Poprzednie częściAutsajder - Prolog (fragment)

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Autsajder rozdział pierwszy - fragment.

Po miesiącu w końcu zaczynam rozpoznawać wszystkie twarze. Nie jest to proste wyzwanie, ponieważ Bodwell High Scholl liczy na ten moment dwa tysiące czterysta dziewięćdziesiąt jeden licealistów.

 

Wśród tylu uczniów, można spotkać sportowców, Cheerleaderki, szachistów, wolontariuszy, muzyków, i nas – ekipę z Bodwell High Scholl, nienależącą do żadnej z powyższych sekcji.

 

Nasz team spotyka się codziennie rano przed lekcjami. Zazwyczaj pijemy kawę, plotkujemy, a czasem moi nowi znajomi, opowiadają mi o bidulu, miejscu ,w którym spędzili większość dzieciństwa.

 

Z ich historii wynika, że nie jest to typowy dom dziecka, tylko obóz przetrwania. Trafiają tam dzieci bogatych i majętnych ludzi po to, aby nauczyć się dyscypliny. Jedynym wyjątkiem jest Bonnie – dziewczyna o ciemniej karnacji, to ją rodzice oddali, ponieważ jako z całej rodziny się wyróżniała i przez to nie pasowała do reszty rodziny.

 

Jej historia jest naprawdę przykra. Chociaż nikt nie chce o tym opowiadać, to i tak wydaje mi się, że ona najbardziej doświadczyła, czym jest życie.

 

Kiedy minęło siedem lat, Rosline wróciła do swojej mamy, Cam rodzice zginęli w wypadku samochodowym, więc przyjęły ją siostry zakonne, a Derek zerwał ze swoimi rodzicami kontakt i wraz z Bonnie wprowadzili się do przyczepki Campingowej.

 

Wchodząc na stołówkę, moi znajomi już czekają na mnie z podekscytowaniem. Podchodzę bliżej i obserwując ich w głowie mam nurtujące mnie pytanie, czy dom dziecka nie powinien wyniszczać ludzi? Być może tak jest, ale ich radosny widok pokazuje na to, że jednak ten czas ich wzmocnił.

 

Zresztą, od kiedy ich poznałam, z zazdrością patrzę na ich więź, ponieważ w poprzednim liceum miałam tylko Dylana i Pana Robinsona. Parę razy chciałam wyjechać na weekend do rodzinnego miasta, ale niestety mój ukochany zerwał ze mną kontakt, a dyrektor zachorował i odstąpił stanowiska, więc nie mając się u kogo zatrzymać, zrezygnowałam z tego pomysłu.

 

Kładąc podręcznik do matematyki, spoglądam na Dezyderiusza Pereza chłopaka o kruczoczarnych włosach. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to jego rozwiane loki. Fryzura odsłaniania odstające uszy, a patrząc na całość jego twarzy, mam wrażenie, że piorun w niego strzelił. Pomimo tego, że mężczyzna nie należy do najprzystojniejszych, to stara się nadrabiać charakterem. Jednakże często bywa tak, że on i jego myślenie nie idzie w parze tak jak jego różnorodne skarpetki.

 

– Wiecie, że za tydzień Rayan organizuje imprezę? – spytała Cam z ekscytacją.

 

Wszyscy spoglądamy w jej kierunku. Chwile wstrzymuje oddech, a następnie przekręcam oczami.

 

– Ale to jeszcze nie koniec, ponieważ później są pierwsze eliminacje do walk, a to świadczy o tym, że cały wieczór będziemy imprezować wśród przystojnych barmanów!

 

– dokończyła z uśmiechem od ucha do ucha.

 

Nielegalne walki? Powtarzam w myślach, a w mojej krwi zaczęła buzować adrenalina, zapewne dlatego, ponieważ przez trzydzieści jeden dni udawało mi się uniknąć alkoholu i skupić się na tym, co najważniejsze, czyli na nauce.

 

Z racji tego, że udało mi się nadrobić pierwszy semestr i to z zadowalającym wynikiem, nieco polepszyły się moje relacje z tatą, ale w małym stopniu, ponieważ on często mnie unikał, a na weekendy wyjeżdżał z miasta.

 

Rosaline patrzy na mnie swoim przenikliwym wzrokiem.

 

– Mam nadzieję, że pójdziesz z nami. Zobaczysz co to prawdziwe imprezy.

 

– I prawdziwi przystojniacy – dodała Bonnie

 

— Wprawdzie powiedziawszy, kiedy opuściłam moje rodzinne miasto, obiecałam sobie, że w nowym miejscu zamieszkania nie będę już imprezować, i pierwsze co zrobię, to podpiszę u pastora dożywotni zakaz alkoholu, używek, i imprez — zakpiłam.

 

Niestety nadal jeszcze tego nie zrobiłam.

 

Widząc, jak wszyscy patrzą na mnie pokornie, czuję w głębi duszy, że sam szatan podpowiada mi, abym się zgodziła. W końcu przecież to jedna niewinna impreza i walki, których tak bardzo mi brakuje.

 

– Czy Simon Rayan, to nie jest ten, którego mamy unikać? – spoglądam przenikliwie na nich.

 

– Tak jest. – Zaśmiał się Derek. – Lecz jeżeli organizuje imprezę, to jest już naszym kumplem – sarknął.

 

– W takim razie z miłą chęcią się z wami przejdę. – Odparłam, po czym patrzę na nich– Zresztą moja mama twierdzi, że jeszcze nie było imprezy, na którą się nie wymknęłam po kryjomu, więc i ta mnie nie może ominąć.

 

Obserwując ich zadowolone twarze, przed oczami mam niezbyt zadowolony wzrok moich rodziców.

 

Sorry mamo, sorry tato, może w następnym wcieleniu będę idealną córką. Niestety teraz moje zamiłowanie do alkoholu zwyciężyło.

 

Trzydzieści jeden dni abstynencji to i tak był cud i naprawdę jestem dumna z siebie, że wytrzymałam tyle.

 

Kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje, każdy z nas się rozdzielił. Cam poszła na historię, Bonnie i Rosaline na biologię, a my z Derekiem w drodze na literaturę wymieniamy swoje poglądy na temat gwiazd Hollywood.

 

– Co powiesz na wyścig? – spytał, zmieniając temat.

 

– Jaki wyścig? – odpowiedziałam zaintrygowana, zapominając o rozmyślaniach, która z gwiazd bardziej pasuje do Justina Biebera.

 

Chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha.

 

– Założymy się, o to, kto z nas pierwszy znajdzie szybszą drogę na zajęcia? – odparł entuzjastycznie, tak jakby naprawdę był zadowolony ze swojego głupiego pomysłu.

 

–Nie – odpowiedziałam stanowczo, ale chłopaka już nie było w moim zasięgu wzroku. - Obiecuję, że przyjdzie czas, kiedy Sky się na Tobie zemści Dereku.

 

Wchodząc do klasy, mój wzrok pada na zadowolonego z siebie Dereka . Widząc, jak chłopak nie może nacieszyć się ze swojej głupiej wygranej, jak przystaje na osobę gardzącą, z wykrzywioną miną wystawiam mu środkowy palec, sugerując, że naprawdę zachował się nie fair, ponieważ nie znam do końca wszystkich zakamarków tej szkoły.

 

Jednak dostrzegając obok niego Alexandra, chowałam dłoń, aby nie myślał sobie, że ten gest jest skierowany do niego. Chłopak na szczęście nie zwraca na nic uwagi, ponieważ jest zbyt zajęty piłowaniem swoich paznokci.

 

Alexa nazwałam pedantem, ponieważ zbyt przesadnie dba o drobiazgi i porządek a ponadto jest uczulony na swoje zdrowie, i w obawie przed złamaniem się siedzenia, pewnego dnia kupił swoje własne siedlisko. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie było to, że krzesło sprowadzone specjalnie z Włoch, ponieważ według niego musi być w stylu barokowym.

 

W obawie jednak przed paniami sprzątającymi ozdobił je czarnym pokrowcem z weluru i haftem, na którym widnieje napis

 

Tutaj siedzi udręczony przez Profesor Knightley Alexander Diaz.

 

Wspominając widok kuriera, jak wnosił krzesło do sali, zaczynam się śmiać i z rozbawieniem udaje się na swoje miejsce.

 

Mój wzrok pada na wysokiego rudego chłopaka.

 

Czyżby Simon Rayan zaszczycił nas w końcu swoją obecnością na zajęciach?

 

– Cześć. – wydusiłam z siebie, siadając na niezbyt wygodnym krześle, które ledwo co pełni swoją funkcję.

 

Mój sąsiad z ławki nawet nie popatrzy w moim kierunku, tylko nerwowo pisze coś na swoim iPhone najnowszej generacji. Z racji tego, że czasem zbyt bardzo wierze w ludzi, i w ich dobroć postanawiam jednak dać mu jeszcze jedną szansę i sprawdzić, czy przypadkiem nie usłyszał mojego przywitania.

 

– Mam na imię Sky, a Ty? – pytam trochę głośniej, wyjmując z plecaka notebook.

 

Rudzielec westchnął, tak jakby moja obecność mu przeszkadzała.

 

– Wiem, jak masz na imię – odpowiada gburowato, nie zadając sobie trudu, aby nawet na mnie popatrzeć.

 

Pomimo jego niechęci, jednak spoglądam na niego z uśmiechem.

 

- Chciałam po prostu być miła, skoro mamy siedzieć razem w ławce przez cały ten rok szkolny to...

 

Chłopak nie czeka, aż dokończę zdanie i nerwowo odrywa wzrok od telefonu.

 

– Czy ja wyglądam na kogoś, kto zawiera nowe znajomości? - pyta, spoglądając na mnie spod byka.

 

Patrzę na jego wykrzywioną twarz i zaczynam zdawać sobie sprawę, że ja też tak często wyglądam.

 

Ba! Nie często, a prawie codziennie.

 

– W sumie to bardziej na dupka. – powiadam do siebie w myślach.

 

Dopiero w chwili, kiedy zapada niezręczna cisza, do mojego mózgu dociera, że powiedziałam to na głos. Rudzielec jednak nie przejął się wcale moją krytyką.

 

– No właśnie, to masz odpowiedź. – wycedza przez zęby.

 

Najpierw pedant, który ma obsesję na punkcie mody, a teraz dupek, którego ego wyjebało ponad skale.

 

Brawo Sky, odstraszasz ludzi.

 

Gdyby Bonnie tutaj była, z pewnością powiedziałaby mi, że to miejsce jest mi przeznaczone przez gwiazdy. Ja jednak mam intuicję, że ono jest przeklęte przez samego diabła.

 

Odwracam wzrok od swojego kolegi i spoglądam w kierunku drzwi. W nich zauważam Profesor Knightley, drobną kobietę w podeszłym wieku.

 

Woń kawy roznosi się z jej kubka i tym samym wprawia mnie w miły nastrój, ponieważ przypominała mi moją mamę.

 

Profesorka jak zwykle z niezbyt niezadowoloną miną podchodzi do biurka.

 

– Dzień Dobry – powiada szeptem. Jej ciche mówienie, spowodowane jest albo chorobą gardła, albo tak jak opowiadała Cam, po ucieczce jej syna, zwariowała do reszty.

 

Po tym jak nikt jej nie odpowiada, nauczycielka siada i wysyła nam zadanie na notebooka. Pesymistyczny nastrój jaki od niej bije, zawsze sprawia, że odechciewa się uczęszczania w tych zajęciach.

 

Pomimo zniechęcenia otwieram laptop i przysiadam się do rozwiązywania testu z cierpienia młodego Wertera.

 

Zadowolona z tego, że znam odpowiedź na wszystkie pytanie, odwracam się w kierunku rudej czupryny. Widząc, że chłopak spisuje wszystko ode mnie, zamykam z hukiem swój komputer.

 

Rudzielec patrzy wrogo na mnie, a ja uśmiecham się do niego złośliwie.

 

– Ej nie zdążyłem odpisać – powiedział szarpiąc za mój sweterek.

 

– Trzeba było przeczytać lekturę– odpowiadam z zadowoleniem. – I zabierz te łapy z mojego bawełnianego sweterka! - krzyczę groźnie, po czym uderzyłam go w ręce.

 

Chłopak momentalnie odskoczył, a za sobą słyszę głośne westchnienie Alexa.

 

Chwile zastanawiam się, czy nie zignorować go, ale sytuacja z kolegą z ławki wprawiła mnie w bojowy nastrój, więc nie zamierzam odpuszczać nawet Pedantowi.

 

– Boże znów ranisz moje serce, to jest worek na ciało z poliestru, a nie sweterek. – powiada przewracając oczami.

 

– Czy zamierzasz mnie teraz doszkalać ze wzornictwa ubioru i akcesoriów mody? - pytam wysokim tonem po czym naśladuje jego gesty.

 

–Nie jest to zły pomysł przynajmniej nie miałbym co chwile zawałów patrząc na Ciebie – odpowiada całkiem poważnie a następnie spogląda obrażony w kierunku okna.

 

– Naukowcy mówią, że jeden zawał można przejść, drugi już jest takim ostrzeżeniem – wyszeptałam złośliwym tonem.

 

– Ostrzeżeniem przed czym? – pyta przerażająco.

 

Uśmiecham się do niego jak typowy psychopata.

 

– Przed śmiercią. – odpowiadam z satysfakcją.

 

– Jestem za piękny, by umierać - powiada wysokim tonem. –Zresztą gdybyś przyszła tak na mój pogrzeb gwarantuje Ci, że wstałbym i jeszcze raz przeżyłbym zawał – oznajmia, a po chwili spogląda na mnie wywyższającym się wzrokiem.

 

– Kiedy umrę, obiecuję, że będę Cię straszyć drzwiami od szafy. –fuknął, przewracając oczami, a następnie z gracją odwrócił się w stronę zadania domowego.

 

Nie odpowiedziawszy, wróciłam wzrokiem do rudzielca. Chłopak błagalnym wzrokiem patrzy na mnie, abym mu pomogła.

 

– Czy ja wyglądam na kogoś, kto chce Ci pomoc? – warczę, otwierając laptop.

 

– Raczej na kogoś bystrego. – odpowiada, próbując się tym podlizać.

 

– Jestem bystra, ale nie naiwna. - mruczę po nosem. - Odczep się, bo jeszcze obydwoje będziemy mieć niezaliczoną prace. –odburknęłam, po czym dałam wyślij swoją pracę domową.

 

– Przepraszam za to, jak Cię potraktowałem dzisiaj.

 

Chłopak, widząc, że nimi nic nie zdziałał, przybliżył się do mnie bliżej.

 

– Zacznijmy od początku – powiedział, po czym wystawił mi dłoń. – Jestem Simon Rayan

 

– W dupie mam twoje przeprosiny.– odpowiadam omijając jego uścisk. – A tak poza tym wiem doskonale kim jesteś.

 

Kiedy znowu natchnęłam się na jego wzrok, utwierdzam się w przekonaniu, że jednak nie jestem bystra, ale naiwna.

 

– Jakiej odpowiedzi nie zdążyłeś spisać? - wycedzam przez zęby.

 

– Na co umarł Werter – odpowiedział zadowolony.

 

– popełnił samobójstwo z miłości. – opowiadam, po czym spoglądam na niego zdziwiona . -Nawet pewnie Derek zna odpowiedź na to pytanie. - zakpiłam.

 

– Czy ty właśnie porównałaś mnie do tego matoła? –pyta pogardliwie, po czym wskazał na niego palcem.

 

– Ej ja to słyszę! – Powiedział Derek, dłubiąc w nosie.

 

Boże jeszcze chwila z nimi, a naprawdę oszaleje.

 

– Kto normalny zabija się z powodu miłości? – zdziwił się Pedant. -Mi by było szkoda mojego cudownego życia-mruknął poprawiając kosmyk włosów.

 

Rayan spogląda na niego z oburzeniem.

 

-To dlatego, ponieważ nigdy zapewne się nie zakochałeś-odparł przewracając oczami.

 

-Albo może dlatego, że nikt nie pokazał mi co to jest prawdziwa miłość-zakpił pedant.

 

Kiedy chłopaki zaczęli się kłócić zobaczyłam przed sobą Knightley. Na jej widok podskoczyłam na krześle tak wysoko, że o mało co nie uderzyłam głową o sufit.

 

Patrząc na jej wściekły wyraz twarzy, już wiem, że mam przerąbane.

 

– Gilbert do dyrektora! - Powiedziała szeptem.

 

W głębi duszy zaczęłam się śmiać, ponieważ wizyta na dywaniku u dyrektora nie jest mi obca.W poprzedniej szkole byłam tam stałym gościem, ponieważ przez spóźnienia żaden nauczyciel mnie nie chciał na zajęciach. Za to Pan Robbinson codziennie o ósmej trzydzieści zaparzał dla mnie kawę i z uśmiechem witał mnie w swoich skromnych progach.

 

Zazwyczaj mieliśmy takie same poglądy na świat. Jedynie czym się różniliśmy, to tym, że on nie rozumiał tego, że uwielbiam walczyć na arenie. Wtedy tłumaczyłam mu, że pewnych decyzji nie trzeba rozumieć, tylko akceptować, i jako jedyny tak zrobił. Nie negował, tylko wspierał mnie.

 

Kiedy zaniosłam mu pismo o przeniesienie zrobiło się mu smutno, i całą godzinę się zastanawiał się kto będzie go teraz witał w progu z przekleństwami na cały świat.

 

I miał racje, ponieważ nie ma drugiej takiej osoby, która na kacu przychodziła do jego gabinetu i pierwsze słowo to było przekleństwo na danego nauczyciela. Pomimo tego, że dzieliła nas duża różnica wieku, to jednak bardzo za nim tęsknię. Naprawdę był moim najlepszym przyjacielem, którego nigdy nie doceniałam.

 

W każdym razie patrząc na zegarek, stwierdzam, że dzisiaj pobiłam rekord. Piętnaście minut na zajęciach, to cud.

 

Zapewne sam szatan mi w piekle bije brawo.

 

-Pani profesor to nie jej wina -usłyszałam głos Dereka, który stanął w mojej obronie.

 

Starsza kobieta skierowała swój sokoli wzrok na niego.

 

– Na twoim miejscu Dezyderiusz umilkłabym, ponieważ patrząc na twoje oceny, dziennik sam zamyka się ze strachu – odpowiedziała znowu cichym tonem.

 

Alex westchnął, po czym stanął w obronie swojego kolegi.

 

– Kiedy Pani patrzy w lustro, to ono na Pani widok zapewne też pęka z przerażenia. – zakpił.

 

Knightley uśmiechnęła się do niego.

 

– i tak wyglądam lepiej niż prezent, który mi podarowaliście razem z Perezem – odpowiedziała śmiejąc się, po czym zaczęła wspominać o Kukiełce, która miała oryginalne ubrania warte fortunę, a zamiast zębów tik taki miętowe, które Derek wcina na przerwach.

 

– Czyli jednak się da mówić normalnie, a nie jak ktoś opętany – powiedział Derek zamyślony.

 

Wszyscy spojrzeliśmy na chłopaka o odstających uszach, który myślami na pewno nie jest z nami, i nawet pewnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że cokolwiek wybrzmiało z jego ust. Zupełnie jakby przestał myśleć.

 

Cóż, sądząc po jego dzisiejszej infantylnej zabawie, jestem pewna, że on w ogóle dzisiaj nie używał mózgu

 

– Kto to powiedział? – zapytała Profesorka, której uśmiech zszedł momentalnie z twarzy.

 

Alex zadowolony zaczął wskazywać na kolegę palcem, a profesorka widząc, że młodzieniec myśli o niebieskich migdałach, udała się w stronę biurka i wyciągnęła długi kij, aby następnie uderzyć nim z impetem o ławkę.

 

Kiedy nasz marzyciel doszedł do żywych, nauczycielka spojrzała na naszą całą czwórkę, aby następnie wyprosić nas z klasy.

 

Spojrzałam na chłopaków, którzy byli zadowoleni z siebie tak, jakby co najmniej wygrali wycieczkę do Las Vegas.

 

-W końcu wolność! - wykrzyczał uradowany pedant, po czym zarzucając swój szal, i tanecznym krokiem udał się w stronę wyjścia.

 

Na pożegnanie pomachał z gracją nauczycielce tak, jakby było ich to ostatnie pożegnanie.

 

Derek na wieźć o tym, że nie musi siedzieć do końca w tej sali podszedł do Knightley i pocałował ją w oba policzki z wdzięczności Kiedy do jego pustej głowy, dotarło, co robił, z przerażoną miną uciekł z pomieszczenia tak, jakby goniło go stado węży.

 

– Naprawdę banda idiotów-powiedziała nauczycielka, patrząc na mnie i Rayana pokazując rękami, żebyśmy się przypadkiem do niej nie zbliżali.

 

Spojrzeliśmy z rudzielcem po sobie i jednakowo wstaliśmy udając się do gabinetu dyrektora Bodwell High School.

 

Adamie, właśnie piekło się poruszyło, ponieważ Sky Gilbert idzie w twoim kierunku.

 

Otwierając drzwi, zastajemy mojego ojca, tańczącego przy oknie. Muzyka w radiu leci tak głośno, że nie ma prawa wiedzieć, że w tym pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze niż on sam.

 

Z racji tego, że należę do niecierpliwych osób, podczas refrenu wyłączyłam mu radio. Mężczyzna się wzdryga i spogląda spod swojego wąsa w naszym kierunku. Wcale nie wydawaje się być speszonym, wręcz można by powiedzieć, że ta sytuacja go rozbawiła. Tak samo, jak Rayana.

 

– Nigdy tego więcej nie rób, nawet jak nikogo nie ma w pomieszczeniu. – sarknęłam, mrużąc oczy, po czym siadam na krześle.

 

Moją uwagę przykuła biała duża rzeźba, która okazuje się jednak popiersiem mojego ojca.

 

Chłop chyba do reszty upadł na głowę, robiąc sobie swojego sobowtóra.

 

Z uśmiechem na twarzy wyjmuję z plecaka czarny marker. A następnie domalowywuje posągowi wąsy, takie same jak miał Hitler.

 

– Teraz lepiej – oznajmiam, zadowolona ze swojego pomysłu.

 

Mężczyzna nie odezwywa się, natomiast skrzyżuje swoje ręce, po czym spogląda na Pedanta i Dereka.

 

– Alexander i Derek wasz duet wcale mnie nie zaskoczył w tym miejscu – powiedział, ignorując mnie. – Czyżby Profesor Knightley nie wytrzymała z wami znowu?

 

– Raczej my z nią. – odpowiada Derek całkiem poważnie.

 

Alex zarzucaca nogę na nogę, po czym westchnął.

 

– Dalej nie wiem, po co trzymamy tutaj to straszydło na ptaki, już dawno powinna być na emeryturze. – mruknął, patrząc na swoje wypiłowane paznokcie

 

Zdecydowanie się z nim zgadzam. Starsi nauczyciele już dawno powinni opuścić każdy budynek szkoły, ponieważ my młodzi potrzebujemy kogoś, kto nas zrozumie.

 

– To straszydło na ptaki, to wasz nauczyciel, i należy mu okazać szacunek – powiedział ojciec, po czym spogląda na mnie swoim żelaznym wzrokiem. Doskonale znam ten sposób manipulowania oczami, ponieważ tak samo robiła moja matka, kiedy okłamywałam ją, że wcale nie jestem pijana.

 

Przez piętnaście minut wysłuchiwaliśmy kazania na temat szacunku do starszych osób, a kiedy ojciec dowiaduje się, że mam test niezaliczony, popatrzy na mnie takim wzrokiem, jakbym naprawdę coś złego zrobiła.

 

Gdyby jego oczy umiałyby zabijać, od razu pewnie zostałabym pewnie spalona żywcem, ponieważ mój ojciec nie lubi, kiedy ktoś ma wyjebane na edukacje.

 

Według niego wykształcenie to jedna z podstawowych rzeczy w życiu człowieka.

 

– Gdyby to ode mnie zależało, to przymknąłbym oko na ściąganie, ale niestety musicie ponieść konsekwencje za swoje czyny. – Powiedział stanowczo, a następnie spogląda srogo na nas –Dlatego muszę wymyślić wam karę.

 

– Jaką karę? - spytał Ryan

 

Mój ojciec oparł się o blat stołu, po czym nakazał mi i Rayanowi zająć się balem charytatywnym. Na przyjęciu mają zjawić się najwięksi inwestorzy, a naszym celem jest zebranie jak największej sumy.

 

Patrząc na niego, zaczęłam jeszcze bardziej go nienawidzić, a moja głowa peka od myśli i emocji.

 

Gdzie pojawił się ten człowiek, który na dobranoc czytał mi małego księcia, i codziennie powtarzał mi, że jestem jego księżniczką? Czemu zamiast naprawiać nasze relacje, on jeszcze bardziej je niszczy?

 

– Nie będę odwalała za Ciebie czarnej roboty – warknęłam, ale ojciec jest nie wzruszony, natomiast z kpiącym uśmiechem popatrzy na mnie.

 

– Zawsze możesz razem z Derekiem i Alexem wykonywać prace społeczne – sarknął, a kiedy zobaczył przerażoną minę chłopaków zaczął się śmiać – Na pewno będą Ci wdzięczni przy plewieniu chwastów w ogrodzie.

 

– Co mamy robić?! – Alex spojrzał na niego wzrokiem błagającym o litość. – Przed chwilą piłowałem swoje paznokcie! – Poza tym, dlaczego taka surowa kara przecież nic nie zrobiliśmy.

 

Dyrektor westchnął, po czym spojrzał na nich.

 

– Ponieważ rok temu o ile się nie mylę Pani Knightley na urodziny dostała w prezencie stracha na wróble, który był dość podobny do niej. Obiecałem wam wtedy, że jeszcze sprawiedliwość was dogoni.

 

Rayan zakpił pod nosem, ale nie odezwał się. Natomiast Derek uśmiechnął się od ucha do ucha, po czym spojrzał w kierunku roztrzęsionego pedanta.

 

– W tym roku wymyślimy coś lepszego – mruknął

 

– Kupimy jej miejsce na cmentarzu przy samym Józefie Stalinie. Terrorystka będzie leżeć obok swojego klona – powiedział Alex.

 

Derek westchnął.

 

– A na grób, zamiast świeczek będziemy przynosić mini kukiełki, a żeby nie było na nas, użyjemy ciuchów z lumpeksu.

 

– Moje kukiełki nie będą chodzić w tandetnych ciuchach. – odpowiedział, nafukały Pedant.

 

Ojciec podszedł do mnie, po czym wskazał palcem na chłopaków.

 

–Zastanów się naprawdę co wybrać. – mruknął – nie wytrzymałbym z nimi ani minuty

 

Rudzielec westchnął głośno.

 

– Ja bym się zastanowił nad tym, żeby jednak zmienić im tą pracę, ponieważ znając ich to wykupią trzecie miejsce dla dyrektora – powiedział Simon.

 

– A ja chętnie dopłacę – odparłam, śmiejąc się pod nosem.

 

– W takim razie zrobimy tam rodzinny grobowiec, ponieważ Ty mnie tex terroryzujesz – odpowiedział ojciec.

 

Widząc moją gburowatą minę, tata drugi raz westchnął, tak jakby powstrzymywał się przed dokonaniem zabójstwa.

 

– Dobrze, więc w takim razie wszyscy zajmijcie się organizacją balu. – wycedził przez zęby po czym gniewnie udaje się w kierunku wyjścia. – Niestety ja teraz muszę iść na spotkanie, a wy na zajęcia. Z tego, co wiem, to macie teraz matematykę i sprawdzian z algebry. Tym razem nie ściągajcie! – ostrzegł nas, a następnie opuścił pomieszczenie zostawiając otwarte drzwi.

 

Idąc na kolejne zajęcia w głowie zaczęłam obmyślać zemstę na swoim ojcu. Kiedy napotkałam Rose, Cam i Bonnie spojrzałam na nie z uśmiechem.

 

– Co wy na to, aby udać się na wagary? – spytałam slysząc za

dzwonek na lekcje.

 

– Po nudnym wykładzie o anatomii człowieka o niczym innym nie marze –odparła Bonnie.

 

Pozostali również przytaknęli, i chwilę później całą ekipą wraz z Alexem i Simonem pojechaliśmy na plażę. Tam popijając alkohol śpiewaliśmy najróżniejsze piosenki. Nawet pedant zaczął się normalnie zachowywać.

 

Naprawdę było fajnie, do póki gwiazdy zaczęły zdobić niebo. Wtedy przypomniałam sobie, że nie poinformowałam ojca, o tym, że wrócę późno.

 

Postanawiam więc wysłać mu sms z informacją, aby nie czekał z kolacją.

 

Spoglądając na telefon napotkałam wzrok Rayana, siedzacego nieopodal.

 

-Tutaj nie ma zasięgu - powiedział, przypatrując się mi, jak usilnie próbuję walczyć z wysłaniem wiadomości. - Znajdziesz przy wejściu na plażę - odparł, zapalając swojego papierosa.

 

Odwróciwszy się za siebie, zaczęłam się zastanawiać, czy to dobre rozwiązanie iść samej przez las, jeszcze w ciemności.

 

Nie mając innego wyjścia, spojrzałam na moich znajomych. Radosnie pływali w morzu przy blasku księżyca.

 

- Cóż, lepiej byłoby, jednak iść, niż żeby gliny nas wszystkich zamknęły - mruknęłam do siebie, a następnie patrzę na Ryana.

 

– Gdyby ktoś pytał, zaraz przyjdę – powiedziałam po czym ruszam w stronę zejścia z plaży.

 

Wszystko by było dobrze, gdyby moja podświadomość nie podpowiadała mi, że właśnie moje czarne chmury nadeszły.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania