Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

BeefBurger

Dom wydawał się urządzony ze zbyt dużym przepychem, ale często tak bywało w domach nowo dorobkiewiczów. Siedział w potężnym uszatym fotelu przy stoliku kawowym wykonanym z plastra drewna i żywicy epoksydowej, w której wymieszane były różnokolorowe kleksy barwnika.

„Co za bezguście” – pomyślał.

Lekko tęgi mężczyzna siedzący po drugiej stronie drapał się zawzięcie po brodzie, przyciętej w typie drwala.

- No nie wiem Panie Mateuszu, mówi Pan że patrol dojedzie w przeciągu 8 minut?

- Tak gwarantuje nasza umowa na ochronę Pańskiego domu.

- Ale sam Pan przyzna, Panie Mateuszu że jednak jesteśmy na zadupiu.

- Powiedział bym że raczej w urokliwej lokalizacji – uśmiechnął się, dobrze wiedział jak połechtać ego klienta – tym bardziej musi Pan zadbać o bezpieczeństwo swoje i swojej rodziny. Nasza firma gwarantuje szybki dojazd oraz interwencję na Pana posiadłości.

- Ech niech będzie, trzeba przyznać że warunki umowy macie najlepsze – tęgi mężczyzna sprawnym ruchem złożył podpis na umowie.

Po krótkiej kurtuazyjnej rozmowie Mateusz wyszedł z domu. Odetchnął głęboko świeżym powietrzem przyciskając do boku teczkę z podpisaną umową. Wiedział że to przepustka do większej premii. Nie lubił tych spotkań z ludźmi z których większość „wyżej sra niż dupę ma” ale trzeba przyznać że pieniądze, które otrzymywał za umowy podpisane z klientami „premium” były więcej niż dobre. To go trzymało w miejscu w którym jest, chociaż czasem się zastanawiał czy nie rzucić tej pracy i nie zacząć robić czegoś innego. Nie czuł przesadnej satysfakcji z tego zajęcia. Otworzył drzwi swojej służbowej Skody Fabii i umościwszy się w fotelu włączył płytę Metallica. Po chwili z głośników poleciał jeden z hitów „Sad but true”.

„I'm your dream, make you real

I'm your eyes when you must steal

I'm your pain when you can't feel

Sad but true”

Zaśpiewał refren razem z Jamesem Hetfieldem, kiwając głową do rytmu. Skoda z łoskotem wjechała na drogę asfaltową prowadzącą do miasta. Mijał pola i pojedyncze zabudowania. Czuł jak w jego żołądek domaga się jedzenia poprzez regularne burczenie. Jak na zawołanie jego oczom ukazała się budka z neonem „BeefBurger”. Zjechał. Akurat burgery to było coś co mógł jeść bez przerwy. Chętnie też testował nowe burgerownie., więc przy okazji zaliczy kolejną degustację. Zamówił cheesa z sosem BBQ i boczkiem. Usiadł przy drewnianym stole ustawionym z boku. Nie czekał długo na swoją kanapkę. Z wielką przyjemnością wgryzł się w nią, na tyle łapczywie że sos BBQ zalał mu brodę.

- Całkiem niezły – skwitował po zjedzeniu całości.

Dziewczyna siedząca w budce odpowiedziała uśmiechem.

- Zapraszamy ponownie – rzuciła do odchodzącego już w stronę samochodu Mateusza. Wsiadł do Skody i pochwycił kubek, który stał w uchwycie. Dopijał zimną już kawę, którą kupił wcześniej na Orlenie. Po przejechaniu kilku kilometrów poczuł to co nieuchronne, kawa Orlenowska plus dwie kawy wypite u klienta musiały dać o sobie znać. Ucisk na pęcherz z sekundy na sekundę stawał się coraz większy.

- Kurwa, no nie dojadę – powiedział do siebie.

Szybko zaczął przerzucać informacje w swojej głowie myśląc czy jest tu jakieś ustronne miejsce w którym może się zatrzymać. Nie kojarzył nic takiego. Skręcił w lewo w losowo wybraną szutrową drogę. Po przejechaniu kilkuset metrów i minięciu kilku zabudowań jego oczom ukazały się stare poniemieckie forty otoczone niedużym laskiem brzozowym. Zaparkował auto na poboczu. Podszedł do furtki i lekko nacisnął na klamkę. Bramka otworzyła się ze skrzypnięciem. Idąc w głąb kompleksu fortów, rozglądał się czy nie ma nikogo nieproszonego. Stanął przy ścianie i nerwowo zaczął rozpinać rozporek.

- Łoooo ale ulga.

Kiedy skończył odwrócił się na pięcie i podążył w stronę samochodu. Szedł rozmyślając o tym co wrzucić na ruszt dziś wieczorem, do jego uszu dobiegł cichy skowyt, jakby płacz. Zerknął przez ramię i dał by sobie głowę uciąć że widział rękę czołgającej się osoby, która została wciągnięta z powrotem do bunkra.

- Co jest? – mruknął.

Odwrócił się i spojrzał w ciemność, która kryła się za otwartymi, potężnymi metalowymi drzwiami.

- Halo, jest tam kto?

Odpowiedziała mu jedynie głucha cisza.

- Halo – zbliżał się powoli do drzwi.

Nie słyszał nic. Żadnego szmeru, żadnego nawolywania o pomoc. Przekroczył próg bunkru. Ciemność otoczyła go ze wszystkich stron. Minęła dłuższa chwila zanim oczy zaczęły się przyzwyczajać. Bardzo delikatne promienie słońca wpadały przez malutkie okienka, umieszczone niezwykle rzadko. Okienka zapewne służyły tylko do tego aby włożyć karabin w szczelinę i ostrzelać wroga. Rozejrzał się. Wąski korytarz prowadził w lewo i w prawo, nie było innej drogi.

- Co za bzdury – powiedział. – coś mi się przesłyszało.

Przecież nie możliwe że ktoś zdążył już zniknąć, zwłaszcza szamocząc się tudzież ciągnąć kogoś za sobą. Odwrócił się i zobaczył że metalowe drzwi przez, które wszedł do środka są zamknięte. Wpadł w lekką panikę. Zaczął szarpać za klamkę, lecz drzwi nie drgnęły. Panika zwiększała się z sekundy na sekundę. Szarpał klamkę coraz mocniej. Do jego uszu dobiegł dźwięk, którego nie chciał usłyszeć. Dźwięk pękającego metalu. Klamka została w jego ręce.

- Zajebiście.

Wiedział że to zdecydowanie komplikuje sytuacje. Wziął głęboki oddech i głośno wypuścił powietrze z płuc.

- Musi być jakieś inne wyjście.

Wyjął z kieszeni telefon. Bateria była jeszcze w dobrym stanie, 52%. Na ikonie zasięgu majaczyła jedna kreska. Przeleciał w myślach swoje kontakty zapisane w telefonie. Żadnego znajomego w okolicy. Wykręcił numer Tomka, swojego najlepszego kumpla. Usłyszał jednak komunikat poczty głosowej, miał wyłączony telefon.

- Szlag.

Drugi wybór padł na Szymona, drugiego z kumpli.

- Jest sygnał – odetchnął.

Szymon odebrał.

- Siemka, co tam?

- Hej stary, dziwna sprawa. Pomożesz?

- Co tam, co tam?

- Podeślę Ci pinezkę z googla, utknąłem… – w telefonie rozległ się trzask – Halo? Halo? Szymek, słyszysz mnie? Halo.

Cisza.

- Kurwa – spojrzał na telefon. Brak zasięgu.

Grube mury bunkra i metalowe drzwi skutecznie zagłuszyły ostatnie skrawki sygnału.

- Ja piernicze.

Rozejrzał się jeszcze raz. Jedyna myśl jaka przyszła mu do głowy to to że może w dalszej części bunkra znajdzie chociaż jedną kreskę zasięgu. Ruszył więc w prawo. Wydawało mu się że jest tam więcej światła. Wpatrywał się w telefon mając nadzieje ze za chwilę pojawi się choć jedna kreseczka zasięgu. Na razie nic. Stanął i uniósł telefon w górę kręcąc się dookoła tak jak by miało to spowodować napływ fal GSM. Nie spowodowało. Przy jednym z obrotów poczuł jak noga osuwa się. W panice zaczął wymachiwać rękami niczym wiatrakami, szukając oparcia. Oparcia nie było. Runął w dół schodów, obijając się niemiłosiernie. Zatrzymał się na półpiętrze metalowych schodów prowadzących w dół. Sweterek w który był ubrany zaczynał przesiąkać krwią na lewym rękawie. Leżąc i opierając jeszcze głowę na metalowej barierce, podwinął rękaw. Z rozciętej ręki sączyła się krew, choć rana nie wyglądała groźnie. Mając w głowie amerykańskie filmy akcji, których był fanem, ściągnął z siebie sweter i owinął rękę.

- Kurwa – syknął. Za szczypało.

Powoli podniósł się, rozmasowując obolałe plecy. Bez wątpienia nabawił się kilku solidnych siniaków. W ciągu chwili znalazł się na schodach prowadzących w dół. Zauważył blade migocące światło. Nie mogło to być światło naturalne, ten poziom bunkrów musiał znajdować się już pod powierzchnią ziemi.

- Halo, jest tam kto? – zapytał w przestrzeń. – Halo, halo.

Nic się nie wydarzyło. Nikt nie odpowiedział. Stwierdził jednak że ktoś musiał zapalić to cholerne światło. Zrobił kolejne kroki w dół. Uderzył go dziwny zapach, stęchlizna starej piwnicy wymieszana z fekaliami. Nie było to przyjemne doznanie ale musi tam ktoś być, przecież świeci się to cholerne światło. Powolnym krokiem ruszył w jego stronę. Noga potwornie bolała. Zastanowił się przez chwilę czy nie jest złamana lub pęknięta, tylko czy dał by radę wtedy iść? Wzdłuż słabo oświetlonego korytarza znajdowały się drewniane drzwi rozmieszczone co kilka metrów. Gdzie mogły prowadzić? Wyglądały niczym wejścia do cel więziennych. Na drzwiach mieściły się malutkie, zasuwane lufciki. Próbował odsunąć jeden z nich lecz nawet nie drgnął. Szedł dalej. Spróbował z kolejnymi drzwiami. Lufcik odsunął się z lekkim skrzypnięciem. Nie wiele było widać. Światło wpadające do sali było zbyt nikłe. Już miał odejść kiedy usłyszał delikatny ruch w kącie zaciemnionej celi. Brzmiało jak cichy szczęk łańcucha.

- Jest tam ktoś? Możesz otworzyć?

- Pomocy – wydobywający się z wewnątrz celi głos był ledwo słyszalny. – pomóż mi, proszę.

Włosy zjeżyły się na jego karku.

- Hej co tu się dzieje?

Zaczął pociągać za klamkę, lecz drzwi były zamknięte na klucz.

- Kim jesteś? – zapytał.

- Klucz… klucz, bez klucza nie otworzysz – odpowiedział słaby głos.

- Gdzie go znajdę?

Cisza.

- Hej gdzie go znajdę?

Nic.

- Kurwa, co jest?

Pociągnął jeszcze kilka razy za klamkę ale drzwi nie ustąpiły. Chciał podnieść nogę na tyle wysoko by kopnąć w okolice klamki, lecz poobijane ciało zaprotestowało.

- Cholera.

Przez głowę przelatywały mu setki myśli. Wrócić się i sprawdzić drzwi? Może skoro cudownie się zatrzasnęły to teraz cudownie się otworzą. Czy jednak iść dalej. Ruszył powoli w stronę światła lecz teraz był bardziej czujny i skupiony. Korytarz prowadził do potężnej sali w kształcie octagonu. Sala była otwarta. Nerwy ściskały żołądek. Zrobiła mu się nie dobrze. Zajrzał powoli do środka. Na środku stał duży stół, wykonany z metalu. Po bokach miał zapięcia wykonane, jak się wydawało, ze skóry. Zaczepy musiały służyć do zapinania w nich ludzi, bez wątpienia. Przy stole stał stolik również wykonany z metalu na którym znajdowały się strzykawki, wyglądające ja te wielorazowe z filmów z lat 50. Z boku stał regał na którym skrupulatnie poukładane były narzędzia, które zdecydowanie nie przypominały chirurgicznych a wręcz wyglądały na narzędzia rzeźnickie. Potężne tasaki, toporki i noże. Wyglądało to jak przedziwna sala tortur. W jednym z rogów pomieszczenia wypatrzył cos przedziwnego. Wyglądało jak gigantyczna maszynka do mięsa.

-Czy to maszynka do mięsa? – szepnął sam do siebie. – co to kurwa jest?

Wzdrygnął się kiedy usłyszał kroki dobiegające z miejsca z którego przyszedł. Usłyszał dźwięk otwieranych z łoskotem drzwi. Postanowił przykucnąć w zacienionym wykuszu, który wymacał ręką. Po chwili usłyszał krzyk, przytłumiony ale wyraźny. Lekki hałas szamotaniny i cisza. Cisza, która nie trwała zbyt długo. Po chwili znowu usłyszał kroki człapiące w jego stronę oraz odgłos ciągnięcia czegoś. W słabym blasku żarówek zobaczył tą człapiącą postać. Na oko 190 wzrostu, potężny brzuch wystający z pod zbyt krótkiej podkoszulki, w pasie owinięty był białym, poplamionym fartuchem. Poruszał się wolno, flegmatycznie. Za sobą ciągnął swoją ofiarę, trzymając ją za włosy. Naga młoda dziewczyna, zakrwawiona. Większość jej ciała pokrywały bordowe krwiaki. Wydawało się że żyła, ale była ledwie przytomna. Coś mu się przewróciło w żołądku, ależ mu było niedobrze. Grubas wciągnął dziewczynę do pomieszczenia, rzucił ją na metalowy stół i zapiął ręce oraz nogi. Odwrócił się do niej plecami. Zaczął przyglądać się swoim narzędziom umieszczonym na regale. Ujął w dłoń jeden z toporków i podszedł do dziewczyny. Sprawnym ruchem odciął jej głowę, która upadła i potoczyła się po ziemi. Mateusz zakrył usta rękoma, próbując ukryć odruch wymiotny.

Mężczyzna sprawnie oddzielał kolejne części ciała. Uruchomił maszynę po czym zaczął wrzucać do niej odcięte kawałki ciała. Z drugiej strony wychodziła mieszanka przypominająca mięso mielone. Mateusz z trudem powstrzymał się aby nie zwrócić dzisiejszego obiadu. Łzy napłynęły mu do oczu.

- Co tu się odpierdala? – zapytał sam siebie szeptem.

W panice zaczął się wycofywać. Próbując wstać na nogi z niewygodnej pozycji potrącił coś ręką. Metalowy pręt z głośnym hukiem upadł na ziemię. Grubas obejrzał się przez ramię. W słabym blasku żarówek zauważył nieproszonego gościa. Na jego, do tej pory beznamiętnej twarzy zaczęła malować się złość. Wydawał z siebie dźwięki niczym rozjuszony byk. Mateusz nie mógł się podnieść. Obolałe i zdrętwiałe ciało odmawiało posłuszeństwa. Chwycił się w panice potrąconego pręta i zaczął wycofywać się szorując tyłkiem po zimnym betonie. Grubas podniósł tasak w górę i ruszył w jego stronę. Robił co mógł by się podnieść. Ręce jednak uślizgiwały się. Rana na ręce piekła niemiłosiernie. Mężczyzna był coraz bliżej. Mateusz już czuł zimno metalowego tasaka wbijającego się w jego głowę. Słyszał fuczenie. Był już o krok. W akcie desperacji wyciągnął przed siebie metalowy pręt, na tyle wysoko na ile pozwoliła zdrętwiała ręka. Zamknął oczy. Rozjuszony grubas wpadł prosto na kawał metalu, który wszedł w jego tłusty brzuch jak w masło. Wydał z siebie wrzask bólu, który jeszcze bardziej przeraził Mateusza. Wypuścił pręt z ręki odsuwając się na bok, włożył w to tyle siły ile tylko mu pozostało. Pręt opierając się o beton przebił mężczyznę na wylot. Złowrogie dźwięki ustąpiły głuchemu rzężeniu. Z jego ust pociekła strużką krwi. A wściekły wyraz twarzy zmienił się w błagalny. Nie rozumiał co się stało. Po chwili zwalił się z łoskotem na posadzkę. Tym razem żołądek Mateusza nie wytrzymał i dzisiejszy obiad znalazł się na ziemi, tuż obok ciała. Zauważył pęk kluczy przy pasie nieboszczyka. Odpiął je nie bez trudu i trzymając się ściany ruszył w stronę wejścia. Kiedy doszedł do pierwszych drzwi prowadzących do cel. Otworzył je. Cela była pusta. Kolejne też. Doszedł do drzwi za którymi znajdowała się osoba, która prosiła go o pomoc. Ta cela również była pusta.

- Kurwa – syknął. – to musiała być ta dziewczyna.

Łzy stanęły mu w oczach. Podszedł do kolejnych drzwi. Otworzył je. Rozświetlając telefonem wnętrze pomieszczenia, zobaczył kilkanaście ciał wijących się na posadzce. Wyglądały jak odurzone jakimś narkotykiem. Straciły kontakt z rzeczywistością. Przerażony ruszył na tyle szybko na ile mógł w stronę wyjścia. Obijając się o barierki dotarł do metalowych drzwi przez, które dostał się do środka. Drzwi dalej były zamknięte. Miał nadzieję że któryś z pęku kluczy będzie pasował. Po kilku próbach znalazł pasujący klucz. Pchnął drzwi. Wyszedł na zewnątrz. Wiatr omiótł jego twarz. Wziął głęboki oddech. Świeże powietrze dotarło do płuc. Nie czuł jeszcze chyba przyjemniejszego uczucia. Odszedł kawałek i usiadł na betonowych schodkach. Spojrzał na telefon. Miał całe dwie kreski zasięgu. Wykręcił numer 112.

- Witam, tu numer alarmowy 112 operator nr 32. W czym mogę pomóc?

- Proszę mi pomóc… - powiedział drżącym głosem.

Policja zjawiła się w ciągu 10 minut, pogotowie również. Miał wrażenie że cały czas dojeżdżały nowe radiowozy i karetki. W jego głowie panowała pustka. Myślał że zaraz zemdleje. Widział jak wynoszą na noszach ludzi. Chyba żyli. Popatrzył w stronę bunkra. Sanitariusze tachali w czterech nosze z grubasem. Przeszli tuz obok Mateusza. Jego wzrok przykuł fartuch na którym błyszczało logo BeefBurger. Po raz kolejny żołądek podszedł mu do gardła.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • SwanSong 4 miesiące temu
    Czemu Pan wielką literą? To nie list. Masz źle zapisane dialogi.
  • Nuru 4 miesiące temu
    Bardzo proszę o podpowiedz, co jest źle z dialogami?
  • SwanSong 4 miesiące temu
    Nuru Poradnik zapisywania dialogów się kłania. Łatwo znaleźć w necie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania