Anihilacja
Tekst powstał parę miesięcy temu, ale nie pamiętam, kiedy dokładnie.
*
Czoło dziewczyny pokrywały głębokie zmarszczki. Mięśnie niemal drżały z wysiłku. W pewnym momencie zacisnęła powieki i kontynuowała ,,proces”, nieświadoma, że wygląda jakby próbowała usunąć coś, co utknęło bardzo głęboko wiadomo gdzie. Jej towarzysz pewnie uznałby to za bardzo zabawne (ile razy znajdowali razem głupsze powody do śmiechu), gdyby nie wpatrywał się w nią z równie napiętym oczekiwaniem.
– Nie mogę! – dziewczyna krzyknęła, gdy tylko otworzyła oczy i zarejestrowała jego obecność. – Nie mogę cię anihilować. Nie potrafię…
Pokuśtykał w jej stronę – miał jedną nogę krótszą od drugiej. Każdy krok wprawiał w ruch burzę rudych loków, zastygłych na zawsze w stadium dość-długie-by-przeszkadzać-ale-za-krótkie-do-fryzjera.
– Nie możesz – zaczął, pochylając się w jej stronę – bo to niemożliwe, czy dlatego, że nie chcesz? – twarz wykrzywił grymas wściekłości, błękitne oczy jednocześnie płonęły i emanowały chłodem.
– Ja…
– Nie wiesz, jak to jest – powiedział pełnym bólu głosem. – Nie jesteś już tą samotną dziewczynką z wadą kręgosłupa i twarzą całą w trądziku młodzieńczym, który nie widział dermatologa
-już wystarczająco z tobą chodzimy po lekarzach, słońce-
z której wszyscy się śmieją. A jeśli tego nie dostrzegasz, to jesteś ślepa.
Młoda kobieta o długich, jasnych włosach patrzyła na niego z lekko otwartymi ustami – może ze zdumienia, a może nie wiedziała, co powiedzieć. Smukła sylwetka nie zdradzała jakichkolwiek przeszłych wad postawy, a trochę drobnych blizn na twarzy nie szpeciło jej w znaczący sposób. Zresztą nikt rozsądny, kto dostrzegłby jej regularne rysy, długie rzęsy i delikatne dłonie nie zwróciłby na to najmniejszej uwagi.
– A ja – machnął ręką od góry do dołu; od rudych włosów, przez odstające uszy, aparat na zębach, wątłą sylwetkę i kończąc na nierównych nogach – wciąż jestem taki, jaki byłem. I nie zmienię się nigdy. Nie potrzebujesz mnie takiego, wcale mnie już nie potrzebujesz. I dobrze, cieszy mnie to, naprawdę. Tylko nie każ mi zostawać i na to patrzeć. Mam dość obserwowania twojego życia, twojego szczęścia, twojego chłopaka. Po prostu pozwól mi odejść, okej?! – urwał na chwilę, dysząc ciężko. – Czego ty się tak boisz, co? – powiedział już łagodniej. Oczy dziewczyny lekko zaszły mgłą. Nawet, gdy był wściekły i cierpiał, próbował jej pomóc.
I właśnie dlatego odczuwała lęk. Chociaż minęły lata, wciąż nie mogła do końca uwierzyć, że ci wszyscy ludzie, którzy pojawili się w jej życiu, kiedyś nie odejdą. Nie zobaczą w niej tego, co najgorsze i nie porzucą tego układu. Że on nie pozostanie jedyną osobą, która nigdy naprawdę jej nie opuści, która zawsze ją zrozumie, bo doskonale wie, przez co przechodzi.
(Przechodziła.)
Ale pomyślała, jak to jest, kiedy wszystko dookoła zmienia się na lepsze, a ty nie, bo nigdy ci na to nie pozwolono. Bo ktoś zbyt głęboko wpisał pewne cechy w twoją tożsamość, sens istnienia. Być uwięzionym w jednym, nieszczęśliwym momencie życia z powodu czyjegoś egoistycznego pragnienia. Kiedy wolność jest całkowicie we władzy jednego człowieka i tylko on może ci ją zwrócić.
Złapał ją za rękę. Delikatnie, łagodnie.
– Potrafisz to zrobić – powiedział. Wiedziała, że chodzi o coś więcej, niż to, co przed chwilą próbowała osiągnąć. Poradzisz sobie.
Nie puszczając jego ręki, skoncentrowała się znowu. Po chwili dotyk dłoni zelżał, choć wcale jej nie cofnął. Tak, jakby była coraz mniej realna.
To działa.
Pamiętała dobrze każdą wspólnie spędzoną chwilę. Od dnia, kiedy uciekła, płacząc, ze szkoły po tym, jak zaczęli nazywać ją ,,pokraka”. Wspomnienia przelatywały przez głowę, a ona uznawała je i pozwalała im odejść. Nawet nie to; pozwalała im pozostawać tym, czym powinny być – wspomnieniami.
Nie czuła już jego ręki w ogóle.
Otworzyła oczy – przed sobą zobaczyła tylko niewyraźny, zanikający nadal zarys sylwetki. Mniej niż cień. Nie miała już prawa widzieć wyrazu jego twarzy, ale wiedziała, że jest uśmiechnięta.
Żegnaj, usłyszała w swojej głowie, wypełnione taką wdzięcznością, że miała wrażenie, że zaraz eksploduje.
Kiedy to uczucie zniknęło, dziewczyna długo jeszcze trwała zapatrzona przed siebie.
Żegnaj… wymyślony przyjacielu.
Komentarze (16)
Słońca i dużo miłości życzę :)
W którejś odpowiedzi poniżej wyjaśniam dokładniej sens tekstu, ale nie mam nic przeciwko samodzielnym interpretacjom (o ile nie są kompletnie pozbawione sensu, ale z Twojej strony chyba mi to nie grozi...)
Cieszę się, bo z Twojego komentarza wynika, że osiągnęłam, co chciałam :)
A dziękuję ~
"...każdą wspólne spędzoną..." - literka się zgubiła
Za wskazanie literówki też - poprawiłam
Jakby rozmowa z samą sobą. Z własnymi problemami, ukształtowanymi... w przyjaciela
Bo przecież żywy przyjaciel, nie powinien chcieć zostawić w trudnych chwilach...
Znowu namieszałem. Być może zupełnie "od czapy"↔Pozdrawiam🙃:)
,,Z polskiego na nasze" - dziewczyna, która w dzieciństwie miała kompleksy i była wyśmiewana z powodu swojego wyglądu stworzyła sobie wymyślonego przyjaciela, który też miał sporo ,,niedoskonałości" - więc czuła się z nim bezpieczna i zrozumiana. Ale czas mijał, ona dojrzała, zmieniła się, tylko to poczucie odrzucenia nadal w niej siedzi i z tego powodu trzyma go nadal przy sobie (wewnątrz siebie?) w niezmienionej formie. I w ten sposób krzywdzi i jego, i siebie. A on, jak na przyjaciela przystało, uświadamia jej to i zachęca do zrobienia kroku naprzód - i zwrócenia mu wolności. Bo trudne chwile się już skończyły, tylko ona nie umiała w to uwierzyć.
Zasadniczo to jest tekst o odpuszczaniu. Nie żywych istot, ale swoich lęków, swojego bólu, których trzymamy się kurczowo, nawet jeśli są już (o ile kiedykolwiek było inaczej) nieaktualne i nie robią nic innego poza krzywdzeniem nas samych.
Ale się rozpisałam...😅😅
Tak to odbieram.
Pozdrawiam!
Dziękuję za komentarz i też pozdrawiam
Dzieci wymyślają sobie wirtualnych przyjaciół, kiedy czują się niezrozumiałe, nieakceptowane, samotne. Ci przyjaciele są jak anioły, pomagają przetrwać.
Bardzo smutny tekst z jednej strony, z drugiej świadomość, że nie była sama, nie czuła się zostawiona samej sobie... wzruszył mnie ten przyjaciel, też z problemami...
Pozdrawiam 5
Prawda, ten motyw jest dość popularny w opowieściach. I, jak widać, różne rzeczy można z nim zrobić.
Cieszę się, że udało mi się wywołać emocje.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam❁
"w stadium dość-długie-by-przeszkadzać-ale-za-krótkie-do-fryzjera." - podobne zwroty widziałem w angielskim i w sumie nawet nie pomyślałem, że to też działa w naszym języku.
Jak widać :))
PS: Mam w planach Twoją ,,kukułkę" (i w dalszej perspektywie dokończenie ,,Łątek..."), ale dopiero w weekend, bo, ekhem... kto nawalił w czerwcu, ten we wrześniu musi ,,odpokutować"...😅
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania