję (jakoś?) I wyślę z dedykacją. Co wy na to?
  • Shogun 26.02.2020
    Kocwiaczek jestem jak najbardziej za. W końcu kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana :D. Spróbować nie zawadzi, a nuż się uda.
    Kurcze, mieć taką książkę z dedykacją od samego autora, to byłby prawdziwy skarb :D.
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek próbuj! Nie zrażaj się. Trzeba wytrwałości i trochę szczęścia - czego życzę :)
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Tjeri chyba najpierw bym musiała kogoś zatrudnić do poprawienia błędów bo mi to trochę zajmie samej :/
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek nie wiem jak to jest w konkretnych wydawnictwach, ale jakiś wycinek się wysyła, gdzieś, pamiętam, było 30 pierwszych stron. I to by trza wyszlifować na błysk (nomen omen).
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Tjeri pogrzebię i poszukam w wolnej chwili. Szczerze mówiąc nigdy mi na tym nie zależało. Chciałam po prostu by ktoś to przeczytał. Ot tyle :) A jak mogłam przy tym być anonimowa to przynajmniej wstydu nie było, że palcami wytykać mnie będą.
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek i pomyśl jeszcze nad uwiarygodnieniem izolacji ludzi po katastrofie. To słaby punkt. Czy były telefony? Czy ludzie mogli podróżować? Net? Ja się zastanawiałam nad tym,.czytając. Nie idzie mi o jakąś wielką rozbudowę (bo to w końcu nie political fiction), ale jakieś małe wstawki tu i ówdzie. Bo dlaczego by ludzie nie chcieli odwiedzać swoich wcześniejszych miejsc zamieszkania? No dobra, 95 procent może nie chcieć. Ale 5 wystarczy by zobaczyć i narobić zamieszania. Kombinowanie w takim kierunku trzeba by uciąć.
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Tjeri wiem, jest co poprawiać. Niby niuanse Ale psują efekt.
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek ale to kosmetyka.
  • Shogun 26.02.2020
    Kocwiaczek kurcze, ciekawie jest tak obserwować rozwój Twojej pracy. Mówię to z perspektywy tego ile różnych niuansów zostało wskazanych, i ile już poprawiłaś. Fascynujący proces.
    Podpisuję się pod słowami Tjeri: to kosmetyka.
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Shogun ale trzeba wymyślić satysfakcjonujące wytłumaczenia każdego z nich. Nie lubię półsrodków. Musi być wiarygodnie. Zawsze stawiam sobie wysoko poprzeczkę i poprawiam często do skutku. Tyle że teraz dzięki wam wiem co mi chociaż umknęło.
  • Shogun 26.02.2020
    Kocwiaczek i to jest bardzo dobre podejście. Trzeba wymyślić tak, aby było dobrze, bo półśrodki nie przejdą. No, ale mając cały tekst ma się spore pole do popisu :).
    Cóż, wskazanie tego co Ci umknęło, to głównie zasługa Tjeri :). Ja tylko wspierałem, można powiedzieć mentalnie :D.
  • Kocwiaczek 27.02.2020
    Shogun są też inni którzy dali mi do myślenia i podbudowywali np Ataman czy Raven. Ale jeśli mam być szczera, to że zaczęłam wrzucać cokolwiek po części pierwszej to tylko i wyłącznie twoja zasługa:)
  • Shogun 27.02.2020
    Kocwiaczek racja Ataman i Reven również zawsze coś wskazali, dali wskazówkę i dołożyli cegiełkę :).
    Miło mi i cieszę się, że sprawiłem, iż publikowałaś dalej. Dzięki temu wielu użytkowników mogło zapoznać się z Twoją powieścią, w tym i ją, oczywiście :D.
  • Kocwiaczek 27.02.2020
    Shogun i tym miłym akcentem raz jeszcze dziękuję za wsparcie i lecę śnić sny na kolejną...
  • Shogun 27.02.2020
    Kocwiaczek ;)
  • Kocwiaczek 27.02.2020
    Shogun dobrej nocy:)
  • Shogun 27.02.2020
    Kocwiaczek i wzajemnie :)
  • Puchacz 26.02.2020
    Nie śledziłem, ale chyba trzeba łyknąć.
    Sowa nie jest skora do takich pochwał.
  • Tjeri 26.02.2020
    Bo to jest dobrze napisana powieść. Z dbałością o wszystkie wątki, z niepapierowymi bohaterami.
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Serio? :> to w takim razie skrzydła rosnąć chyba zaraz mi zaczną :D
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Tjeri normalnie kocham cię za ten komentarz:* za wszystkie inne też szczerze mówiąc...
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek :)))
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Mogę wam powiedzieć anegdotkę, jeśli chcecie? :)
  • Tjeri 26.02.2020
    No jasne!
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Tjeri otóż: nigdy nie wydrukowałem ani jednej kartki BiG, ale za to wielokrotnie zapisywałam to w poprawione wersji w Pdf creatorze. Oczywiście z wszystkimi możliwymi zabezpieczeniami czy. Brak możliwości edycji pliku, drukowania, zaznaczania - No dosłownie niczego. Czytać i się cieszyć. Ale... pewnego dnia, przyszedł czas na zmianę pracy. Więc musiałam zaktualizować CV. Tak też zrobiłam i oczywiście z Worda cyk pdf creator i poszło. No i czekam, czekam, cisza, się nie odzywają. Myślę sobie: dupa pewnie, chociaż spełniałam wszystkie warunki. W końcu dzwonią i słyszę, tylko proszę przynieść że sobą CV bo z tym Pani nic zrobić nie możemy :) jak myślicie, dostałam pracę czy nie?
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Sorki za błędy ale telefon mi zmienia drań
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek hehe, dostałaś :)). Hihi
    Aż jestem ciekawa w jakiej branży ?
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Tjeri handel i logistyka haha :) owszem dostałam i pracuję tam do dzisiaj. Dziewczyny nadal się głowią co ja zrobiłam z tym plikiem. Notabene przyszłam ma spotkanie w czwartek, a w piątek podpisałam już umowę. Czyli jednak BiG trochę mi w życiu pomógł.
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek ?
    Pisałaś coś wcześniej? Skąd pomysł w ogóle na pisanie i skąd pomysł/inspiracja na temat?
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Tjeri tak pisałam. W wieku 15 lat pierwsza książkę ale to jest raczej nie do pokazania szerszemu gronu. Bardziej jako pamiątka. Potem mając lat chyba 23 zaczęłam pisać BiG. Skąd pomysł. W sumie to trochę z życia. Wiele wątków w nim poruszonych jest luźnym nawiązaniem do tego co mi się przydarzyło. Ogólnie zawsze dużą uwagę przywiazywalam do snów. One często są moim bodźcem do pisania. Czemu motyw burzy? Ponieważ kiedyś znalazłam jak byłam mała u mojej babci coś, co ona nazwała piorunem. Cholera wie co to było, ale utkwiło mi w pamięci. Wiesz ja naprawdę czasem sama się sobie dziwię co mi się tam kotłuje.
  • Puchacz 26.02.2020
    Kocwiaczek Aż przeczytam...
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek wiesz, podziwiam cierpliwość. Systematyczne konsekwentne pisanie... Ja muszę mieć wszystko od razu, dlatego dłuższe formy nie dla mnie.
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Puchacz aż się boję, ale z lękiem zapraszam:)
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Tjeri no bylo sporo przerw. 2013-2016/17 a poprawki jak widać do dzisiaj i ciągle znajduję coś co by wypadało dopuścić. Najgorzej jest pisać jak nie widzisz powodzenia czy ktoś to w ogóle przeczyta, kiedy zawodzą bliscy, kiedy tylko jednostki mówią dasz radę. Wtedy wybierasz łzy i lecisz dalej. Mimo i wbrew wszystkiemu i wszystkim.
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek on potrzebuje dużo krwi, flaków. Jak płyny ustrojowe leją się litrami, posoka wsiąka w dywany, a w powietrzu latają granaty to jest git. Także wiesz... Tengeses.
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Tjeri dlatego napisałam, że historia, rodzaj, tudzież motyw nie musi wszystkim pasować. Milo mi będzie jak chociaż styl pisania (czy jak to nazwać, bo każdy ma inny), ktoś doceni.
  • Tjeri 26.02.2020
    Tenteges miało być...
  • Puchacz 26.02.2020
    Nooo...
  • IgaIga 26.02.2020
    Bój się, bój, Kocwiaczku. Puchacz jak nic podetnie Ci skrzydła :P
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Mam pełną świadomość, że tekst musi uderzyć w czułe punkty by został dobrze odebrany, musi komuś "leżeć". Nie dochodzę wszystkim. Ktoś powie, że to tylko naiwna, ławą historia dla młodych dorosłych. I okej. Niech tak będzie. Wezmę to na klatę.
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Naiwna, łzawa
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek ja nie lubię romansów i te części nie powodują u mnie ochów i achów, ale jest tu wystarczająco sporo do czytania innych rzeczy - by móc zainteresować nieromansowych.
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Tjeri jak w życiu:) chciałam zachować umiar i równowagę chociaż mam tendencję do przedobrzania. Czy mi się udało. Szczerze nie wiem. W pierwszej książce ktoś narzekał, że odeszlam od romansu w drugą stronę za bardzo więc tutaj chciałam by było lepiej. Nie ma flakow na wierzchu, nie ma brudnego seksu, wyuzdania czy steku wulgaryzmów. Vega o tym filmu nie nakręci. Sorry panie "rezyseze" :)
  • Tjeri 26.02.2020
    Kocwiaczek no i dzięki bogom...
  • Kocwiaczek 26.02.2020
    Tjeri hehe :) tak, to też nie mój styl. Ale ludziom się podoba skoro istnieje. Zawsze uważałam, że literatura powinna coś do twojego życia wnosić. Chciałam by BiG miało swoje przesłanie. Nie jestem może w stu procentach usatysfakcjonowana ale widziałam i czytałam gorsze i to już wydane powieści. Ja sobie obiecałam, że nigdy przenigdy tego nie wydam za własne pieniądze. Czyli, że Ci to wydrukują A Ty się z tym potem męcz.
  • Clariosis 11.04.2020
    Jako że przeczytałam do końca to postanowiłam przyjść i napisać Ci końcową opinię. Tak szczerze, później z jakiegoś powodu historia przestała być już dla mnie tak ekscytująca. ): Nie umiałam się już wczuć, Liliana mnie irytowała sobą i swoimi głupimi pomysłami. Jedynie scena z aniołkami poruszyła we mnie jeszcze jakieś emocje, jak błagała o przebaczenie zmarłego dziecka no i sam fakt tego, że ciążę straciła - bardzo dobrze napisany odcinek, oby takich więcej.
    Ogółem warsztat pisarski z czasem progresu historii widocznie Ci się poprawia, bardzo ładnie układałaś zdania. (: Mimo to bohaterowie ani wydarzenia w ogóle przestały mnie ruszać, zdawały mi się z jakiegoś powodu sztuczne. Na przykład zastanawiałaś się, jak zareaguję gdy dowiem się prawdy o Radku - tak szczerze... trochę podniosłam brew do góry ze zdziwienia i nie wiem czy do końca dobrze. Z jednej strony powiedziane było, że to go nie usprawiedliwia, z drugiej to, co go spotkało to ewidentne podpięcie pod niepoczytalność, nie był tak naprawdę świadom tego co robi. Nie można wymagać od kogoś określonego zachowania, jeżeli fizycznie i psychicznie nie jest w stanie go "przerobić". Nie będę wydawać jednak werdyktu czy było to dobre zagranie fabularne czy nie, bo czuję, że nawet nie powinnam mówić ci co możesz a czego nie dawać w biografii swoich bohaterów. Tak musiało być najwidoczniej z Radosławem i tyle.

    Mam nadzieję, że moja opinia nie uderzy Cię jakkolwiek, bo nie taki był mój zamysł. TuT Prawdą jednak jest, że ostatecznie oceniam jako bardzo przeciętnie, choć na początku zdawało mi się, że poruszy mnie to o wiele mocniej. No nic, tak bywa. Zostaję mi tylko śledzić dalej Twoje publikacje i życzyć sukcesów w przyszłości, osobiście ode mnie na pewno coś jeszcze usłyszysz.
    Pozdrowienia i wesołych świąt przy okazji! c:
  • Kocwiaczek 11.04.2020
    Mam świadomość, że każdy może odbierać pewne rzeczy nieco inaczej. Jest mi niezmiernie miło, że wytrwałaś ze mną do samego końca:) udostępniając tutaj moją historię pragnęłam jednego - by była przeczytana. To marzenie się spełniło nie raz ale nawet kilka razy. Odnoszę to więc za osobisty sukces. BiG tworzyłam z przerwami przez kilka lat. Potem trochę jeszcze przeleżał na dysku. To miłe, że widzisz progres mojego warsztatu. To znak, że mogę lepiej, co daje mi nadzieję na przyszłość. Jako samouka bardzo mnie to motywuje. Będę niezmiernie szczęśliwa gościć Cię pod moimi innymi utworami. Nie jest ich zbyt wiele ale w większości są na bieżąco przeze mnie pisane więc mogą dać obraz tego na jakim poziomie teraz jestem. Raz jeszcze dziękuję za Twoją obecność. Również życzę wszystkiego co najlepsze na te nadchodzące święta i przede wszystkim zdrowia i spokoju. Pozdrawiam Cię serdecznie. Do spotkania kiedyś i gdzieś tam:)
  • Clariosis 12.04.2020
    Kocwiaczek Dokładnie, sztuka jest subiektywna i każdemu podejdzie inaczej. Broń boże nie uważam tej powieści za złą - jest w sam raz właśnie do przeczytania i widać, że włożyłaś w nią ogrom pracy. Czuję to i szanuję. :) Również publikuję swoje powieści na internecie właśnie po to, by były czytane, i tak je będę pisać bo to moje całe życie - tłumaczę je nawet na angielski by dotrzeć do szerszego grona, na razie mam 3 rozdziały i stoi, bo wiadomo, pandemia jest to pieniądze trzeba trzymać w ryzach, jak się uspokoi to wrócę do zlecania tłumaczowi dalszych części. Jak najbardziej powinnaś to uważać za osobisty sukces bo widzę, ile osób się zainteresowało - i prawidłowo. (:

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania