6.

Ogólnie zawsze wyglądam jakbym na coś czekała. Jestem niespokojna, cały czas się rozglądam, cały czas obserwuje. Zupełnie jakbym miała owsiki w tyłku.

Za czym się rozglądam? Kogo obserwuje?

Nie wiem.

Może dlatego wydaję się odstawać od reszty.

Dużo myślę. Zawsze. Myśli to coś takiego, co nigdy mnie nie opuszcza.

Dużo dumałam. Nad tym czym są myśli. Skąd wypływają. Dlaczego myśli czasem zabijają. Dlaczego w ogóle myślimy. To było dobre pytanie.

Pytanie retoryczne.

Nie ważne gdzie bym była, to było ze mną. Zupełnie jakbym była ładunkiem dodatnim, a to ujemnym.

Odpalam papierosa. Lubię tutaj przesiadywać. Tutaj, w sensie nad rzeką.

Tutaj jest cicho. Tutaj nikt mnie nie pogania. Tutaj jedynie nurt rzeki może wyznaczać upływ czasu.

Wpatruję się w niebo. Niebo jest piękne. Tak piękne, iż wydaję się być rozścielonym ogromnym prześcieradłem, na którym artysta tworzy podniebne parabole.

Uśmiecham się.

Pamiętam, gdy kiedyś przyszłam tu nocą. Uciekłam z domu. Uciekłam od tego.

Do tej pory nie wiem co dokładnie się wówczas wydarzyło.

Pamiętam jednak, jak bardzo się bałam.

Siedziałam w pokoju. Powinnam już spać. Już dawno powinnam spać.

Ale kroki nie ustawały.

Mieszkałam już w nowym domu. Miałam pokój na parterze.

Tup, tup, tup!

Spoglądam w górę, czuję jak strach podchodzi mi do gardła. Powstaję i zapalam światło. W świetle czuję się bezpieczniejsza.

Nie znaczy to, że całkowicie bezpieczna.

Kroki nie ustają. Nie mam odwagi wyjść po schodach. Nie mam odwagi sprawdzić. Strach mnie paraliżuję.

Na stoliku przesuwa się długopis. Drętwieje. Bez zastanowienia biorę do rąk różaniec i siadając na łóżku zaczynam się modlić.

Wtedy to coś schodzi po schodach.

Łzy same zaczynają mi spływać po policzkach. Coś uderza kilkakrotnie w ścianę. Krzyczę. Biegnę do kuchni, ściągam medalik, rozgrzewam metal nad ogniem. Wypalam sobie znak krzyża na nadgarstku.

Nie widzę drogi ucieczki. Nie widzę wyjścia. Czekam, aż Marian odejdzie.

Jednak czy on kiedykolwiek odejdzie?

Wpatruję się w rzekę. Jest okropnie zanieczyszczona. Zupełnie jakby o niej zapomniano. Zupełnie jakby była zdana tylko i wyłącznie na siebie.

Często zdarza mi się powracać myślami do tamtych chwil. Chwil głosów, cieni i szeptów. Pojawiały się periodycznie. Gdy pojawiły się po raz ostatni zwieńczyły swe dzieło, zamykając mnie w szpitalu psychiatrycznym.

Ludzki umysł to niezbadana głębia. To taki ocean. Niby wiemy o nim dużo, jednak co chwila pojawiają się w nim nieznane okazy czy rośliny.

Woda to motor napędowy świata. Umysł to motor napędowy człowieka.

Warto o niego dbać.

Ja o swój nie dbałam.

Wiecie co to dopalacze?

Dopalacze to trucizna. Narkotyk z domieszką THC, jednak w rzeczywistości chemiczny twór niszczący szare komórki.

Miałam okres, gdy zażywałam je codziennie.

Nigdy więcej, powiedziałam sobie.

Nigdy więcej.

To tak jakby ktoś przewijał klatkami film. Całkowite oderwanie od rzeczywistości.

Patrzę jak gęsty, papierosowy dym roztacza wokół mnie swą aurę. Patrzę jak rozpływa się w powietrzu. Co było dalej?

Obudziłam się w środku nocy. Ktoś za mną stoi. Czuję go. To mój dziadek.

Budzę się w środku nocy i spoglądam na swoje śpiące ciało. Atmosfera jest przytłaczająca, a powietrze ciężkie. Spoglądam na ścianę. Biegnie po niej biała, czworonożna pokraka, która skacze na mnie z impetem.

Budzę się w środku nocy. Znów spoglądam na siebie. Przede mną stoi biała matrona o białej twarzy, pozbawionej oczodołów i wędruję ku mnie.

Co było dalej? Co udało mi się zapamiętać?

Biorę głęboki wdech.

Twarze z czerwonymi ślepiami w oknie, imitacje byków, rozmowy słyszane w oddali. Widziałam i słyszałam to wszystko, choć nie rozumiałam dlaczego.

To tak jakby na urodziny dać humaniście, książkę sudoku. Ciąg liczb, w których nie dopatruję się większego znaczenia. A musi to zrobić. Inaczej prezent będzie bezwartościowy.

Trudno istnieć, gdy coś rozdziera Twoją osobowość od wewnątrz. To jak gra w tenisa. Raz jest się po jednej, raz po drugiej stronie. Tylko, że tutaj nie ma wygranych. Tutaj zwycięstwo nie istnieję.

Zapewne zastanawiacie się jak udało mi się wytrwać przy zdrowych zmysłach prawie piętnaście lat.

To proste.

Po prostu pisałam.

Pisanie niwelowało cienie i szepty. Dzięki pisaniu byłam mocniejsza. Kochałam to. Kochałam sklejać litery, kreować bohaterów, zamykać swoje jaźnie na kartkach. To było dla mnie jak oczyszczenie.

To był mój sposób.

Może nie do końca skuteczny, jednak wiele razem przeszliśmy.

W sensie, ja i kartki.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania