Bezsenność w Pile - Rozdział 1

Słowa znanej piosenki „Dziwny jest ten świat” rozbrzmiewały wyraźnie z głośników w leniwy, pogodny pierwszy dzień wakacji. Powiew ciepłego wiatru wpadającego przez otwarte okno, kołysał leżące na stole świadectwo ukończenia klasy. Odpoczywający na łóżku półnagi nastolatek o jasnych blond włosach palił papierosa, a popiół zrzucał na dywan, jakby za chwilę miała przyjść jego prywatna sprzątaczka i zamieść cały pokój. Jego naga, umięśniona pierś podnosiła się i opadała spokojnie zdradzając częstotliwość oddechu, który chwilami biegł w rytm muzyki. Wzrok młodzieńca błądził nieprzytomnie po ścianach nader osobliwego pokoju.

 

Istotnie, wszystkie ściany oblepione były przeróżnymi plakatami, począwszy od piłkarzy angielskiego klubu Chelsea Londyn, przez roznegliżowane młode aktorki i postaci znanych celebrytów w świecie show-biznesu, aż po fotografie różnych zabytkowych zamków, tajemniczych miejsc i wielkiej mapy Polski naszpikowanej kolorowymi jak tęcza pineskami. Wygląd całego pokoju, ukazujący zarazem charakter chłopca przypominał artystyczny nieład. Porozrzucane wszędzie ubrania mieszały się z leżącymi na podłodze puszkami po piwie. Ze stołu, na którym było świadectwo kapał świeży jeszcze ketchup, a na biurku przed oknem piętrzył się stos papierów i popularnonaukowych książek. Na półkach stojących naprzeciwko drzwi wejściowych znajdowały się kolorowe opakowania płyt DVD, których forma okładki i zapach materiału, z którego były wykonane, narkotycznie zachęcały do wzięcia i obejrzenia lub wysłuchania nagranych na krążku treści.

 

Nastolatek dopaliwszy papierosa, rzucił na podłogę peta i wyjął schowaną pod poduszką pożółkłą i złożoną na cztery kartkę. Rozłożył ją i przeczytał w myślach po raz kolejny tak doskonale znaną mu treść. Był to ręcznie pisany list, co w dzisiejszych czasach jest już rzadkością…

 

Drogi Robercie!

 

Nie jestem w ciąży. Czwarty pod rząd test pokazał jedną kreskę. Nie musisz się bać, a ja już nie będę wykonywać kolejnych. Tyle wystarczy, bądź spokojny. Jestem z rodzicami w Paryżu, przed chwilą zakwaterowaliśmy się w jakimś obskurnym hotelu, ale najważniejsze, że mamy pokój z widokiem na wieżę Eiffle’a. Mama z tatą udali się w romantyczny spacer po mieście, a ja mam chwilę dla siebie, więc poświęcam ją na ten list, bo strasznie za Tobą tęsknię. Nie widzieliśmy się już 27 godzin! Za tydzień wracam, więc wtedy będziemy już razem i tylko dla siebie! Nie mogę doczekać się spełnienia naszych planów. Powiedz, jak przygotowania? Czy Andrzej znalazł jakieś ciekawe materiały? Wiesz co, zaraz jak przybyliśmy do Paryża, jeszcze na lotnisku widziałam takiego niesamowitego osobnika. Wyglądał jak Indiana Jones, a książka, którą czytał jeszcze bardziej mnie zaciekawiła. Po tytule wywnioskowałam, że jest to coś o tajemnicy inkaskiego kalendarza. Może pójdziemy w tę stronę? Napisz, co o tym sądzisz? Jakie jest Twoje zdanie i całej ekipy? W ogóle co tam u Was słychać? Jak pierwszy dzień wakacji?

 

Sandra

 

Choć od otrzymania tego listu minął już rok, Robert pamiętał tamte czasy jakby to było wczoraj. Z planów i marzeń, jakie snuł wraz z Sandrą nic nie wypaliło, bo trzy dni później rodzice chłopca zginęli w wypadku samochodowym i został sierotą. Bardzo przeżył ich śmierć, długo nie mógł się podnieść. Zaczął palić, choć wcześniej przyrzekał sobie i innym, że nigdy nie tknie papierosów. Coraz częściej zaglądał do butelki. Jego system wartości uległ zniszczeniu i nie stosował się do żadnych zasad, które wcześniej przestrzegał. Już bez obaw współżył z dziewczyną, nie przejmował się tym, że może zajść w ciążę, robił to z czystej przyjemności. Dziś, choć wiele z tych złych nawyków pozostało mu we krwi, ustabilizował się i teraz stara się żyć wedle ustalonego planu. Bardzo pomagają mu w tym przyjaciele.

 

Na delikatnie piegowatych policzkach pojawiły się stróżki łez. Wyglądały jak malutkie rzeczki, na których dnie spoczywają maleńkie kamyczki. Pociągnął cicho nosem, roztarł brudną dłonią zdrętwiałą szyję, przełknął ślinę i wstał z łóżka. Powolnym, chwiejnym krokiem przyczłapał się do otwartego okna i wyjrzał na zewnątrz.

 

Z piątego piętra wieżowca świat wygląda zupełnie inaczej. Popołudniowe słońce oświeciło twarz Roberta, która mimo młodego wieku chłopca, zdawała się być zmęczona życiem, ale zarazem spełniona i doświadczona, jakby widziała już niejedno, co jest w stanie zaskoczyć zwykłego, szarego Pilanina. I w istocie rzeczy – tak było.

 

Spojrzał przed siebie. Ogromny gmach Hotelu Gromada wyrastał nad płynącą w tle rzeką Gwdą. Maleńkie samochody zdawały się być zapracowanymi mrówkami, które Królowa Czasu popędza do pracy i uzależnia od siebie. Rzeka przypominała mu jego wciąż płynące życie, choć nie jeden raz próbował je zatrzymać skacząc choćby z okna, przez które teraz wygląda. Nigdy mu się to nie udało. Zawsze brakowało odwagi, aż pewnego dnia zrozumiał, że tak jak nikt nie jest w stanie wysuszyć koryta rzeki, tak też on nie może odbierać sobie życia. Czasami poziom wody obniża się, czasami podnosi i nawet wylewa, ale zawsze płynie. Tak samo w jego życiu. Niekiedy są pochmurne dni, lecz nie może tego przerywać, musi płynąć dalej, nawet pod prąd, ale musi.

 

„Bóg jest poetą, człowiek piórem, a życie pięknym wierszem miłości…” – pomyślał. „… ale czy to prawda? Czy Bóg w ogóle istnieje? Jak życie może być wierszem miłości, skoro na świecie jest tak wiele cierpienia? Ci czarni w kościołach ciągle mówią, że Bóg jest taki wspaniały, taki dobry, taki kochający, a w rzeczywistości świat jest naznaczony jarzmem wojny, jest tyle chorób, tak wielu ludzi nie ma pracy, domu, rodziny, tak wielu jest samotnych. Skoro Bóg jest dobry, to dlaczego to wszystko się dzieje? I wreszcie: dlaczego zabrał mi moich rodziców i pozwolił żyć w takiej nędzy? Przecież gdyby istniał, nie dopuściłby do tego! To wszystko to stek bzdur! Dlaczego nikt nie…”

 

Dalsze przemyślenia przerwało mu coś, co sprawiło, że aż podskoczył ze strachu. Na swoim ramieniu poczuł wyraźny dotyk, choć w pokoju nikogo nie było, a drzwi nadal stały zamknięte na klucz. Wszystko było na swoim miejscu. Może coś mi się przywidziało? Jest gorąco, a w takiej temperaturze bardzo łatwo o majaki i inne zwidy, więc jestem pewien, że ten dotyk też był wytworem mojej wyobraźni i przekazem nerwów. Poza tym wszystko to można wyjaśnić w naukowy sposób. To tylko omyłka… To na pewno dlatego, że tyle leżałem. Szyja przecież strasznie mi zdrętwiała… – pomyślał, zamknął okno i usiadł przy biurku. Wyjął z kieszeni dżinsów pogniecioną, czerwoną paczkę papierosów. W środku były już tylko dwa. Zapalił jeszcze jednego, wyłączył radio i zamyślił się ponownie. Myślał o Sandrze i o tym wszystkim, co napisała w liście. Miał świadomość, że zbliża się rocznica śmierci rodziców i będzie musiał pójść odwiedzić grób, choć nienawidził tego. Kiedy miał trzy lata, poparzył się woskiem i od tego czasu unika wszelkich odwiedzin miejsc wiecznego spoczynku swoich przodków. Poza tym grób zawsze przypominał mu o nieuchronnym przemijaniu życia ludzkiego, co go bardzo drażniło, bo wiedział, że swoje zaprzepaszcza i z dnia na dzień jest bliżej kresu doczesnej podróży. Nie wierzył w Boga i życie wieczne. Kiedy był młodszy, rodzice uczyli go, że człowiek po śmierci idzie spotkać się z Panem Bogiem i opowiedzieć mu o całym swoim życiu, jednak z biegiem lat stracił potrzebę trwania przy nim, a kwestie wiary odłożył na margines swojej egzystencji. Kiedy niektóre sytuacje w życiu skłaniały go do przemyśleń, kierował się raczej poszukiwaniem niezbitych dowodów na istnienie życia po śmierci, a nie spędzał czas na modlitwie. Ta nie miała dla niego sensu i traktował ją jako oznakę słabości i kompleksów.

 

Nagle nieprzerwaną ciszę samotności rozerwał na strzępy ostry dźwięk dzwonka do drzwi. Robert nie reagował, tylko ze zwieszoną głową wpatrywał się tępo w blat biurka. Jego osoba była nieobecna w rzeczywistości, tylko spacerowała pośród mrocznych alejek własnych myśli i odczuć. Dopiero pod naporem natarczywego dźwięku podniósł się i otworzył drzwi.

 

Niczego nawet nie poczuł. Jego ciało zachwiało się i powoli – niczym w zwolnionym tempie - niekontrolowany bezwład osunął go na podłogę, a świadomość zniknęła za szarą, mglistą zasłoną...

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • NataliaO 16.12.2014
    Opowiadanie nostalgiczne, lubię takie. Jego przemyślenia są fajne ale tak trochę wydawało mi się to przesadne. Jakieś małe niedociągnięcia się pojawiły. Ogółem jest naprawdę ciekawie. 4 :)
  • Andrus 92 16.12.2014
    A dziękuję bardzo :) To jest moje pierwsze w życiu, dłuższe opowiadanie, napisane kilka lat temu. Z jednej strony nie cierpię go, bo są w nim - właśnie - niedociągnięcia albo często banalne sytuacje. Z drugiej strony czuję do niego sentyment, bo jest... moim pierwszym... dlatego, mimo upływu lat, trzymam je w swojej szufladzie :D
  • NataliaO 16.12.2014
    Ale zawsze są takie banalne sytuacje w opowiadaniach :) Nie ma jak to być sentymentalnym :))
  • Andrus 92 16.12.2014
    No właśnie :P Sentymentalizm mnie kiedyś zabije... xD
  • NataliaO 16.12.2014
    Hehe to dobrze, że to :)
  • Prue 16.12.2014
    Dziwne jest jak dla mnie to opowiadanie. Przemyślenia bohatera są nudne, i takie zrozumiałe. Nie ma nici jakieś tajemniczości ani napięcia. Mimo poprawnego pisania Ode mnie masz 3.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania