Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Anzelm Pociengiel
Od podstawówki miał problem z dziewczynami. Co prawda w tym okresie, mało kto z jego rówieśników, miał dziewczynę i niespecjalnie był tym zainteresowany. Z Anzelmem było jednak inaczej. On bardzo chciał mieć i miał nawet odwagę umówić się z niejedną. W szkole średniej, kiedy co najmniej połowa jego kolegów, już kogoś miała. On próbował i próbował, co chwilę umawiając się z jakąś dziewczyną. Niestety, one stwierdzały, że jest jakiś dziwny i niesmaczny. Od razu mówił co mu się podoba, co nie. Na przykład, że nie cierpi sportu, rockowej muzyki, a z polityków bardzo ceni Janusza Korwin Mikke. Kiedy czuł, że dziewczynę nudzi takie gadanie, zaczynał opowiadać dowcipy w stylu „pała cyk i lata ręka”. Kiedy ona na początku odczytywał to „pałacyk i latarenka” i nie wiedziała o co chodzi. Naprowadzał ją, rubasznie się uśmiechając, potem ona udawała, że się śmieje, czując do niego coraz większy niesmak. Poza tym jego imię, również, wśród rówieśników, wzbudzało mieszane uczucia, dziwnie brzmiące, staromodne, chociaż do niego pasowało, bo on również taki był. To był pomysł ojca, gdyż uwielbiał książkę Elizy Orzeszkowej „ Nad Niemnem”, a Anzelma Bohatyrowicza uważał za przykład, człowieka niezłomnego, wiernemu sobie i ojczyźnie. Chciał, żeby jego syn, też taki był.
Po wielu niepowodzeniach z płcią przeciwną, coraz bardziej zaczęło ciągnąc go, do kościoła. Od zawsze, był człowiekiem głęboko wierzącym, jego rodzice również, szczególnie matka. W klasie maturalnej oświadczył, że idzie do seminarium. Rodzice byli w niebo wzięci. No i jak powiedział tak zrobił. Niestety po roku nauki, stwierdził, że była to próba ucieczki, od płci przeciwnej. Czuł, że się oszukuje, ale nie zamierzał rezygnować ze studiów. Będąc na drugim roku, hormony w nim tak buzowały, że masturbacja, której oddawał się kilka razy dziennie, nie pomagała. No i jak to w takich okolicznościach bywa, wyciągnął pieniążki, które rodzice dali mu na miesięczne utrzymanie, przeliczył i stwierdził, że da radę, zabierając trzy stówki, które zamierzał przeznaczyć na spotkanie z panią lekkich obyczajów.
Było bardzo szybko, pani uśmiechnęła się i powiedziała:
- Nie przejmuj się, następnym razem będzie lepiej, pierwszy raz często taki bywa.
- Skąd pani wie… - Nie dokończył zdania, nie mając ochoty usłyszeć jej odpowiedzi.
Ona znowu się uśmiechnęła, a on dał jej kasę i poszedł, czując upokorzenie. Obiecywał sobie, że już nigdy nie skorzysta z tego typu usług.
Niestety, wytrzymał tylko tydzień. Tym razem jednak, poszło mu znacznie lepiej. No i się rozochocił, nie była to tania przyjemność, więc były okresy, że pościł, czasem, kiedy nie mógł wytrzymać, pisał do rodziców, że potrzebuje pieniądze, a to na wycieczkę do Torunia, a to, że ktoś go okradł. Nie było mu z tym dobrze, miewał wyrzuty sumienia, zaczął trochę nadużywać alkoholu i często dało się wyczuć u niego, tę nieprzyjemną woń i nieświeży oddech. W końcu, ktoś doniósł władzą uczelni i Anzelm z seminarium musiał się pożegnać. Właściwie wtedy wiedział, że to już nie dla niego. Rodzicom wytłumaczył, że to była pomyłka i w następnym roku dostał się na teologię. Skończył ten kierunek bez większych problemów. Za to z kobietami ciągle było coś nie tak. Próbował kilka razy poderwać, dziewczyny z roku, ale jak to wcześniej bywało. Po pierwszej randce, żadna nie chciała iść z nim, na drugą. Więc zostały mu tylko dziewczyny lekkich obyczajów, nie było mu z tym dobrze, ale co było zrobić, jak hormony buzowały.
Załapał pracę w czasopiśmie „Gość niedzielny”, pisał felietony o współczesnym upadku moralności, zagrożeniu, jakie niosą ateiści i liberałowie. Całkiem dobrze mu szło, miał cięte pióro i ostry język. Nienawidził każdego, kto krytykował kościół katolicki. Czuł powołanie do bycia obrońcom wiary. Nie był zadowolony z tego, że Polska weszła do Unii Europejskiej, a podpisanie Traktatu lizbońskiego, uznał za zdradę. Kiedy runął samolot pod Smoleńskiem z prezydentem Rzeczpospolitej, głęboko wierzył, że to kara boża, właśnie za ten traktat. Oczywiście, nie przyznawał się do tego nikomu, a kiedy Macierewicz ogłosił zamach, potwierdzał tę wersję. Natomiast szczerze nienawidził wszelkich liberałów. Uważał, że wszelkie nierówności klasowe, wynikają z ich polityki.
Z chucią było jak dawniej, tylko wynajmując kawalerkę w jednym z katowickich osiedli, był zdecydowanie bardziej anonimowy, niż student seminarium. Dzwonił pod pewien numer i za jakieś piętnaście minut, przed jego drzwiami, stała ładna pani. Wyładowywał się seksualnie, ale tym razem, coraz bardziej przeszkadzała mu, obojętność tych panienek. Czuł się trochę, jak przedmiot. Zdawał sobie sprawę, że to w takich relacjach normalne, ale było mu z tym źle. Pewnego razu, kiedy czuł silną potrzebę, wymyślił, że po stosunku, będą te panie czytać mu poezję, w ramach walki z uprzedmiotowieniem człowieka.
- … bądź wyprostowany wśród tych co na kolanach – Lekko się uśmiechnęła, czytając ten wers.
Anzelm nie wytrzymał, krzyknął:
- No i z czego głupia kurwo się śmiejesz!?
- O!!! wypraszam sobie popierdoleńcu, albo ruchanko, albo spierdalanko, nie mam ochoty, czytać tych idiotyzmów.
- Zapłaciłem ci za to, więc mogłabyś zachować trochę powagi! – Spojrzał na nią, jakby chciał ją zamordować.
Rzuciła mu pieniędzmi na łóżko
- Spierdalaj! Co ja jestem, jakaś aktorka, czy co!
Szybko się ubrała i wychodząc trzasnęła drzwiami.
Miał ochotę ją udusić. – A to franca, za grosz szacunku do poezji – powiedział do siebie, cały dygocząc. Spodziewał się braku profesjonalizmu, w trudnej sztuce, jaką jest recytacja, ale ten śmiech, to już zbyt wiele, jak na jego nerwy.
Długo siedziało mu to w głowie, przez trzy miesiące czuł wstręt, nie tylko do seksu, ale również do kobiet. W pracy odzywał się do nich, tylko kiedy było to niezbędne, a sąsiadki omijał z daleka. Był coraz bardziej nerwowy. Przez Polskę przetaczały się fale protestów, niezadowolonych z rządów PiS. Księży, często oskarżano o przestępstwa seksualne. Nie mógł na to patrzeć, a w szczególności, na tłumy kobiet, krzyczące hasła w stylu: Mój brzuch moja sprawa. Pisał w swoich felietonach, że Pan Jezus, kiedy to widzi, płacze…
Pewnego dnia, chuć znowu dała bardzo mocno, o sobie znać, próbował z nią walczyć. To wyciągał z kieszeni telefon, to chował go z powrotem. Włączył telewizję, na TVP leciał jakiś dokument o Tusku. Ogarnęła go wściekłość, zaczął pluć w ekran, aż w końcu mu śliny zabrakło. W pewnym momencie, poczuł silne pieczenie w klatce piersiowej, podniósł się z fotela, potem poczuł ogromny ból, złapał się za pierś i osunął na podłogę, chwilę potem już nie żył.
Tak skończył Anzelm Pociengiel, człowiek, którego, tak naprawdę, wykończyły kobiety.
Komentarze (37)
zostań LGBT+
adolf do pradziad lotosa
Wybiórcza pamięć starca...
Dopóki ktoś normalny nie dojdzie do władzy, będzie trwała wojna, obawiam się nawet domowej, nienawiść urosła do kolosalnych rozmiarów. Oczywiście politycy dali temu początek, a reszta jak barany na rzeź...
Nawet z boku stać nie można, bo wtedy z obu stron się dostaje...
co jest już poza twoją zdolnością rozumowania. Tłumaczę grzecznie nie dla zjeba, tylko dla czytających wpisy. I to koniec – wymyślaj sobie inne mżonki.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania