Agroturystyka

Zabiegani i zapracowani oboje nie sprzeciwialiśmy się powolnie następującym zmianom w naszym domu. Przyznam się szczerze, przez długi czas ich nawet nie zauważałem. Zaczynały one stopniowo nam jednak, co raz bardziej ciążyć. Najciekawsze było, że to nie my dorośli wprowadzaliśmy te innowacje tylko nasze dorastające dzieci. Jeszcze kilka lat temu codziennie rano zasiadaliśmy wszyscy do śniadania, w czasie jedzenia rozmawialiśmy o różnych ciekawych i interesujących nas sprawach. Zaraz po śniadaniu żona żegnała się buziakami z dziećmi i szła do pracy w drugi koniec miasta. Ja odprowadzałem przed swoją pracą dzieci do przedszkola. Wracając z niej odbierałem je i wracaliśmy do domu, często robiąc po drodze zakupy. Przychodząc do mieszkania, zastawaliśmy krzątającą się w kuchni żonę. Podczas nieśpiesznie jedzonego obiadu, cieszyliśmy się nie tylko jedzeniem, lecz swoim towarzystwem. Później dzieci bawiły się w swoim pokoju jak było brzydko na polu, a jak była ładna pogoda to żona z nimi wychodziła na przydomowy plac zabaw. W tym czasie ja wykonywałem swoje obowiązki, myłem naczynia po zjedzonym posiłku i zawsze dokonywałem jakiś drobnych napraw w mieszkaniu. Wieczorem wspólna kolacja i układanie pociech do snu, połączone z czytaniem bajek. Soboty zawsze wyglądały podobnie, po śniadaniu szliśmy wszyscy na większe zakupy, następnie obiad, sprzątanie domu i podwieczorne wyjście na lody, do kina, czy na spacer. Niedziela była poświęcana na miłe i przyjemne spędzanie czasu.

Zmiany dopadły nas z początku niezauważalnie, chcąc utrzymać rodzinę na dotychczasowym poziomie zacząłem pracować od rana do wieczora i w soboty. Stopniowo sam nie byłem w stanie już tego dokonać, żona musiała podobnie pracować, a i tak było ciężko już nie starczało na wszystko. Brakowało nam czasu dla dzieci, zaczęły wychowywać się same. Po pewnym czasie pod jednym dachem mieszkały już cztery obce sobie osoby. Mające inne zainteresowania, innych znajomych, nawet jadły osobno. Już nikt nie miał czasu dla nikogo, a jak był w domu poświęcał go przed telewizorem, komputerem czy tabletem i z telefonem komórkowym w ręce. Życie przeciekało nam przez palce, nie zadawalając i nie uszczęśliwiając nikogo.

Zacząłem się takiemu stanowi rzeczy buntować, pierwsze moje próby były nieudane i spotkały się ze zdecydowanym oporem zwłaszcza dzieci. Przemyślałem to sobie od ostatniego razu dokładnie, wykonałem stosowne przygotowania, wyczekałem odpowiedni moment. Siedzieliśmy wszyscy wyjątkowo razem przy świątecznym stole, zastawiony został zakupionymi gotowymi produktami. Naprawdę niczego na nim nie było, co zostało wykonane naszymi rękami. Nawet surówki były wyprodukowane przez przetwórnię.

- Tato, co chcesz dostać na urodziny – powiedziała córka, stale trzymająca telefon w dłoni i nie odrywając oczu z jego ekranu.

Moje urodziny wypadają czwartego maja, przeważnie po długim weekendzie. Udałem, że się intensywnie zastanawiam, dopiero po dłuższej chwili jak już nikt nie pamiętał pytania, odpowiedziałem.

- Mam jedno marzenie, tylko nie poświęcicie swojego czasu na jego spełnienie.

Moja wypowiedź spowodowała tylko lekkie zainteresowanie i syn tak na odczepne zapytał.

- Jakie?.

- Moi dziadkowie jak byli przesiedlani w wyniku Akcji Wisła, schowali rodzinne dobra i pamiątki. Dziadek po kilkunastu latach wrócił, w rodzinne strony. Tylko w miejscu ich wsi rósł tylko las i nic nie znalazł. Gdyby miał wtedy te wasze telefony z GPS pewnie by mu się udało, a tak przepadło.

W czasie jak to mówiłem, córka przeczytała już wszystko w Internecie o Akcji Wisła i zapytała.

- Czy twoi dziadkowie byli Łemkami.

- Prawdopodobnie, lecz teraz nikt tego nie jest pewny – odpowiedziałem.

Pozostawiłem temat niedokończony, dojrzewali do niego przez miesiąc, a zwłaszcza do pozostawionych kosztowności przy przesiedlaniu. Zaczynali mnie coraz mocniej naciskać, aż musiałem zaczerpnąć informacji o tej akcji i zniszczonych wsiach. Najbardziej do mojego planu nadawała się wieś Buk, która w 1921 roku liczyła czterdzieści pięć domów i dwieście dziewięćdziesiąt mieszkańców. Powiedziałem nazwę wsi i zaznaczyłem, że nie jest to Buk koło Terki. Poszukiwania rozpoczęły się pełną parą. Wcześniej nikogo nie interesowała historia rodziny, tak odmiennej od tej teraz przedstawionej przeze mnie.

Wyjechaliśmy na długi weekend w Bieszczady, tam poza często uczęszczanymi szlakami telefony okazały się nieprzydatne. Pozostały do wykorzystania tylko zwykłe mapy, kompas i przyroda. Zakochałem się tam w ciszy, panującym spokoju i odgłosów przyrody. Pobyt okazał się za krótki, wróciliśmy ponownie w lecie. Oni szukali dalej skarbów i nic nie znaleźli, powrócili do domu. Udało mi się jednak tam coś odnaleźć i pozostałem. Powoli odzyskuje skarby tej ziemi będące tu od zawsze.

Każdego roku wracają, kontynuują poszukiwania, mają przynajmniej jakiś cel w życiu. Skarb w ich świadomości staje się stele większy, w miarę odnajdywania kolejnych zagubionych drobiazgów przez byłych mieszkańców. Jak na razie odnaleźli to, że mleko jest od krowy nie z kartonu i jak smaczny jest prawdziwy żółty i biały ser, chleb, masło, jajka.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • kartonbezpudla 16.11.2015
    Hmm...
    Wiesz czytając to poczułem się jak w programie dla dzieci. Oczywista, oczywistość i taka prosta prawda.
    Oddalając się na chwilę od treści... zaraz wrócimy ;)

    To na co zwróciłem uwagę to że masz "dość dziwny" sposób tworzenia zdań np.:
    "Zabiegani i zapracowani oboje nie sprzeciwialiśmy się powolnie następującym zmianom w naszym domu."

    Coś mi tu zgrzyta... może wywalić oboje? Nie jestem znawcą zasad, ale to zdanie źle brzmi, zły jest jego rytm...

    Generalnie parę takiego rodzaju zdań znalazłem w tekście. Może spróbuj trochę je uprościć, trochę zabrać z treści poszczególnych zdań.

    "Zaczynały one stopniowo nam jednak, co raz bardziej ciążyć." - tutaj to chyba po prostu coś zjadłeś z tego zdania...

    Dobra. Wracając do treści opowiadania. No troszkę DLA MNIE za mało. Trochę za banalne. Bardzo duży fragment opisuje to co było - stanowczo za długo - już ciekawiej byłoby zobaczyć "problemy" obecne. Tekst jest bardzo krótki, ale to nie zwalania z obowiązku trzymania uwagi czytelnika na wysokim poziomie. Bo ci ucieknie :)

    To co mi się podobało:
    rozmowa przy stole - fajne, pomysł na zjednoczenie też fajny. I fajne jest ostatnie zdanie. Wprawdzie jakoś mi się gryzie "lata szukania" i odnaleźli ser :) No ale ok... rozumiem przesłanie :)

    Tyle ode mnie. Zawsze piszę to co czuję i czasami może nie jestem za "miły". Wybacz... to tylko jakieś-tam opinie kogś-tam :) Nic ważnego, interesującego, normalnie zieeeww :)

    Dzięki!
  • comboometga 06.12.2015
    Szczerze? Nie wiem, co powinnam sądzić o tej pracy :c Jest jakiś pomysł, ale wydaje mi się, że nie rozwinąłeś go maksymalnie.
    Jest wiele błędów - chodzi głównie o przecinki, powtórzenia i źle napisane słowa.
    Ogółem - coś niedoszlifowanego. Radziłabym zabrać Ci się za to raz jeszcze i wszystko dokładnie przemyśleć.
    Zostawiam 3 i życzę powodzenia w kolejnych pracach!
    Pozdrawiam ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania