Bąk inteligencji
Wyleciał na zbity brukiem chodnik
tak samo, jak on zbity.
Wyrzucony przez typów co kwity
mu kiedyś zapisali, ale wtedy błądził
ten nasz pijaczyna.
Obrzygał lampę, śmietnik i siebie:
swe chude ciało cieniem rzucone.
Alkohole pikantne — przez nie był w niebie,
choć teraz gwiazdy zdobią koronę
tej naszej pijaczyny.
A kiedy go psy w suce mijali,
szedł prosto, jak tylko mógł,
niczym struna — w tym stanie to cud!
Pojechali dalej, więc także test zdali.
Helikopter w głowie silniki odpalił.
Ciało zmarznięte przez mróz,
a on nawet się nie pożalił
z tego, że w gaciach ma gruz.
Wstąpił na pole, jak kiedyś na działo;
miłe to czasy, gdy był potrzebny,
chciany, nawet na dworze królewny,
a teraz tylko roboty za mało.
Dla niego te schody mordęgą nazwane
są niczym, gdy w głowie goni go pościg,
lecz nawet, jak schody oliwą polane
świecą śliskością, nie krzyknie litości
ta nasza pijaczyna.
Kiedy go mijam, cały świat mnie mija.
Śmierdzi inteligencją zawsze i wszędzie,
choć z ciała bąk smrodu mu się wybija
i czeka na moment, aż wreszcie zejdzie
z twarzy pajęczyna.
8 listopada 2018
Komentarze (2)
Z jednej strony wydaję mi się, że jest to całkiem porządny wiersz. Zachowałeś interpunkcję, są rymzy i inne szmery, bajery. Ale z drugiej strony nierytmicznie i tak... po prostu dziwnie. Jasne, że nie musisz mieć rymów od linijki, ale kiedy prezentujesz wiersz i uwzględniasz gramatykę, to chyba chcesz zachować miarowy porządek, tak? A raz wkładasz rymy przeplatane, raz parzyste i ciężko właściwie się połapać w tym wszystkim.
Nie potrafię tego określić. Jakoś mam wrażenie, że starasz się na siłę wydobyć z niego coś błyskotliwego, a jakoś, no jakoś po mojemu Ci to nie wychodzi.
Na pewno nie jest to żadna porażka. Banał nad banałami, ale potrzeba ćwiczyć po prostu i wyjdzie.
Nie oceniam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania