Zagubieni w wyobraźni [1]

Wklepałem do komputera ostatnie zdanie epilogu i uśmiechnąłem się z satysfakcją. W końcu skończyłem pisać moją szesnastą książkę. Jutro wydrukuję ostatni rozdział i epilog, zaniosę do wydawnictwa i będę przeszczęśliwy.

Moja głowa robiła się coraz cięższa. Patty, moja gosposia, zaraz przyjdzie zobaczyć, czy jeszcze nie umarłem z przepracowania. Przez ostatnie dwa dni nie zmrużyłem oka, starając się skończyć opowieść, nie jadłem, bo nie byłem głodny. Patty zrzędziła, że nie mam czasu dla siebie, że powinienem się rozglądać za kobietą swojego życia, a nie ślęczeć cały dzień i całą noc przed komputerem.

Zapisałem plik, wstałem sprzed monitora i, nie kłopocząc się zamknięciem programu, położyłem się na sofie w mojej pracowni, gdyż nie miałem siły powlec się do sypialni. Zresztą tego pokoju nie można było nazwać pracownią, raczej była to graciarnia. Wszędzie walały się papierki po słodyczach, na których punkcie mam lekkiego bzika, kartki z zapisanymi ręcznie notatkami, bazgrołami i nieudolnymi rysunkami. W kącie stał fotel na biegunach, zasłany stertą książek mojej przyjaciółki Eleanor. W drugim kącie znajdowały się kartony z moimi już wydanymi powieściami, oczekującymi na podpisanie.

Mimo że byłem zmęczony, nie zasnąłem prędko. Moje myśli krążyły wokół książki, jej bohaterów i wydarzeń. Wokół Annith, Helody i Stala.

W końcu Morfeusz wziął mnie w swe objęcia. Zwykle nie miewałem snów, ale dziś było inaczej.

Stałem na środku średniowiecznej gospody, wokół mnie mnóstwo ludzi jadło, upijało się i śmiało. Karczmarz stał przy jednym ze stołów i rozmawiał z biesiadnikami. Rozejrzałem się po sali.

W ciemnym kącie znajdował się jeden ze stołów, a przy nim siedziała jakaś ciemna postać. Podszedłem do niej. Okazało się, że jest to bogato odziana kobieta, pijąca wino ze srebrnego kielicha. Zmrużyłem oczy. Kogoś mi przypominała.

Zauważyła, że się jej przyglądam. Machnęła na mnie ręką i wskazała na miejsce obok siebie. Usiadłem. Cień kaptura zasłaniał oczy i nos nieznajomej, ale dostrzegłem, że jej usta wyginają się w lekkim uśmiechu.

— Cześć, Adam — powiedziała.

— Cześć... — odpowiedziałem niepewnie. Głos też jakby kojarzyłem, ale nie potrafiłem wyjaśnić, skąd. W dodatku kobieta znała moje imię. To już było dziwne.

— Musisz mi pomóc. Utknęłam tu.

— Przepraszam, ale... Czy my się znamy? — spytałem.

— Ależ oczywiście, że się znamy. Jesteś prawdziwy, tak? To znaczy żyjesz w prawdziwym świecie? Jesteś pisarzem, nie masz dzieci, a twoja pierwsza dziewczyna miała na imię Rachel, prawda?

Potaknąłem. Nie wiem, skąd wytrzasnęła tę wiedzę. Nikomu nie chwaliłem się, że chodziłem z Rachel Demore, słynną architektką z Londynu. Zresztą to było lata temu.

— Kim ty jesteś?

Nieznajoma ostrożnie zdjęła kaptur z głowy. Moim oczom ukazała się blada twarz o ciemnoniebieskich oczach jak wzburzone morze, prostych, wydepilowanych brwiach i złotoblond włosach, które opadały kaskadą na czoło i ramiona.

Przypomniałem sobie, kim ona jest.

— Eleanor? To ty? Co ty robisz w moim śnie? — spytałem. Nic nie rozumiałem. Dlaczego spotkałem Eleanor McCarthy, moją przyjaciółkę i najlepszą pisarkę tej dekady?

— Ty też zasnąłeś? — spytała, a ja pokiwałem głową. — Więc chyba nie ma dla nas ratunku.

— Co masz na myśli? — zapytałem.

— Czy to normalne, że człowiek śpi nieprzerwanie od czterdziestu ośmiu godzin?

Zastanowiłam się i po chwili odparłem:

— No raczej nie, chyba, że jest wyczerpany.

— Więc dlaczego ja nie potrafię się obudzić? — spytała. — Dlaczego nie mogę wrócić do domu, do rzeczywistości?

Milczałem. Nie miałem pojęcia, co się dzieje. Wpatrywałem się w szorowany kilkaset razy dębowy stół, myśląc intensywnie nad tą sytuacją. Łatwiej byłoby rozwiązać tę zagadkę przy tabliczce czekolady i kubku kakao, pomyślałem.

Niespodziewanie przede mną pojawiły się wspomniane rzeczy. Dałbym głowę, że to działanie magii, którą tak często opisywałem w moich książkach. Chociaż byłem świadomy, że to jest sen, a w snach wszystko jest możliwe, stwierdziłem, że jest to dziwne... I nawet nieco straszne.

— W ogóle to gdzie my jesteśmy? — Eleanor patrzyła w jeden punkt za oknem. Znałem ją dobrze. Wiedziałem, że kiedy to robi, ma zamiar płakać. Podbródek już zaczął jej się trząść. Zapomniałem o czekoladzie i kakao i przysunąłem się do Leny. Objąłem ją i gładziłem po ramieniu.

— Nie płacz. Czuję się niezręcznie, kiedy ktoś przy mnie płacze — wyznałem jej.

— Adam... Ja chcę do domu. Chcę do mojego mieszkanka, do mojej małej Alice. Co ona beze mnie zrobi? Ma dopiero cztery latka, a w domu nie ma nikogo oprócz mnie! — Eleanor łkała w moją koszulę.

Dopiero teraz zauważyłem, że mam na sobie czarną koszulę, brązową skórzaną kurtkę i wąskie spodnie w kolorze sadzy. Stopy obute w wysokie wojskowe glany. Muszę wyglądać jak jakiś metalowiec, pomyślałem.

Nagle zadarłem głowę i doznałem uczucia deja vu. Na belce, która biegła w poprzek dachu, zobaczyłem dwie czające się postaci, obie blondwłose i ubrane w samą czerń. Wiedziałem, co się zaraz stanie. Postaci zeskoczą z belki, wylądują obok człowieka, z którym rozmawia teraz karczmarz, wzbudzą panikę. Ludzie uciekną, a ci porwą tamtego kupca.

Niemal natychmiast, kiedy o tym pomyślałem, dwoje ludzi nagle pojawiło się między biesiadnikami. Zapadła cisza, jak makiem zasiał. Podeszli do gospodarza i jego rozmówcy, a wszyscy, dotąd radośni ludzie, zerwali się z miejsc i jak najprędzej próbowali wydostać się z gospody. Eleanor i ja nie ruszaliśmy się z miejsc.

Chłopak i dziewczyna, postaci, które były powodem gwałtownej reakcji biesiadników, patrzyli spokojnie na dwóch mężczyzn.

Dziewczyna była niziutka, miała długie włosy, które gdzieniegdzie pobłyskiwały srebrem. Przenikliwe jasne oczy prześwietlały na wylot kupca. W prawej ręce trzymała sztylet, lewa spoczywała na rękojeści przytroczonego do pleców jednorocznego długiego miecza.

Chłopak był wyższy od swojej towarzyszki. Z wyglądu był do niej podobny. Usta układały się w leciutki uśmiech, ręce miał założone na piersi.

— W końcu cię dorwaliśmy, Ciril. Tym razem ci nie darujemy i cię wypatroszymy jak dzikie zwierzę — powiedziała dziewczyna.

— Może nawet potem wrzucimy do kociołka — dodał chłopak.

— To chyba jakieś nieporozumienie — odezwał się karczmarz. Srebrnowłosa zerknęła na niego zimno i powiedziała do chłopaka:

— Zajmij się nim, Stal.

— Nie ma sprawy, droga siostrzyczko — odparł. Chwycił mężczyznę za koszulę i, chociaż ten wyrywał się, ile sił, powlókł go do kąta. Znalazł krzesło i przywiązał karczmarza do niego wydobytym zza pazuchy zwojem cienkiej, ale mocnej liny.

— Ratunku! Pomocy! — wrzeszczał przerażony karczmarz.

— Zamknij jadaczkę, z łaski swojej — zwrócił się do niego Stal i zamierzał odejść. Właściciel gospody jednak nie dał za wygraną i dalej się darł.

— Ratunku! Niech ktoś mi pomoże! Pomocy! Pomocy!

Stal odwrócił się do niego i potężnie przyłożył mu w szczękę. Z rozbitego nosa przywiązanego do krzesła pociekła krew, z wargi gęsta ciecz kapała na podłogę.

— Jeszcze raz się odezwiesz, to cię uduszę, jasne?

— Brawo, Stal — pochwaliła go dziewczyna. — A teraz zajmiemy się tobą — powiedziała złowieszczo do kupca.

— Annith — Stal poklepał ją po ramieniu.

— Tak, braciszku?

Chłopak wskazał na mnie i Eleanor.

— Kim wy, na świętego Hrimosa, jesteście? — spytała Annith, mrużąc oczy.

Chyba rozwiązałem zagadkę.

— Eleanor, nie wiem, jak to możliwe, ale chyba wiem, gdzie jesteśmy. Zdaje się, że utknęliśmy w naszej wyobraźni.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Podobało mi się :) Jeśli dodasz kolejną część chętnie ją przeczytam.
  • Dziękuję bardzo! Kolejną część dodam jak najszybciej, o ile czas mi pozwoli :) Niestety mam tylko 24 odziny na dobę, a muszę jeszcze zmieścić szkołę, spanie, betowanie, blogowanie... Ale spokojnie, do dwóch tygodni powinnam dodać :)
  • alfonsyna 14.01.2016
    Całkiem ciekawe podejście do tematu, zaczęłaś w interesujący sposób, a w dodatku tekst niemalże bezbłędny i pisany przyjemnym w odbiorze stylem. Nie ma się do czego przyczepić. Wyłapałam tylko dwa drobiazgi:
    "bazgrołami i nieudolnym i rysunkami" - drugie "i" zbędne
    "przywiązał karczmarza do niego wydobyta zza pazuchy zwojem" - wydobytym
    Nie pozostaje mi nic innego, jak zostawić 5 i czekać na ciąg dalszy :)
  • Dorota 19.01.2016
    Brawo! Emilko, jestem z Ciebie dumna! Tak trzymaj: barwnie, ciekawie, przejrzyście, bez spiny!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania