8: Żniwiarz z piekieł, rozdział 9: „Nieoczekiwane spotkanie”

Nadszedł poranny przypływ. Niskie fale rozbijały się na wapiennych skałach jeżących się przed półksiężycem kamienistej plaży. Ned spoczywał na jednej z nich najbardziej oddalonej od brzegu. Lewą ręką, wokół której kręciły się niebieskie pierścienie, podtrzymywał prawą, prosto wyciągniętą w stronę ujścia zatoki. Pod skórą tej drugiej ciągnęły się rubinowo zabarwione żyły. Były bardzo nabrzmiałe, a światłem pulsującym w rytm spokojnego bicia serca jeszcze bardziej przebijały się na zewnątrz. Przez całą tę siną kończynę przebiegał pojedynczy strumień arkanu Chaosu i tylko dzięki pierścieniom uwiązanych z Harmonii, o przygotowanie jakie przez ostatnie dwie godziny troszczył się Ned, arkan gniewu mógł z niemal jednolitym natężeniem rozprowadzać się do czubków palców i stamtąd urzeczywistniać się w postaci pojedynczych piorunów. Wyładowania tej energii w normalnych warunkach próbowały osiągać jak największe długości, aby móc dotrzeć do najbardziej oddalonych celów. Tu jednak miały zaledwie coś w granicy pół metra, a ich moc barbarzyńskiej natury raziła cząsteczki powietrza tak jakby ze zmęczonym nastawieniem.

Obejrzał się za siebie. Dwóch mężczyzn schodziło drewnianymi schodami na plażę. Niższy z nich zamachał do Castelvilla, kiedy tylko go zauważył. Inkwizytor wyłączył pierścienie i zatamował odpływ Chaosu. Odetchnął głęboko, gdy powiew zimnej bryzy przebiegł po jego twarzy, zapewniając natychmiastowy zastrzyk nowej energii. Podniósł się na równe nogi i dotarł na brzeg, przeskakując z kamienia na kamień.

- Nevilius i Kurt - przywitał dwójkę.

- Siemasz, Ned. Zostajesz przypadkiem na dłużej? - zapytał ten niższy, ale wysoki i umięśniony w tym samym stopniu co inkwizytor, Kurt Tenson. Miał on siwe włosy pomimo młodego wieku oraz oczy, z których jedno było czerwone a drugie błękitne.

- Niestety nie. Mam tu pewną pracę do skończenia z pewnym jegomościem, a potem wracam do swoich. Ostatnio wzrosła aktywność pewnego kultu, który jak się weźmie za siebie to może być całkiem niebezpieczny. Sytuacja pewnie nie okaże się zbyt krytyczna, ale obowiązki to obowiązki. - Wzruszył bezradnie ramionami.

- To kiedy my się niby porządnie napijemy, co? - zapytał smętnie Kurt. - Już myślałem, że może mnie jeszcze trochę tu potrzymasz zanim się zmyję do Rancji, a tu nic. Pechowo w takim razie.

- Wybierasz się do Rancji? Myślałem, że wciąż urzędujesz u mnichów Gailli.

- Tak wybieram się i wygląda, że na dłużej. Słyszałem, że mieszka tam kilka znachorek korzystających z nietypowych metod uzdrowicielskich, no i połknąłem haczyk. Heh, poza tym Nevil jedzie ze mną.

- Tak? - Ned zwrócił się do wyższego od siebie Neviliusa, trochę zdziwiony tak niespodziewaną decyzją. - Już się wylizałeś z ran po swoim przyjacielu z dzieciństwa?

- Tak. Postanowiłem...

- Ja wyli... Ja go dopatrywałem, proszę wielmożnego pana - z udawaną i trochę jednak nie udawaną pretensją wtrącił się Kurt. - Umiem składać ludzi do kupy lepiej niż niejeden habilitowany chirurg, wliczając już w to także i anioły, więc Nevil jest zdrów jak ryba.

- Pomijając skrzydła... - dopowiedział cicho wysoki mężczyzna, z którego głowy wyrastało wiele krótkich rogów białej barwy. - Ale Nedzie. Jestem bezgranicznie wdzięczy za to, że mnie uratowałeś i za to pozostanę twoim dłużnikiem do końca moich dni. Dlatego też nie chcę już dłużej nadużywać twojej dobroci oraz gościnności w Oazie.

- Wcale jej nie nadużywasz - zaśmiał się serdecznie Ned. - To miejsce, które stworzyłem przy pomocy rodziny Desmonda może bez problemu być twoim domem. Kurt z Ivanem to dopiero nadużywają gościnności. Szczególnie, gdy są razem w jednym miejscu - uśmiechnął się do równie szczerzącego się uzdrowiciela - i szczególnie, kiedy Desmond pozwoli im na wstęp do piwniczek. Ale, ale. Nie będę cię zatrzymywać. Twoje życie, twoje przygody.

- Ale u ciebie zawsze będę mieć dług.

- Niech i tak będzie, stary towarzyszu broni - zgodził się od niechcenia Ned. - A teraz, jeśli pozwolicie chłopaki...

- I jeszcze jedno... - rzekł stary anioł.

- Tak?

- Od twojego przybycia wczoraj zacząłem odczuwać coś dziwnego. Jakąś znajomą energię o bardzo niepokojącej mnie naturze. Coś podobnego do, nie wiem, zapachu, albo niespotykanej aury. Jest możliwe, że przywiozłeś ze sobą przedmiot, który mógłby być tak przeze mnie odbierany?

- Mmm - zastanowił się Inkwizytor, przypominając sobie, że gatunek jego przyjaciela potrafił wyczuwać demony, a niezbyt koleżeńskie relacje z mieszkańcami Tessinug przyprawiały ten dar o niezbyt pacyfistyczne zastosowania. Jak widać, czas działał na korzyść Agiuxa, bo Nevil pewnie zdążył już po części zapomnieć o tych „piekielnych” istotach. Nie mógł przecież widzieć żadnego demonicznego osobnika od ponad sześciuset lat, a taki okres musiał mieć w tej materii dużo do gadania. - Nie przypominam sobie, żebym coś takiego brał. Hmm. Pewnie wyczułeś zawirowania w mocy, jakie wywołały moje zaklęcia. Jak będę przechodził przez Oazę to rzucę okiem na drgania magicznych strun. A teraz, robota wzywa.

Minął ich i szybkim krokiem udał się do Agiuxa.

Znalazł go w tym samym miejscu i w tej samej pozycji, w której zostawił go wczorajszej nocy. Gdy wchodził do altanki, zwrócił uwagę na sierp leżący na stole. Poza tym, że któryś z synów Desmonda zgodził się pofatygować po broń demona, to na dodatek wyczyścił ją i wyszlifował na błysk, czyniąc z przedmiotu prawdziwe narzędzie a nie podrzędną atrapę topiącą się w rdzy i zaschniętej krwi.

Po kilku silniejszych szturchańcach Żniwiarz wybudził się ze smakowitego snu, o mały włos nie raniąc przy tym Neda swoimi ostrymi pazurami. W jego wężowych oczach widać było chęć do trochę dłuższego odpoczynku, a gdy wyszedł na słońce bez wcześniejszego przypomnienia sobie o kapeluszu pozostawionym na ławce, przysporzył biednej głowie dymiące ślady spalenia. Z soczystymi przekleństwami na ustach wrócił pod zadaszenie, sięgając po nią oraz sierp i mogli wreszcie udać się do jaskini.

Tego dnia schron ponownie zaskakiwał swoim lodowatym temperamentem, a Agiux upierał się, że jest nawet gorzej niż poprzednio.

- Zaraz się rozgrzejesz Żniwiarzu, zapewniam - pocieszył go inkwizytor za którymś tam razem.

Te słowa instynktownie zmartwiły demona, a w szczególności to ostatnie wypowiedziane akcentem, z którego wypływało coś pokrewnego do groźby, niewinnego żartu lub do obietnicy.

Ned wybrał tym razem drogę na wschód, lecz korytarze którymi przechodzili, nie różniły się niczym od wczorajszych korytarzy. Nie spotkali także żadnych zamarzniętych potworów z opowieści o piekielnym zimnie, przez co Agiux nabrał nadziei na możliwą walkę z tymi właśnie przeciwnikami może nie całkiem uśpionymi w lodowym śnie, tak dla zwykłego sprawdzenia swoich sił. Castelvill szybko rozwiał te marzenia, informując towarzysza, że kiedyś ukrył bestie w zamkniętych pomieszczeniach, bo niemal zawsze wywoływały one nie najprzyjemniejsze odruchy u tych, którym zdarzyło się na nie natknąć po skręceniu w niepozornym kierunku. Szybko jednak wspominał o braku czasu na szukanie kluczy zostawionych gdzieś w północnej części placówki. Trzeba było obejść się smakiem.

Zatrzymali się w bardzo dużym i kompletnie pustym pokoju, którego podłoga nosiła na sobie setki śladów przesuwania ciężkich przedmiotów.

- Tutaj znajdowała się siłownia, jeśli dobrze pamiętam - wyjaśnił Ned. - I wszystkie przyrządy wyniosłem do składziku. - Wskazał niepozorne drzwi schowane w lewym kącie. - Pół dnia się męczyłem, żeby upchać do niego połowę, a pół dnia żeby wykombinować wystarczająco masywną czarną dziurę na drugą część. Grawitacja trochę powariowała przy okazji. Popatrz na ściany, jak są poobijane.

- No są. Ale... potrzebujemy w ogóle takiej dużej przestrzeni?

- Oczywiście, że nie. Chyba nie, jeżeli mam być szczery. Ważne jest to, że mamy jakiekolwiek miejsce na eksperymenty.

- Jakiekolwiek... Eksperymenty... - „Ciekawy dobór słów”.

Ned rzucił na ziemię koszulę i cylinder, pozostając w szarym podkoszulku. Ciasny materiał układał się niczym gliniany szablon na wyćwiczonych mięśniach brzucha oraz klatce piersiowej. Ręce miał też odpowiednio potężne. Wiedział z autopsji, iż brak koszuli czy płaszcza czynił go przynajmniej dwa razy większym w oczach niemal każdego. Dostrzegł to też u Agiuxa, bo tamten się nieco cofnął, jak go takiego zobaczył.

- Rozbieraj się, nie chcesz chyba podziurawić swoich ubrań - polecił mu i zajął się ożywianiem pierścieni Harmonii.

- Podziurawić? Co chcesz przez to powiedzieć?

- Będę cię raził magicznymi błyskawicami, dopóki nie wywołamy twojej ręki. W odróżnieniu od zwykłych wyładowań elektrycznych, czy błyskawic innych użytkowników arkanu Chaosu, moje nie spalają tkanek. One je niszczą i rozrywają. Ale się nie martw, Żniwiarzu. Jak nic z tego nie wyjdzie, to nie dopuszczę, żebyś się wykrwawił na śmierć. - „Bo jesteś jedynym kluczem do bram Tessinug” dodał w myślach.

- To jest jedyny sposób, bo wiesz...

- Tak.

- Pocieszające - mruknął demon, zdejmując brudne odzienie stracha na wróble.

- I zapamiętaj. - Ned chwycił lewą ręką prawą i ciałem zagrodził drogę do wyjścia. Żyły znów nabrzmiały i zabarwiły się rozgrzaną czerwienią, gdy wymierzył palce w Agiuxa. - Twoim przeciwnikiem jest ból. Skup się na nim, nie na mnie. Walcz z nim, tak żeby go pokonać, nie tak żeby go wytrzymać, bo szybko stracisz przytomność. - Kilka krótkich błyskawic wyskoczyło z czubków jego palców. - Wstrzymam je dopiero, gdy będę całkowicie pewny, że anomalia nie przyjdzie ci na ratunek. A ten moment nadejdzie pewnie daleko po wyniszczeniu większej części twojego organizmu, więc musisz dać z siebie wszystko. Hmm. Cierpienie jakie będziesz odczuwać, będzie rosnąć z każdą chwilą, to tak w ramach wyjaśnienia. Zaczynajmy.

Żniwiarz nie był gotowy i za nic nie chciał walczyć z magią, mając do dyspozycji jedynie szansę na przyzwanie ręki. Ale właśnie o to przyzwanie miał się mierzyć z siłą, której nie potrafił dotknąć. Nawet nie wiedział, czy ta nieznana nikomu moc, ta anomalia, jest możliwa do kontrolowania. Jedyna droga, aby to sprawdzić i żeby spróbować wrócić do swojego świata, leżała tutaj przed nim. Prowadziła prosto przez ból. Demon nie bał się bólu. Nie bał się samego cierpienia. Chociaż strach był domeną Chowańców, to przerażało go to, że musi te cierpienie pokonać, co według własnej wiary uważał za niemożliwe. Jak przezwyciężyć coś, czemu nie można zadać żadnego ciosu, kopnięcia i zadrapania? Bezsensu, aczkolwiek! Nie było innego wyjścia niż spotkanie się z tym widmem twarzą w twarz. Zaczynaj.

Pięć rubinowych strzał poleciało w stronę wyczekującego Agiuxa, przecinając powietrze z wygłodniałą pasją i rozpalając w pomieszczeniu krwawą poświatę. Zanim demon zrobił jakikolwiek ruch, one dopadły go z niespodziewaną siłą szarżującego byka. Odepchnęły go na kilka metrów, a on cofnął się jeszcze bardziej, aby złapać równowagę. Wibrujący ciężar otwierających się ran uderzył w siedmiu miejscach. Żniwiarz ruszył do przodu, a każdy krok wydawał się krótszy od poprzedniego. Z jego ciała wytrysnęły krople wrzącej krwi i przyprawiły podłogę o kilka plam. Kolejne centymetry, a jego uszy poraziło pulsujące strzelanie rozrywanego powietrza. Ned zdecydował się przysunąć odrobinkę w stronę kolegi, co poskutkowało nowymi ranami na nogach i brzuchu demona. Przez trzy minuty patrzył się na te bezsilne starania, dlatego wreszcie skoczył przed siebie, atakując Agiuxa taką dawką błyskawic, że tamten całkowicie wytrącony z równowagi poleciał do tyłu. Przed ścianą na szczęście zdołał zwolnić. Żniwiarz warknął na cały głos i na ugiętych kolanach z mocno zaciśniętymi powiekami, zaszarżował w epicentrum dzikich wyładowań. Na jego stopy spłynęła rzeka krwi. Ciepła i dymiąca się ledwo widoczną parą. „Dobry moment, panie demonie”. Inkwizytor wstrząsnął ręką, dzięki czemu pioruny ożywiły swój zapał. W tej samej chwili widmowa dłoń podniosła się w górę. Agiux otworzył oczy, bo z zadowoleniem wyczuł jej obecność, bo to on ją podniósł. Chaos rozstąpił się na boki, czyniąc czystą drogę do Wiecznego. Ale, ale. „Nie czuj się tak pewnie.”

Pierścienie zawirowały z niewyobrażalną szybkością, malując na twarzy człowieka błękitną łunę. Rubinowe strzały powróciły do palców, aby sekundę po tym wypalić ze spotęgowaną siłą i prędkością. Były wycelowane w anomalię. Demon już miał je rozproszyć, ale to one przebiły rękę, rozbijając ją, jakby była wykonana ze zwykłego szkła. Wróciły do Neda i raz jeszcze wystrzeliły w Agiuxa. Tym razem demon uderzył w ścianę, która zamalowała się ciemną posoką w chwili bezpośredniego kontaktu z rozrywanym ciałem.

- Przywołaj ją raz jeszcze, Agiuxie. Nie możemy stracić tak idealnej szansy!

Inkwizytor podszedł bliżej, na co Żniwiarz odezwał się przeciągniętym rykiem przechodzącym w krzyk, potem we wrzask przepełniony prawdziwą męką.

- Dawaj, dawaj, te pierścienie strasznie trudno utrzymywać. Hmm, może dlatego, że są tak mało profesjonalnie zrobione. Pewnie prawdziwy mag potrafiłby zrobić taki jeden, który by wszystkie zastąpił...

Krzyk zagłuszyła krew, wylewająca się z szeroko otwartej paszczy. Adrenalina dosięgnęła swoich limitów. Agiux palił się z wszechogarniającego bólu, ale zdołał złapać w swoje płuca odrobinę powietrza. Pomimo że pioruny wwiercały się w jego wnętrzności on postawił potężny krok do przodu, odklejając się od lepkiej ściany. Musiał zwyciężyć nad bólem nie ważne ile miał sił. Pochylił się, ciągle dygocząc w chłodniejących skurczach. Wysunął pazury i wbił je w lewy bark, ściskając dłoń najmocniej jak tylko mógł, wytężając wszystkie mięśnie, które nie zostały jeszcze wyniszczone, aby odzyskać kontrolę nad anomalią. Z piersi wytrysnęła mu ciemna krew. Zimno, sięgnął po to zimno, a z dawno zasklepionej rany wymaterializowało się tęczowo świecące i lekko przeźroczyste ramię, z ramienia przedramię, następnie dłoń, a na końcu na przedramieniu rozbłysła się pięcioramienna gwiazda. Podniósł swój wzrok na Neda.

„Mmm, o to mi właśnie chodziło” pomyślał szybko inkwizytor. Cofnął błyskawice i bez żadnego wstrzymywania się, skierował cały swój Chaos w środek swej dłoni, kształtując najpotężniejszą wariację tego arkanu, czyli krąg z trzema pionowymi okami wewnątrz. Z tego idealnego uosobienia mocy wypaliła w Agiuxa pojedyncza wiązka czerwonej energii o perfekcyjnie cienkiej budowie, zwana w kręgu najwyższych użytkowników arkanów Laserem Furii. Ned ucieszył się, że wyszedł mu ten malutki trik. Ale jednocześnie nurtowało go pytanie, czy przypadkiem nie zabije tym sposobem jedyną szansę na dostanie się do Tessinug. „Cóż...”

Śmiercionośny promień o białym wnętrzu i czerwonej poświacie był już metr od Agiuxa, kiedy pięść świecąca się wszelkimi możliwymi kolorami wystrzeliła mu na spotkanie. Kontakt z kończyną. Demon skupił całą swoją uwagę na zimnej ręce. „Hmm” przemknęło przez głowę Neda i w tym samym czasie laser wybuch intensywną bielą. Biel zniknęła, a w jej miejsce pojawiła się wąska, czerwona struna. Struna wyparowała, a z pięści wyleciała fala powietrza, w której zniekształcało się wszelkie światło i pognała w Neda, z każdym metrem powiększając swoją średnicę. Inkwizytor pozbył się już sekundę wcześniej pierścieni, a Chaos z całej okolicy wyparował w chwili przyzwania kręgu. Złączył ręce z głośnym klaśnięciem.

- Nasftekhviel er kal da! - wykrzyknął mężczyzna i jak na komendę pojawiła się przed nim czarna tarcza Nefrela, będąca najsilniejszym zaklęciem defensywnym jakie tylko znał Ned i pochodząca z arkanu Senebris. Widać było tylko trzy jej okrągłe krawędzie połączone wąskimi pasmami, a reszta była przeźroczysta - efekt ciężkich starań Nefrela do spełnienia swoich chorych warunków zachowywania estetyki.

Powietrze, w którym skumulowała się moc anomalii, rozbiło się o tarczę, rysując na niej wiele pęknięć, ale pomimo utraty swojego momentum, niewidzialna siła rozeszła się w kilku kierunkach, tworząc dziury w ścianach, podłodze i na suficie, a sam Ned został przesunięty o kilka metrów do tyłu.

- Bardzo dobrze mój przyjacielu! - krzyknął do demona. - Zobaczmy, czy z taką samą precyzją zatrzymasz także iskrę, która doprowadziła ciebie w to właśnie miejsce!

Inkwizytor wciągnął w płuca dużą dawkę powietrza i rozpalił w dłoniach dwie duże kule ognia. Skrzyżował ręce, a następnie rozwarł je na boki, wypuszczając tym gwałtownym ruchem wcale nie dziwne kule, lecz one ni stąd ni zowąd wybuchły w deszczu setek rozżarzonych pocisków i jak deszcz, płomienie spadły na Agiuxa. Może i tamten był rozerwany na strzępy, ale bezproblemowo rozgonił je jeden po drugim, i to bardzo szybko. Widać powrót już nawet nie widmowej ręki, okazał się dla niego bardzo pozytywny. Co ciekawe, Żniwiarz zdołał złapać ostatnią kulę. Zamachnął się z nią i rzucił trzy razy większym ogniem w stronę człowieka. Ned zrozumiał sytuację i uderzył nogą w podłogę, a z podłogi wyrosła wysoka skała, która ochroniła go przed zaskakującym kontratakiem. „Możliwości tej anomalii są nienormalne, ha, ha!” wykrzyknął w myśli Wieczny, kiedy wskoczył na lekko zadymiony kamień. Wziął znów głęboki wdech i wypuścił z ust mroźne powietrze, które przykryło jego ubrania, skórę i skałę cienką warstwą szronu. Na to już trzecie wezwanie Iskry Żywiołów wokół jego umięśnionego ciała urosły lewitujące sople lodu. Na gest głową w prawo, wszystkie ostre lance w tym samym momencie poleciały w Agiuxa. Nie było szans na unik, bo obejmowały za duży obszar, ale Żniwiarz odebrał jakieś dziwne wrażenie o pewnym bardzo skutecznym ruchu, który mógłby mu pomóc. Lewą ręką narysował w powietrzu gwiazdę i zaczekał.

Wszystkie sople wbiły się w niewidzialną ścianę, a po chwili rozsypały się w zanikającym pyle. Demon ruszył przed siebie, zwracając uwagę, że nie czuje już najmniejszego bólu, co było bardzo miłą odmianą do piekła jakie zgotowały mu błyskawice. Na dodatek przestał już krwawić z setek otworzonych ran.

- Łap to!

Skała, która wcześniej wyrosła magicznie z podłogi teraz leciała prosto na niego i z bliska wydawała się dość ogromna. „Co do...” Wystawił przed siebie rękę, a duży kamyczek zatrzymał się w jego dłoni. Całą prędkość z jaką pędził, on odczuł w formie złapania małej, szmacianej piłeczki. Skała najpierw popękała, żeby zaraz rozsypać się w gąszczu magicznego pyłu.

Ned pstryknął palcami, a dźwięk ten rozszedł się po całym pokoju. Zanim Agiux zdołał się połapać o co chodzi, inkwizytor był już przed nim. Wbił w anomalię czarną włócznię o szerokim grocie, zatrzymując ją milimetry od jego szyi. Przebita ręka zaczęła ognić się strasznym bólem.

- Oddychaj spokojnie przyjacielu - powiedział człowiek. - Oddychanie potrafi bardzo pomóc na takie katusze.

Uczucie bardzo szybko stało się nie do zniesienia, a na podłogę spadło kilka czerwonych kropel. Ale demon posłusznie posłuchał rady i zaczął powoli łapać powietrze, choć było to niezmiernie trudne.

- Chciałem tylko sprawdzić, czy masz w tej formie jakieś limity i wnioskuję, że na szczęście tak. Teraz się nie ruszaj...

Ned jednym sprawnym ruchem cofnął włócznię, a z momentem wyciągnięcia ból płynący z rany całkowicie zniknął.

- Jak? - zapytał Agiux, patrząc z oszołomieniem, jak poszarpana dziura w anomalii bardzo, ale to bardzo powoli się zasklepia. - Co to był za czar?

- Nie czar żaden. - Ned zakręcił włócznią tak szybko, że jej kształt rozmył się w czarnym kole. - Zwykły kawałek metalu.

- Hę? Pokaż mi go, bo coś w to nie wierzę.

Żniwiarz wyciągnął prawą rękę z nadzieją przejęcia tej podobno normalnej włóczni. Ned wykonał w odwecie krok w tył, zakazująco kiwając palcem.

- Nie czas na zabawy. Teraz musimy pomyśleć, jakby tu wykorzystać potencjał tego prezentu.

Bo przemyśleń było w istocie sporo. Mężczyzna wreszcie dostał w swoje ręce okaz anomalii, który faktycznie miał użyteczne zastosowania. Co za tym idzie, mógłby te zastosowania dogłębnie zbadać, patrząc na łatwość z jaką demon kontrolował swoją rękę i w ten sposób stać się jedynym znawcą nieosiągalnego dotychczas tematu. Tutaj nie spodziewał się żadnych oporów ze strony równie zaciekawionego towarzysza. Może i wyprawa do Tessinug byłaby ciekawą alternatywą, ale w świecie ludzkim mogliby pójść znacznie dalej.

Odwrócił się plecami do Agiuxa i odszedł na bok. Według niepewnych domysłów, hipotetycznych prac naukowych, niepewnie stawiających swe kroki znawców oraz nie ukrywając, trochę dzikiego postawienia pewnych tez, można by przypuszczać, że całokształt zjawisk niewyjaśnionych, czytaj anomalii, mógłby być jako tako nieograniczony. Jeśli taki sobie Żniwiarz, dumny członek piekielnej rasy Midorii, raz przez przypadek przełamał wszystkie prawa fizyki wymiarowej, wydostając się z zapieczętowanego świata, to w praktyce i po wielu próbach potrafiłby wszystko inne i wiele więcej. Hmm, w dodatku zdawało się, że samopoczucie Agiuxa całego podziurawionego oraz dobitnie zmasakrowanego przez manifestację Chaosu było, mówiąc szczerze, nad wyraz pozytywne. Trzeba wspomnieć, że dawna siłownia stała się po ich małej zabawie bardziej rzeźnią. Tyle krwi to nie widział dawno, a dokładnie od przygody w grobowcu, gdzie razem z Rillem swoim inkwizytorskim partnerem rozwiązali sprawę dotyczącą sekty Kyookiego.

- To nie mogę choć na małą chwilkę potrzymać tej włóczni?

- Nie - powiedział Ned, a jego głos był ostry i stanowczy. - Co cię tak wzięło na te badziewie, co? A zresztą nieważne. Po prostu nie przeszkadzaj mi teraz. Próbuję wymyślić nowy plan...

Ned momentalnie zdał sobie sprawę, że nie czuje już w ręce swojej broni. „Co do cholery?”

- Hoo? Badziewie? Jak ci nie wstyd nazywać Kieł Galafirrów badziewiem? Znudziła ci się jedna z ośmiu legendarnych zabawek, na którą cię nie tak dawno naprowadziłem? Bardzo przykre, moja Bestyjko.

Inkwizytor odwrócił się powoli, a jego serce zaczęło mu walić niczym dzwon.

Agiux ważył w prawej ręce włócznię, przyglądając jej się dokładnie. Ned miał to akurat gdzieś, bo jego uwagę upolowały dwa troszeczkę bardziej interesujące niuanse, których zobaczenia najbardziej się obawiał. Demon unosił się kilka centymetrów nad ziemią, a z jego pleców wyrastało siedem tęczowych skrzydeł wijących się niczym węże. Chociaż Castelvill nie chciał w to wierzyć, jego towarzysz został opętany przez kogoś, kogo Wieczny bardzo dobrze znał. “Tylko jakim cudem udało mu się przeniknąć do naszego świata w tej formie?!”

- Fascynującym wyczynem dawnej naszej koleżaneczki jest ta bariera. Nie sądzisz, przyjacielu? - zadał pytanie głos Agiuxa.

- Nie mogę się z tym nie zgodzić… Pożogo - odpowiedział Ned, lekko wytrącony z myśli takim bezpośrednim nawiązaniem do Tessinug. - Czemu akurat oto pytasz już na początku?

- Wiesz. Ta skorupka wszystkim tylko wadzi - kontynuowała istota nazwana Pożogą. - Żadnego z niej pożytku, a tylko przeszkoda. Co byś powiedział - tu zrobił dłuższą pauzę - gdybym powiedział tobie, że dzięki Agiuxowi mamy drogę wolną do jej usunięcia?

- Uznałbym to... za dobrą kartę. To na pewno. - Trudno było znaleźć żółtookiemu jakiś bardziej sensownych słów na takie swobodne wywołanie kwestii “usunięcia” czegoś tak niedostępnego jak ta “przeszkoda”. - I moim skromnym zdaniem jeszcze nieosiągalne, nawet z pomocą anomalii.

Niby-Agiux potrząsnął głową i rzucił Nedowi włócznię, którą tamten złapał i założył na kark.

- Nieosiągalne, powiadasz? - zagaił Żniwiarz tonem przyjaznej pogawędki.

- Nie wiemy przecież nic o jej naturze - wyjaśnił inkwizytor, próbując zachować zdrowy rozsądek. - Nawet nie mamy bladego pojęcia jak dotrzeć do jej źródła, więc dobrze wymierzony atak byłby niemożliwy...

- Nie. - Zachichotał Pożoga i pojawił się przy boku Neda. - Odpowiedź to Merus, a kluczykiem jest smocza znajdźka.

- Więc Merus stoi za tym wszystkim... Czekaj, o jaką znajdźkę... Infektor.

- W rzeczy samej. Infektor, jak pewnie już wiesz, potrafi modyfikować żywe istoty, narzucając im przy tym specjalnie określoną wolę. Ale… czy zdajesz sobie sprawę, że jego potencjał ogranicza jedynie pojemność dostępnej mocy?

- Więc chcesz, żebym podłączył go do Drzewa Życia…

- I doprowadził do nadejścia nowej ery - dokończył głos Agiuxa. - Właśnie tego chcę, moja bestyjko. Chcę, żeby bramy piekła nareszcie się otworzyły po tych ponad sześciuset latach.

Pożoga przeniósł się na środek pokoju i zakręcił palcem lewej ręki ruchem odwrotnym do ruchu wskazówek zegara. Gwiazda na przedramieniu napełniła się brunatną barwą, a z rozmazanej po podłodze krwi zaczęły unosić się pojedyncze krople. Wkrótce powietrze zaroiło się od brązowych i czerwonych punktów.

- I żeby nie zostawiać was z niepotrzebnymi zmartwieniami…

Pożoga wbił wyprostowaną dłoń w sam środek tego, co kiedyś było klatką piersiową Agiuxa. W tej samej chwili wszystkie lewitujące sferki powróciły do rodzimego organizmu. Rany, dziury, otwory, każde obrażenie zasklepiło się w tęczowym świetle. Ned był pod wrażeniem, bowiem ciało powróciło do swojego normalnego wyglądu. Oczywiście z wyjątkiem manifestacji opętania jakimi były wijące się skrzydła. Ręka wypełzła na zewnątrz, a użyte przez nią miejsce także się zagoiło. Może tylko trochę wolniej.

Ned chciał już o coś zapytać, ale wstrzymał się, gdy opętaniec wskazał anomalią ścianę.

- Kawałkiem ciała Pierwszego nie powinna się bawić osoba o słabej duszy, dlatego szczelinką też się zajmę i...

W ścianie na końcu pomieszczenia pojawiło się głębokie pęknięcie idące od podłogi do sufitu. Pożoga niedbale machnął ręką w prawo, rozszerzając w tę stronę owo pęknięcie i następnie w lewo z podobnym efektem. Jako wisienkę na torcie uniósł kończynę wysoko do góry, żeby zaraz opuścić ją niczym katowską siekierę na szyję potwora udającego człowieka. Wielkie płaty betonu roztrzaskały się o podłogę, wzniecając tumany gęstego pyłu. Castelvill podszedł bliżej, a zza szarej kurtyny wyłaniała się już zakłócająca rzeczywistość powierzchnia, ciągle mieszająca swą przedziwną postać.

- I nad samym odłamkiem również przejmuję pieczę, bo i on, i ty, nie powinniście na niego w ogóle patrzeć. - rzekł Niby-Agiux, tonem nie oczekującym żadnego sprzeciwu.

Ned z wielkim żalem i bezsilnością przypatrywał się, jak lewa ręka Żniwiarza najpierw wyblakła, potem poczerniała, aby samoistnie rozpaść się jak nic nie warty zamek z piasku. Z barku od strony śladu po dawno zamarłej kończynie wyleciał malutki sześcian, który zaraz gwałtownie zniknął w jasnym błysku.

- Niemniej jednak miło, że skorzystałeś z mojego dziennika. - I to były ostatnie słowa Pożogi.

Skrzydła rozpłynęły się, a ciało Żniwiarza opadło na kolana, żeby potem rozłożyć się na podłodze z głuchym trzaskiem.

- Gdybym tego nie zrobił, ty byś się nie pojawił - westchnął Ned. - Po cholerę ja tę książkę wyciągałem z tego kufra... Ta anomalia mogłaby być tak świetnym narzędziem...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania