A.L.C.M cz.1

Brązowooki chłopak usiadł na stołku przy barze i zaczął przeglądać kartę. Po chwili zdecydował się na zwykłą whiskey z lodem i siedział tam sam, popijając co chwilę trunek ze szklanki. Nikt nie miał zamiaru się dosiąść ani odezwać. Każdy wolał omijać ciemnego blondyna szerokim łukiem.

 

- Co ja robię ze swoim życiem... - wyszeptał do siebie, kręcąc z rozbawieniem głową, w której po kilku kolejnych szklankach zaczynało powoli przyjemnie szumieć.

 

Tym czasem Alcim obserwował mężczyznę z ukrycia, z trudem powstrzymując się od rzucenia się na niego w tym momencie. Wolał poczekać aż będą sami.

 

Denerwował się, kiedy musiał co chwilę ścierać ślinę, która ciekła po jego wardze na widok Irwina.

 

Alcim uwielbiał takie dni - bezproblemowe, ciche, jednak mające w sobie to tajemnicze napięcie, nie pozwalające zapomnieć o nadciągającej burzy.

 

Plastikowa krata jedynie przeszkadzała w obserwowaniu blondyna, ale na szczęście Alcim'owi to za bardzo nie przeszkadzało. Cieszył się, że w końcu, po tylu miesiącach, zakończy to wszystko. Wreszcie przestanie cierpieć i zamartwiać się.

 

Ashton wypił kilka kolejek i ruszył na parkiet na wielki podryw, który zapewne skończy się fiaskiem i ogromnym rozczarowaniem. Podbijał do każdej, w miarę ładnej, laski, ukazując wszelkie swoje wdzięki i zalety.

 

Alcim podziwiał to z niemałym zainteresowaniem, co chwilę poprawiając spodnie w kroczu.

 

Zielonowłosy przekręcił się na drugi bok, boleśnie uderzając przy tym w aluminiową rurę. Wybrał sobie chyba najgorszy punkt do obserwacji. Podczas gdy Irwin wywijał pląsy i kręcił kusząco swoimi biodrami, w spodniach starszego rosło spore powstanie.

 

Brązowooki usiadł po chwili zmęczony tańcem i zamówił kolorowego drinka, zakładając bandankę na swoje długie do ramion, blond włosy. Uśmiechnął się usatysfakcjonowany, kiedy kolorowa opaska trzymała się mocno i porządnie. Jednym haustem opróżnił naczynie, kładąc na barze pieniądze i żegnając się z barmanem.

 

Chwiejnym krokiem wydostał się z budynku, a później przewrócił się na schodach, mocno uderzając się głową w beton. Na szczęście krew nie poleciała, ale blondyn był pewien, że zostanie nie najmniejszy guz. Zachichotał głośno, zwracając tym samym na siebie kilka sceptycznych spojrzeń.

 

Alcim wydostał się z szybu wentylacyjnego, by podążać za Irwinem krok w krok.

 

On nie miał skrupułów.

 

On nie miał wyrzutów sumienia.

 

On nie miał duszy.

 

Szedł uporczywie przez kilka dobrych minut i wymyślał w głowie plan.

 

Plan pozbycia się blondyna.

 

Ashton wracał do domu wesołym, żwawym krokiem, co chwila potykając się na prostej drodze i śmiejąc się z tego głośno.

 

Zielonowłosy musiał przebiec kawałek, by nie zgubić młodszego chłopaka, który skręcał raz w prawo, a raz w lewo, sam chyba nie będąc pewnym dokąd ma iść.

 

Kiedy przed blondynem mignęła jakaś wielka, fioletowa postać, zatrzymał się zdezorientowany w miejscu i zaczął nasłuchiwać każdego, chociażby najmniejszego szelestu.

 

Alcim przebiegł kilka razy przed blondynem, strasząc go i przyprawiając o palpitacje serca. Śmiał się na cały głos, wyglądając gorzej niż psychopata. Biegał, skakał, tańczył, a wszystko to z zemsty.

 

- Nie bój się, malutki - zaświergotał wesoło. - Zaraz dołączysz do mamusi, kochaniutki - zaśmiał się złowieszczo, a na ciele Ashtona pojawiła się gęsia skórka.

 

Młodszy wmawiał sobie, że to na pewno przez alkohol, którego wypił przecież dzisiaj w nadmiarze. Stanął w miejscu, czując swoje galopujące serce, zamierzające chyba wyskoczyć z jego piersi.

 

Gwiazdy świeciły wysoko na niebie, oślepiając swoim światłem. Jednak nic nie mogło się równać z księżycem i jego blaskiem.

 

Dlatego też kroczył odważnie dalej, próbując zapomnieć o fioletowej smudze migającej co chwilę przed nim.

 

Próbował nie zwracać uwagi na walące serce i cichy głos z tyłu głowy, mówiący, ba! wręcz krzyczący, że musi uciekać.

 

Alcim zaśmiał się szczerze rozbawiony postawą blondyna i postanowił zacząć działać.

 

Krzyknął wesoło, a ciało Ashtona przyparł do ściany budynku, naciskając przedramieniem na jego gardło, tym samym odcinając mu dostęp do powietrza. Jednak on nie chciał go jeszcze zabijać. Co to, to nie! Wolał się najpierw chwilę pobawić.

 

- No, blondynku - zatarł uradowany ręce i uśmiechnął się przerażająco. - Teraz sobie coś wyjaśnimy - warknął, a jego nastrój zmienił się w jedne sekundzie.

 

Docisnął mocniej rękę do szyi Irwina, nie pozwalając mu wziąć oddechu.

 

- Pamiętasz wypadek, w którym wiele miesięcy temu zginął pewien piętnastoletni chłopiec?

 

Przerażony Ashton przytaknął głową i wlepił swój wzrok w całe fioletowe ciało mężczyzny.

 

Czy czymkolwiek to było.

 

- Pamiętasz, jak przechodziłeś wtedy obok, nie racząc nawet zadzwonić po pomoc? Pamiętasz, jak patrzyłeś na to obojętnie rozmawiając z przyjacielem? Jak przez całą noc nikt nie mógł go znaleźć?

 

Znowu przytaknął głową, zaczynając się szarpać, gdyż zaczynało mu brakować tlenu.

 

- A pamiętasz, jak głośno krzyczał, prosząc się o pomoc?! Tak?! Doskonale - krzyknął uradowany. - Bo teraz ty będziesz tak błagać!

 

Alcim rzucił brązowookim o ziemię aż całe powietrze uciekło mu z płuc i nacisnął mocno jego rękę, która leżała bezwładnie. Po chwili staw wydał nieprzyjemne dla ucha skrzypnięcie, a Ashton zaczął rzucać na wszystkie strony, próbując wyzbyć się tego bólu, kiedy nadgarstek został złamany.

 

- Zostaw! Boli! Puść mnie! Jesteś obłąkany! - krzyczał, przyciskając lewą rękę do piersi. Usiadł jeszcze oszołomiony tym wszystkim i zaczął nawoływać o pomoc.

 

- Wiem - zachichotał wesoło, kłaniając się nisko w geście podziękowania.

 

Zielonowłosy natychmiast położył swoją dłoń na jego ustach, a krzyk przerodził się w niezrozumiałe jęki.

 

- Płacz, drzyj się, śmiej - nikt cię tu nie usłyszy! - Alcim wykrzyczał mu do wesoło do ucha, mocno uderzając czymś w bok głowy.

 

Blondyn jęknął zamroczony i oddychał głęboko, próbując na marne wyostrzyć wzrok.

 

Zielonowłosy złapał Irwina za koszulkę, tym samym podciągając go do góry i wymierzył mocny cios w szczękę. Usłyszał cichy krzyk wyczerpanego blondyna i zaśmiał się bez cienia wesołości.

 

- Widzisz? - wyszeptał. - Zdychasz! Zdychasz tak samo, jak mój kuzyn, któremu nie pomogłeś i tylko śmiałeś się głośno, odwracając wzrok.

 

- Zostaw, proszę - wycharczał młodszy, wypluwając nadmiar krwi z ust. - Boli - jęknął, kiedy Alcim stanął na jego nodze całym ciężarem swojego ciała.

 

- Ma boleć - wyszeptał zielonowłosy, uśmiechając się zimno.

 

Ashton kolejny raz został postawiony do pionu, jednak od razu upadł, zdzierając swoje kolana.

 

- Na ciebie już chyba czas, kolego.

 

Fioletowoskóry stanął na Irwinem, gwałtownie przekręcając jego głowę w prawo.

 

Blondyn padł na ziemię bez życia, a starszy jedynie popatrzył na swoje dzieło z uznaniem i odwrócił się na pięcie, zaczynając poszukiwania kolejnego chłopaka.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania