Bec-de-corbeau

Wiatr zakręcał płatkami śniegu w powietrzu, tworząc małe, zimowe leje. Śnieg w tych stronach, wyjątkowo puszysty i biały, miał paskudną właściwość odbijania promieni słonecznych i oślepiania przydrożnych wędrowców. Ale nie tego dnia. Tego dnia panował półmrok. Valis postąpił kolejny, ostrożny krok, a jego but zanurzył się w śniegu aż po chochlę. Sutanna przemokła na wskroś, ociężała i zimna. Trzysta stóp dalej znajdowały się porozrzucane ruiny – kikuty wieżyc, gmachy domostw w większości ścięte niemal do gruntu, a jeszcze dalej ściana drzew otwierająca niezbadane połacie lasu. Kolejne bezimienne miasto, którego ząb czasu nie nadgryzł zanadto i nie zmienił jeszcze w zalesiony azyl dla duchów. Miejsce przypomniało mężczyźnie ciało rozstrzelanego kuszami więźnia. Śnieżnego trupa postrzępionego wbitymi bełtami budynków, ostrymi jak pazury i zgniłymi jak zęby palacza. Czuł się tu dobrze, czuł, że profanuje buciorami ten improwizowany cmentarz mieszkańców, którzy umierając, pewnie nie mieli pojęcia, z kim przyszło im się mierzyć. Kolejni, którzy obudzili się w przeddzień złych czasów, pomyślał. Zastygłe w przerażeniu twarze pojawiły się w jego głowie. Przystanął nagle, zrzucając ciężki plecak i wziął głęboki wdech. Wojenne tatuaże na twarzy przykrył szron, a zmoczona broda niemal zlodowaciała. Przeszył go dreszcz - irracjonalny strach, uczucie, że ktoś mu się przygląda. W oddali, na jednej z lepiej zachowanych wieżyc niespodziewanie pojawił się pokraczny cień, który równie szybko zniknął. Możliwe nawet, że wojownik go nie zauważył, bo tylko usiadł bez słowa na zaśnieżonej ziemi i położył na kolanach owinięty płótnami młot bojowy.

Bec-de-corbeau.

*

Przez pół klepsydry panował spokój. Przestało padać, a wiatr delikatnie smagał umarłe miasto, strącając to cegłę, to dachówkę, które spadały i tonęły w śniegu. Valis pomyślał, że jeżeli coś się na niego czai, to nie mógł dać temu czemuś lepszej okazji. Otwarty teren, zbyt daleko, by uciec między drzewa, zbyt pusto by stopić się z cieniem w ruinach. Cienie zamajaczyły na skraju lasu, a ciszę przeciął tętent kopyt. Bizony. Wielkie, białe stwory w regularnym rytmie wystrzeliwały z leśnych ostępów. Rząd za rzędem, kolumna za kolumną. Rogate cholerstwo, pomyślał Valis, a chude to jak wiór. Futro zwierząt prześwitywało na żebrach, głowie i zadzie. Zmęczone i słabe metr za metrem traciły impet, aż w końcu zaczęły padać. Jedno po drugim, jak postrzelone. Valis oszacował, że trzecia część zdechnie, nim stado dotrze na drugi koniec doliny. Już teraz zebrała się pokaźna uczta dla wron, które już zaczęłyby żer, gdyby ten ekosystem był normalny. Lecz normalny nie był - Valis doskonale wiedział, że normalny nie był. Jeden z bizonów, ciężarna samica, położyła się i umarła. Młode rozerwało brzuch i wychyliło łeb na zewnątrz. Zwierzęta te były nekrorodne, rodzic umierał przy porodzie. Valisa zdumiało jak oszczędna potrafi być natura. Młody bizon umiejętnie stanął na cienkich nogach. Obwąchał martwą samicę i zaczął rozpaczliwie buczeć. Trącał kopytem nieruchome ciało, którego dusza przemierzała już stepy zaświatów.

I wtedy zginął.

Ścięty wichrowym uderzeniem. Valis poderwał się z ziemi, widział tylko cień napastnika. Nagle bizony zaczęły ginąć, jeden po drugim. Mężczyzna słyszał tylko dźwięk łamanych karków i opadające bezwładnie zwłoki. Za nim zamajaczył jakiś kształt. Duży, nieregularny. Valisowi serce zabiło mocniej, był pewien, że to Niedzbożek albo inna szkarada gorszego sortu. Obrócił się i ujrzał kły długie jak palec.

Chimera.

Valis dobył broni. Pierwszy raz widział takie stworzenie; z miejsca wywołało u niego odrazę. Chimera miała ciało i głowę lwa, a na placach wyrastał fioletowy kozi łeb. Futro było do połowy rude, do połowy brązowe, przechodząc strefami w fiolet bliżej koziego pyska. Stwór poruszał się na trzech lwich łapach i jednej koziej, do tego na końcu pleców wyrastała bezoka głowa węża na szyi zwiniętej jak ogon skorpiona. Nie była to więc Chimerae Monstorsa, Valis asekuracyjnie przyjął pozycję defensywną. Zmobilizował wszystkie zasoby pogardy, by przełamać strach. Chimera podeszła powoli i leniwie. Kozioł rechotał demonicznie, a śmiech ten przy końcach tonów przypominał ludzki. Valis wyszedł naprzeciw, mierząc w stwora czubkiem Kruczego Dziobu. Lew stanął tuż przed nim.

- Znaj łaskę Sędziego. – rzekł Valis.

Wtedy chimera ruszyła.

 

*W innym miejscu i czasie, w tym samym uniwersum…*

 

Kate była zajęta. Zawsze była zajęta. Dzisiaj jednak głowy nie mąciła jej mordercza praca i kaprysy pijanego brata. O nie. Żadnego sprzątania, ani innej roboty. Dzisiaj robiła, to co lubi najbardziej.

Strzała przeszyła powietrze jak tajfun i wbiła się w pień na palec.

- Znosi na prawo, znosi na prawo… Ech, sosnowe są za lekkie – powiedziała Kate i nałożyła kolejną strzałę na cięciwę, tym razem jesionową. Oszczędny ruch, krótki świst i z pnia wystawał drugi drzewiec, tym razem wbity na dwa palce. Kate się uśmiechnęła. Oczarowana swoimi postępami odpłynęła w krainę marzeń. Marzeń o smokach, marzeń o dziewicach zamkniętych w wieży i ukrytych skarbach. Roześmiała się głos, a jej włosy zalśniły rubinowo w cytrynowym słońcu. Na dalekim horyzoncie, za złotowłosymi polami pszenicy, widziała szaro-pomarańczową wieżę wiejskiego kościoła. Parafia w Węgorzewie. Z wioski dochodził rytmiczny dźwięk uderzania młota o kowadło, odgłosy jakichś swar na rynku, a nawet przytłumiony głos herolda, który obwieszczał wszem i wobec, że nastąpiła zmiana w prawie, ale i tak jej nie zrozumiecie – to w końcu prawo. Ma być przestrzegane a nie rozumiane, pomyślała Kate.

Dziewczyna zadumała się, linią wzroku obejmowała cały swój mały świat. Myślami jednak wybiegała dalej. Znacznie dalej, dalej niż Góry Hetmańskie, dalej niż Ocean Upiorów, dalej nawet niż Gardło Świata. W tym momencie pomyślała o bracie Davidzie i dotknęło ją uczucie strachu. Zdekoncentrował ją ten festiwal nastrojów i kolejna strzała nawet nie otarła się o pień.

- Gdyby była okazja, gdybym tylko natrafiła na jakąś okazję… - pomyślała i wtedy, właśnie wtedy, stało się coś dziwnego. Powietrze wokół niej zmarszczyło się jak gąbka. W jednej chwili temperatura spadła niemal do zera, a wiatr zionął chłodem niczym smok. Wtem tuż obok niej z hukiem pojawiła się szczelina, jakby ktoś przeciął przestrzeń nożem. Wypadł z niej jakiś mężczyzna ubrany na czarno, choć skuty szronem jak mroźny poranek. Kate wytrzeszczyła oczy, a zanim upłynął jeden oddech, ze szczeliny wypadło jeszcze jakieś stworzenie. Niby lew, niby kozioł, nie była pewna co, ale było ogromne. Dziewczyna podświadomie odskoczyła. Oszroniony wojownik jednak nie czekał, w jego ręku błysnął młot bojowy, zakończony grotem ostrym jak włócznia. Natarł na potwora, ale ten nie pozostał dłużny. Starli się. Z kłębka wirów, piruetów, fint i cięć wynurzyli się po chwili zroszeni krwią i strzępkami mięśni. Kozioł-lew rechotał demonicznie. Widać było od razu, że wojownik wyszedł ze starcia w znacznie gorszej kondycji. Krew z rozciętego czoła lała mu się na oczy, przez co widział niewiele. Otrzymał silne uderzenia łapą, zrobiwszy przewrót w ostatniej chwili, uniknął poważnego zranienia między obojczykiem a żebrami. Osłoniła go torba, która - rozerwana na strzępy - wypluła swoją zawartość. Potwór obrócił się nagle i kopnął mężczyznę tylnymi nogami. Ten odleciał kilka metrów dalej i padł bez życia na ziemi. Kate sparaliżował strach, chciała napiąć łuk, ale ręce odmówiły posłuszeństwa. Potwór wtenczas stanął swoim ogromnym cielskiem na nieprzytomnym mężczyźnie. Lew ryknął w geście tryumfu. Kate obróciła się i już miała uciekać, kiedy usłyszała, że – jak sądziła - nieprzytomny mężczyzna się śmieje. Lew pochylił do niego głowę i przyglądał mu się badawczo. Wtedy młot bojowy błysnął amarantową poświatą, po czym eksplodował fioletową aurą. Potwór stanął w fiołkowo-fioletowym ogniu, a wojownik podniósł się z ziemi.

- Do kroćset, zaraza z tobą! – wykrzyczał w stronę potwora. Powietrze przesyciło się magią. Podniósł młot i zaczął nim machać w powietrzu, co generowało potężne fale uderzeniowe koloru sczerniałego wrzosu. Jedna za drugą uderzały w lwa-kozła, który zaparł się na nogach i stawiał opór jak wiekowy dąb zimowej wichurze. „Kiedy wreszcie zdechniesz?” – kotłowało się w głowie wojownika. Lew w końcu skapitulował, resztką sił ruszył na oponenta i staranował go, po czym zaczął uciekać, uciekać ile sił w nogach.

W stronę pobliskiej wsi.

Wojownik odprowadził go zawiedzionym spojrzeniem.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 14

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (28)

  • Ritha 01.07.2019
    O, wreszcie jest co poczytać. Do kawy na rano zostawię.
  • Jared 02.07.2019
    Ale z mleczkiem ;3
  • Ritha 02.07.2019
    Oczywiście, że z mleczkiem. No i oczywiście się nie zawiodłam. Świetne opisy, świetne sceny,. Zatrzymanie kadru tam gdzie trzeba. Będzie to kontynuowane?
    „- Znaj łaskę Sędziego. – rzekł Valis” – kropeczka out
    Dobry kawał tekstu
  • Jared 02.07.2019
    Na pewno jako powieść do szuflady, bo miałem okładkę gdzieś nawet zrobioną ノ•ᴥ•ʔノ Nie wiem, pomyślę XD Wbiłem też bo chciałem literkowej, ale przerwa jest :((
  • Ritha 02.07.2019
    A no widzisz. Nie pisiaj do szuflady, wrzucaj tu, podniesiesz troszku poziom i zawsze coś więcej konkretnej prozy pośród tego napompowanego fanatyzmem, obłudą i pseudaklasą wierszoklectwa.
    Ach! Sory, miło po prostu widzieć z powrotem.
    Ciao
  • Ritha 02.07.2019
    ps. Literkowe mają przerwę wakacyjną, ale TW działa prężnie. Zapraszamy :)
  • Jared 02.07.2019
    Ritha, Wasz regulamin jest dłuższy niż DNA Pana Boga XD
  • Ritha 02.07.2019
    Jared hahahaha, noo, to my z Karawanem namodzili taki :D To ino formalnosci, nie ma tam zadnych haczyków, a rozjasnic to Ci mogie w trzech zolnierskich zdaniach. Dostajesz zestawa, piszesz na swoim poziomie, prawdopodobnie rozkurwiasz system. Byloby ciekawie napewno :D
  • Johnny2x4 01.07.2019
    On wrócił! Sami wiecie kto... on wrócił!
  • Jared 02.07.2019
    Zawsze mówiłem, że Elvis żyje! :P
  • Tomek Bordo 01.07.2019
    Cześć jared
  • Enchanteuse 01.07.2019
    No nie wierzę, wróciłeś :)
  • Jared 02.07.2019
    Wróciłem z nową taktyką - nie wchodzić w żadne dyskusje z trolami, oby tym razem zadziałało XD Thanks for watching :P
  • Tomek Bordo 02.07.2019
    Jared to bardzo dobrze, bo ostatnio trzech trolli się tu pojawiło: kanulas, akwamen i gregory
  • Enchanteuse 02.07.2019
    Jared dokładnie, nie trza zwracać uwagi, nie ma za co
  • Dekaos Dondi 01.07.2019
    Jared→Bardzo mi się podobało. Dobrze napisane, obrazowo, a tekst sprawia wrażenie, że nie można nic dodać, nic ująć.
    Jest dokładnie tle ile trzeba. Zazębienie się dwóch światów. Pozdrawiam→5
  • Jared 02.07.2019
    Zawsze mnie te strzałki zastanawiały XD Ale lubię je widzieć - dzięki za refleksje : )
  • pkropka 01.07.2019
    Witaj Jared, dobrze Cię widzieć.
    "Przez pół klepsydry panował spokój" - piękne budowanie klimatu.
    W ogóle masz cudowne opisy. Czytałam z ogromną przyjemnością.
  • Jared 02.07.2019
    Bardzo mi zatem miło :3
  • Przybędę w wolnej chwili...
  • JamCi 02.07.2019
    Bajeczne. Ale tempo! Niesamowicie obrazowe i ciekawe dla mnie.
    Roześmiała się głos. "w" allbo "na". 5
  • alfonsyna 02.07.2019
    Jared, piszże te tytuły po polsku, a nie wydziwiaj! XDD
  • stefanklakson 02.07.2019
    Dziób kruka. Jest nastrój, opisy fajne, tego typu teksty mnie przerastają jako powiedzmy 'autora', żeby napisać coś takiego na pewno trzeba się dużo nasiedzieć.
  • Karawan 02.07.2019
    Jared nie siedział! Sprawdzałem w IPN!! :) Brawo i dzięki za zmuszenie do sięgnięcia do słownika francusko - polskiego ;)
  • Karawan 02.07.2019
    Już teraz zebrała się pokaźna uczta dla wron, które już zaczęłyby żer - imho drugie "już" zbędne :)
    Powietrze przesyciło się magią. Podniósł młot i zaczął nim machać w powietrzu, co generowało potężne fale uderzeniowe koloru sczerniałego wrzosu. - brakło mi rzeczownika określającego kto podniósł młot. Oczywista to sprawa, ale... ażby się chciało jakiegoś "poranionego", albo "pozornie nieżywego" ... sam wiesz Autorze. Raz jeszcze dzięki za opowieść :)
  • Tomek Bordo 03.07.2019
    Jared ani ja ani Bogumił nie promowaliśmy ani promować nie będziemy "mowy nienawiści i wbijania na pal pedałów". A to grożenie zgłoszeniem na prokuraturę z tego co pisałeś sprawiało ci przyjemność, więc pewnie chodziło ci tylko o to, że chciałbyś się nas pozbyć.
  • Jared, oto Twój zestaw:
    Ósmy pasażer
    Coś we mnie mieszka

    Gatunek (do wyboru): horror lub list
    Pod kątem antologii możliwe też pochodne horroru

    Piszemy do niedzieli 21. lipca, godz.19.00.

    Powodzenia :)
  • MKP dwa lata temu
    Bardzo fajne: pełne opisy wykorzystujące wszystkie zmysły, przemyślane sytuacje i bogate życie wewnętrzne bohaterów

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania