Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Bagno - dwie siostry

Siora chrapała, aż się ściany trzęsły. Była zmęczona całonocnym szlajaniem się po lesie. Nie zrobiła śniadania, ale to nie był problem, odkąd skończyłam sześć lat musiałam umieć zadbać o siebie sama. Stara pracowała za granicą, ojciec poszedł w cug już dawno temu. Nie wiedziałyśmy czy żyje, ale nie obchodziło nas to. Gadali, że widzieli go to tu to tam jak łoił dyktę po krzakach, ale nie miało to dla nas większego znaczenia. Lepiej było kiedy go nie było, kiedy byłyśmy tylko we trzy mama, siora i ja.

Było mi przykro kiedy robiłam sobie śniadanie, w kuchni waliło wódą. „A miała kurwa nie pić” pomyślałam sobie. Malwina już taka była, obiecywała mi, że następnym razem jak matka wyjedzie będzie inaczej, że nie będzie chlać i wracać do domu po nocach, ale na obietnicach się zwykle kończyło. Zwykle wytrzymywała dwa dni a potem znów jej odpierdalało i szła w tango.

Przyzwyczaiłam się, w szkole radziłam sobie nie najgorzej, byłam raczej niezauważalna, unikałam kłopotów. Nie chciałam żeby kurator się nami zainteresował. Obie z Malwiną byłyśmy niepełnoletnie, ale rozumiałyśmy, że matka musi pracować a nikt inny nie chciał, lub po prostu nie mógł się nami zająć.

Była sobota, wiedziałam że Malwina nie wstanie przed Teleexpresem, więc wciągnęłam buty i kurtkę i poszłam zobaczyć jakie pobojowisko zastanę w lesie po wczorajszych eskapadach mojej siostry i jej przyjaciół.

Las to było zbyt duże określenie, bardziej park, zagajnik, zapuszczony i zaśmiecony do granic możliwości. W jego centrum znajdowało się bagno, czarno -zielone, spokojne i jakieś takie niepokojące, pełne gałęzi wyglądających jak dłonie topielców. Czasem wieczorami paliliśmy nad nim ogniska i opowiadaliśmy sobie straszne historie. Mnie one nie przerażały, ale młodsze dzieciaki czasem uciekały z płaczem.

Dziś nie było tutaj nikogo, po ziemi walały się butelki po jabolach, zużyte kondomy, jakieś petardy, które nie wypaliły, dezodoranty zajebane matce i wrzucone do ogniska. Jedna puszka przykuła moją uwagę, podłużna i czarna, po profesjonalnym lakierze do włosów – Adrian był – pomyślałam. Jego matka była znaną fryzjerką, zawsze nosił najlepsze ciuchy, miał fryzurę jak z katalogu i kupę kasy na co tylko chciał. Idiota nie zdawał sobie sprawy, że starsi brali go ze sobą, żeby wydębić trochę hajsu na chlanie, z drugiej strony, nawet jeśli to ogarnął, to i tak by poszedł, wszystkie dzieciaki z blokowiska chciały się trzymać ze starszymi. Malwina czasem mnie ze sobą zabierała w ramach atrakcji, ale nie lubiłam tego, chłopaki jak popili robili się strasznie napaleni, nikt mi nic nie zrobił, ale widziałam ich oczy. To wyglądało tak jakby byli głodni, jakby jakaś część ich mózgu wyłączała się i byli jak zombie. Nie ruszali mnie, bo co jak co, ale moja siorka umiała się bić. Kiedyś dla żartu opowiedziałam im, że Trąbka, jeden z meneli, który zniknął pół roku wcześniej tak naprawdę nie został zamknięty w wariatkowie, zobaczył gołą babę pływającą w bagnie i wlazł tam za nią, bagno upatrzyło go sobie i zabrało za karę, że był zbyt napalony. Śmieli się i gwizdali, ale widziałam, że się przestraszyli, tamtego wieczora nikt nie poruchał.

Kiedy tak siedziałam przy wygasłym ognisku i grzebałam kijem w popiele kątem oka zauważyłam, że w krzakach coś majaczy na biało, w pierwszej chwili pomyślałam, że to srajtaśma, którą ktoś powiesił na gałęzi, ale po chwili postanowiłam przyjrzeć się temu bliżej. Podeszłam, rozgarnęłam krzaki i sięgnęłam w nie ręką. To były majtki, damskie, białe z fioletowymi brzegami i uśmiechniętym kotkiem po lewej stronie, byłam w szoku, to były moje majtki.

Sama ich tam nie zgubiłam, więc prawdopodobnie ktoś mi je podjebał z balkonu, tak przynajmniej myślałam, ale gdzieś w środku wiedziałam, że się mylę. Wiedziałam, że prania nie robiłyśmy od dwóch tygodni a siostra czegoś wczoraj u mnie szukała. Dotarło do mnie, że Malwina pękła, schlała się i dała dupy któremuś z kumpli, dała mu w moich majtkach, to była podwójna zdrada, tyle razy o tym rozmawiałyśmy, tyle razy obiecywała mi, że z chłopakami to tylko tak dla jaj, że prześpi się z kimś dopiero po ślubie.

Trzymałam swoją bieliznę w ręku a w mojej głowie przewijało się tysiące pytań, zastanawiałam się nad tym z kim, dlaczego, ale nie mogłam pozbyć się z głowy jednego, najbardziej natarczywego pytania... jak było? Byłam na nią wściekła, ale z drugiej strony sama zaczynałam to czuć, nie rozumiałam tego co się ze mną dzieje, ale myśl o dotyku jaki musiała czuć, o cykających świerszczach i rechoczących żabach nie dawała mi spokoju. Czułam jak policzki robią mi się czerwone, jak w podbrzuszu pojawia się dziwne uczucie, coś pomiędzy rozluźnieniem a napięciem, czułam się upokorzona, zawstydzona i naga i podobało mi się to. Jakaś mała część mnie krzyczała coś o wolności, o odpuszczeniu, o pozostawieniu swoich zasad za sobą. Nie było już zasad, przyrzeczenia nie miały znaczenia ani celu, liczyło się tylko tutaj i teraz a tutaj i teraz po raz pierwszy w życiu poczułam się piekielnie podniecona.

Było zimno i mokro, siąpił lekki deszcz, jak w transie rozgarnęłam trzciny i położyłam się na kawałku suchej tektury, który znalazłam gdzieś w korzeniach starego drzewa zwalonego przez piorun. Dookoła było cicho i pusto, leżałam tak przez jakiś czas wpatrzona w chmury, które wolno przesuwały się po niebie. Myślałam o Malwinie, i o tym co działo się z nią poprzedniego wieczora, o Adrianie, który podobał mi się od zawsze, przypominałam sobie jego złote włosy, proste zęby i zielone wesołe oczy. Przez chwilę wyobrażałam sobie, że to on dotyka moją siostrę, a potem jakoś tak samoistnie Malwina zmieniła się we mnie i odpłynęłam. Nawet nie wiem kiedy moja dłoń powędrowała między nogi, kompletnie straciłam poczucie czasu. W mojej głowie przesuwały się obrazy, tańczyłam z Adrianem przy ognisku, potem poszliśmy w krzaki, było delikatnie, powoli, namiętnie, potem nawet nie wiem kiedy Adrian zniknął, a dotykał mnie ktoś inny, nie widziałam jego twarzy, pachniał dziwnie mchem i wodą, nie mogłam się jednak powstrzymać, byłam tak blisko, lewą ręką trzymałam się gałęzi, a prawą pieściłam się w rytm spadającego deszczu, kompletnie nie panowałam nad myślami, postać którą miałam przed oczami, zmieniała się za każdym razem na kogoś innego, raz była Adrianem, raz jakimś innym facetem, żeby za chwilę przeistoczyć się w moją siostrę, ojca a na końcu Trąbkę.

Nie mogłam pozbyć się z głowy jego obrazu, nie mogłam też przestać, świat przestał dla mnie istnieć, śmierdzący mułem i wodorostami Trąbka pieprzył mnie w mojej głowie a ja poddawałam się temu bez opamiętania, czułam się tak jakby las trzymał mnie za ręce i nogi i nie pozwalał się wyrwać. Kiedy szczytowałam stary menel rozpłynął się w powietrzu, do orgazmu doprowadziło mnie bagno, do którego raz po raz dolewałam kropelki śluzu spływające mi po nogach. Długo leżałam dysząc. Byłam podekscytowana, wściekła, obrzydzona, przerażona i szczęśliwa równocześnie, nawet nie wiem kiedy owinęłam kamień swoimi majtkami i cisnęłam w wodę. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, wcześniej chciałam urządzić siostrze karczemną awanturę, ale teraz... teraz było mi już wszystko jedno.

Dotarłam do domu jakoś koło piętnastej, w mieszkaniu było cicho i pusto, siostra gdzieś zniknęła, cieszyło mnie to, nie chciałam patrzeć jej w oczy po tym co znalazłam i czego doświadczyłam, wilgotna bielizna ocierała mi nogi, postanowiłam wziąć prysznic, odkręciłam wodę i zaczęłam się rozbierać, woda kiepsko zlatywała, jak zawsze jesienią, kanalizacja nie nadążała odbierać deszczówki, tak mi to przynajmniej tłumaczyli. Kiedy zdjęłam spodnie zorientowałam się, że moje nogi są całe podrapane i ubłocone, spodnie były czyste, więc nie mam pojęcia jak to się stało, ale uznałam, że nie będę się tym teraz przejmować. Czasem gdy nie wiedziałam co myśleć na dany temat zostawiała go po prostu na wieczór, do głębszego przemyślenia. Wieczorami i tak nie sypiałam, czekałam aż Malwina wróci z melanżu i rozmyślałam o różnych rzeczach, ten wieczór zapowiadał się owocnie. Miałam o czym myśleć.

Pod prysznicem trochę się rozluźniłam i uspokoiłam. Dotykałam się tam kilka razy, ale jakoś nie umiałam się podniecić, wcześniej czytałam trochę w necie o masturbacji, oglądałam filmy, na których kobiety robiły sobie dobrze, ale wydawało mi się to raczej zabawne, teraz gdy już wiedziałam o co chodzi próbowałam osiągnąć to co te kobiety na filmach, jednak nic z tego nie wyszło.

Kiedy już wychodziłam spod prysznica usłyszałam, że ktoś majstruje kluczem w zamku, ubrałam się prędko i z mokrymi włosami poleciałam otworzyć. Malwina była blada i ponura, miała kaca jak skurwysyn i nie chciała za bardzo ze mną rozmawiać, kiedy z przyzwyczajenia zaczęłam jej robić awanturę, że zachowuje się jak ojciec machnęła tylko ręką i zamknęła się w łazience, nie pamiętam żeby kiedykolwiek tak długo brała prysznic, ale wyszła spod niego całkowicie odmieniona. Kac minął jej całkowicie, była dziwnie cicha i spokojna, od razu poszła do kuchni gotować obiad, zapytała czy chcę pierogi, chciałam. Obserwowałam jak krząta się po kuchni soli wodę, nastawia zegarki, smaży cebulę, byłam w szoku. Jadłyśmy w milczeniu, moja siostra z dziwnym półuśmiechem na twarzy pochłaniała wszystko co miała na talerzu, kiedy zobaczyła, że już nie jem zabrała się również za mój talerz, a potem dokroiła sobie chleba i zjadła go na sucho z braku lepszych pomysłów. Jeszcze nie widziałam żeby była tak głodna. Patrzyła na lodówkę pustymi oczami a kiedy ją otworzyła i okazało się, że został w niej jedynie zapleśniały keczup rozpłakała się jak dziecko. Pytałam co się stało, jednak usłyszałam tylko, że jest bardzo głodna. Przyniosłam jej trochę słodyczy, które miałam zachomikowane za łóżkiem, jednak i to nie zdołało powstrzymać jej głodu. Była osiemnasta, sklepy były już nieczynne albo właśnie się zamykały, widziałam, że dzieje się z nią coś dziwnego więc zaprowadziłam ją z powrotem do łóżka. Nie rozpaczała już, tylko chlipała cicho w kącie kiedy jej ścieliłam. Poprosiła mnie żebym położyła się z nią dopóki nie zaśnie. Leżałyśmy tak przytulone i oddychałyśmy miarowo, a po jakimś czasie obie zasnęłyśmy.

Coś mnie obudziło, coś było zdecydowanie nie tak. Było koło trzeciej w nocy, Malwiny nie było w łóżku, musiała się wyślizgnąć kiedy spałam, nie to mnie jednak obudziło, prześcieradło było zupełnie mokre i ubłocone, szlam był dosłownie wszędzie, łącznie z moimi nogami, byłam zupełnie zdezorientowana, zerwałam szybko prześcieradło i pobiegłam z nim do łazienki. Z jakiegoś powodu było mi piekielnie wstyd, chociaż wiem, że nie ja to zrobiłam. Biegłam tak i biegłam z brudnym prześcieradłem w dłoniach, miałam wrażenie, że godziny mijają a ja nie mogę dobiec do celu, małe mieszkanko w bloku, które ledwie mieściło nas dwie nagle stało się ogromne, nie wiem czy to przez to, że miałam przeczucie że stało się coś złego, czy może przez to, że dopiero co się obudziłam. Kiedy wreszcie dotarłam do łazienki i wrzuciłam prześcieradło do pralki opadłam bez sił na podłogę. Czułam się jakbym przebiegła maraton, jakbym brodziła w czymś gęstym i lepkim, wszechogarniająca cisza potęgowała wrażenie zła i zgnilizny czającej się w każdym kącie. Włączyłam pralkę i usiadłam oddychając ciężko. Dopiero teraz przypomniałam sobie o Malwinie, o tym co się działo wcześniej tego dnia , łudziłam się jeszcze, że pewnie się obudziła i poszła poszukać jedzenia po kumplach, albo, że imprezuje gdzieś nad bagnem, ale w głębi duszy wiedziałam, że nie tym razem. Obserwowałam bęben pralki, który wirował powoli, widziałam jak grudki mułu rozbijają się o szybę i spływają po niej powoli, jak łzy. Było w tym coś hipnotycznego, coś wciągającego, jakaś dziwna stabilność wyzierała z tego tańca wody i martwych liści, brudne wzory na prześcieradle to pojawiały się to znikały chłostane wodą i detergentem. Nie wiem jak długo na to patrzyłam. Kiedy już udało mi się złapać oddech podniosłam się powoli i ostrożnie jakbym dopiero co zeszła z karuzeli. W głowie kręciło mi się niemiłosiernie, czułam się jakby mnie ktoś otruł, po chwili upadłam na kolana żeby zwymiotować. Rzygałam długo, pierogami, szlamem i krwią, miałam wrażenie, że błoto zaczyna wypełniać całe moje ciało. Kiedy myślałam, że nie dam rady już więcej wyrzygać nadciągnęła kolejna fala a za nią jeszcze jedna, na przemian płakałam i dławiłam się, byłam brudna i przerażona, trwało to całą wieczność, ale w końcu spłynęła na mnie obojętność, nie miałam już siły płakać i wołać o pomoc. Siedziałam nad sedesem i patrzyłam tępo w pustkę, dla zajęcia czymś umysłu czytałam etykiety na pustych butelkach w koszu na śmieci.

Kiedy już przeczytałam wszystkie, które leżały na wierzchu zaczęłam szukać kolejnych, w moje ręce wpadło jednak coś innego, coś co wystraszyło mnie znacznie bardziej niż to co działo się ze mną w ciągu tych kilkunastu godzin. Na dnie kosza zagrzebany pod stertą butelek, pudełek i podpasek leżał pozytywny test ciążowy. Malwina była w ciąży, to być może tłumaczyło jej niesamowity apetyt wieczorem, Malwina jest w ciąży... a teraz nie ma jej w domu. Zerwałam się na równe nogi, opierając się o ścianę i trzymając za wciąż niespokojny żołądek popełzłam do drzwi. Zarzuciłam kurtkę i w kapciach, człapiąc po kałużach ruszyłam do lasu. Coś mówiło mi, że tam ją właśnie znajdę. Szłam powoli i ociężale, moje nogi raz po raz grzęzły w ziemi, nawet nie wiem kiedy pogubiłam kapcie, ale szłam dalej. Po jakimś czasie poczułam znajomy zapach dolatujący do mnie spomiędzy drzew, zapach stęchlizny i wilgoci, zapach mułu, i delikatny słodkawy smród gdzieś w tle, zapach mojego bagna, mojego pierwszego kochanka. Im bliżej byłam tym bardziej szłam tam jakby nie z własnej woli, jakby coś ciągnęło mnie w tamto miejsce, gdzie ledwie kilkanaście godzin wcześniej dłonie topielców rozdziewiczyły mnie permanentnie, pokazały mi rozkosz i brud a teraz wyciągały się w moim kierunku i rozchylały przede mną krzaki. Nic już nie było mi obce, Trąbka jak jakiś kamerdyner wyłonił się gdzieś spomiędzy drzew i grając sobie na nosie poprowadził mnie w to samo miejsce w którym byłam rano. Tym razem nie było tu jednak pusto, ognisko było nadal zgaszone, jednak nad brzegiem było ciepło mimo tego, że był listopad. Na środku polanki leżała postać, dookoła której kłębiły się jakieś inne postacie. Podchodziły do niej to z jednej to z drugiej strony, stałam już zupełnie blisko, jednak nadal nie mogłam nikogo rozpoznać. Ich twarze były zamazane, sprawiały wrażenie jakby były w ciągłym ruchu, jakby drgały i zmieniały kształty. Nie starałam się niczego rozumieć, podeszłam jeszcze bliżej i w postaci leżącej na środku rozpoznałam swoją siostrę. Leżała naga, cała w szlamie, jej brzuch był nienaturalnie wydęty, postaci podchodziły do niej i wlewały jej wodę z bagna do ust a ona piła łapczywie i jęczała z rozkoszy jaką jej to sprawiało. Wyglądała jakby była w 9 miesiącu ciąży chociaż jeszcze kilka godzin temu była zupełnie normalną szczupłą nastolatką. Usiadłam przy niej i położyłam jej głowę na swoich kolanach, patrzyłyśmy sobie w oczy, czas nie miał znaczenia, rozmył się jak twarze topielców z bagna, dookoła panowała kompletna cisza. Gdy tak przy niej siedziałam topielcy powoli przestawali nosić jej wodę, skądś wiedziałam, że to już czas, wiedziałam, że tylko ja mogę to zrobić. Czekałam na sygnał, patrząc na moją piękną siostrę. Topielcy zniknęli, nad brzegiem zostałyśmy tylko my dwie i Trąbka. Malwina przez chwilę była cicho, jednak po jakimś czasie wyszeptała – Jeszcze- jej głos był odległy, miękki i aksamitny, sprawiał wrażenie jakby dobiegał zewsząd, nagle jej brzuch zaczął maleć, chwyciła się za podbrzusze obydwiema rękami usiłując zatamować szlam, który ciekł jej po nogach. Cichy rozkoszny szept zmienił się we wrzask osoby szalonej, walczącej o życie -Jeszcze!jeszcze!Jeszcze! Naga pobiegła w stronę wody, przyklęknęła nad taflą i zaczęła pić łapczywie prosto ze zbiornika. Poród się rozpoczął, woda leciała spomiędzy jej nóg strumieniami a ja podbiegłam do niej od tyłu. Usiłowałam zatamować to co z niej wylatywało, usiłowałam zatrzymać ten strumień brudu i szlamu, strumień alkoholu i spermy, ale nie ważne jak się starałam wszystkie moje wysiłki spełzały na niczym, ostatni błysk zdrowego rozsądku a może szaleństwa kazał mi podjąć ostateczny krok, krok po którym nie było już odwrotu, krztusząc się i nie mogąc złapać oddechu powoli i ostrożnie zaczęłam w nią wchodzić, postanowiłam zatamować potok sobą, dla niej, dla jej nienarodzonego dziecka... dla bagna.

Włożyłam w nią dłoń, potem drugą, kości trzeszczały kiedy cała wciskałam się do środka mojej siostry, zapadła nieprzenikniona ciemność i wtedy po raz pierwszy poczułam się bezpiecznie.

 

Malwinę znaleziono nad ranem była prawie zamarznięta, mokra i brudna. Dopiero w szpitalu przyznała się do tego, że była w ciąży. Płód nie przetrwał długich godzin w których matka nago przebywała na mrozie, a jej jedyne odzienie stanowiły białe majtki z fioletowymi brzegami.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Justyska 23.01.2019
    Uhu.. przelecialam ciurkiem przez ta bagnista opowiesc. Plynnie sie czyta. Dobrze dobrany jezyk do postaci ale nie infantylny. Zakonczenie pozostawia ciarki na plecach. Super!
    Pozdrawiam serdecznie!

    "Tym razem nie było tu jednak pusto, ognisko było nadal zgaszone, jednak nad brzegiem było ciepło mimo tego, że był listopad." Tu dwa razy - jednak
  • Justyska 23.01.2019
    Polecam zajrzec :)
  • ToxicFreud 23.01.2019
    Dziękuję za miłe słowa! :) Faktycznie coś w tym zdaniu nie brzmi zbyt dobrze. Dodawałem jako gość, więc nie wiem czy uda mi się to edytować, natomiast uwaga odnotowana:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania