Ajat

Miłość pokazuje nam, kim chcemy być. Wojna pokazuje, kim jesteśmy. Ajat, przed wybuchem wojny domowej dziewczyna z dobrego domu w Damaszku, z balkonu swojego domu codziennie patrzyła na wybuchy i strzelaniny. W jednej z tych strzelanin zginął jej ojciec. Na wojnie walczyli wszyscy jej bracia. Muhammad i Yusuf służyli w wojskach rządowych. Ibrahim i Ali- u rebeliantów. Polegli wszyscy.

Po śmierci ojca i ostatniego z braci jedyne, co zostało Ajat, to uciec z Syrii.

Musiała to zrobić. Nic ani nikt nie mogło jej trzymać w ojczyźnie, która powoli stawała się jedną wielką strefą zero.

Kiedy Ajat wylądowała na lotnisku, miała łzy w oczach. Wreszcie była w świecie, w którym snajperzy nie strzelali do ludzi stojących w kolejce sklepowej po żywność. Bez wybuchów i strzelanin na każdym rogu.

Było mnie obojętne, dokąd ucieknę od wojennego piekła. Polska? Warszawa? Będę szczera- te nazwy nie mówiły mi nic. Intuicyjnie wiedziałam tylko tyle, że tam nie ma wojny.

Już samo to było bezcenną wiedzą.

Wojna bardzo podzieliła moją rodzinę. Dwaj moi bracia poszli do wojsk rządu Asada, dwaj inni służyli jednak w siłach partyzanckich. Żaden z nich nie zamierzał zostać żołnierzem. Zostali nimi, bo zmusił ich do tego los.

Moi bracia mieli całe swoje życie przed sobą. Wielokrotnie zastanawiałam się, czy oddanie życia za kraj w tym wypadku miało sens.

Zwłaszcza, że wydawało się, że mieli całe życie przed sobą. Jednak oprócz więzów krwi i wspólnych genów połączyła ich wspólna śmierć.

Mój ojciec był dobrze sytuowanym menedżerem, prowadził agencję PR w Damaszku. Codziennie jeżdżąc do pracy przez pół miasta patrzył na eksplozje. Liczył się z tym, że może umrzeć nagle. Nie wskutek zawału czy wylewu, ale tragicznie- w jakimś zamachu czy strzelaninie.

W ostatnim roku życia spisał kilka testamentów. Najpierw podzielił majątek między wszystkich synów. Ale wcześniej, przed śmiercią ojca w maju 2012 r. zginęli Yusuf i Ibrahim.

Obraz mojego ojca umierającego na moich rękach wskutek strzelaniny na zawsze pozostanie w moich wspomnieniach i w moim sercu.

Gdy w filmie widzę, jak ktoś umiera na rękach bliskiego człowieka, zawsze staje mnie przed oczami ten moment.

Komuś kto zna wojnę tylko z filmów i telewizji, może się wydawać, że wojna to wspaniała męska przygoda, że czyni z chłopca mężczyznę. Wiem, co to jest wojna, wiem, jak to jest jechać przez centrum miasta i słyszeć odgłosy wybuchów bomb.

Nie ma znaczenia, kim i skąd byłeś. W obliczu wojny wszystko traci znaczenie. Instynktownie szukasz czegokolwiek, co może cię ocalić przed wojennym piekłem. Czegokolwiek, byle nie wiązać swojej przyszłości tylko ze śmiercią.

Moi bracia nie chcieli zakładać munduru. Chcieli być prawnikami, menedżerami, dziennikarzami. Jakby nie wiedząc, że to nie będzie ich przeznaczenie. Że to nie będzie im dane.

Polska powitała Ajat grudniowym chłodem. Zaskoczył ją widok wszechobecnych choinek, błyszczących świątecznych iluminacji i reklam. Chrześcijańskiej tradycji nie znała. Bo i skąd miała ją znać?

Wychowała się w religii muzułmańskiej, nie miała wśród przyjaciół ludzi, którzy wierzyli w innego boga niż ona sama. Nigdy nie chciała porzucać islamu. Był częścią jej tożsamości. Pierwsze, co chciała zrobić po wyjściu z warszawskiego lotniska i wymianie pieniędzy w kantorze, to pójść do meczetu, by pomodlić się za zmarłych ojca i braci.

Po opłaceniu kosztów podróży miała przy sobie 1000 dolarów. Dla typowego uchodźcy wojennego były to bardzo duże pieniądze, jednak w Warszawie wystarczały najwyżej na dwa miesiące.

Musiała szukać pracy, by móc się samodzielnie utrzymać i mieć szansę na prawo do stałego pobytu.

Została opiekunką do dzieci zamożnego małżeństwa. Oboje byli prezesami wielkich firm, obracali się w międzynarodowym towarzystwie, zatem nie mieli problemu z tym, by być chlebodawcą dla uchodźczyni z Bliskiego Wschodu.

Miała również drugą pracę, w pizzerii na Mokotowie.

Po kilku miesiącach pobytu w Polsce Ajat coraz lepiej poznawała polską kulturę i polską rzeczywistość. Powoli zaczynała się uczyć języka. Miała już swoje miejsca w Warszawie- kawiarnie, kina, budki z kebabami, które przypominały jej o arabskich korzeniach i meczet na ulicy Wiertniczej.

Jednego ciągle nie mogła zrozumieć.

Było to podejście Polaków do imigrantów.

Nie jest ani moją zasługą ani moją winą to, że w Polsce jestem imigrantką i uchodźcą. Któregoś razu na warszawskiej ulicy zauważyłam ludzi, którzy jak się potem okazało- byli pseudokibicami piłkarskimi. Wykrzykiwali obraźliwe hasła.

Krzyczeli: ty arabska szmato, wracaj tam, skąd przybyłaś.

A już oglądając telewizyjne serwisy informacyjne, mogli zrozumieć, dlaczego nie wrócę tam, skąd przybyłam.

Po prostu nie mam dokąd wrócić.

Moim nowym polskim znajomym opowiadałam o swoim życiu. O moich przeżyciach wojennych. O braciach, którzy polegli w walce. O zamachu terrorystycznym, w którym zginął mój ojciec.

Po 11 września lęk przed islamskim terroryzmem stał się powszechny. Ilekroć na Zachodzie dochodzi do pojedynczego zamachu, w ludziach pojawia się strach o siebie, rodzinę i przyjaciół.

Nie wiem, jaką skalę przybrałby ten strach, gdyby w europejskich metropoliach dochodziło do zamachów terrorystycznych tak często, jak w mojej ojczyźnie w ostatnich latach.

A może nie byłoby tego aż tak paraliżującego strachu i obsesji bezpieczeństwa, bo terroryzm stałby się codziennością?

Taką codziennością, jak krojenie chleba i smarowanie go masłem?

Moi nowi polscy znajomi wtedy zaczęli mnie opowiadać o polskiej historii.

Mówiąc ściślej- o historii polskiej emigracji. O tym, jak Polacy uciekali przed wojnami i prześladowaniami politycznymi. Czy jak obecnie- decydują się na wyjazd z kraju z powodów ekonomicznych.

Nie chcę, nie mogę i nie potrafię tego zrozumieć. Jak to jest możliwe, że kraj emigrantów, w którym w każdej rodzinie jest ktoś, kto z różnych powodów opuścił ojczyznę, nie potrafi być gościnny dla tych, którzy chcą tam żyć i pracować, a tam się nie urodzili?

Czym ja różnię się od żołnierzy polskich wojsk na Zachodzie z czasów II wojny światowej?

Czym ja różnię się od polskich emigrantów politycznych, którzy z Polski uciekli przed dyktaturą?

Czym ja różnię się od polskich emigrantów ekonomicznych?

Czym ja różnię się od młodych Polaków, którzy studiują zagranicą?

Nie różnię się niczym.

Nadal bardzo się boję, jestem pełna strachu i lęku, Walczę z tym, by móc się tego lęku pozbyć.

Często nie mogę zasnąć, ponieważ śnią mnie się wojenne koszmary. Jeszcze w pierwszych tygodniach mojego pobytu tutaj, w Polsce i Warszawie, ciągle mnie się wydawało, że jest wojna.

Swój nowy świat musiałam stworzyć od nowa.

Wojna obala wszystko, co spotka na swojej drodze. Wiem, że każdy, kto ją przeżyje, już nigdy nie będzie takim samym człowiekiem.

Można powiedzieć, że zaczyna się nowe życie. Nie jest to prawdą. Prawdą jest to, że z życiem jest jak z sercem- ma się je tylko jedno.

Ajat, wybierając na miejsce stałego zamieszkania Warszawę, wybrała miasto, które w pewnym sensie było takie jak ona sama.

Chaotyczne miasto, głęboko poranione przez historię- wojnę, totalitaryzm i dyktaturę. Pozbawione ciągłości historycznej, ze skomplikowaną tożsamością.

Tak samo jak z Warszawą było z Ajat. Bardzo wrażliwą dziewczyną, której przyszło wzrastać pod okiem brutalnej i bezwzględnej dyktatury. Z wszechobecną inwigilacją i cenzurą. Niszczeniem każdego, kto żyje i myśli inaczej, niż chce dyktatura.

W końcu osobą, która koszmar wojny poznała na własnej skórze.

Pamiętam dzień, w którym to wszystko się zaczęło. 15 marca 2011 roku, tzw. "Dzień Gniewu". Ludzi wychodzących na ulice Damaszku, Aleppo i Homs. Wśród nich byli czterej moi bracia.

Niedługo później bracia się podzielili. Dwaj poszli do wojsk rządowych, a dwaj do rebeliantów.

Kiedy dzisiaj oglądam zdjęcia z Damaszku i Aleppo, jest to widok, który wywołuje ból. W moim sercu i umyśle.

Widok miast, które tętniły życiem, a obróciły się w morze ruin, przypomina mnie, skąd i przed czym uciekłam.

Kiedy jeździsz do pracy czy na uczelnię i wciąż patrzysz na wybuchy, choć jesteś cywilem, to tak naprawdę jesteś na pierwszej linii frontu. Nawet, kiedy nie nosisz munduru...

Nikt nie jest bezpieczny. Dość powiedzieć, że na pogrzebie Muhammada, mojego brata, doszło do zamachu terrorystycznego. Brakuje słów, by powiedzieć, co czuje człowiek, który chowając brata jest świadkiem zamachu terrorystycznego. Tak bardzo jest to wstrząsające i szokujące doświadczenie.

Tych wspomnień jest zresztą więcej. Gdy moi bracia wstąpili w szeregi rebeliantów, syryjskie służby specjalne zaczęły inwigilować nas przez 24 godziny na dobę. Śledziły każdy mój krok. Tak jak od własnego cienia, od służb nie mogłam uciec.

Dopiero wtedy świadomie poczułam, co to znaczy żyć w dyktaturze. A takim życiem rządzi strach i lęk.

Nawet u bonzów dyktatury. Dlaczego? Swoją uprzywilejowaną pozycję mogli stracić w każdej chwili.

Ojciec miał wysoką pozycję społeczną, zawodowo zajmował się reklamą, marketingiem i PR. Jednak jego pozycja była zależna nie od jego umiejętności i kompetencji, ale od kontaktów z władzami.

Szedł na daleko posunięte kompromisy z władzą, by otrzymać paszport i wizę na wyjazdy zagraniczne.

Mógł podróżować po świecie(Londyn, Paryż, Dubaj, Stambuł, Nowy Jork, Los Angeles, Moskwa, Pekin, Szanghaj, Tokio) tylko dlatego, że jako ceniony specjalista od PR pracował jako doradca do spraw propagandy dla Asada. W latach 90.- dla Hafiza, później- dla jego syna Baszara.

Baszar al-Asad zresztą był na pogrzebie mojego ojca. Ali, mój brat, który walczył w szeregach rebeliantów, miał ogromny problem z obecnością syryjskiego przywódcy na pogrzebie ojca. Był jego gorliwym przeciwnikiem, walczył zbrojnie przeciwko jemu. To był- nadal trudno mnie o nim mówić był- wolnościowiec i idealista.

Gorąco wierzył, że Syria kiedyś będzie wolna od dyktatury.

I za to oddał życie.

Hidżab noszę, kiedy idę się pomodlić do swojego meczetu. Kiedyś tak nazywałam sławny meczet Umajjadów w Damaszku, teraz nazywam tak, po roku pobytu w Warszawie, nazywam tak skromny meczet na Wiertniczej.

Mam kilka swoich ulubionych miejsc na świecie, do których uwielbiam wracać. Jedni w swoich ulubionych miejscach na świecie mają swoje kościoły. Ja mam swoje meczety. Pekin- średniowieczny Meczet Niujie, Londyn- Baitul Futuh, Stambuł- Błękitny Meczet, Dubaj- Meczet Irański, Moskwa- Meczet Katedralny, Paryż- Grande Mosquee de Paris, Nowy Jork- meczet w Islamskim Centrum Kulturalnym na Manhattanie, Rzym- Moschea di Roma, Szanghaj- meczet Pudong.

Do dzisiaj pamiętam swoje zdumienie i radość, gdy znalazłam się pierwszy raz w Rzymie i okazało się, że tam jest meczet i to bardzo duży, pełen wiernych. W stolicy chrześcijańskiego świata!

Jednak kiedy mam udać się do restauracji, pubu czy kawiarni- nie noszę hidżabu. Chustę rezerwuję do sfery religijnej i intymnej.

Mijał właśnie pierwszy rok pobytu Ajat w Warszawie, gdy poznała na przyjęciu u swojego pracodawcy Łukasza- prawnika, menedżera i finansistę.

Szanowałam moich chlebodawców, ale nie chciałam związać się uczuciowo z Tomkiem. Nie chciałam rozbijać jego rodziny, także z powodu dzieci. Opiekowałam się nimi, bardzo się do nich przywiązałam.

Poza tym był bardzo zapracowany, a to nie sprzyjało miłości. Jednakże jesteśmy przyjaciółmi.

Najpierw poznałam go od strony prywatnej. Od tego, jakim jest ojcem, jakim jest człowiekiem na co dzień, w swoim domu rodzinnym.

Trudno, żeby nie narodziła się przyjaźń między dwojgiem ludzi, którzy przez kilka miesięcy żyją pod jednym dachem.

Był grudzień 2013 roku, mój pracodawca organizował przyjęcie. Przedstawił mnie ze swoim bliskim przyjacielem.

-Ajat.

-Łukasz Staniszewski.

Mężczyzna, któremu przedstawiłam się tylko imieniem, bez nazwiska, okazał się on ujmującym i czarującym 32-latkiem. Podobnie jak mój chlebodawca, obracał się w międzynarodowym towarzystwie biznesowym, po studiach przez kilka lat pracował w Londynie i Nowym Jorku.

Jest absolwentem aż trzech kierunków studiów: finansów i bankowości, zarządzania i prawa.

Wrócił do Warszawy, by spełnić dwa swoje marzenia- zrobić aplikację adwokacką i założyć własną kancelarię.

Mógł dalej robić korporacyjno-biznesową karierę, jako imigrant w Nowym Jorku doszedł do stanowisk menedżerskich. Pracował dla banków, funduszy inwestycyjnych i firm konsultingowych.

Ale Łukasz pragnął w swoim życiu zawodowym niezależności. Uznał, że łatwiej o to będzie mu w Warszawie.

Nie miał oporów dotyczących związku uczuciowego z kobietą innej narodowości i innej religii. Pracował z ludźmi z całego świata.

Ja miałam opory. Instynkt podpowiadał jednak, że potrzebuję miłości. Człowieka, z którym chcę dzielić się radością, ale również bólem i smutkiem.

Łukasz powoli się staje taką osobą. Mężczyzną, który jest kimś więcej niż przyjacielem. Człowiekiem, który dla ciebie staje się miłością. Cudem. I całym światem.

Jednakże Ajat wciąż musiała zmagać się z brakiem akceptacji w swoim, wciąż nowym dla niej polskim otoczeniu.

Nie wszyscy mnie akceptują. Mam pracę, przyjaciół, chłopaka, jednak wokół mnie widzę przejawy przemocy wobec imigrantów i uchodźców.

Głównie słownej, związanej choćby z mową nienawiści. Jednak na moich oczach widziałam piłkarskich kiboli, którzy bili imigrantów.

Czym ja różnię się od polskich imigrantów zarobkowych, których widać i słychać ich język na każdej londyńskiej ulicy?

Czym ja różnię się od setek tysięcy Polaków, którzy opuścili ojczyznę w poszukiwaniu nadziei na lepsze życie?

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Marian 19.04.2017
    Bardzo dobry tekst na trudny temat.
    Jest jednak w nim pewien błąd. Raz piszesz o Ajat w trzeciej osobie, a raz w pierwszej, np: "Jednakże Ajat wciąż musiała zmagać się z brakiem akceptacji w swoim, wciąż nowym dla niej polskim otoczeniu.
    Nie wszyscy mnie akceptują. Mam pracę, przyjaciół, chłopaka, jednak wokół mnie widzę przejawy przemocy wobec imigrantów i uchodźców."
    Tu musi być porządek. Możesz te części w pierwszej osobie napisać jako wypowiedzi Ajat, ale to musi być wyraźnie zaznaczone. np. tak:
    "Jednakże Ajat wciąż musiała zmagać się z brakiem akceptacji w swoim, wciąż nowym dla niej polskim otoczeniu.
    - Nie wszyscy mnie akceptują. Mam pracę, przyjaciół, chłopaka, jednak wokół mnie widzę przejawy przemocy wobec imigrantów i uchodźców - żaliła się Ajat."
    Możliwości są różne, ale dotychczasowa forma jest zła.
    Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania