Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Baffometi [Księga Demonów Tom 1-1]

//Jest to eksperymentalny utwór, pierwszy raz spróbowałem napisać coś w takim stylu, nigdy dotąd nie używałem wulgaryzmów sądząc że psują efekt grozy, ale tak jak napisałem, pewnie skułem się wiele razy jeżeli chodzi o trzymanie czasu opowiadania ale hej, nie poprawisz nie wiedząc że robisz źle. Przepraszam że takie długie jednak nie jest to opowiadanie podzielne na części czy epizody. Dziękuję za uwagę zapraszam do sprawdzenia co żem upichcił :) //

 

I

Przeszłość

 

Wszystko zaczęło się od bardzo wyraźnej wizji, podczas jednej z wielu smutnych i okrutnych nocy. Za oknem padł deszcz a w moim pokoju panowała duchota, smród potu jako że nie myłem się od tygodni. Nie wychodziłem w ogóle z domu, całe dnie leżałem w łóżku, śniąc, marząc i myśląc. Przez długi okres czasu byłem kompletnie zatracony w sam nie wiedziałem czym, chodziłem wtedy do zniesionego już obecnie gimnazjum. Nie miałem żadnych znajomych, wszyscy śmiali się przy każdej okazji ze mnie, z mojego wyglądu i odoru jaki z siebie wydobywałem. Uznawałem się za istotę wyższą, żyjącą ponad zwykłych ludzi i ich prostego światopoglądu. Nie wiedzieli co widziałem ani co przeżywałem nocami. Horror, głosy z każdej strony pokoju, okropne bóle kończyn i zatok. Jednak ta wizja przeszyła mnie od wewnątrz. Stałem na środku namalowanego krwią pentagramu ze świecami na każdym z kątów. Nie mogłem oderwać wzroku od tego co miałem naprzeciw siebie. Wizja różniła się od innych swoją siłą z jaką mnie ogarnęła, nie mogłem z niej wyjść, nie czułem swego ludzkiego ciała ani nie miałem żadnej kontroli. Naprzeciw mnie widziałem jedynie wizerunek kozy z olbrzymimi rogami zakrzywionymi jak skorupa ślimaka. Z pyska zwierzęcia kapała krew na podłoże a każde uderzenie kropli na podłoże brzmiało jak walenie ogromnego dzwona obok moich uszu. W końcu otworzyło oczy, lśniące na czarno, wpatrujące się prosto we mnie. Pokazało mi krzyż podobny do tego, którymi znaczyli się dawno temu templariusze. Obraz powoli blaknął ukazując mi trumnę w ciemnym pomieszczeniu. Następnie usłyszałem szepty tak nierealne jednocześnie tak blisko mnie, jakby ktoś mówił mi prosto do ucha. Wtedy to zerwałem się spocony ze snu łapiąc z bólu za głowę. To było coś strasznego, coś czego jeszcze nigdy nie przeżyłem. Jednak było to wydarzenie, które obróciło moje życie na drugą stronę.

 

II

Teraźniejszość

 

Jezu w końcu przestała gadać ileż można nawijać o jakiejś biblii co to sobie ktoś napisał i powiedział że zawiera prawdę. Ah, nie ważne nie mogę doczekać się wyjazdu w góry z moją klasą, no i oczywiście z jedyną swego rodzaju Annete. Tym razem mi się uda mam kurna dziewiętnaście lat… Chociaż w sumie nachlanie się z Dirkiem i Jackiem brzmi kusząco, hmm…

Okej, dzwon zadzwonił, koniec szkoły na tydzień, czas się zabawić autobus powinien już na nas czekać.

 

-No i jak tam plany na wyjazd, tym razem się uda, co?

-Żebyś wiedział.

-Dobra, chłopaki zabrałem trzy bagaże wiecie czym zapełnione, frajerzy nie sprawdzają zawartości, haha!

-No, więc czas zacząć totalny opierdziel!

Krzyknął aż go jeden z rodziców towarzyszących usłyszał, na szczęście był to pan Belery, który pewnie sam dołączy do naszej zabawy, lubię takich ludzi, nie prują się o wszystko, wyluzowani a zasady zasadami. Takim akcentem wsiadłem wraz z moimi kumplami do autobusu, usiedliśmy na ostatnich miejscach co by sobie popić, zapalić i jedyne co nam pozostało, to czekać aż dojedziemy na miejsce.

 

III

Początek

 

Dotarliśmy na miejsce, hotel wyglądał jeszcze lepiej niż na stronie, był ogromny taras z zejściem na dół do lasu, odkryty basen całkiem przyzwoity. Nie tracąc czasu zaklepaliśmy z kumplami pokój pięcioosobowy, który później okazał się jedynym takim. Cała klasa licząc w to nas rozeszła się do pokojów rozpakować bagaże. Dirk otworzył jedną z walizek ukazując nam widok co najmniej dwudziestu flaszek wódki, aż mi się w brzuchu zakręciło. Zamknął potem od razu, akurat jak do naszego pokoju weszła wychowawczyni by zawołać nas na coś w stylu narady, zebrania. Będąc w holu hotelu siedząc na podłodze jak kurna w przedszkolu wpatrywałem się jedynie na Annete, szczupłą blondynkę o cyckach godnych gwiazdy porno. Uhh, prawie dałem się złapać jak się na nią wpatruję, Jack już kisił ze śmiechu widząc jak zwracam wzrok na gadającą wychowawczynie. No, jak skończyły się organizacyjne pierdoły, poszliśmy do pokoju odpocząć po podróży busem tak nie wygodnym jak nasze ławki w liceum. Dzieliłem pokój z Dirkiem, nie zbyt inteligentnym, umięśnionym sportowcem noszącym cały czas kurtki z jego treningów rugby, Jackiem, molem komputerowym o cynglach większych niż… no dobra nie aż takich, co można o nim powiedzieć, lubi robić ludzi w konia w Internecie , ma dostęp do zioła i innych dóbr, jeśli czegoś ci brakuje, skieruj się do Jacka, on ci to załatwi. Jest też Frank, muzyk jak to się zwie ale jedyne co umie to drzeć się do mikrofonu, często mamy bekę jak występuje na szkolnych karaoke, każdy nauczyciel, a szczególnie babka od religii, patrzy na niego jak na satanistę. No i oczywiście nasz ulubiony towarzysz Rey, koleś normalnie jest spokojny, nieśmiały, mało mówi ale jak dostanie się do alkoholu to ubaw z nim jest przedni. Na jednej z imprez gościu stanął na stole, zaczął tańczyć jak striptizer, już miał się kurna rozbierać ale go ściągnęli. A ja? Cóż, alkoholik, narkoman, w liceum zacząłem socjalizować się i zawierać znajomości, zostałem przyjęty do obecnego grona, co nie znaczy że reszta klasy mnie nie lubi, wręcz przeciwnie. Zasłynąłem również z moich obrazów jakie namalowałem, otrzymałem nagrodę za mój talent, a moje dzieła wiszą na korytarzach.

 

IV

Sielanka

 

Pierwszej nocy zerwaliśmy się z łóżek, po cichu poszliśmy obudzić dziewczyny z pokojów na drugim piętrze, mi oczywiście dali pokój, w której spała Annete, bo któż inny miał ją obudzić. Zapukałem trochę nieśmiało, otworzyłem powoli drzwi i zobaczyłem śpiącą tuż przy owych drzwiach Rene, muszę przyznać że bez makijażu nie wyglądała tak dobrze. Podszedłem do Annete, szturchnąłem ją lekko co na szczęście wystarczyło żeby ją obudzić. Uśmiechnęła się na mój widok a ja oczywiście od razu się zarumieniłem co nie umknęło jej uwadze. Powiedziałem jej o małej imprezie jaką mieliśmy zamiar urządzić w lesie tuż pod hotelem, gdzie wcześniej już sprawdziliśmy, znajdowały się plastikowe stoły i krzesła. Powiedziała żebym wyszedł i poczekał za drzwiami co by to mogła się ubrać i przyszykować. Eh… ze dwadzieścia minut tam czekałem niemalże nie zasypiając ale w końcu udało jej się wyjść. Jezus Maria co to za dekolt ledwo powstrzymałem się od ciągłego gapienia się w te krągłe, ummm… No, wyszliśmy po cichu na zewnątrz gdzie czekała na nas reszta towarzystwa, Dirk ze swoją Vero, Frank z Marą no i przegrywy Jack i Rey. Chociaż dla Jacka ważniejszy zawsze zdawał się komputer albo telefon niż jakikolwiek związek. No w każdym razie skręciliśmy na tyły hotelu i już myśleliśmy że wszystko chuj strzeli gdy ku naszemu zdziwieniu na tarasie siedział sobie jeden z rodziców. Boże, jak dobrze że okazał się to pan Belery, za flaszkę zgodził się nas puścić, poczciwy z niego chłop. Zeszliśmy powoli żeby nie wywalić się po ciemku, dotarliśmy do rozstawionych stołów i z hukiem postawiliśmy na nich flaszki. Jack odpalił względnie po cichu muzykę i zaczęliśmy kulturalnie spędzać czas wolny od szkoły. Rey oczywiście wychlał już tyle że zaliczył szczupaka na ziemie, podnieśliśmy go a ten rozwalił się jak król na plastikowym krześle. Gdy Jack wyciągnął z kieszeni zielone dobre, czyli to na co czekałem dotąd, sztachnąłem się na całego. Dirk przez większość czasu lizał się z Vero przy drzewie popijając z nią od czasu do czasu. Frank natomiast mimo zakazów jego dziewczyny chciał po raz pierwszy spróbować zioła. Jaki piękny piruet zaliczył zanim się wywalił. Annete piła więcej niż się spodziewałem, odszedłem od zjaranego Jacka by przysiąść się bliżej niej. Spojrzała na mnie spojrzeniem sugerującym same dobre rzeczy, otworzyłem kolejną flaszkę, wypiliśmy razem całą. Ta się tak nawaliła że sama rzuciła mi się do ust, poczym zasugerowała chwilowy powrót do hotelu. Tak! To był mój moment, reszta ekipy zjarana i nachlana nawet nie zobaczy że nas nie ma. Zgodziłem się i z ogromnym trudem wróciliśmy do mojego pustego pokoju. W końcu kurna nie będą się śmiać że jestem prawiczek chlejusy zasrane, ale gdy doszliśmy do końca naszej przygody, przypomniałem sobie coś. Kurwa zapomniałem o gumce. A chuj tam Jack coś załatwi z neta. Zadowoleni wróciliśmy na dół do reszty. Spojrzeliśmy ledwo stojąc na nogach, Jack ledwo kontaktował, Rey spał, Frank i Mara leżeli na sobie na ziemi, chyba nie przeszkadzało im otwarte niebo. Jednak przy drzewie gdzie ostatnio widziałem Dirka, leżała tylko jego dziewczyna.

-Vero, kurwa, dzie jest Dirk?

-Poszedł się odlać, chyba…

 

V

Komedie czas zakończyć

 

Wszyscy byliśmy już zmęczeni, ledwo żywi, nie mieliśmy sił by ruszyć się z miejsca, wszyscy zasnęliśmy. Po paru godzinach jeden po drugim zaczęliśmy się budzić, noc jeszcze panowała, a Dirka śladu nie było. Dziewczyny zmartwiły się brakiem powrotu jednego z naszej paczki, myślę że nie tylko je to martwiło. Padła propozycja zawiadomienia wychowawczyni i władz o zaginięciu jednego z uczniów, jednak Jack natychmiast odmówił mówiąc że będzie przypał jak dowiedzą się że chlaliśmy podczas wycieczki szkolnej nie mówiąc już o zielsku. No w sumie miał racje, powiedzieliśmy dziewczynom żeby wróciły do hotelu, do łóżek podczas gdy my pójdziemy szukać Dirka. Niechętnie lecz zgodziły się, zanim zgłębiliśmy się w las, sprzątnęliśmy jakiekolwiek ślady palenia zioła, a butelki rzuciliśmy jak najdalej przed siebie w drzewa. Jack swoim telefonem dawał nam światło, było tak cholernie ciemno a my nie byliśmy w pełni siłach, szczególnie Rey, który wyraźnie żałował że się z nami wybrał, efekty alkoholu musiały się wyczerpać. Frank krzyczał głośno imię zaginionego lecz bez odpowiedzi, jedynie szelest drzew i pękanie kruchych gałęzi, po których stąpaliśmy. Potknąłem się o korzeń mocno ocierając o kolano, podnieśli mnie lecz ból dawał się we znaki. Nagle usłyszeliśmy dźwięk zaciskającej liny. Jack poświecił wokół aż natrafił na pustą pętlę zawieszoną na drzewie. Zaczynało robić się naprawdę nie ciekawie, co takie coś robiło w lesie niedaleko hotelu? Aż nawet nie chciałem o tym myśleć, lecz nie było to jedyne niepokojące znalezisko. Mały kawałek dalej znaleźliśmy ropę, przynajmniej zdawało się nam że była to ropa, cieknącą z drzewa. Frank musiał spróbować nastraszyć nas legendą o jakimś niewiadomo jakim stworzeniu żywiącym się ropą z drzew, który to porywa niesfornych nastolatków imprezujących po nocach w blasku gwiazd. Reya to złapało i już miał uciekać jednak Jack złapał go za ramie bojąc się że wyda co robiliśmy owej nocy. Frank zaśmiał się poczym przyspieszył do przodu. Zacząłem się denerwować, chciałem jak najszybciej odnaleźć Dirka i wypieprzać z tego lasu. Musieliśmy przyspieszyć tempa by nadgonić naszego wanna be muzyka, udało nam się lecz zastaliśmy go stojącego w miejscu jak słup. Podeszliśmy bliżej, spojrzeliśmy na twarz, jak skamieniała, jedyne co zrobił to wskazywał palcem przed siebie. Musieliśmy mocno nadwyrężyć wzrok by w ciemności zobaczyć stojącą kozę z ogromnymi rogami wpatrującą się na nas czerwonymi ślepiami. Rey bez zastanowienia wziął nogi za pas, Jack nie zdążył go tym razem powstrzymać, próbowałem ocucić Franka lecz nie wrócił on do nas do momentu gdy ta koza zniknęła w mroku. Zostaliśmy we trzech kompletnie obesrani ze strachu. Jack zaproponował natychmiastowy powrót do hotelu już nawet nie zależało mu na wspominanym przez niego przypale. Decyzja zapadła natychmiastowo, cofnęliśmy podążając drogą, którą szliśmy, niestety na nasze nieszczęście bateria w telefonie Jacka padła wyłączając urządzenie jak i nasze źródło światła. Ja i Frank zostawiliśmy nasze telefony w pokoju, zdziwiliśmy się że Jack nie miał przy sobie przenośnego zasilania, zawsze nosił przy sobie co najmniej dwa. On sam się zdziwił, przysięgał że miał w kurtce zapasowe baterie, jednak, nie było ich tam. Zostało nam jedynie błąkanie się po ciemnościach w lesie próbując znaleźć bezpieczeństwo hotelu.

 

VI

Piekło

 

Zmęczeni, zestresowani dalej nie odnaleźliśmy kogo szukaliśmy. Noc zdawała się trwać wiecznie, wszyscy zaczęliśmy rozumieć powagę sytuacji w jakiej się znajdowaliśmy, nie było ciekawie. Wkrótce to natknęliśmy się na ledwo widoczną drewnianą chatę, całkiem sporą. Nie mieliśmy innej opcji, musieliśmy spróbować znaleźć tam schronienie by przeczekać noc. Zapukaliśmy do drzwi, jednak one jedynie otworzyły się prawie samodzielnie. W środku było mnóstwo starych mebli, zbroi całych okrytych w pajęczynach i kurzu. Przechodząc z głównego pomieszczenia do mniejszego zauważyłem ogromnego pająka na plecach Franka, Chryste jakie te bydle było ogromne prawie jak całe jego ciało. Ja i Jack baliśmy się w ogóle dotykać stworzenia by zrzucić je ze pleców kolegi. Poprosiliśmy by Frank zdjął swoją kurtkę dla wspólnego dobra, ten jednak nie chciał tego robić ze względu na przyszyte w nią marki ulubionych zespołów. Powiedzieliśmy mu że ma ogromne bydle na plecach, ten tylko lekko spojrzał za siebie i zobaczył odnóże na swoim ramieniu. Zaczął wrzeszczeć i motać się po całym pokoju próbując jak najszybciej zdjąć z siebie kurtkę. Rzucił ją daleko w kąt, na szczęście pająk zaplątał się w ubraniu i nie mógł wyjść. Ale myśl o większej ilości tych paskudztw nie pomagała. Usiadłem na starej, pełnej kurzu kanapie łapiąc rękoma za głowę, myśląc nad tym jak dobrze bawiłem się parę godzin temu, a w jakim gównie tkwiłem obecnie. Frank stanął przy oknie, spoglądał za nie lecz domyślam się że niczego tam nie zauważył, spojrzeliśmy na siebie i wtedy gdy on był tyłem odwrócony do okna, ja ujrzałem w nim kobiecą sylwetkę głowy w welonie. Skoczyłem z miejsca wskazując palcem na okno, przez które mój kolega przed chwilą się wpatrywał. Dosłownie mrugnąłem na sekundę i już nic tam nie było, Frank też nic nie widział. Ciarki przeszły po całym moim ciele, wkrótce zawołał nas Jack mówiąc że coś znalazł. Była to podniesiona już klapa kryjąca zejście na dół.

-To kto pierwszy?

-Chcesz tam schodzić, posrało cię?

-Może znajdziemy tam właściciela, który nie usłyszał jak pukałem, albo jakieś przejście podziemne, no jakie mamy inne opcje?

-Czekać.

-O nie, ja nie zamierzam siedzieć w tym posranym domu, chodź Jack.

-Za tobą.

Po tym co zobaczyłem w oknie wolałem już piwnice z możliwościami wspomnianymi przez Jacka, poszedłem pierwszy, za mną powoli zszedł mój dostawca zioła. Czekaliśmy chwilę aż Frank do nas dołączy jednak klapa za nami zamknęła się, próbowaliśmy wołać go żeby chociaż coś powiedział jednak nic nie mogliśmy od niego usłyszeć. Kiwnęliśmy głowami jeszcze bardziej przerażeni, na dole świeciła się lampa na zielono, co mogło oznaczać że ktoś był na dole. Zaczęliśmy wołać o pomoc, cokolwiek co by zwróciło na nas uwagę. Lampa była mocno przymocowana do ściany, musieliśmy iść w głąb na oślep. Przez ciasny korytarz wywołujący u mnie uczucie klaustrofobii, przez gęste pajęczyny i coraz to bardziej mokre podłoże. Wkrótce to zaczęliśmy stawać na czymś kruchym, grubym, wydającym dźwięki łamania drewna. Jack postanowił spróbować włączyć telefon chociaż na chwilę by dać nam trochę światła. Urządzenie było na dwóch procentach, wystarczyło by ukazać nam to na czym stąpaliśmy. Ja pierdole, powiedzieliśmy oboje. Kurwa, kurwa, kurwa, kontynuował Jack. Zgniataliśmy butami ludzkie głowy oderwane od reszty ciała, ręce, kości, chodzące po wszystkim robactwo, a wilgoć na podłożu była od krwi i jakiegoś czarnego płynu. Usłyszeliśmy głośny krok naprzeciw siebie, Jack skierował przed nas światło, jednak ono natychmiast padło, a ja jako że szedłem pierwszy poczułem czyjąś rękę na swoim ciele a potem zostałem wciągnięty w mrok. Wrzeszczałem tak głośno jak mój kolega, nie wiedziałem co się dzieje…

 

VII

Rey

 

O Jezu, o Jezu. Co to było, ahhh… Jest! Widzę hotel, tak! Udało mi się, muszę powiadomić wszystkich o tym co się stało. Szybko po schodach na górę, tak! Pan Belery!

-Proszę pana, proszę pana!

-Co się stało, jak balowanie?

-Coś złego stało się reszcie, myślę że są w niebezpieczeństwie, musimy wezwać policję!

-Co ty chłopcze gadasz, za dużo wypiłeś?

-Ja nie żartuje! Dirk zaginął, reszta poszła go szukać i też nie wróciła, widzieliśmy jakieś dziwne rzeczy w lesie, pętle, ropę i przerażającą… kozę!

-Ah ta młodzież i ich mroczne kozy z piekła, choć za mną, twoi koledzy śpią sobie już dawno w łóżkach, musiałeś zaspać jak wracali.

-Co?

Nie… nie… Wiem co widziałem! Wiem co widziałem, to nie oni, to musi być ktoś inny! Co do jasnej się wyrabia. Obudzę Dirka.

-Hej, hej wstawaj!

-Co jest Rey, impreza skończona, idź spać.

Co?! To naprawdę on?! Ale… Ale…

-Ale…

-No już kładź się spać młody, jutro idziemy w góry.

-Może rzeczywiście przesadziłem…

 

VIII

Frank

 

Oh… gdzie ja jestem, co się stało? Ostatnie co pamiętam to jak moi dwaj koledzy zeszli do jakiejś ciemnej piwnicy, a potem musiałem stracić przytomność. Ał, cholera ale mnie boli głowa, co ja teraz mam zrobić. Muszę do nich dołączyć, lepiej trzymać się razem.

Gdzie jest ta pieprzona klapa, nigdzie nie mogę jej znaleźć, jakby po prostu wyparowała. No cóż, chyba jednak będę musiał przeczekać noc w tym domu. Przez okna wpadały wiązki niebieskiego światła częściowo oświetlając wnętrze. Zauważyć mogłem ilości pajęczyn oraz okupujące je ogromne pająki. Urgh… aż mnie ciarki przeszły na myśl że miałem jednego na plecach. Usiądę sobie na tej rozwalającej się kanapie i po prostu poczekam, tak, na pewno wkrótce wrócę do hotelu do mojej Mary.

Co to było? Coś musiało spaść w pokoju obok, ale samo? Ah, nie myśl o tym, siedź na tyłku i czekaj na dzień albo na jakąś pomoc. Mam nadzieje że Rey znalazł drogę do hotelu i powiadomił o tym co się stało kogo trzeba. Tak, policja na pewno już nas szuka.

Zaraz, zaraz… czyi to cień? Czy… coś stoi za mną? Spokojnie Frank, odwróć się powoli… powoli… Ufff, nikogo za mną nie ma. No, teraz mogę odetch…

-Kim jesteś?! Czego chcesz?!

-Frank, to ja, twoja ukochana…

-Mara? Nie, nie możliwe…

-Dlaczego znowu zignorowałeś moje prośby i wziąłeś narkotyki od jednego ze swoich kumpli?

-Co? Przestań! To nie jest zabawne!

-Zapomniałeś o moich urodzinach…

-Daj już spokój, o co tutaj chodzi?

Kurna co jest?! Lewituje? Dlaczego to coś ubrane w suknie ślubną twierdzi że jest moją Marą? Ahh… dusi mnie… O cholera!

Ała… chyba oberwałem w ramię, jakim prawem tak mną rzuciła o ścianę? Drewno przebiło ciało głęboko, czego to coś ode mnie chce?

-Nie jesteś tu przypadkiem, jesteś częścią układu jaki zawarłam, najdroższy.

-O czym ty pieprzysz…?

-Zamknij oczy…

 

IX

Dirk

 

O kurna! O mój łeb… Gdzie ja niby jestem, ale śmierdzi ughh… Muszę się stąd wydostać, okej, raz, dwa i trzy! Woah! Poszły drzwi w kosmos haha, ma się te siłę w nogach. O żeż poważnie? Wychodek, co ja robiłem w wychodku, fuj, jeszcze mam gówno na spodniach, ty… ale czemu wszędzie wokół są wykopane groby z krzyżami? Dirk, debilu miałeś iść tylko się odlać a nie łazić po cmentarzach. No dobra, muszę jakoś znaleźć resztę i zmyć ten burdel ze spodni. No, jeszcze jakbym mógł coś widzieć przez te ciemność, no po prostu świetnie. Ta noc to się skończy kiedyś? Czuje jakbym przespał pół dnia. O nie, jeśli nadepnąłem na to co myślę to… zaraz, zaraz, czy to, krew? Przykucnę zobaczę z bliska, tak, definitywnie krew. Ja cież wale co ja mam zrobić, telefon zostawiłem w hotelu po psiarnie nie mam jak zadzwonić. Dobra spokojnie tam jest jej więcej, przysięgam jak znajdę czyjeś zwłoki to mi serce siądzie. Okej, więcej krwi, yhm, tak, a to co? Ręka?! Komuś rękę ktoś odjebał no nie, dobra Dirk spokój idź dalej co ci szkodzi iść po śladach krwi, normalka. Czy to? O mój boże, Rey?

-Hej!

O cholera nie ma ręki, i? Nóg? Okej, powoli odwróć go na plecy, powoli. O ja pierdole nie żyje! Kurwa spierdalam stąd! Jezusie coś mu oczy wydłubało i urwało uszy, co by powiedział trener Grigs, a chuja by powiedział zesrał by się w gacie jak ja. Jeszcze nigdy tak szybko nie zapieprzałem nawet na treningach rugby. Ał! O świetnie tak to jest jak się biega po ciemku. Zaraz, zaraz, to jakiś dom! Tak! Ktoś musi mi tutaj pomóc. Szybko, szybko, ruszaj dupę Dirk, zapukaj żeby nie było że włamanie.

-Halo! Jest tu ktoś?! Proszę, potrzebuje pomocy, mój kolega nie żyje, coś go kurna zżarło, halo!

Cisza, no świetnie, o! Kuchnia, może mają chociaż coś do jedzenia, ostre noże leżące na półce, ej! To kurtka Franka! Tak! Ale zaraz… Przecież on nigdy jej nie zdejmuje. Hmm… O widzę go! Jest na końcu pokoju obok, w końcu nie jestem sam, już się tak bałem. Tylko czemu stoi w bezruchu jak słup wpatrując się w ścianę?

-Hej! Frank!

-…

-Stary, co jest?

No chyba muszę do niego podejść…

-Frank, tak ci zioło dokopało czy co?

-Yrghhhhhhhhh

-Dobra, masz mnie. Rekordowy z ciebie zombie, ale starczy już tego.

-Ofiara… yrghhhh Krew…

-Hej, hej!

O żeż ty w mordę, co mu się stało w mordę! Krew z oczu? Rozdziawiona szczęka jakby wyrwana do dołu, okej, okej, cofnij się Dirk powoli, oddal się…

-Trzeba… zabić. Aghhhh… Dla mojej, Mary.

-Frank, nie podchodź, ani się waż podejść bliżej!

Nie słucha, cholera, cholera, przyspiesza, Ahhh! Przypieprzył głową o blat, Jezu Frank…

Zaraz, zaraz, jakim kurwa prawem wstaje!? O nie, nie, zostaw ten nóż, okej Dirk. Oni albo ty, pamiętasz?

-No dawaj, dawaj!

-Yrghhhhh

Ha! Na szczęście jest wolny, okej, będzie uderzał, hy! I jeb w nos, i z łokcia w twarz. Padł, no i niech nie wstaje. Dobra teraz muszę znaleźć resztę i…

-Yghhhhh

No chyba żarty se robisz, dobra chcesz zagrać ostro, zagramy ostro. Unik w lewo, chłop przewraca się z każdym uderzeniem jak ja szukający włącznika światła po pijaku. I w prawo! Dobra Dirk, możesz z nim tak tańczyć całą noc, musisz to zrobić.

-Musisz to zrobić…

Świetnie jeszcze coś mi szepcze do łba.

-Zabij, go. To nie jest już twój przyjaciel…

Zabij?! Ała moja głowa, Ahhh! Chuj mnie dźgnął, dobra stary sam tego chciałeś.

-No wal, dawaj!

Chlasnął mnie po twarzy ale mam nóż, muszę się przemóc, no dobra. W czoło powinno wystarczyć. Co?! Nie padł?! Ahhhh! I raz i dwa, chcesz więcej? Masz, masz, rozwalę ci brzuch ty popaprańcu, kurna jeszcze żyjesz? Głębiej i głębiej, Jezu ile krwi, rozbebeszę cię czymkolwiek jesteś, Argh! Ah… Co… co ja zrobiłem… Jestem cały w jego krwi, kości wystają z ciała, wywalone na wierzch jelita, żołądek, kurwa… Zaraz, jego serce… Dalej bije… No dobra, ostatnie uderzenie!

-Wybacz mi Frank, nie dałeś mi wyboru…

No dobra, teraz muszę znaleźć resztę, oh… A jak niby zamierzam to zrobić, chce do domu, kurna nawet do szkoły byleby daleko stąd, jak ja zapomnę o tym co zrobiłem. A szlak by to, muszę zebrać się w garść znaleźć moich kumpli, póki nie stanie się z nimi to samo co z Frankiem.

 

X

Jack

 

To nie jest ani trochę śmieszne, jakby to była jakaś gierka to spoko, lubię horrory ale to jest kurna prawdziwie życie, Jack pozbieraj się i wymyśl coś. Telefon padł, jakimś cudem nie mam zapasowych baterii, czekaj! Mój przenośny odtwarzacz, małe gówno ale może da mi trochę światła. Oczywiście bateria umiera ale dobra, uff, idź do przodu muszę znaleźć mojego kumpla. Boże nie mogę uwierzyć że łażę bo ludzkich ciałach, obrzydliwe. Ah! Coś mi upadło na ramię, szybko, zgarnij to, szybko. Nawet nie chce wiedzieć co to było. Oh… w końcu więcej przestrzeni, cuchnie gorzej niż w chlewie, nie, rynsztoku. Co to jest? Jakieś zwisające z sufitu białe torby, naoglądałem się za dużo horrorów żeby przypuszczać co tam jest. Świetnie! Jestem w pieprzonym piekle! Cudownie spędzam czas wolny od szkoły, haha! No dobra muszę być cicho przecież sam się nie zniknął przede mną, coś musiało go porwać. Hm? Co to za odgłosy? Jakiś… chór? Bardzo słabo go słyszę ale słyszę na pewno. W całym pokoju niczego nie ma oprócz zwisających zwłok, to musi oznaczać tajne przejście, jak w grach! Obmacaj każdą ścianę, powoli i dokładnie i… Jest! Haha! Punkt dla Jacka! A mówili że gry niczego nie uczą. No dobra teraz muszę tylko przejść przez ten mały otwór, ehh… Na razie wszystko idzie lekko, nic nie widzę oprócz jakiegoś światła daleko na końcu tunelu. Oho, coś dotknąłem, lepkiego. Aaa! Nie, nie , nie tylko nie robale, ohh… ugh… tfu! Idź dalej, szybciej kurna. Yrgh, o fuj, wlazł mi do buzi, tfu! Serio wlazł mi do… nie ważne, szybciej damnit. No w końcu koniec, kurna wypieprzaj mi z gaci fu! O czekaj, chyba jestem na jakimś balkonie czy coś, przykucnę lepiej. Widzę coś przez dziurę w kamieniach, jakiś… ołtarz? Ktoś jest chyba do niego przywiązany, widzę tylko nogi. I coraz głośniejsze głosy, krzyki? Coś się chyba ostro pojebanego szykuje…

 

XI

Inferno

 

Odzyskałem przytomność tylko po to by zauważyć jak jestem ciągnięty przez dwóch wysokich mężczyzn ubranych w szaty z kapturami zasłaniającymi ich twarze. Szedłem przez szare korytarze po czerwonym dywanie mając wokół siebie zapalone na ścianach świece i rozwieszone płachty z krzyżem, którego już gdzieś widziałem. Zacząłem desperacko krzyczeć o pomoc, nieważne jak daremne były to próby, człowiek nie wie co innego robić w takich sytuacjach. Wołanie o pomoc, jedyna opcja, smutne. W końcu usłyszałem ponure granie organów, powolne, mroczne, przewracające wnętrzności do góry nogami. Otwarte zostały ogromne drzwi z symboliką poza moje zrozumienie, ujrzałem ołtarz z prowadzącym do niego czerwonym dywanem. Bo bokach stało więcej tych dziwnych ludzi ubranych w brązowe szaty. Całe pomieszczenie uderzało ogromnym, czerwonym światłem z rozstawionych niemalże wszędzie świec. Pociągnięty bliżej ołtarza zobaczyłem na nim związaną Annete. Serce mi stanęło, oczy rzucały się jak opętane we wszystkie strony, jak ona się tutaj znalazła? Przecież ona i dwie inne dziewczyny wróciły do hotelu gdy my ruszyliśmy szukać Dirka. Była naga i z napuchniętym brzuchem jakby…

N o s i ł a w s o b i e d z i e c k o.

Straciłem przytomność.

 

XII

Baffometi

 

Wróciłem do żywych chwilę później, niestety dalej znajdowałem się w tym piekle. Ceremonia trwała cały ten czas gdy byłem nieprzytomny. Czułem też dziwny ból w skroniach, taki ból odczuwałem tylko za czasów gdy moje życie krążyło wokół snów i wizji. Pamiętałem wtedy…

Kozę…

Trzymałem nóż nad biedną Annete, a dokładniej przy mojej ręce znajdującej się nad nią. Przelałem ze łzami w oczach krew z mojej kończyny na brzuch Annete. Wtedy największa ściana w pomieszczeniu zaczęła przybierać kształtu przedziwnego stworzenia, o koziej głowie z ogromnymi rogami mającej otwarte trzecie ludzkie oko pomiędzy swoimi zwierzęcymi oczami. Miało kobiece piersi jednocześnie męskie mięśnie, uginał dwa końcowe palce u dłoni a swoje kozie nogi krzyżowało. Wkrótce rozwinęło wielgaśne krucze skrzydła za pleców. I spojrzało na mnie.

-Niechaj te dziecko stanie się mym księciem w kręgach piekła, układ dobrnął końca.

Wtedy spojrzałem za siebie i zobaczyłem jak jeden z tych ludzi zdejmuje swój kaptur. Był to pan Belery… A za nim wyłoniła się nasza wychowawczyni i Mara, ubrana w przedziwny ubiór z piór i skrzydeł. Stworzenie zniknęło ze ściany, a tak znajome mi osoby śmiały się prosto w moją twarz. Nie wiedziałem o co w tym wszystkim chodziło. Nagle przez drzwi wparował cały ubabrany krwią, pokaleczony bez oka Dirk. Trzymał w ręku ogromny nóż, ściskał go z niesamowitą siłą. Wymachiwał nim we wszystkie strony by odgonić ten… kult, albo cokolwiek czym ci ludzie byli. Krzyknął do mnie żebym odwiązał Annete, która nagle straciła swój brzuch, jednak dziecka śladu nie było. Wtedy to z jednej ze ścian wyskoczył Jack, pobiegł do mnie pomóc mi z Annete podczas gdy Dirk bronił naszą ucieczkę. Niosłem ją z całych sił, była nieprzytomna i ciężko oddychała. Ci popaprańcy jedynie śmiali się jak oddalaliśmy się ku wyjściu, wskazanym nam przez ciężko rannego Dirka. Kopnął drzwi z całych sił, w końcu świeciło słońce, wyszliśmy z małej krypty. Nie było wokół nas nikogo, nawet nie myśleliśmy o powrocie do hotelu, po tym kogo zobaczyliśmy w tamtym pokoju, nie ufaliśmy nikomu. Nie tracąc tempa wbiegliśmy na autostradę, boże jakie szczęście mieliśmy że stał tam otwarty samochód z kluczami w środku. Ktoś pewnie wyszedł by się załatwić i zapomniał kluczy, cóż, my potrzebowaliśmy pojazdu bardziej niż ktokolwiek. Jechaliśmy drogą, którą przyjechaliśmy do hotelu czym prędzej do najbliższego szpitala. Widząc nasz stan przyjęli nas od razu, zajmując się naszymi ranami.

Jednak nikt nie chciał uwierzyć w co przeszliśmy, nikt.

 

XII

Jaka przeszłość? Taki koniec.

 

Nasza historia skończyła się w najgorszy możliwy sposób. Nikt nie uwierzył w naszą historię, w szkole nikt nie pamiętał żadnej wycieczki w góry, czy naszych zmarłych kolegów, Reya i Franka. Odwiedziliśmy nawet ich rodziców lecz oni zaprzeczyli posiadaniu dzieci. Wychowawczyni uśmiechała się w naszą stronę gdy byliśmy na jej lekcjach, jednak nasze uczęszczanie do tej szkoły nie trwało długo po tym co przeszliśmy. Vero nic się nie stało, jak reszta nie pamiętała wycieczki w góry, gdy Dirk opowiedział jej przez co przeszedł i jak stracił oko, uznała go za szaleńca zrywając z nim. Biedny Dirk nie mógł znieść tego że dwaj jego przyjaciele nie żyli i nikt nawet nie wiedział że oni istnieli, do tego wracały do niego obrazy jak brutalnie mordował jednego z nich. Dirk Clargson, mój przyjaciel, popełnił samobójstwo, skoczył z wieżowca, zostawiając krótką notę przy sobie. „Co za życie gdy nikt nie wierzy że żyjesz?”.

Zaskakujące mądre słowa, które zapadły mi w pamięć. Jeśli chodzi o Marę, znalazła sobie nowego chłopaka, którym okazał się nowy uczeń, co niepokojące, miał na imię Frank i wyglądał przerażająco podobnie do mojego zmarłego kolegi. Gdy Jack opublikował na wszystkich swoich stronach i forach jakie znał, naszą historię, słuch o nim zaginął, a wszystko co udostępnił nie zostało odczytane przez nikogo. Rodzice zrozpaczeni podczas gdy władze nie były wstanie znaleźć jakiegokolwiek śladu Jacka. Co z Annete? Przeżyła, jednak została na resztę życia zamknięta w zakładzie psychiatrycznym, cierpiąc na mocną demencję i schizofrenie, przejawiając agresję wobec kogokolwiek, uwiązana w kaftan na resztę życia, bez żadnego pojęcia o tym co się stało, o tym kim jest, o czymkolwiek. A co ze mną?

Przejawiałem objawy paniki, częstych ataków związanych ze stresem i bezsenność. Jednak byłem świadom jednej rzeczy, musiałem uciekać jak najdalej z tamtego miasta. Dniami przekonywałem rodziców strajkując nie chodzeniem do szkoły, głodowaniem i ciągłym przeszkadzaniem w zaśnięciu nocami. Zgodzili się i wyprowadziłem się na inny kontynent, do Kanady, Quebec. Tam zapomniałem o wszystkim, objawy zanikły, uczęszczałem na terapie jak ja i moi rodzice chcieli. Bałem się jakichkolwiek wycieczek, wyjazdów.

Ślad został.

 

?

?

 

-Ta-ta?

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania