Amelia

ROZDZIAŁ 1

 

Jestem Amelia. 20 lat, w październiku 21. Jasne blond włosy, niebieskie oczy. Blada, chuda i niska, niecałe metr sześćdziesiąt. Za kilka dni rozpoczynam studia. Jadę właśnie do akademika. Co robiłam między ukończeniem szkoły średniej a rozpoczęciem studiów? Nie pamiętam. Nie, ja serio nie pamiętam - niektóre okresy z życia wymazały mi się z pamięci. Rodzina i znajomi mówią mi, że byłam bardzo chora. Ile w tym prawdy i co zrobiłam - nie wiem. Gdy poruszam ten temat wszyscy milkną. Większość tego czasu spędziłam w szpitalu psychiatrycznym. Diagnoza: schizofrenia paranoidalna. Szczerze, to ulżyło mi gdy to usłyszałam. Wyjaśniły się moje zaniki pamięci - po prostu nie pamiętam nic z okresów psychozy.

Z zamyślenia wyrwał mnie elegancki, starszy pan siedzący naprzeciwko mnie - zapytał mnie czy mam chusteczkę, a ja bez słowa podałam mu jedną. Boję się rozmawiać z nieznajomymi. Tudum, Tudum - no tak, jestem w pociągu. Dudni, jest za gorąco i duszno. Za dwie stacje wychodzę. Na chwilkę przysnęłam. Po chwili słyszę: Warszawa Centralna. Zrywam się, biorę walizkę i biegnę do wyjścia. Uff, zdążyłam. Słyszę trzaśnięcie drzwiami, pociąg odjeżdża. Stoję w tłumie i nie wiem gdzie mam iść. Wybieram najbliższe wyjście, kieruję się do przystanku tramwajowego. Dużo ludzi, głośno, ciekawie - tak bym opisała pierwsze wrażenia.

Po 20 minutach jazdy w ciasnym tramwaju jestem w akademiku. Niski, obdrapany budynek z czerwonej cegły. Udaje mi się mieć pojedynczy pokój, ponieważ dzięki schizofrenii mam orzeczenie o niepełnosprawności. Do tego nie płacę za studia. Schizofrenia to bardzo opłacalna choroba (nawet leki są refundowane! I komunikację miejską mam darmową. No normalnie same plusy.).

Koniec tego dobrego. Pokój wygląda jak z PRL-u. Ledwo mieszczę się z walizką, jest taki wąski. Jasnoniebieskie ściany, żadnych obrazów. Małe łóżko, jeszcze mniejsze szare biurko. Patrzę przez okno i widzę na wprost 9-piętrowy budynek z wielkiej płyty, ale też skrawek zielonego patio. Zielonego patio. Może nie będzie tak źle, zawsze mogę popatrzeć na kwiatki. Otwieram walizkę, małą tylną kieszeń i ostrożnie wyciągam buteleczkę. Nalewam sobie szklankę i jednym szybkim ruchem wypijam do dna. Wiem, nie powinnam, ale nie zdążyłam mieć wyrzutów sumienia, bo padłam zmęczona podróżą na łóżko. Od razu zasnęłam.

 

ROZDZIAŁ 2

 

Idę na pierwsze zajęcia. Zastanawiam się, czy mi się coś śniło i wtedy wpadam na wysokiego, brodatego mężczyznę. Już mam przeprosić, ale słyszę:

Pani na filologię szwedzką?

Tak - odpowiadam nieco speszona. On musi mieć z 2 metry wzrostu.

Jestem profesor Krum. Będę was uczył wszystkich przedmiotów. Taką mamy tradycję na uczelni, że jeden nauczyciel jest wszechstronny i uczy wszystkiego całą grupę. Jakieś pytania?

Nadal stojąc nieco za blisko profesora Kruma rozglądam się i widzę tylko dziesięć osób. 7 dziewczyn i 3 chłopaków. Wszyscy milczą. Jeden chłopak przyciąga moją uwagę - wysoki, szczupły, ciemne włosy, brązowe oczy, okrągłe, grube okulary ze złotymi oprawkami, bardzo jasna skóra i piegi. Nerwowo żuje gumę. Spotkaliśmy się wzrokiem - O Boże, czemu się na niego gapiłam - myślę sobie, ale on się tylko uśmiechnął.

Bufet uczelniany. Wzięłam jedynie jabłko, wodę i sałatkę - jak zawsze jestem na diecie. Nie wiem czemu, bo ważę już 43 kg przy 155 cm, co oznacza niedowagę. Nadal czuję się gruba. Szukam wolnego miejsca, udaje mi się usiąść przy oknie. Słońce trochę mnie razi, ale nie jest źle. Przysiada się do mnie jedna dziewczyna - kojarzę ją, stała za mną, też jest na filologii szwedzkiej. Krótkie rude włosy, jasna cera, szare oczy, średniego wzrostu, ani chuda, ani gruba. Uśmiecham się do niej na zachętę, ale ona nawet nie podniosła na mnie wzroku, jedynie usiadła i zaczęła jeść swojego wegetariańskiego burgera. Po chwili ciszy odzywam się

Hej, jestem Amelia. Wydaje mi się, że też jesteś na filologii szwedzkiej, zgadza się? - zagaiłam.

T-tak - odpowiedziała nieśmiało dziewczyna i spuściła wzrok

Ciężko ci zawierać nowe znajomości, co? Sama też mam ten problem. - mówię empatycznie.

Na to dziewczyna lekko uśmiechnęła się do mnie i pokiwała głową. Resztę posiłku spożyłyśmy w milczeniu. Nie przeszkadzała mi ta cisza. Była uspokajająca.

Pierwsze zajęcia. Wchodzę lekko spóźniona, zaspałam. Wszyscy już siedzą, ale jest dużo miejsc wolnych. Zajmuję jedno z przodu, po środku żeby wszystko dobrze widzieć. Kinematografia szwedzka. Uwielbiam Bergmana. Mój ulubiony film “Jak w zwierciadle” obejrzałam z 8 razy. Utożsamiam się z główną bohaterką, ona też miała schizofrenię. Mimo ciekawego tematu, przysnęłam na zajęciach i obudziłam się na sam koniec. Szkoda, pomyślałam. Niestety leki działają na mnie usypiająco. W szczególności w połączeniu z alkoholem, którego wypiłam troszkę do śniadania. Czasami nadużywam alkoholu, ale w kontrolowanych ilościach, rzadko się upijam.

Wychodząc z sali wpadam na rudowłosą dziewczynę, z którą rozmawiałam w bufecie.

Hej! Którędy wracasz? - zapytałam.

Miała jechać do Wawra - odległej dzielnicy Warszawy. Mimo wszystko bardzo chciałam z nią pogadać, dlatego skłamałam, że też jadę w tamtą stronę. W milczeniu poszłyśmy razem. W końcu jadąc pociągiem się odezwałam.

Szczerze, to mieszkam w akademiku 5 minut od uczelni. Po prostu bardzo chciałam z tobą pogadać, lepiej ciebie poznać - powiedziałam

Tak, wiem że mieszkasz w akademiku. Jestem Julia - powiedziała niepewnie. Po chwili ciszy znowu się odezwała:

A może chciałabyś wpaść dzisiaj do mnie? Zamówimy pizzę.

Super pomysł - odpowiedziałam i szczerze się uśmiechnęłam.

Chwilę z nią porozmawiałam. Momentami bardzo nieśmiała, ale czasem tak pewna siebie, że można się zdziwić. Od zawsze mieszkała w Warszawie, w dzielnicy Wawer, w swojej pięknej willi. Gdy miała 16 lat jej rodzice zmarli tragicznie, nie powiedziała mi co tak naprawdę się stało. Wiem, że mocno to przeżyła, ale o tym też nie chce rozmawiać. Mało się dowiedziałam o niej, jest dosyć skryta. Lubi pizzę hawajską. Po 30 minutach jazdy byłyśmy już na miejscu. Stare wille, kwiaty białego bzu, brzozy, zielona trawa, śpiew ptaków. Pięknie. Dom Julii był najbardziej okazały w całej okolicy - wysoka biała willa z ogromnym zadbanym ogrodem. Gdy zobaczyła zdumienie w moich oczach, szybko wytłumaczyła, że odziedziczyła posiadłość w spadku po matce. Wchodząc zobaczyłam coś czerwonego na framudze drzwi. Przyjrzałam się dokładniej, powąchałam - to była zaschnięta krew. Nie byłam pewna co z tym faktem zrobić, nieco się przestraszyłam. Julia widząc, że stoję i się wpatruję w jeden punkt, machnęła ręką i niedbale powiedziała

To Filonek. Łapie myszy, a potem rozsmarowuje krew wszędzie. Ha ha, zabawne, co nie?

Przemilczałam tę wzmiankę. To było kurwa dziwne. Jak niby kot miałby rozsmarować krew na drzwiach? No nic, zignorowałam to i weszłam niepewnie do willi. Co jeśli mnie zamorduje? Przecież jej nie znam. Już za późno, weszłam do środka. Z zamyślenia wyrywa mnie jej głos, aż lekko podskakuję:

Dasz mi swój telefon? Lepsze spotkania są bez elektroniki. Ja też swój schowam jak tylko zamówię pizzę.

Coś mi tu nie gra. To brzmi jak dobry plan morderstwa lub porwania. Nawet nie będę mogła zadzwonić po pomoc, z nikim się skontaktować. Trudno, raz się żyje. Albo się zaprzyjaźnię z Julią i ona po prostu jest nieco dziwna, albo umrę. Zaryzykuję, mam dość mojego nudnego życia. Podałam jej swój telefon. Julia już zamówiła pizzę, usiadłyśmy na kanapie. Znowu cisza. Nie przeszkadza mi ona. Cisza z Julią jest przyjemnie kojąca. Po chwili uświadamiam sobie, że siedzimy bardzo blisko siebie. Właściwie lekko się stykamy ramionami. Jej ciało jest przyjemnie ciepłe.

Masz coś mocniejszego? - pytam z nadzieją w głosie. Nie słyszę odpowiedzi dlatego pozwalam sobie zajrzeć do lodówki. Tylko piwo? No trudno, lepsze to niż nic. Mam nadzieję, że nie jest zatrute. Siadam z powrotem na kanapie sącząc przez słomkę piwo (nie lubię pić gazowanych napojów bez słomki). Julia zasnęła. Na jej krótkie rude włosy pada promień słońca. Czy jest zdolna do tego aby kogoś skrzywdzić?

 

ROZDZIAŁ 3

 

Następnego dnia budzę się wcześnie, o jakiejś szóstej. Zajęcia mam dopiero na dziewiątą. Spokojnie jem śniadanie, piję kawę. Patrzę przez okno i dostrzegam małe, żółte kwiatki na patio. Cudowne. Na chwilę się zamyśliłam aż zegarek pokazał w pół do dziewiątej. Żwawo zebrałam się do wyjścia. Po chwili byłam już na miejscu, przy wejściu dostrzegłam profesora Kruma. Trochę się go boję - wielki, brodaty mężczyzna mówiący niskim głosem. Z tego co wiem to skończył kilka kierunków studiów, nawet nie wiem jakich - na pewno humanistyczno - językowych. Zawsze jest ciepły, opanowany, spokojny. Darzę go sympatią, mimo że krótko go znam w pewnym stopniu przywiązałam się do niego. Spędzam z nim dużo czasu - prowadzi wszystkie zajęcia. Rozmowa z nim, choć krótka, jest szczera i pełna zrozumienia.

Gdy mnie dostrzegł lekko się uśmiechnął i mi pomachał. Szybko do niego podeszłam - ciekawe czego ode mnie chce.

Witam Amelio, piękna dziś pogoda, prawda? - rzekł. Nie tego się spodziewałam.

Tak, panie profesorze. Jest bardzo ładnie - odpowiedziałam. Chwila niezręcznej ciszy. Już miałam sobie pójść, ale profesor znowu się odezwał.

Jakbyś miała jakiś problem to zawsze możesz do mnie przyjść. Uważaj na Julię - jest cicha i spokojna tylko z pozoru. Znam ją od dziecka, przyjaźniłem się z jej rodzicami. Niestety zginęli tragicznie. Julia nie do końca sobie z tym poradziła. No nic, już cię puszczam. Chciałbym aby ta rozmowa pozostała między nami.

Oczywiście profesorze. Miłego dnia życzę - odparłam i powoli zaczęłam się oddalać.

Wzajemnie - krzyknął za mną Krum i znowu się do mnie uśmiechnął. Miły człowiek, ale o co chodziło z tą przestrogą? Julia przez to stała się jeszcze ciekawszą osobą i to tylko zachęciło mnie do głębszego poznania jej. Nagle ktoś mnie złapał za ramię. To Julia.

Hej! Co tak stoisz jak posąg? Wszystko w porządku? - zapytała z uśmiechem na ustach.

A ty co taka wesoła? - spytałam z zaskoczeniem.

Mam pomysł, zrobimy coś fajnego, ale potrzebujemy do tego dodatkowych dwóch osób. Zastanówmy się, kto jest spoko z naszej grupy? - rzuciła temat. Hmm, ja nie wiem, nie znam tych osób. Pamiętam tyle ile każdy powiedział podczas rozpoczęcia roku, wtedy każdy się przedstawił. Może się zastanowię… Dawid. Chłopak, który od razu rzucił mi się w oczy. Ciemne włosy i oczy, okulary, piegi. Chodził do liceum do klasy humanistycznej jak większość z grupy. Pasjonowała go przede wszystkim historia i to ją zdawał rozszerzoną na maturze, którą zdał na bardzo wysoki wynik. Mądry chłopak. Czytał dużo książek, przede wszystkim beletrystykę. Był pół roku w więzieniu - został niesłusznie oskarżony o zabicie kolegi. Podobno znaleźli go na miejscu zbrodni i od razu założyli, że to on jest winny. Przynajmniej tak przedstawia to Dawid - ile w tym prawdy, nie wiem. Po pół roku został uniewinniony. Dlatego jest w moim wieku - ma 20 lat, a nie 19, jak większość.

Z dziewczyn oprócz Julii zapadły mi w pamięć jedynie Blanka i Matylda. Blanka ma długie jasne włosy, jest wysoka i szczupła. Ładna, ale niczym raczej się nie interesuje, wydała mi się dość nudną osobą. Matylda jeszcze 18 lat, bo poszła o rok wcześniej do szkoły. Niska, grubsza brunetka. Piękne kolorowe spódnice w kwiaty. Mam do niej słabość, podoba mi się jej styl. Pisze wiersze, czyta książki. Co ciekawe w liceum najbardziej lubiła biologię. Zainteresowała się filmami Bergmana i językiem szwedzkim dlatego ostatecznie poszła na filologię. Z tego co wiem to choruje na depresję.

Wiesz co, wydaje mi się, że Matylda i Dawid to dobrzy kandydaci. Co właściwie mamy zamiar robić? - zadałam pytanie

Będziemy wywoływać duchy - odpowiedziała Julia z podekscytowaniem.

 

Trochę boję się wywoływania duchów. Miałam na tym tle urojenia, wydawało mi się, że mam łączność ze światem zmarłych. A może to nie były urojenia? Nie wiem. Kto wie jakie mamy możliwości. Akurat te urojenia nie były najgorsze - czułam się wyróżniona i doceniona, że mogę porozumiewać się z innym światem. Jestem ciekawa jak takie wywoływanie duchów wygląda oraz nie chcę stracić nowej i jedynej przyjaciółki. Postanowiliśmy złapać Dawida w bufecie. Matyldę jakoś zaczepimy wychodząc.

Ale będziesz mogła ty mówić, bo ja się trochę boję? - powiedziała nieśmiało Julia

Dobra - odpowiedziałam od razu. Jestem dość pewna siebie, dam sobie radę.

Dawid siedział sam przy stoliku i czytał grubą książkę.

Co czytasz? - zagaiłam. On powoli spojrzał na mnie znad książki.

“Szczygła” Donny Tartt. - odparł.

Możemy chwilę porozmawiać? A tak w ogóle to jestem Amelia. - przedstawiłam się

Wiem kim jesteś. Mój kolega chodził z tobą do klasy w liceum. - odpowiedział. Przestraszyłam się. Ciekawe ile on o mnie wie. Czy wie o schizofrenii? O szpitalu psychiatrycznym? Z zamyślenia wyrywa mnie jego głos:

Wszystko w porządku? - pyta mnie Dawid. Uświadomiłam sobie, że stoję od co najmniej minuty wpatrzona w niego. Zarumieniłam się ze zmieszania. Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo Julia wypaliła:

Chcesz z nami wywoływać duchy? - Oboje zaskoczyliśmy się jej bezpośredniością. Ku mojemu zdziwieniu Dawid szybko odpowiedział:

Z przyjemnością - po czym uśmiechnął się do nas i zamknął książkę.

Kiedy zaczynamy? - dodał.

Teraz pozostało nam tylko złapać Matyldę. Gdzie ona mogła się podziewać? I czy się zgodzi pójść z nami? Po 15 minutach szukania znaleźliśmy ją w damskiej toalecie. Poczekaliśmy aż wyjdzie. Dostrzegłam, że jest zapłakana. Podeszłam do niej i zapytałam ją co się stało. Ona wyraźnie się zawstydziła. Po chwili powiedziała, że zmarł jej pies, nazywał się Kulik. Bardzo za nim tęskni. Przytuliłam ją, a ona szybko się uspokoiła. Zapytałam, czy chce z nam spędzić trochę czasu. Ona od razu się zgodziła, wyraźnie jej ulżyło. Postanowiłam po drodze jej powiedzieć co będziemy robić. Cała nasza czwórka wyszła z budynku i udała się w stronę pociągu.

 

ROZDZIAŁ 4

 

Patrzę przez okno, szybko mijam drzewa i budynki. Lubię jazdę pociągiem. Nagle uświadomiłam sobie, że zapomnieliśmy powiedzieć Matyldzie co będziemy robić. Ona nieświadoma siedziała naprzeciwko mnie i patrzyła przez okno. Nadal było widać smutek w jej oczach, ale już nie płakała.

Ekhem, Matylda - zaczęłam. Dziewczyna powoli się na mnie spojrzała. Piękne, ciemnobrązowe włosy delikatnie powiewają na wietrze od otwartego okna. Chwilę się na nią zapatrzyłam aż pytająco przekręciła głowę.

Chciałam powiedzieć ci co mamy zamiar dzisiaj robić. Tylko nie bądź zła, że cię zabraliśmy, będzie naprawdę fajnie. Chcieliśmy wywoływać dzisiaj duchy. Nawiążemy kontakt ze światem zmarłych. Spokojnie, Julia wie jak to się robi. Nic nie powinno nam się stać, to w miarę bezpieczne. Co o tym myślisz? - zapytałam.

Szczerze to trochę się boję, nie wiem czy to dobry pomysł - odparła niepewnie Matylda.

Zobaczysz, to super doświadczenie, warto zawsze spróbować, w razie czego można w każdej chwili przerwać seans - zapewniała Julia

No dobra, to spróbuję. Najwyżej przerwiemy seans. - odpowiedziała Matylda i wyszliśmy z pociągu. Gdy byliśmy już w willi nie bardzo wiedziałam od czego zacząć dlatego spojrzałam się wymownie na Julię. Ona rozstawiała już krzesła - w małym kole, a raczej kwadracie, ponieważ była nas czwórka. Powoli usiedliśmy. Julia zgasiła światło i zapaliła jedną świecę, którą postawiła pośrodku naszego koła.

Złapmy się teraz wszyscy za ręce. W ten sposób nawiążemy więź, będzie między nami przepływała energia potrzebna do przywołania duchów. Teraz zamknijcie oczy i skupcie się na osobie, którą chcecie przywołać. Wyobrażajcie sobie ją na wszystkie sposoby, we wszystkich sytuacjach. - instruowała Julia. Okej, próbuję. Wyobrażam sobie mojego dziadka, kochanego człowieka, chciałabym z nim chociaż chwilę porozmawiać. Wyobrażam sobie jak je swój ulubiony suflet czekoladowy, jak czyści okulary, jak gra w szachy. Po chwili poczułam przypływ zimna. Takiego zimna, jakiego nigdy nie czułam. Zaczęłam się trząść. Nie widziałam już Julii, Dawida czy Matyldy. Proszę, niech to się skończy. Nagle uświadomiłam sobie, że leżę na podłodzę obok krzesła. Zobaczyłam Dawida, leżał obok mnie. Powoli się podniosłam.

Wszystko okej? - zapytała Julia. Zauważyłam, że ma coś czerwonego na ręce. Przyjrzałam się otoczeniu i uświadomiłam sobie, że Dawid ma ranę ciętą na ramieniu i leci mu krew. Do tego jest nieprzytomny.

Co się do cholery stało? - pytam wzburzona. Nie tak to miało wyglądać.

Czasami zdarza się, że dojdzie do okaleczeń podczas seansu. Tutaj niestety ja zraniłam Dawida, oczywiście byłam nieświadoma tego. Przy ostatnim seansie, który wykonywałam samotnie, sama zraniłam się w rękę - tutaj odsłoniła przedramię i ukazała się duża czerwona blizna - stąd widziałaś krew na framudze drzwi - opowiedziała Julia ze skrzywioną miną. Po chwili dostrzegłam Matyldę siedzącą spokojnie na krześle, spotkałyśmy się wzrokiem.

To było cudowne doświadczenie. Udało mi się nawiązać kontakt z Kulikiem - powiedziała uradowana Matylda. Wyglądała dużo lepiej niż przed seansem.

Ojej, ale co z Dawidem? - zapytała. Faktycznie leżał nieprzytomny na podłodze. Krew mu spływała z ramienia. Nieciekawy widok. Julia postanowiła zadzwonić na pogotowie, uznałam, że to dobry pomysł. Zaczęła od podania adresu, opowiedziała, że kolega zemdlał, ale oddycha, a oni na to, że zaraz przyjadą.

Już w karetce Dawid odzyskał przytomność.

Co się dzieje? Gdzie ja jestem? A, już pamiętam. To twoja wina! - spojrzał wymownie na Julię.

Cśś, pogadamy w domu. Teraz nie rób scen. Nic się takiego nie stało, a ja nie byłam świadoma tego co robię. Daj sobie opatrzyć w szpitalu tę ranę, a potem wracajmy do domu. - powiedziała stanowczo Julia

A ty co o tym wszystkim sądzisz? - spytał Amelię Dawid

Ja nic nie pamiętam. Zupełnie jak podczas choroby. Może ta atmosfera i napięcie wyzwoliły we mnie jakiś krótki epizod psychotyczny. Nie wiem - odparłam.

W szpitalu powiedzieliśmy, że Dawida podrapał kot. Niezbyt uwierzyli, ale machnęli na to ręką. Zszyli mu tę ranę i wypuścili nas do domu. Postanowiliśmy, że spotkamy się jutro na zajęciach, byliśmy zbyt zmęczeni żeby rozmawiać. Już się ściemniło, było przyjemnie chłodno. Każdy z nas wrócił do swojego domu. Jak dotarłam do mojego pokoju w akademiku to od razu się położyłam, nawet nic nie zjadłam, byłam wykończona. Szybko zasnęłam.

 

ROZDZIAŁ 5

 

Obudziłam się o 4 nad ranem. Nie mogłam już spać. Spojrzałam przez okno i zobaczyłam, że jest pełnia. Boję się trochę księżyca, gdy tak samotnie wisi nad budynkami. Czuję niepokój, kiedy tak stoję w ciemnym pokoju i pada na mnie jedynie jego blask. Z otwartego okna zawiał we mnie wiatr. Poczułam chłód i przypomniałam sobie wczorajszy seans. Pamiętam jedynie, że czułam zimno, przenikające wszystkie kości, a potem już nic - straciłam świadomość. Nie wiem, co się wtedy działo. Przeraża mnie to. To trochę jak lunatykowanie - nigdy nie wiesz, do czego jesteś zdolny, działając w nieświadomości. Niektórzy lunatycy po prostu chodzą po mieszkaniu, a inni podpalają domy. Ja nie wiem do czego mogłabym się posunąć. Wiem od mamy, że gdy byłam mała, parę razy lunatykowałam, ale jedynie przechodziłam ze swojej sypialni do sypialni rodziców, raz doszłam aż do kuchni gdzie mama mnie znalazła. Nic specjalnego, a zawsze gdy się budziłam ogarniał mnie lęk: “Gdzie jestem?” “Co ja tutaj robię?”. Nie wiem, co muszą czuć osoby, które w stanie nieświadomości podpaliły dom lub zabiły kogoś. Szczerze im współczuję.

Rozejrzałam się po pokoju i dostrzegłam pojedyncze promienie słońca. Jak pięknie. Musi już dochodzić szósta. Powoli zaczęłam się zbierać na uczelnię, uznałam że przyjdę wcześniej, nie chcę już być sama, czuję się nieco nieswojo.

Na uczelni czekałam sama pod salą, bo jeszcze nikt nie przyszedł. Po dłuższej chwili dostrzegłam profesora Kruma.

Dzień dobry, panie profesorze - przywitałam się i lekko uśmiechnęłam. Lubię tego człowieka.

Witam. Wszystko w porządku? Strasznie blada jesteś - zatroskał się Krum.

Wszystko u mnie w porządku, po prostu obudziłam się za wcześnie i nie udało mi się zasnąć z powrotem - odpowiedziałam.

Na pewno? Nic się nie wydarzyło? Zwykle nie bez powodu budzimy się wcześniej - dociekał profesor

Szczerze to tak, wydarzyło się parę rzeczy… Czy moglibyśmy przejść w bardziej prywatne miejsce? To wszystko panu opowiem. Poszliśmy do jego gabinetu, on ostrożnie zamknął drzwi i wtedy zaczęłam mówić. Opowiedziałam mu wszystko co się wydarzyło, o wywoływaniu duchów, o ranie i zemdleniu Dawida. Ulżyło mi, już nie czułam się z tym sama. Krum słuchał uważnie, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Gdy skończyłam mówić, powiedział jedynie:

Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś Amelio. Jak już wspomniałem, sądzę, że powinnaś uważać na Julię. Jest nieprzewidywalna. Ma różne dziwne pomysły. Lepiej trzymaj się od niej z daleka - powiedział z przestrogą Krum.

Jeszcze myśląc nad słowami profesora weszłam do klasy. Rozejrzałam się i nie dostrzegłam Dawida. Pewnie odchorowuje wczorajszy seans. Matylda siedziała z tyłu z podkrążonymi oczami, prawdopodobnie też nie mogła spać. Julia siedziała przy oknie i mi pomachała. Wyglądała zaskakująco dobrze. Nie powiem jej nic o rozmowie z Krumem. Szybkim krokiem do niej podeszłam i się przywitałam. Nie zdążyłysmy pogadac, bo profesor zaczął wykład o języku szwedzkim. Dzisiaj omawialiśmy skomplikowaną gramatykę, zadał nam ogromną ilość pracy domowej. Po zajęciach zadzwonię do Dawida.

Halo, Dawid? Wszystko okej? - zaczęłam. Odpowiedział, że już się lepiej czuje. Opowiedziałam mu, co się działo, na co on zaproponował razem zrobić pracę domową. Dobry pomysł.

Weszliśmy do mojego pokoju. Usiedliśmy na łóżku. Gdy wyjmowałam zeszyty usłyszałam:

Pięknie wyglądasz - i uświadomiłam sobie, że siedzimy bardzo blisko siebie. Dawid patrzy mi się prosto w oczy. Powoli się do mnie zbliża. O Boże, chyba on chce mnie pocałować. Przerywam to gwałtownym odsunięciem się.

Wiesz co Dawid, lubię cię, ale nie w ten sposób, rozumiesz? - powiedziałam. W moim sercu był ktoś inny.

Okej, czaję - odpowiedział swobodnie. Chwila niezręcznej ciszy.

Wiesz co, jestem już zmęczona, pouczymy się kiedy indziej - powiedziałam. Dawid bez słowa wyszedł. Czuję się okropnie. Poszłam zrobić sobie mocnej kawy i nagle usłyszałam pukanie do drzwi.

Matylda? - zapytałam uradowana. Tego mi było trzeba.

Wiesz co, bo ja nie dam rady zrobić tej pracy domowej, nie mogę się skupić. I do tego ciągle myślę o Kuliku, tęsknie za nim. Może udałoby mi się znowu z nim porozmawiać? - zapytała z nadzieją w głosie Matylda.

Pogadamy o tym jutro z Julią. Chodź, spróbujemy zrobić tę pracę domową - zaproponowałam. Matylda się zgodziła, usiadłyśmy obok siebie. Cisza, słyszę każdy jej oddech. Tak pięknie wygląda z profilu. Mały, zadarty nosek, cudowne, brązowe włosy, delikatnie mieniące się w świetle słońca. Długa, opadająca na ziemię, kolorowa spódnica w duże kwiaty. Jej udo delikatnie styka się z moim. Czuję ciepło jej ciała. Nie skupiam już się na nauce, ona też nie. Patrzymy się na siebie parę dobrych sekund, chwila pełna napięcia. Zbliżamy się do siebie i zaczynamy się całować. Namiętnie, z uczuciem. Bardzo długo. Gdy kończymy, znowu się wpatrujemy w siebie nawzajem. Subtelny uśmiech, duże brązowe oczy - tak ją zapamiętałam. Leżę i zastanawiam się, co się dzisiaj właściwie wydarzyło. Profesor Krum, Dawid, Matylda… Chyba ją kocham.

 

ROZDZIAŁ 6

Idę na uczelnię z uśmiechem na ustach. Spotkam dzisiaj Matyldę. Przypomina mi się film “Jak w zwierciadle” szwedzkiego reżysera Ingmara Bergmana, utożsamiający miłość z Bogiem. Czyż to nie piękna idea? Z zamyślenia wpadam na Julię.

A ty co taka wesoła? - pyta Julia.

Ekhem, nic takiego - odpowiadam, nie mogąc przestać się uśmiechać. Trochę mi wstyd, ale naprawdę nie mogę przestać. Podchodzi do nas Matylda.

Hej! - wita nas po czym lekko mnie przytula. Moje serce przyśpiesza.

Cześć Matylda - odparłam. Już późno, więc poszliśmy na zajęcia.

Podczas przerwy poszliśmy do bufetu. Była obecna cała nasza paczka - Dawid, Matylda, Julia i ja. Co jakiś czas spoglądałam na Matyldę. Dzisiaj założyła pomarańczową spódnicę w ciemnoniebieskie kwiaty. Z zamyślenia wyrwał mnie Dawid:

A ty co o tym myślisz, Amelio? - zapytał. A no tak, rozmawiali o kolejnym wywoływaniu duchów.

Ja jestem za - stwierdziłam.

Ja się na to nie piszę, powodzenia - odpowiedział Dawid poczym wstał i sobie poszedł. No nic, nie dziwię się, że nie chce tego powtarzać. Ostatni seans nie skończył się dla niego najlepiej. Ja sama mam mieszane uczucia, trochę się boję, że znowu nie będę niczego pamiętała. Za to Matylda jest przeszczęśliwa, że będzie mogła porozmawiać ze swoim ulubionym zwierzątkiem Kulikiem.

To co, umawiamy się na sobotę rano? - pyta Julia

Tak jest - mówimy jednocześnie ja i Matylda. Jestem podekscytowana, już nie mogę się doczekać.

 

ROZDZIAŁ 7

 

Sobota, dziesiąta rano. Idę elegancką alejką otoczoną drzewami. Zza gałęzi widać różne wille - jedne większe, drugie mniejsze. W większości białe, jedynie niektóre są z czerwonej cegły. Dochodzę do domu Julii, mamy tam się spotkać we trójkę - ja, Julia i Matylda. Gdy jestem na miejscu, witam się z dziewczynami. Od razu przechodzimy do celu spotkania. Julia przygotowuje seans - krzesła w okręgu, po środku biała, duża świeca, tak jak ostatnio. Ostrożnie siadamy. Łapiemy się za ręce i ściskamy tak mocno, jak się da. Julia mówi jakieś słowa, nie wiem w jakim języku. Zamykam oczy, przez chwilę nic się nie dzieje, aż nagle odrywa mnie od krzesła, unoszę się parę metrów ponad wszystkimi.

Nie wiem, co działo się potem. W tej chwili leżę na podłodze i omiatam wzrokiem otoczenie. Mam coś lepkiego na ręce. Po krótkim zastanowieniu się stwierdziłam z przerażeniem, że to krew. Dostrzegłam Julię:

Matylda musiała wyjść podczas seansu - powiedziała spokojnym głosem Julia.

Na pewno? Nic jej nie jest? I skąd mam krew na ręce? - zapytałam przerażona

Nie sądzę żeby coś jej się stało. Nie wiem skąd masz krew, pewnie to od duchów. Połączyłaś się z jakimś? - zadała pytanie Julia

Nie... To znaczy, nie pamiętam. - odpowiedziałam. Zawiał we mnie wiatr - drzwi wejściowe są otwarte na oścież, jakby ktoś się spieszył wychodząc. Gdzie podziewała się Matylda? Czy na pewno wszystko u niej w porządku? Mało prawdopodobne, aby po prostu wyszła bez pożegnania. Czy Julia na pewno mówi prawdę?

Wracam do domu. Promienie słońca delikatnie muskają mnie w twarz, jest zachód słońca. Idę spokojnie do pociągu. Co, jeśli Matyldzie coś się stało? Co, jeśli ktoś ją porwał? Nie, na pewno nie. Czemu Julia miałaby kłamać? Jestem przekonana, że w poniedziałek zobaczę się z Matyldą na zajęciach. Może spróbuję do niej zadzwonić. Tak, to dobry pomysł.

Halo? - odzywam się. Niestety włącza się automatyczna sekretarka. To zły znak, Matylda zawsze odbiera ode mnie telefon. Czy powinnam zadzwonić na policję? Jak wytłumaczę się z wywoływania duchów i krwi na ręce?

 

ROZDZIAŁ 8

 

Trzecia nad ranem. Znowu nie mogę spać. Boję się o Matyldę. Moją ukochaną Matyldę. Nie mogę znieść myśli, że coś mogło jej się stać. Szczerze, nie pamiętam, co się działo, wiem tylko, że miałam krew na ręce. A co, jeśli to ja jestem winna? Ta myśl jest przerażająca, ale być może prawdziwa. Jeśli coś zrobiłam Matyldzie, to nie mam po co żyć. Nie mogę iść na policję, bo trafię do więzienia. Może powinnam ze sobą skończyć. Po chwili uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie wiadomo, co się stało z Matyldą. Uznałam, że pójdę z powrotem spać i rano zadecyduję, co zrobić.

Obudziłam się późno, bo o jedenastej. Postanowiłam spotkać się z Dawidem i Julią. Zadzwoniłam do nich po kolei, odebrała tylko Julia.

Okej, to o trzynastej w Starbucksie, do zobaczenia! - podsumowałam naszą rozmowę i od razu zaczęłam zbierać się do wyjścia. Wzięłam torbę, telefon, dokumenty, pieniądze i wodę. Tyle wystarczy. Spojrzałam na zegarek - za dwadzieścia trzynasta. Wybiegłam z pokoju i poszłam szybkim krokiem. Za piętnaście minut powinnam być na miejscu.

Hej Julia! - krzyknęłam gdy ją dostrzegłam. Uśmiechnęłam się do niej, ale ona nie odwzajemniła uśmiechu.

Wszystko okej? - zapytałam zdziwiona.

Wiesz co, szczerze, to nie widziałam jak Matylda wychodziła. Jesteś pewna, że nic nie wiesz? Obudziłaś się przede mną, może coś jednak wiesz o Matyldzie? Miałaś krew na ręce, coś musiało się stać, jesteś pewna, że nic nie pamiętasz? - głosem pełnym wyrzutu, zaczęła wypytywać mnie Julia. Poczułam się bardzo źle. Wybiegłam i udałam się jak najszybciej do pokoju. Piętnaście minut później już siedziałam na łóżku i płakałam. Łzy leciały mi ciurkiem. Czułam się winna. Nigdy nie zobaczę Matyldy, zabiłam ją. Własnymi rękami.

Następnego dnia idę na uczelnię. Spotykam tam Dawida. Rozmawiam z nim o Matyldzie, decydujemy się zadzwonić na policję. Przyjeżdżają, powiedziałam im wszystko oprócz tego, że miałam krew na ręce. Przyznałam się do tego, że nie pamiętam co wtedy robiłam. Poszli przesłuchać Dawida, nie słyszałam o czym rozmawiali. Zamknęłam się w toalecie. Boję się. Będą poszukiwania Matyldy, tak za nią tęsknię. Co jeśli jej nie znajdą? Albo co gorsza… Znajdą, ale martwą.

 

ROZDZIAŁ 9

Hej, chcesz może wpaść do mnie?- pyta Dawid. Właśnie skończyliśmy zajęcia.

Jasne, chętnie - odpowiedziałam. Dawid mieszka niedaleko. Idziemy do niego spokojnym krokiem. Mijamy stare kamienice, podoba mi się tu. Do tego lubię Dawida. Jednak chyba nic nie jest w stanie odwrócić mojej uwagi od zaginionej Matyldy. Tęsknię za nią. W pewnym momencie Dawid łapie mnie za rękę. Pozwalam mu na to, ostatnio czuję się samotna, bardzo potrzebuję kontaktu. Gdy wchodzimy do jego mieszkania od razu siadamy na łóżku. Przytulamy się.

Nie, nie mogę, przepraszam - mówię po chwili, gwałtownie wstając z łóżka. Nie mogę tego zrobić Matyldzie.

Amelio, ja cię kocham, proszę, bądź ze mną - powiedział rozpaczliwie Dawid

Nie mogę. Kocham Matyldę - odparłam.

Już nie ma Matyldy. Jesteśmy tylko my. - odpowiedział Dawid. O co mu chodzi? Jak to nie ma Matyldy? Przecież na pewno ją znajdą. Nie chcę już spędzać czasu z Dawidem, niezręcznie się przy nim czuję.

Wiesz co Dawid, brzuch mnie boli, będę już się zbierać - powiedziałam szybko po czym wstałam nie czekając na odpowiedź i wyszłam z mieszkania.

Następny dzień spędziłam na uczelni. Dawid był jakiś nieswój - wyglądał na niewyspanego, miał sińce pod oczami i raz nawet wydarł się na mnie z byle powodu, nie pamiętam dlaczego. Nie wiem o co mu chodzi, ale to jest nieco podejrzane. Zachowuje się dziwnie od kilku dni. W szczególności, odkąd rozmawiał z policją. Oczywiście, Matylda też była jego przyjaciółką, ale Dawid był zawsze raczej spokojny i opanowany, a teraz zachowuje się nerwowo, nie jak on. W ogóle, co robił tamtego sobotniego poranka, gdzie wtedy był? Nie, to nie możliwe żeby coś zrobił Matyldzie. A może? Tak naprawdę, nie znam go zbyt dobrze. Może spróbuję z nim porozmawiać, mam nadzieję, że jeszcze nie śpi - jest 23, a mieliśmy dziś męczący dzień. Wzięłam komórkę do ręki:

Halo, Dawid? Możemy chwilę porozmawiać? U mnie, jak najszybciej - powiedziałam na jednym wydechu.

Okej, jadę - odpowiedział Dawid po czym się rozłączył.

Szybko się przywitaliśmy i usiedliśmy jak zwykle na łóżku, jako, że nie było innego miejsca. Po chwili niezręcznej ciszy odezwałam się:

Chciałabym ciebie zapytać co robiłeś tamtego poranka, no wiesz, w dniu seansu - zaczęłam.

Nie mówmy o tym, jestem zmęczony - jęknął Dawid.

Ale to jest dla mnie bardzo ważne. Powiedz co wtedy robiłeś - nalegałam.

Okej. Byłem w domu. Spałem, jadłem śniadanie. Nic specjalnego - odpowiedział niedbale.

Wiesz co, nie chcę o tym gadać, wracam do domu, zobaczymy się jutro, cześć - szybko dodał, wstał i wyszedł.

To podejrzane. Bardzo podejrzane. Może to nie ja jestem winna? Czy powinnam powiedzieć komuś o swoich podejrzeniach? Zajmę się tym jutro, oczy same mi się zamykają, jest środek nocy. Jutro pogadam o tym z Julią.

 

ROZDZIAŁ 10

Jak zwykle nie mogę spać. Budzę się za wcześnie. Jest czwarta rano. Wciąż myślę o tym, co się wczoraj wydarzyło. Czy Dawid zakochał się we mnie? Czy on wie co się stało z Matyldą? Tyle niewiadomych. Czuję się bardzo zagubiona. Chciałabym z kimś o tym porozmawiać, ale teraz wszyscy śpią. A może nie? Napiszę do Julii:

Hej, śpisz? Chciałabym z tobą porozmawiać o Dawidzie - napisałam. Brak odpowiedzi, nie jest aktywna. No dobra, zrobię sobie kawę. Pijąc mój ulubiony napój, z mlekiem owsianym i łyżeczką cukru, w kieszeni poczułam wibracje. Wyjęłam telefon i zobaczyłam:

Cześć, mogę do ciebie wpaść, już się obudziłam - odpisała Julia. Dochodzi szósta rano. Przed siódmą powinna już być u mnie.

Okej, czekam na ciebie - napisałam, po czym wyłączyłam telefon. Patrzę przez okno na piękny, pomarańczowy wschód słońca.

Miło przywitałam się z Julią, ale czułam jakieś napięcie z jej strony. Nie chciała mi powiedzieć nic o Dawidzie, mówiła jedynie, że ma dobre alibi - był wtedy u siebie w domu. Unikała moich pytań.

Wiesz co, nie chcę już o tym rozmawiać. Nie wiem, jak możesz oskarżać naszego przyjaciela. Jesteś okropna - wyrzuciła z siebie Julia, a potem wstała i wyszła, bez pożegnania. Przykro mi, naprawdę lubię Julię, a ona nawet mnie nie wysłuchała do końca. Może ją i Dawida łączy coś więcej? No nic, muszę już się zbierać na uczelnię. Woda, dokumenty, laptop - wszystko jest. Zamykam starannie drzwi od pokoju i wychodzę z budynku. Jest zimno, zaledwie kilka stopni na plusie. Opatulam się mocniej moim czerwonym szalikiem, na szczęście po pięciu minutach jestem na miejscu. Wchodzę do sali, widzę profesora Kruma i resztę grupy - wyjątkowo wszyscy przyszli na zajęcia.

Ekhem, muszę niestety przekazać wam smutną wiadomość - tu profesor poczekał, aż będzie całkowita cisza. Miał łzy w oczach. O nie, co jeśli chodzi o Matyldę?

Matylda nie żyje. Jej ciało policjanci znaleźli w rzece, w Wiśle - gdy to usłyszałam, moje życie się zatrzymało.

To niemożliwe - pomyślałam sobie. Wszystko wydawało mi się takie nierealne. Kto mógł zrobić coś takiego?

 

ROZDZIAŁ 11

Mam się stawić na policji za godzinę, teraz przesłuchują ponownie Dawida. Boję się. Co ja im powiem, przecież nic nie pamiętam?

Pani Amelio, zapraszamy - po dokładnie godzinie powiedział wysoki brunet w stroju policjanta. Weszłam do pomieszczenia, rozejrzałam się - malutkie biurko, dwa krzesła po obu stronach, lampka dająca rażące światło.

Proszę usiąść. Chciałbym dowiedzieć się nieco więcej o tamtym poranku. Co Pani wtedy robiła, z kim była? - wypytuje policjant.

Byłam w domu Julii. My… wywoływaliśmy duchy. Ja szczerze nic z tego nie pamiętam, po prostu po seansie zorientowałam się, że Matyldy nie ma - odpowiedziałam zdenerwowana.

Dostaliśmy anonimową informację, że po seansie miała Pani krew na ręce. Czy to prawda? - zapytał mężczyzna. To koniec. Pójdę do więzienia. Łzy napłynęły mi do oczu. Zrobiłam kilka głębszych oddechów i powiedziałam:

Tak, zgadza się - policjant to zanotował. Już po mnie.

Dobrze, może Pani pójść. Jak się czegoś dowiemy to powiadomimy Panią - zakończył mężczyzna.

Wróciłam do domu, położyłam się na łóżku. Jak mogłam coś takiego zrobić? Jak mogłam skrzywdzić ukochaną Matyldę? Zaniosłam się płaczem. A może t nie ja? Może do Dawid zabił Matyldę? Przecież ja nie zdążyłabym jej zabić i wrzucić do rzeki w czasie seansu. Nikt mi nie uwierzy, może chociaż Julia będzie po mojej stronie, pójdę do niej.

Halo, Julia…? - nie odbiera. No nic, po prostu się przejdę do niej, to tylko 30 minut pociągiem. Zabieram dokumenty i wodę, pakuję to w mój ulubiony niebieski plecak kanken i wychodzę z pokoju. Udaję się prosto na stację kolejową, mam szczęście, bo nie czekam długo na pociąg. Droga mija mi w miarę przyjemnie, słucham muzyki i patrzę przez okno. Wychodzę z pociągu i szybkim krokiem udaję się w stronę domu Julii. Po paru minutach jestem na miejscu. Ostrożnie pukam do drzwi. Brak odpowiedzi. Dzwonię dzwonkiem, raz, potem drugi. W końcu drzwi się otwierają:

O kurde, Amelia, co ty tutaj robisz? - spytał Dawid, w spodniach, ale bez koszulki. Zza niego wyjrzała Julia. Nie wyglądała na speszoną. Sama była w krzywo narzuconym szlafroku.

Julia, chciałabym porozmawiać z tobą na osobności - odważyłam się powiedzieć

Nie no, możesz mówić teraz. Nie mam tajemnic przed Dawidem, to nasz przyjaciel - zapewniła Julia. Nici z naszej rozmowy. Pozostało mi jedynie wrócić do domu. Krótko się pożegnałam i udałam się z powrotem do pociągu. Czuję się taka samotna. Gdy dotarłam do domu, od razu schowałam się pod kołdrę. Chciałam uciec od problemów. Skoro Julia jest z Dawidem, to na pewno będzie mu wierzyła, nie mnie. Zrobiła się sytuacja bez wyjścia, to tylko kwestia czasu, aż mnie zgarnie policja. Nikt mi nie uwierzy, że to mógł być Dawid. Poszłam do kuchni po alkohol. Wypiłam szybko butelkę francuskiego, czerwonego wina, tylko takie znalazłam. Wcale nie czuję się lepiej, mam mdłości. Postanowiłam wziąć leki nasenne, nie chcę już żyć. Połknęłam garść tabletek i poszłam z powrotem pod kołdrę. Zaczęłam płakać, tym razem bardzo głośno, aż nagle straciłam przytomność.

 

ROZDZIAŁ 12

 

Czwartek, 5 listopada. Przespałam 4 dni. Jestem w szpitalu, podobno profesor Krum zaniepokoił się, że nie ma mnie na zajęciach, poszedł mnie szukać, znalazł mnie w moim pokoju i zadzwonił na pogotowie. Szpitalne łóżko, ledy pod sufitem, dające przyjemne ciepłe światło, biała czysta pościel. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że Krum siedzi na przeciwko na fotelu i się na mnie patrzy.

I jak, lepiej się czujesz Amelio? - zapytał zmartwiony profesor. Jego twarz wyrażała smutek i współczucie.

Tak, trochę lepiej, dziękuję panie profesorze - odpowiedziałam. Szczerze to trochę boli mnie głowa, oprócz tego czuję się zaskakująco dobrze, jak na to, że jeszcze niedawno mogłam umrzeć.

Panie profesorze, czy mogłabym coś ważnego teraz panu powiedzieć? - spytałam go

Oczywiście Amelio - odparł profesor

Szczerze, to w sprawie Matyldy, podejrzewam Dawida. Zachowuje się nieswój w ostatnich dniach, mam wrażenie, że ściemnia w związku z tym co robił tamtego poranka. Unika odpowiedzi na moje pytania, nie chce o tej sprawie rozmawiać - wydusiłam. To było dla mnie trudne o tym powiedzieć.

On na to odpowiedział:

Amelio, myślę, że to bardzo prawdopodobne, że zrobił to Dawid, sam go podejrzewałem od początku, ale nie mamy na to żadnych dowodów. W dodatku ty nie masz alibi, bo nic nie pamiętasz i wiem od policji, że miałaś krew na ręce. Ciężko będzie się z tego wybronić. Nie wiem, co powinniśmy zrobić, sam jestem zagubiony w tym wszystkim. I co najważniejsze, nie mamy pewności, że to on za tym stoi - powiedział Krum.

Wypisali mnie do domu dość szybko, profesor Krum odprowadził mnie do mojego pokoju. Czuję się lepiej z tym, że ktoś jest po mojej stronie. Na pewno znajdę sposób, aby udowodnić, że to Dawid jest winny. Wierzę, że nie mogłabym zrobić czegokolwiek Matyldzie, nawet w stanie nieświadomości. Kocham ją i nigdy nie przestanę jej kochać.

 

ROZDZIAŁ 13

 

Idę na uczelnię. Boję się, spotkam tam Julię i Dawida. Już się nie przyjaźnię z nimi, nie przyszli do mnie do szpitala, to nie są prawdziwi przyjaciele. Stoję pod salą i nagle łapie mnie za ramię Dawid. Czuję silny uścisk jego mocnej ręki.

Wiem, co knujesz. Chcesz mnie wkopać. Jak jeszcze raz komuś o tym powiesz to ciebie też zabiję - wydusił z siebie, puścił mnie i odszedł szybkim krokiem. Czyli mam już pewność, że to był Dawid. Tylko skąd on wiedział o mojej rozmowie z Krumem? Może mam założony podsłuch? Nie wiem jak komukolwiek o tym powiedzieć nie narażając się na zemstę Dawida. Spróbuję jeszcze raz pogadać z Julią, może ona mi pomoże. Udaje mi się ją złapać po zajęciach.

Hej, Julia, mogłybyśmy chwilę porozmawiać? - zapytałam

No dobra, mów - odpowiedziała niedbale.

Tylko przejdźmy w bardziej prywatne miejsce - poprosiłam. Julia skinęła głową, poszłysmy do pustej sali. Starannie zamknęłyśmy za sobą drzwi.

Wiesz co, wydaje mi się, że to Dawid jest winny - wypaliłam trochę zbyt bezpośrednio.

Nie wiem, skąd wyciągasz takie wnioski i nie chcę wiedzieć. Dawid to mój przyjaciel, nie zrobiłby czegoś takiego i w dodatku ma wytłumaczenie - był wtedy w domu. Za to ty jesteś podejrzana - skąd tamta krew na ręce i nawet nie pamiętasz co wtedy robiłaś. Rozmawiałam już z policją, oni też ciebie podejrzewają. Szykuj się Amelio, ciężko będzie ci się wybronić - zakończyła Julia po czym wyszła i trzasnęła drzwiami. Łzy zaczęły płynąć mi po policzkach. Stałam sama na środku sali i płakałam. W pewnym momencie ktoś wszedł do sali.

Profesor Krum! - krzyknęłam. Podszedł do mnie blisko ii gdy zobaczył, że płaczę, objął mnie opiekuńczo ramieniem.

Julia mi nie wierzy. Nikt mi nie wierzy. Oprócz pana. Co zrobimy? - pytałam rozpaczliwie, nadal płacząc.

Spokojnie Amelio, wszystko się ułoży. Możemy pójść na policję i opowiedzieć im o wszystkim. Może zbadają odciski palców. Tylko liczmy się z tym, że jeśli wykluczą winę Dawida, to podejrzenia padną na ciebie. Chcesz mimo tego spróbować? - proponuje Krum

Oczywiście. Chodźmy od razu - odpowiedziałam, otarłam łzy z policzków i poszłam z profesorem na komendę.

ROZDZIAŁ 14

 

Boję się, cholernie się boję. Podejrzenia padają na mnie. Krum zachorował, nie chcę iść na komendę bez niego. Znowu jestem samotna, Julia i Dawid kompletnie się ode mnie odcięli. Mam wrażenie, że oni wiedzą coś, o czym ja nie wiem. Nalewam sobie do kieliszka trochę białego wina z lodówki. W samotności wypiłam powoli całą butelkę, ale to nie uśmierza mojego bólu, nadal rozpaczam za Matyldą. Jutro muszę być na zajęciach, lepiej pójdę spać. Wchodzę do łóżka, cała przykrywam się kołdrą.

Następnego dnia budzę się z lekkim bólem głowy. Robię sobie podwójną kawę, wmuszam w siebie porządne śniadanie. Okej, jestem gotowa do wyjścia. Idę na uczelnie ze spuszczoną głową - boję się, że spotkam Dawida lub Julię. Wiem, że nie zobaczę dzisiaj profesora Kruma nad czym bardzo ubolewam. W końcu wchodzę do sali i dostrzegam bardzo młodego mężczyznę, blondyna o niebieskich oczach w nieco za ciasnej marynarce. To pewnie profesor na zastępstwo.

Dzień dobry. Nazywam się Karl Ingmarsson. Będę zastępował profesora Kruma. Dzisiaj zajmiemy się średniowieczną literaturą szwedzką - powiedział, po czym kazał nam otworzyć książki i przeczytać pierwszy rozdział. Nudy. Czytać to sobie można w domu, na zajęciach oczekuję ciekawego wykładu lub ćwiczeń, tak jak to robił profesor Krum. Podczas czytania panuje niezręczna cisza. Na szczęście zajęcia dobiegają końca, wychodzę z sali jak mogę najszybciej. Postanawiam zadzwonić do profesora Kruma - może mu w czymś pomogę?

Halo, profesorze? - zaczynam

Dzień dobry, Amelio, miło cię słyszeć. Nie najlepiej się czuję, ale jeśli chcesz to możesz do mnie wpaść - mówi słabym głosem Krum.

A przynieść coś panu? Coś do jedzenia, może wodę? - pytam

Byłbym wdzięczny za kilka bułek z sezamem - po chwili zastanowienia mówi profesor

Dobrze, nie ma problemu. Będę u Pana za pół godziny - odpowiadam po czym się rozłączam. Profesor mieszka na terenie uczelni, więc od akademika to bardzo blisko. Po drodze zahaczam o sklep, żeby kupić ulubione bułki profesora i coś słodkiego.

Dzień dobry, panie profesorze. Mam bułki i czekoladę dla pana - mówię zadowolona z siebie. Jak dobrze go zobaczyć.

Amelio, wydaje mi się, że będziesz musiała sama iść na komendę, nie czuję się najlepiej - wydusił z siebie profesor.

Boję się, wolałabym pójść z panem… - mówię zrezygnowana. Nie chcę iść tam sama.

Amelio, moja choroba jest poważniejsza niż ci się wydaje. Nie chcę o tym mówić, po prostu w najbliższym czasie nie będę mógł iść na komendę. Myślę, że poradzisz sobie sama, warto to załatwić jak najszybciej - odparł Krum.

No dobrze, to pójdę sama. Od razu żeby mieć to z głowy - powiedziałam po czym wstałam, pożegnałam się z profesorem i udałam się w stronę komendy.

 

ROZDZIAŁ 15

 

Wszędzie jest biało. Sypie śnieg, pięknie. Podczas marszu przyjemnie chrupie pod nogami. Słońce trochę razi w oczy. Po chwili łzy, jedna po drugiej, zaczynają mi spływać po policzkach. Tęsknię za Matyldą. Już nigdy jej nie zobaczę. Muszę dojść do tego, kto jest winny. Należy jej się to.

Powoli dochodzę na komendę. Niski, żółty, obdrapany budynek. Wycieram buty przed wejściem i strzepuje z siebie śnieg. Wchodzę, trochę się stresuję.

Dzień dobry, ja przyszłam w sprawie Matyldy Andrusiak - powiedziałam, po czym dodałam:

Jestem Amelia. Amelia Żuk - Nie lubię swojego nazwiska, jeśli nie muszę to o nim nie mówię. Od razu zaprosili mnie do środka. Posadzili mnie w małym, przytulnym pokoiku. Jest tu nawet ekspres do kawy.

Z jakiego powodu pani do nas przyszła? Ma pani jakieś dowody? Chce się pani do czegoś przyznać? - zapytał podejrzliwie policjant. Nie patrzyło mu dobrze z oczu. Boję się, że on mnie podejrzewa.

Mam pewne przypuszczenia, a dokładniej chciałabym powiedzieć o Dawidzie. Gdy byliśmy sami zasugerował, że to on jest zabójcą Matyldy, Potem groził mi, że mnie też zabije - powiedziałam na jednym wydechu. Mówienie o tym jest dla mnie bardzo stresujące. Policjant z poważną miną wszystko zapisywał. Milczał dlatego odezwałam się znowu:

Czy jest jakiś sposób aby to sprawdzić? Na przykład poprzez odciski palców?

Niestety, ciało matyldy znaleźliśmy bez ubrań. Możemy jeszcze poszukać jej rzeczy na odcinku od domu Julii do miejsca gdzie ją wyłowiono. A od pana Dawida pobierzemy odciski palców i się mu przyjrzymy. Dziękuję bardzo pani Amelio za dzisiejszą wizytę - zakończył policjant. Wyszłam stamtąd jak najszybciej, chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Jestem zestresowana, nie chcę wracać sama do domu. A może zakradnę się i podejrzę jak idą im poszukiwania? Nie zdążę śledzić radiowozu, może po prostu pójdę nad odcinek Wisły na wysokości domu Julii.

Za mną już jazda pociągiem, mijam właśnie dom byłej przyjaciółki. Przyspieszam, nie chciałabym jej spotkać. Ciężko się idzie w śniegu, nie każda ścieżka jest odśnieżona. Czuję powiew wiatru, to pewnie od rzeki. Jestem już blisko. Po chwili rozpościera się przede mną widok Wisły - pięknej, szerokiej rzeki, w części pokrytej lodem. Kątem oka zauważam radiowóz i policjantów, dwóch mężczyzn i jedną kobietę. Chowam się w zaroślach. Intensywnie szukają, dobrze. Po chwili dostrzegam coś pomarańczowego w krzakach - to koszulka Matyldy! Co mogę zrobić żeby ją znaleźli? Nie mogę zdradzić, że tutaj jestem, dlatego postanowiłam rzucić koszulkę w kierunku policjantów, a następnie ukryć się.

Co, do cholery… - niestety trafiłam jednego policjanta w głowę. No nic, nigdy nie byłam dobra w rzucaniu do celu. Najważniejsze, że mają już z czego pobierać odciski palców. Udałam się po cichu z powrotem do domu.

 

ROZDZIAŁ 16

 

Trzecia nad ranem. Jest jeszcze całkiem ciemno, widzę przez okno pełnię i rozgwieżdżone niebo. Od kilku dni nie mogę spać, ciągle myślę o wynikach dotyczących badań odcisków palców. Czy mają już odciski Dawida? Czy wzięli do badań tamtą koszulkę? Tyle niewiadomych. Boję się, jeśli wykluczą Dawida, podejrzenia padną na mnie. Nie wyobrażam sobie spędzenia reszty życia w więzieniu. I jak mogłabym żyć ze świadomością, że skrzywdziłam ukochaną Matyldę? Tak za nią tęsknię. Czasami chciałabym skończyć swoje życie, aby móc ją zobaczyć, spotkać się z nią w zaświatach. O ile to w ogóle możliwe. Może po śmierci nie ma nic? I już nigdy nie zobaczę mojej Matyldy. Okropna perspektywa.

Na chwilę przysnęłam, dochodzi szósta, powoli się rozjaśnia. Zrobiłam sobie mocnej kawy, kilka kanapek z wegańską szynką i papryką. Żując posiłek zastanawiam się, czy do mnie dzisiaj zadzwonią. Minęły już dwa dni, dwa dni siedzenia w domu i zastanawiania się nad tą sprawą. Dni stresujące i pełne niepokoju. Powinni dzisiaj do mnie zadzwonić. Nagle, około ósmej rano, dzwoni telefon.

Halo? - zaczynam pełna nadziei.

Dzień dobry, mamy nadzieję, że pani nie obudziliśmy. Chcielibyśmy poinformować o wynikach badań, ale musimy to zrobić osobiście, nie możemy telefonicznie. Dałaby pani radę przyjechać teraz na komendę? - pyta mężczyzna.

Oczywiście, już wychodzę - odpowiadam po czym rozłączam się, pakuję się, ubieram ciepło i opuszczam pokój. Idę piechotą, to tylko dwadzieścia minut. Dalej leży dużo śniegu, ale powoli topnieje, bo jest plusowa temperatura. Jestem na miejscu szybciej niż się spodziewałam, od razu wchodzę na komendę.

Dzień dobry - mówię po czym zostaję zaproszona do tego samego pokoju co ostatnio.

Dzień dobry, pani Amelio. Znaleźliśmy nad Wisłą lekko podartą, pomarańczową koszulkę, czy mogłaby pani potwierdzić czy należała do Matyldy? - tutaj policjant pokazuje mi kawałek ubrania, który z pewnością należał do Matyldy.

Tak, panie policjancie, to koszulka Matyldy - podczas mówienia lekko załamał mi się głos.

Czy miała ona ją na sobie w dniu zaginięcia? - dopytuje mężczyzna

Tak - odpowiadam krótko, powstrzymując płacz. Policjant wszystko notuje.

Znaleźliśmy odciski palców pana Dawida na tym ubraniu. Został on wstępnie zabrany do aresztu jako główny podejrzany, oczywiście odbędzie się jeszcze rozprawa sądowa i tam zadecydują jaki wymiar kary dostanie. Szczerze, tak między nami, to ja życzę mu dożywocia. Zamordował nieletnią dziewczynę, miała całe życie przed sobą. Straszne - mówi policjant, a mnie zatkało. Mam mieszane uczucia, cieszę się, że dorwali Dawida, że to on jest winny, ale dalej nie mogę sobie poradzić ze stratą Matyldy. Chce mi się płakać

Przepraszam, ja już pójdę do domu - odparłam i gdy tylko wyszłam z budynku, wybuchnęłam płaczem. Płakałam głośno i intensywnie. Czułam ulgę, że podejrzenia spadły ze mnie, ale jednocześnie czułam się okropnie. Tak bardzo tęsknię za Matyldą.

 

ROZDZIAŁ 17

 

Jestem w pokoju, właśnie się pakuję, postanowiłam odwiedzić Dawida w areszcie. Muszę dopiąć parę spraw. Wychodzę, jadę autobusem prawie czterdzieści minut, ale jak wysiadam to idę tylko pięć minut. Jestem na miejscu. Szybko mnie wpuszczają, to umówione spotkanie.

Dawid, nieogolony, w niebieskiej piżamie siedzi w celi. Zgadza się porozmawiać.

Dlaczego to zrobiłeś? - wypalam od razu.

Szczerze? Z zazdrości. Z zazdrości o ciebie. Zakochałem się w tobie, a ty za każdym razem mnie odrzucałaś “Matylda to, Matylda tamto”. Wkurzało mnie to. Bardzo. - opowiada wzburzony Dawid. Mam łzy w oczach. Nagle uderzam go w twarz. Niezbyt mocno, ale wyraźnie. Odchodzę bez słowa, wychodzę z budynku i biegnę do domu. Jadę autobusem i płaczę. Głośno, ludzie się na mnie patrzą. Postanowiłam, że wrócę do domu rodzinnego. Nie chcę już tu być.

Biorę swoje rzeczy z pokoju, upycham je w walizce. Zjadam resztki z lodówki - jakieś parówki sojowe, ser. Zadzwonić do Julii? Nie, ona nie jest już moją przyjaciółką, trzymała się z Dawidem. Kupuję przez internet bilety na pociąg, do Wrocławia. Mojego miasta. Po drodze zahaczam o profesora Kruma. Dzwonię dzwonkiem do drzwi i nikt nie otwiera. Niepokoję się. Dzwonię do niego, nie odbiera. Znajduję jakąś karteczkę na drzwiach: “Proszę dzwonić na mój numer 111 222 333”. Okej, dzwonię.

Halo? - zaczynam.

Dzień dobry, z tej strony Anna, córka profesora Kruma. Niestety wczoraj zmarł, miał atak serca. Przykro mi - i od razu się rozłączyła. Już nawet nie leciały mi łzy. Stałam w osłupieniu. Wszystko stało się nierealne. Stałam pod drzwiami prawie godzinę, aż uświadomiłam sobie, że spóźnię się na pociąg. Wyszłam z budynku i pobiegłam na stację.

Jadę pociągiem, ledwo zdążyłam, nadal nie mogę uwierzyć w to co się stało. Mijam drzewa, budynki duże i małe, pola, krowy. Wszystko jest za mgłą. Nierealne. Obce. Chce być już w domu. Postanawiam się zdrzemnąć. Budzi mnie głos: następna stacja: Wrocław Główny. Biorę walizkę z góry i wychodzę z pociągu. Od razu udaję się w kierunku domu. Widzę znajome sklepy, przystanki, skwery, ale nic nie jest w stanie poprawić mi humoru. Już postanowiłam co zrobię.

 

ROZDZIAŁ 18

 

Leżę w łóżku od tygodnia, rodzice podają mi jedzenie. Ciągle myślę o Matyldzie, tak bardzo za nią tęsknię, nawet parę razy wydawało mi się, że ją widzę. Nic nie ma już dla mnie sensu. Jak zamknę oczy, czuję dotyk Matyldy, jej delikatne, ciepłe ciało. Nigdy nie zapomnę jej pięknych spódnic w kwiaty. Była moją najlepszą przyjaciółką i ukochaną, nie chcę bez niej żyć. Chcę się z nią spotkać w zaświatach. Dzwoni telefon. To Julia. Nie chcę z nią rozmawiać.

Stoję na krawędzi, nie czuję już smutku tylko nadzieję, że po drugiej stronie spotkam Matyldę. Jestem na moście, stoję na murku. Przede mną rozpościera się piękny widok Odry. Nie płaczę, nagle słyszę jak ktoś mnie woła. Wtedy robię krok do przodu. W ostatnim momencie jakaś kobieta łapie mnie i powala na ziemię. Uderzam głową w chodnik, po chwili wszystko robi się czarne. Tracę przytomność.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania