BDD#3 - W tym świecie trudno o zabawę
W tym świecie było trudno o zabawę. Na tle Zamieci nawet “najbielsze krowie mleko” wydawało się niedostatecznie białe. Obeszła blaszak ze wszystkich stron, szukając starych plakatów i zdjęć, chciała dowiedzieć się czym jest krowa i czy to krowa daje mleko. A może to właśnie krowa je sprzedawała wtedy wszystkim na świecie?
Nie znalazła żadnych podpowiedzi. Tylko cennik i nazwy - śmietankowe, truskawkowe, czekoladowe, wszystkie za jeden dziewięć dziewięć. Nazwy ze starego świata, które nic już nikomu nie mówiły.
Wzruszyła ramionami. Trudno, nie dowie się, o co chodzi z krową i mlekiem. Przełożyła karabinek na drugie ramię, poprawiła rynsztunek i ruszyła z powrotem do swojego celu - ruin ze stali i szkła. Kikuty przenikały przez zaspy i wystrzeliwały w niebo niczym rozpaczliwie wyciągnięta dłoń upadłego boga na sekundę przed jego śmiercią.
Nawet bogowie nie umknęli przed Zamiecią. Ze stalowych palców zwisały sople lodu. Oceniła na szybko ich kruchość i grubość, zastanawiając się, czy któryś przypadkiem nie spadnie jej na łeb.
Te miały jakieś osiem metrów długości, średnia dwóch metrów. Wprawdzie zwisały z tego gigantycznego koła z wagonikami, takimi jak te, którymi przewoziła węgiel w bazie. Zdecydowała jednak, że nie będzie się tam pchać - nawet jeśli usłyszy krach tuż przed upadkiem, to raczej nie zdąży uciec przed taką kupą lodu.
Zmieniła kierunek, kierując się prosto w labirynt czegoś, co mogła tylko zakładać, że służyło niegdyś rozrywce. Nie potrafiła wymyślić innego celu dla całej tej maszynerii z gałkami i przyciskami, dla pluszowych, skostniałych misiów, dla tych kulek, które kiedyś musiały być piłkami, a teraz przypominały kule lodu, które czasem spadają z nieba podczas burzy.
Przystanęła, chłonąc wrażenia ze Starego Świata. Ktoś jej opowiadał o takich miejscach, rodzaju parków, gdzie ludzie przychodzili, by się bawić. Kiedy jeszcze nie było trudno o zabawę. Uznała, że tradycje należy kultywować i wyciągnęła spod koca na ramionach odtwarzacz w futrzanym etui. Podłączyła słuchawki, wybrała piosenkę, po chwili przyjemne dźwięki “Lovedrug - Salt of the Earth”, zagłuszyły wieczny, nieprzerwany wizgot Zamieci.
Na wszelki wypadek jednak dotknęła karabinku - nie chciała, by Yeti ją zaskoczyli, kiedy słuchała muzyki. Nie mogła sobie pozwolić na opuszczenie gardy, niezależnie czy była na Pustkowiach, czy też w trakcie zwiedzania ruin.
I może dlatego odruchowo podskoczyła, kiedy przypadkiem zahaczyła jakąś dźwignię i tuż obok rozległ się metaliczny ryk, jakby ziemia otwierała się od wewnątrz. Chwyciła za broń, słuchawki wypadły z uszu, krzyknęła - ze strachu, z zaskoczenia, krzyknęła na niewiadome. To był świat, w którym się krzyczało.
Przed sobą ujrzała koniki, widywała takie na ilustracjach. Światła rozbłysły słabo, maszyneria ruszyła z trudem, krusząc lód w szklistych spazmach. Rozległa się melodyjka, która niewiele różniła się od dźwięku Zamieci - upiorna, wizgocząca, wcinająca się w skórę, wypalająca się w pamięci jedynie nieprzyjemnym wspomnieniem, do czasu, aż się do niej przyzwyczaisz.
Zabawa tym parku porosła rdzą i śniegiem, jak wszystko w jej świecie.
Podeszła ostrożnie do maszynerii, wskoczyła na nią, chwyciła się metalowej, zimnej rury. Pośrodku całego ustrojstwa był wielki słup, na którym widniały jakieś mazaje. Uśmiechnęła się pod nosem, z kocy wygrzebała kawałek węgla, rozkruszyła lód na tablicy, podpisała się.
“Numer 938, Dzisiaj”.
Nie zauważyła Yeti, który się za nią zakradł.
W tym świecie było trudno o zabawę.
Komentarze (23)
Świat, który w Polsce pojawił się z braćmi Strugackimi i ich Piknikiem na skraju drogi. Wolę moje baśniowe niż tamte post apokaliptyczne. W Twoim i tamtych faktycznie trudno o zabawę i to mnie zawsze smuci, nawet (a może właśnie dlatego?) jeśli jest dobrze napisane.
"...labirynt czegoś, co mogła tylko zakładać, że służyło niegdyś rozrywce."
Jest to dla mnie pozbawione sensu, bo wygląda na to, że mogła to "coś" zakładać w sensie - na siebie, nie wiem, dziwnie to brzmi. Może prościej by było "...labirynt czegoś, co wydawało się słuźyć niegdyś rozrywce".
Teraz tak, jest jakaś postapokaliptyczny świat, a panna ma gdzie naładować odtwarzacz? Mało tego, wie o niebezpieczeństwie, a mimo to wkłada do uszu słuchawki? To gruba lekkomyślność w świecie, gdzie trzeba mieć wyczulone zmysły, tak myślę.
"Zabawa tym parku porosła rdzą..." - o co chodzi?
Na koniec lekkomyślność zostaje ukarana, czego należało się spodziewać.
Klimat stworzyłeś ciekawy, ta melodia która brzmi jak wizg zamieci, fajnie. Jest złowróżbnie, zimno, obco, tylko bohaterka nagle najzwyczajniej... głupieje.
Dla mnie na 3.
1) "Przełożyła karabinek na drugie ramię, poprawiła rynsztunek i ruszyła z powrotem do swojego celu - ruin ze stali i szkła. Kikuty przenikały przez zaspy i wystrzeliwały w niebo niczym rozpaczliwie wyciągnięta dłoń upadłego boga na sekundę przed jego śmiercią.
Nawet bogowie nie umknęli przed Zamiecią. Ze stalowych palców zwisały sople lodu. Oceniła na szybko ich kruchość i grubość, zastanawiając się, czy któryś przypadkiem nie spadnie jej na łeb.
Te miały jakieś osiem metrów długości, średnia dwóch metrów. Wprawdzie zwisały z tego gigantycznego koła z wagonikami, takimi jak te, którymi przewoziła węgiel w bazie." - Zamieszanie? Rozumiem podstawę tej uwagi, ale jej nie podzielam. Obraz rysowałem bez szczegółów, które były zbędne i zostawiłem pole dla czytelnika. Najpierw jest o kikutach (metalowych częściach) wystających z zasp, które celowały w niebo, potem o stalowych palcach - ciąg stalowe ruiny - kikuty ruin - dłoń boga ergo - palce - stalowe palce będące elementami dużych konstrukcji, z których zwisały sople. Nie widzę tutaj zamieszania, to były celowe, sugestywne zabiegi i tutaj raczej metaforyka i symbolika rozbiła się o, hm, wymóg bezpośredniego przekazu.
2) "...labirynt czegoś, co mogła tylko zakładać, że służyło niegdyś rozrywce." - o niejednoznaczności językowej mógłbym trochę gadać, a sam fragment mógł zostać napisany inaczej, nie zmienia to jednak faktu, że jest pozbawiony sensu i błędny. Semantyka zawsze ustępuje miejsca pragmatyce. Zakładać można nie tylko na siebie ;)
3) Udowodnij mi proszę, że w przedstawionym przeze mnie fragmencie elektryka idzie w cholerę, zaś technologia nie jest na tyle futurystyczna, że odtwarzacz (Specjalnie napisałem odtwarzacz, nie walkmen, discmen czy inny ubermen) nie może być sprawny, naładowany lub w ogóle musiałby wymagać ładowania :)
4) Tak, panna zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa (która, na dobrą sprawę, jest zawsze niewiadomą, więc podjęła po prostu wykalkulowane ryzyko, jeno statystyka nie była na jej korzyść), ale panna pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia, co też odbiło jej się czkawką. Bo panna dokładnie taką osobą była - taką, która potrzebowała chwili wytchnienia w tym świecie i dała się ponieść klimatowi miejsca. Nie powiedziałbym, że głupieje - jest po prostu ludzka. Ludzie to nie chodzące za matematyczną logiką roboty, lecz przede wszystkim emocjonalne organiki.
5) "Zabawa tym parku porosła rdzą..." - o co chodzi? - o sugestywność i metaforykę.
Cóż, 3 więc, co poradzę ;) Z zarzutami się jeno nie zgadzam - wynikają dla mnie bardziej z osobistych preferencji i jakiejś wizji świata, który sobie wykreowałeś (pijąc do elektryczności i naładowanego odtwarzacza). A już nigdy się nie zgodzę z tym, że bohaterowie nie mogą głupieć pod wpływem chwili.
Co do sugestywności i metaforyki (jakże górnolotnie), napisałeś koślawe zdanie i chodziło mi o jego budowę, bo wymowy mogłem się w tym wypadku domyślić.
Zobaczyłem tylko to, co napisałeś i do tego się odniosłem. Poniewaź były też dobre strony, jest 3.
na wniknięcie do głowy autora (nie aubya)
śmieszna, nie śmirszna
Wybacz błędy z pośpiechu :)
Chwila słabości jest śmiesznością bohaterki, nie autora. Bohaterka od początku miała ten błąd popełnić i z premedytacją wlepiłbym te zachowanie jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Bo wychodzę z założenia, że ludzie robią głupostki przez właśnie miejsca, rzeczy, wydarzenia i emocje, które budzą.
Wracając jeszcze do przedstawienia świata - nie chcę, by czytelnik wbijał do mojej głowy, wolę, by interpretował przekaz do swojej własnej. W mojej głowie co jest - już napisane, wolę, by czytelnik stwierdził, co siedzi w jego. Od kikutów przez sople do palców, fakt, droga daleka i taka miała być - ale tutaj czytelnik może sobie powsadzać cokolwiek pomiędzy punkty na tej drodze.
Koślawe zdanie - ok, w porządku.
Akurat 3 mnie nie razi - cały system oceniania na opowi jest o kant tyłka potłuc, wolę komentarze ;)
Błędy - luz, zdarzają sie ;)
Zgadzam się, w 3500 znaków za dziada nie pokażesz wszystkiego jak należy i niedomówienia zawsze będą.
Napisałeś, że nie chcesz by czytelnik interpretował przekaz (w domyśle Twój), co uczyniłem i dodam, że nie bez przyjemności z samego czytania.
Oceny - fakt, więcej komplikują, niż pomagają.Czasem oceniam coś na pięć, a chwilę potem czytam coś tak genialnego, że ta wstawiona wcześniej piątka, powinna być tak naprawdę 2ją.
Poza tym po to się bawimy w to "okropne" pisanie, żeby sobie powyjaśniać różne nieścisłości.
W tym opowiadaniu przede wszystkim podoba mi się klimat - to , jak kreujesz świat poprzez myśli bohaterki , a także jej półświadome odruchy - wszystko jest po coś. Z sympatią uśmiechnęłam się , czytając fragment o mleku. 5 dałam już dawno, teraz mogę tylko wyrazić życzenie - żeby Wena Cię nie opuszczała :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania