Autodestrukcja cz. 1/2

Szósta rano, diabeł do ucha krzyczy.

Nie możesz już zasnąć chcesz go uciszyć.

Światło Cię razi, chcesz zgasić słońce.

Ręce się pocą, powietrze gorące.

Kaszel Cię meczy, to nie od fajek.

To czysta wypala powoli Twój gardziel.

Masz wrażenie, że ziemia się chwieje.

Twe mięśnie pracują ostatnim wytchnieniem.

Leci znów z Ciebie, lecz nie z pęcherza.

Bebechy pompują krwawe ostrzeżenia.

Już myślisz czy w kieszeni masz resztę.

Czy dojdziesz do sklepu zregenerować się jeszcze.

Masz cel, cel bardzo prosty.

Ciekawi mnie tylko czy zdążysz?

Zrozumieć co robisz, ale nie będę pouczał.

Bo sam jestem katem, zapijam się czasem.

Serce Ci wali, nie łapiesz równowagi.

Wszystko się kręci, ciemno przed oczami.

Nie wiesz co dzieje się, więc wołasz mnie.

Upadasz na ziemie, to z gardła krwawienie.

Widzisz kostuchę, wyciąga swe ostrzę.

Powtarzasz pod nosem, że będzie dobrze.

Pamiętam wyraźnie słowa babci, a Twojej mamy.

Dbaj o siebie, nie naśladuj Taty.

 

 

Chcesz? To pomogę Ci przestać pić.

Ty pomożesz mi żyć.

Mam wskazówki, które dał mi anioł wciągu sześćdziesięciu trzech dni.

Wysuszmy łzy, ojciec i syn.

Dajmy sobie radę z nałogiem, który nas niszczy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania