Anioły umieją latać
Zabrała mnie w swoje ulubione miejsce. Mała ławeczka na samym skraju przepaści. Przed nami było widać jedynie bezkresne morze. Spojrzałem w dół, miliony ostrych skał o które rozbijały się fale. Zastanawiałem jak coś tak pięknego może być tak niebezpieczne. Cofnąłem się parę kroków i usiadłem obok niej. Stykaliśmy się ramionami, ale ona szybko przesunęła się w drugą stronę. Nie lubiła dotyku, nie wiem dlaczego. Wpatrywałem się w nią, ale ona patrzyła gdzieś daleko. Chociaż ciałem była tutaj, to duchem uciekała gdzieś gdzie nie mogłem jej znaleźć. Już nie mogłem jej zatrzymać.
Siedzieliśmy w ciszy. Bałem się cokolwiek mówić. Jakby była dmuchawcem, który przy najmniejszym powiewie rozsypuje się na kawałeczki, których nie można złożyć w całość. Była taka smutna. Było w niej za dużo uczuć, za dużo miłości, która zabijała ją od środka. Kochała świat, ludzi i wszystko co ją otaczało. Nie rozumiałem jej, ale to nigdy nie przeszkodziło mi w tym żeby ją kochać.
- Wierzysz w anioły? – zapytała cicho, tak że ledwo wychwyciłem jej głos spośród szumu fal.
- Nie wiem. – teraz to ona patrzyła się na mnie.
- Ja wierze. Wierze, że każdy z nas ma jednego, który go chroni. Nie pozwala żeby cokolwiek nam się stało. Pilnuje żebyśmy zawsze byli szczęśliwi.
- Ale co jeśli ktoś Cię zrani? Czy to znaczy, że twój anioł nie daje sobie rady?
- To nie zależy od aniołów, to tylko decyzje innych ludzi, które kiedyś doprowadzą Cię do czegoś wspaniałego. Nawet jeśli teraz tego nie widzisz to tak jest, zaufaj mi.
- Ufam Ci. – szepnąłem.
Chłód był coraz bardziej odczuwalny, a ona była tylko w długiej, białej sukience. Zakrywała jej nawet stopy i na samym dole była cała brudna od ziemi i trawy. Nie miałem czym jej okryć. Sam byłem jedynie w bluzce z krótkim rękawem. Po raz kolejny czułem, że nie umiem jej ochronić. Nawet jeśli chodzi jedynie o zimno, które otaczało ją ze wszystkich stron niczym bariera przez którą nie mogę przejść.
Zobaczyłem pojedynczą łzę spływającą po jej policzku. Chciałem coś zrobić, coś powiedzieć, tylko żeby się uśmiechnęła.
- Ty też masz swojego anioła, on na pewno w końcu Cię ochroni. Obiecuje Ci to. – w tej chwili z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Zaciskałem pięści. Wiedziałem, że nic nie mogę zrobić. – Obiecuję Ci to! Rozumiesz? Obiecuję…
Spojrzała się na mnie, całkowicie spokojna. Nie chciałem żeby widziała mnie w takim stanie.
Nachyliła się w moją stronę, tak że czułem jej oddech.
- Ja nie mam swojego anioła. Sama nim jestem.
Wstała, lekko dotykając mojej ręki swoimi palcami. Wtedy jeszcze nie rozumiałem. Stanęła na skraju przepaści.
- A przecież anioły umieją latać.
Siedziałem przerażony nawet wtedy kiedy jej już nie było. Już nigdy jej nie będzie.
Komentarze (7)
Ta część mnie oczarowała: Bałem się cokolwiek mówić. Jakby była dmuchawcem, który przy najmniejszym powiewie rozsypuje się na kawałeczki, których nie można złożyć w całość. Była taka smutna. Było w niej za dużo uczuć, za dużo miłości, która zabijała ją od środka. Kochała świat, ludzi i wszystko co ją otaczało. Nie rozumiałem jej, ale to nigdy nie przeszkodziło mi w tym żeby ją kochać.
5 :)
Najfajniejszy początek i końcówka, ale poziom spadł pośrodku, jakby autorka nie miała pomysłu jak wypełnić środek.
3 - neutralna ocena.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania