"Bezsenność"
Wstęp
„Jeżeli dziś czytacie mój list, to znaczy, że … mnie już nie ma. To znaczy, że przegrałam moją walkę. Nie płacz mamo, bo wiem, że pewnie jest ci ciężko. Ogromnym bólem i niesprawiedliwością jest, gdy rodzic musi stać nad trumną swego dziecka, lecz obie wiemy, że nie było innego wyjścia. Dziękuję wszystkim, którzy z pewnością teraz się ze mną żegnają i błagam ich o modlitwę. Będzie mi bardzo potrzebna. Wybaczcie mi proszę moje ostatnie miesiące życia. Życia, które nie było moje…
niestety…”
Magda, ur.12.03.87r.
Zm. 06.11.10r.
Rozdział I
Wysypuję na dłoń dwie magiczne pigułki benzoktaminy, jedną maprotyliny, kolejną arypiprazolu, otwieram kolejną buteleczkę i odruchowo spoglądam na męża. Myśli, że nie widzę. Myli się. Jego spojrzenie pełne jest zmęczenia, litości, rozczarowania, złości i wstydu. Patrzy na kolejne psychotropy wysypujące się na mój talerz. Podnosi wzrok i nasze spojrzenia spotykają się. Przez chwilę patrzymy na siebie i czuję to, że każde z nas ma ochotę coś wykrzyczeć, rozpłakać się bądź wyjść, ale kolejne upływające sekundy trzymają nas w tym stalowym bezruchu umacniając siatkę milczenia. Mam okazję by napatrzeć się na jego twarz, zniszczoną, zmęczoną, przeszytą ostrymi liniami zmarszczek, tak inną od tej którą pamiętam z czasów młodzieńczych wybryków, a jest przecież jeszcze taki młody. Mój mąż – moja ofiara.
– Tatusiu, zobacz co się stało z panem zajączkiem. – nasz dwuletni synek Michałek przerywa tą chorą sytuację wbiegając do kuchni z małym pluszakiem, któremu najwyraźniej mijające lata czynnej zabawy dały porządnie w kość. Dziś najwyraźniej stracił oko. – Pokaż, poszukamy kleju i spróbujemy naprawić tego biedaka.-Synek posłusznie oddaje zabawkę i spod ślicznych długich rzęs widzę, że ukradkiem, wystraszony spogląda w moją stronę. Jeszcze większa fala wyrzutów wypełnia mnie od środka. Mój mały synek rośnie tak szybko, tak bardzo go kocham, ale ostatnie miesiące oddaliły nas od siebie jeszcze bardziej. Próbuję uśmiechnąć się do niego, ale bardziej niż uśmiech na twarz wypełza ból i piekące pod powiekami łzy. Wiktor podaje małemu zabawkę, a ten rzuca się mu na szyję, całuje i ciągnie do zabawy. Zostaję sama przy kuchennym stole. Połykam tabletki, które skrupulatnie odliczam każdego dnia trzy razy na dobę. Opieram twarz na dłoniach, zamykam oczy i odliczam czas do pełni szczęścia. Leki niedługo powinny zacząć działać. W między czasie spoglądam jeszcze za okno. Dlaczego to wszystko się dzieje? Dlaczego nie mogę żyć tak jak inni? Dlaczego te cholerne leki, mimo że brane od tylu lat, wciąż nie dają rezultatów? Wracam pamięcią do ostatniej nocy. Głosy, wszędzie głosy, niezrozumiałe szepty rozrywające mi od środka głowę, drgawki, dławienie się połączone z utratą przytomności, siła i agresja, nad którą nie panuję. „Dziwka!” , „zabij ich!”, „jesteś moja!” – ciągle je słyszę…..
Łzy lecą same po policzkach. Patrzę jeszcze raz na mojego synka i męża wirujących w pokoju przy zabawie. Dziś w nocy wyglądali zupełnie inaczej. Przerażeni z twarzami wilgotnymi od łez, wpatrzeni w widowisko, na które nikt z nas nie miał wpływu. Dlaczego mimo to nikt mi nie wierzy?
Komentarze (13)
— „– Tatusiu, zobacz co się stało z panem zajączkiem. – nasz dwuletni synek Michałek przerywa tą chorą sytuację” -> nasz z dużej litery, bo: jest to opis zachowania syna; po wypowiedzi pojawiła się kropka
— „– Pokaż, poszukamy kleju i spróbujemy naprawić tego biedaka.” -> to zdanie powinno zacząć się w nowej linijce, bo jest to wypowiedź męża/ojca, a nie kontynuacja słów dziecka
— „W między czasie spoglądam jeszcze za okno.” -> międzyczasie
— „„Dziwka!” , „zabij ich!”, ” -> przed przecinkami zdecydowanie nie powinny pojawiać się spacje
— często brakuje przecinków np. przed imiesłowami, który/a/e itd.
— druga część tekstu zaczynająca się od wypowiedzi syna powinna być według mnie podzielona na więcej akapitów, bo zlewa się w jedną całość — mamy tam opis odczuć głównej bohaterki, wypowiedzi ojca, syna, ich czynności — za dużo jak na jeden, niepodzielony fragment
Ciekawe posunięcie w postaci zaserwowania czytelnikowi wstępu, który zapewne jest poprzedzony wydarzeniami opisywanymi dalej — jeśli tak, niełatwe przed Tobą zadanie — nie dajesz czytelnikowi szansy na odkrycie, co wydarzy się na samym końcu, nie to ma być zastawioną na niego pułapką, by co chwila podsycać jego niepewność — przeżyje czy też nie. Musisz więc zachwycić go samą treścią i sposobem jej przekazywania, za co mocno trzymam kciuki.
Sprawdziłam do czego służą wymienione w tekście leki, przyznaję, nie miałam wcześniej do czynienia z ich nazwami – depresja/schizofrenia/lęki. Ciężki temat, ale jakże wciągający dla czytającego i jeśli odpowiednio się go przedstawi, można poruszyć niejedno serce. Zwłaszcza, że tragedia w tym przypadku nie tyczy się tylko jednej osoby, ale matki, a to ciągnie za sobą ból sprawiający całej rodzinie – ojcu, synowi, zapewne jej rodzicom.
Przyznam szczerze, że najbardziej w tym momencie intrygują mnie przyczyny wystąpienia choroby u bohaterki, zastanawiam się, czy występuje z powodu uszkodzenia mózgu, czy też jego nieprawidłowego funkcjonowania, czy jeszcze inne jest jej podłoże. Spędziłam semestr na zajęciach, które skupiały się głównie na tym jak nawet najdrobniejsze uszkodzenie może diametralnie zmieniać zachowanie człowieka, który nawet nie jest tego świadomy, więc tym bardziej pobudziłaś moją ciekawość.
Kilka błędów wypisałam powyżej, drobne uwagi, które nasunęły mi się podczas czytania. Niemniej jednak tekst był całkiem ciekawy, choć krótki, a o takich za dużo powiedzieć czasem nie można. Powodzenia!
Zapowiada się ciekawie. Najbardziej podobał mi się wstęp. Zastanawiam się o co chodzi i pewnie dowiem się, gdy przeczytam resztę rozdziałów. Nie obiecuję, że to zrobię,jak będę miała czas to może wtedy ;) Za tę część 5.
Ogólnie to błędów jest dużo, interpunkcyjnych zwłaszcza.
Sama treść niby okey, ale... jakoś mnie nie uwiodło. W sumie to trochę nie moja kategoria, mimo to dam szansę i zajrzę do rozdziału 2. Na razie nie oceniam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania