Anioł na krawędzi
„Mam cię dość”, pomyślałem ze złością. Zamachnąłem się i próbowałem uderzyć pięścią w stół, ale jak zwykle, moja ręka trafiła na pustkę.
Tak właśnie jest z nami, Aniołami Stróżami. Nie możemy dotknąć żadnej rzeczy. Jesteśmy jak duchy; nikt nas nie widzi, choć czasami niektórym ludziom wydaje się, że czują naszą obecność.
Każdy z nas ma swoją osobistą misję: strzec wybranego śmiertelnika.
Ja, początkujący i nieopierzony Anioł Stróż, dostałem pod opiekę dwudziestoparoletnią Magdę. Od razu, kiedy zobaczyłem ją na ekranie monitora w Anielskim Urzędzie Przydziału, domyśliłem się, że niezłe z niej ziółko. Pomimo moich wątpliwości zgodziłem się wziąć pod swoje skrzydła tą dziewczynę.
Pożałowałem tego wyboru. Magda, moja podopieczna była delikatnie mówiąc, ryzykantką. Przestałem już nadążać nad jej szalonymi pomysłami które pojawiają się w jej głowie co pięć minut. Nurkowanie jaskiniowe, skok ze spadochronem, akrobacje rowerowe...
Zabrakło mi sił na to, by latać za nią i za każdym razem usuwać z jej drogi czyhające na nią niebezpieczeństwo.
Zazdrościłem kolegom, którzy opiekują się jakimś spokojnym ludzkim osobnikiem. Oni zaś śmiali się ze mnie, mówiąc, że trafił mi się bardzo żywotny zajączek.
Jeśli już miałbym porównać Magdę do jakiegoś zwierzaka, to zdecydowanie byłaby to wiewiórka. Moja śmiertelniczka była posiadaczką bujnych, rudych loków i miedzianych piegów, które pokrywają jej prawie całą twarz. Tak, Magda, zdecydowanie była wiewiórką.
Wybrałem się dzisiaj do Anielskiego Urzędu Przydziału, by poprosić o zmianę podopiecznego. Bez żalu pożegnam tę zwariowaną dziewczynę, która co i raz skutecznie podnosi mi ciśnienie.
Podczas jazdy windą na siódme piętro, rozmyślałem o tym, kiedy pierwszy raz uratowałem Magdę od Śmierci.
To był początek mojej „pracy”. Tamtego dnia Magda wybiegła z domu w deszcz. Spieszyła się na rozmowę kwalifikacyjną. Na przejściu dla pieszych nie zauważyła rozpędzonego samochodu, który zabił by ją z pewnością, gdyby nie moja interwencja. W ostatniej chwili pociągnąłem ją za kaptur kurtki i uratowałem od Śmierci. Magda wylądowała tyłkiem w kałuży, ale przeżyła. Ileż ja się nasłuchałem wtedy siarczystych przekleństw!
Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Tak, to był mój osobisty sukces. Minęła cała doba i mój człowiek wciąż żył!
Musicie wiedzieć, że te wszystkie śmiertelne wypadki, to wyłączna wina opieszałych Aniołów, którzy nie potrafią właściwie zadbać o bezpieczeństwo swoich podopiecznych.
Z tamtego deszczowego dnia, kiedy uratowałem Magdę, wyniosłem jeszcze jedno wspomnienie, mniej przyjemne. Kiedy złapałem ją za kaptur, dosłownie poczułem, jak Śmierć musnęła jej skórę. I choć jestem Aniołem, to naprawdę się wystraszyłem.
***
- Dlaczego chcesz zrezygnować? - zapytał mnie Anioł Dyrektor.
Zmarszczyłem brwi. Najwyraźniej Dyrektor nie zrozumiał, o co mi chodzi. Nie chciałem przecież zdezerterować.
- Chcę zmienić podopiecznego – odpowiedziałem, na co Anioł Dyrektor wysoko uniósł brwi, z trudem powstrzymując się od roześmiania się.
Czyżby wiedział o tym, jaka jest Magda? Jeśli tak, to Anioł Doradca wkopał mnie w niezły kanał. Chyba powinienem zastanowić się nad odpowiednimi podziękowaniami dla niego.
- Żądam zmiany podopiecznego – warknąłem.
Anioł Dyrektor spojrzał na mnie groźnie. Odchrząknąłem tylko, nawet nie przepraszając.
Wyszedłem z Urzędu nieco poirytowany. Dostało mi się za to „nieodpowiednie zachowanie”, jak określił Anioł Dyrektor, ale otrzymałem nową osobę pod swoje skrzydła.
Tym razem miałem zaopiekować się samotnym facetem po trzydziestce. Jego życiorys nie prezentował się zbyt imponująco, jednak cieszyłem się, że w końcu zajmę się kimś, kto da mi odetchnąć.
Tak moim nowym podopiecznym został Marian.
Jego dzienny plan dnia w zasadzie nie różnił się niczym od poprzedniego. Marian prawie że nie opuszczał swojego mieszkania; wychodził z niego wyłącznie wtedy, gdy zabrakło mu jedzenia w lodówce. Podczas drogi do sklepu nic mu nie zagrażało; spożywczak znajdował się tuż za rogiem, bez konieczność przechodzenia przez ulicę. Marian był typowym niedźwiedziem, dla którego świat zewnętrzny mógłby nie istnieć, ważne tylko, byle by miał coś do jedzenia pod ręką.
Tak mijały kolejne tygodnie, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Powoli w moje Anielskie życie zaczęła wdawać się rutyna, co coraz bardziej zaczynało mnie nużyć.
Pewnego dnia postanowiłem odwiedzić Magdę, sprawdzić, jak jej nowy Anioł Stróż daje sobie radę. Znalazłem moją byłą podopieczną w szpitalu, ze złamaną nogą i złamanymi żebrami. Miała wypadek. Jej Anioł się nie sprawdził i Magda, jadąc samochodem, wpadła w poślizg, po czym wjechała w drzewo. Cudem przeżyła.
To, co poczułem w tamtym momencie, to była wariacja wszystkich ludzkich emocji. Złość, tęsknota, smutek, żal...
Zrozumiałem, że moim przeznaczeniem jest bycie Aniołem Stróżem Magdy. Jeszcze tego samego dnia poprosiłem o przydzielenie mi jej pod opiekę. Choć Anioł Dyrektor nie krył zdziwienia, spełnił moją prośbę.
Od tamtego czasu, znów się nią zajmuję. Moja śmiertelniczka od czasu wypadku wcale się nie zmieniła - jej życie przybrało jeszcze bardziej szaleńcze tempo, niż poprzednio.
A ja jestem zmuszony nadążać za nią. Choć znów jestem Aniołem na krawędzi wytrzymałości, to jestem szczęśliwy i nic tego nie zmieni.
Komentarze (8)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania