Białe serce

Z dedykacją dla Kęsi...

 

Ludziom wydaje się, że mogą wszystko. Zwłaszcza młodzi uważają, że glob należy do nich. W końcu są nadzieją dla niego! Panami przyszłości! To oni będą kiedyś zmieniać świat!

Też tak myślałam. Dziś mija rok od tej wizyty u lekarza. Białaczka. Przez te trzysta-sześćdziesiąt-pięć dni przez mój dom przewaliła się tona leków, wiadra łez i kartony zapisanych przemyśleniami kartek.

Miałam chłopaka. Kochałam go z całego serca, jednak gdy dowiedziałam się, co mi jest, jakby coś we mnie pękło. Nie chciałam, by cierpiał. Zerwałam przez SMS-a z dnia na dzień, tak jak zdrowie zerwało ze mną. Potem mijałam go w szkole. Był zły, smutny i rozkojarzony. Próbował ze mną rozmawiać, dowiedzieć się, dlaczego tak postąpiłam. Za każdym razem zostawiałam go z niemym pytaniem na ustach.

"Dlaczego?"

Choć pytał na głos, głębszy sens pozostawał niewypowiedziany.

Przez leki nie miałam na nic sił. Wiecznie męczyły mnie biegunki, ciągle spałam. Do niedawna trenowałam koszykówkę, a nagle zwolnienie z wf-u było wręcz permanentne. Zaczęły mi wypadać włosy. Chudłam, pojawiały mi się wory pod oczami. Nikt nie wiedział, co mi jest. Bałam się to powiedzieć nawet przyjaciółkom. Pojawiły się plotki.

"Anorektyczka! Pewnie ma bulimię! Narkomanka!"

Zaczęłam uczyć się w domu, czułam się coraz gorzej. Na początku bliżsi znajomi mnie odwiedzali, a raczej próbowali. Potem przestali. Wciąż żyli w słodkiej niewiedzy.

Pewnego dnia trafiłam do szpitala onkologicznego, gdy mój stan nagle się pogorszył. Zaczęły się grupy wsparcia i worki wypełnione morfiną. Były chwile, gdy błagałam o śmierć. Chciałam, by w końcu przyszła, a nie powoli ciągnęła mnie do grobu. Gdy upadłam, ona wbiła w moje ciało swoje szpony. Im dłużej próbowałam jej się wyrwać, tym głębiej je wbijała. Rozdzierała moje tkanki od środka, ale nikt tego do końca nie rozumiał. Lekarz mówił, że to moja psychika. To ona bardziej mnie boli. To ona jest moimi tkankami. Nic nie rozumiał.

To był wtorek. Jak zawsze obudziła mnie pielęgniarka, by wymienić kroplówkę i zrobić podstawowe badania. Nawet nie otworzyłam ust. Oczy musiałam, by dać jej znać, że jeszcze nie może mnie wywieźć do kostnicy.

- Ubierz się, dziś masz gościa - powiedziała, zamiast milczeć.

- Kogo? - zdziwiłam się.

- Prosił, by ci nie mówić - uśmiechnęła się pobłażliwie.

Zgodnie z prośbą, ubrałam się w dżinsy i bluzę z kapturem. Odkąd nie musiałam pokazywać się światu, moja głowa stała się gładka i biała. Po prostu łysa. Umyłam zęby i poszłam do kawiarni - miejsca wszystkich spotkań. Po drodze tam dwa razy musiałam siadać na chwilę, by nabrać sił. Weszłam do sali z brzydkimi, zielonymi ścianami. Od razu wiedziałam, kto na mnie czeka. Miałam ochotę uciec, jednak mnie zauważył. Nie miałam wyjścia. Powłóczyłam nogami do stolika w rogu. Jego blond włosy były dokładnie takie, jakie zapamiętałam. Był wciąż niesamowicie przystojny i wciąż czułam, jakby był mój. Dopiero wtedy dotarło do mnie, jak bardzo za nim tęskniłam. Zmieniła się tylko jedna rzecz. Nie mogłam go już nazwać swoim chłopakiem.

Przywitał się ze mną i wręczył mi torebkę na prezent. W środku był miś. Kochany pluszowy misiak z moim imieniem na kokardzie. Znalazłam również czekoladę i kartkę z życzeniami zdrowia. Podpisało się większość mojej byłej klasy. Był na mnie zły, że mu nie powiedziałam od razu. Zraniłam go. Chował urazę kilka miesięcy, ale gdy się dowiedział o mojej chorobie, przeszło mu. Przyjechał tak szybko, jak się dało. On rozumiał. Powiedział, że nadal mnie kocha, pomimo, że mam raka. Kocha moją łysinę, moje kościste ciało. Bo dla niego nie liczyło się jak wyglądam. Liczyłam się ja. Ta ze środka. A ona się nie zmieniła.

Potem przychodził co wtorek. Czasem też w inne dni. Na początku razem jedliśmy coś w kawiarni szpitalnej. Niestety, musiało się to zmienić. Gdy nie miałam sił wstać, przychodził do mojej sali. Razem oglądaliśmy filmy. Opowiadał mi, jak piękny jest świat na zewnątrz i już planował jakie miejsca mi pokaże, gdy wyzdrowieję.

Tamtego wtorku przyszedł jak zawsze o szesnastej. Czekał na mnie w kawiarni, bo nie napisałam mu, by przyszedł do sali. Minęła godzina, dwie. Wkurzony poszedł do mojego pokoju. Za drzwiami ujrzał puste łóżko.

Dziś mija rok, odkąd zaczęło się to piekło. On stoi ubrany na czarno i zaświeca pierwszy znicz na marmurowym nagrobku. Dziś mija tydzień, odkąd ze mną ostatni raz rozmawiał. Odkąd mnie pocałował. Dziś jest dzień triumfu śmierci. W końcu wbiła swój pazur w samo serce.

W moje białe serce.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • ausek 05.10.2016
    Zdrowym ludziom trudno jest pojąć, że dla ciężko chorej osoby ból to tylko przypomnienie, że jeszcze żyje, że może istnieje jakaś mała nadzieja. Najtrudniejsze w tym wszystkim jest przyswojenie, że akurat mnie to spotkało. Zadawane bezustanne pytanie ''dlaczego'' zawsze zostanie bez odpowiedzi. Mimo bólu i cierpienia bohaterka myśli o innych i to w tym wszystkim świadczy o jej dojrzałości, takiej trudnej do zdefiniowania dorosłości ukrytej w młodym człowieku, który przecież ma prawo się buntować przeciw temu, co go dotknęło.
    Napisałaś piękny, smutny i wzruszający tekst, zostawiam zasłużone 5.
  • Dziękuję bardzo :)
  • Autor Anonimowy 06.10.2016
    Pozwolę sobie głośno pomilczeć pod tym tekstem. Bo warto.
  • Dziękuję, cieszę się
    Milczenie jest złotem ;)
  • Anonim 06.10.2016
    Zgadzam się z dziewczynami powyżej, czytałam i poczułam jak coś staje mi w gardle, czytałam i widziałam oczami wyobrazni korytarze, jej twarz zakrytą kapturem, jak siadała, jak oddychała powoli, jak nie potrafiła otworzyć oczu, czułam jej radość pomieszaną z bólem, tkwicy gdzieś promyk nadziei, egoistyczne, ale dobre poczucie bycia dla kogoś choć na chwilę, przywiązania chłopca do siebie, ponieważ kogoś obdarzyło się uczuciem, wiara w to, że to uczucie go wzmocni, a nie pocignie w dół. To było takie uczuciowe, takie pełne wyobrażeń pomiędzy zdaniami. Niewypowiedzianych myśli wprost, taki kierunkowskaz do próby zrozumienia
  • Freya 06.10.2016
    "W końcu się nadzieją dla niego!" - są
    Istnieje takie wyobrażenie chorych stworzeń, które świadomie oddalają się od stada, aby w samotności umrzeć. Chyba jest to poważnie naciągana teza. Myślę, że głównym czynnikiem jest narastająca dysfunkcja ogólnego stanu, która powoduje zaburzenia. Efektem tego jest przełamanie "instynktu stadnego" i osamotnienie. To taka trochę wymuszona analogia, do oddanej przez ciebie historii. Ktoś może uznać to za profanację gatunku "naczelnego", ale ja uważam, że im bardziej poznajemy siebie, tym większą czujemy więź z naturą. W tekście nie padło żadne imię (poza dedykacją) i przewiduję, że był to celowy wybieg. Taka czysta karta, aby ewentualnie samodzielnie dopisać postacie. Niektóre rzeczy dyskusyjne, lecz ogólny przekaz jest...Prawdę mówiąc, moja wyobraźnia przemieszczała się w kierunku radosnego pro life, ale troszku już cię znam, więc teges. heyka;-)
  • Dzięki, sprawdzałam to dwa razy, koleżanka też czytała i nikt nie zauważył (prócz Ciebie) błędu na samym początku. Jak?!
  • ObcaPlaneta 06.10.2016
    To jest po prostu piękne. Na końcu aż łzę uroniłam, oczywiście 5 :)
  • Dziękuję, nie chciałam, byś płakała!
  • TeodorMaj 06.10.2016
    Przeczytałem wczoraj i zostawiłem 5. Nie będę się rozwodzić z komentarzem. Napiszę tylko, że tekst jest pięknie napisany, porusza. Bardzo porusza. Zgodzę się z Efrią, że napisałaś bardzo obrazowo. Czytając ma się nieodparte wrażenie, że widzi się bohaterkę, razem z nią przeżywa chorobę, a na końcu jej odejście. Wybacz chaotyczność tego komentarza, ale wzbudza on we mnie ogromne emocje. Podsumowując. Piękne, smutne, prawdziwe.
  • TeodorMaj 06.10.2016
    PS. Temat białaczki jest mi niestety bardzo bliski. Zapewne dlatego tekst wzbudził we mnie tyle emocji.
  • TeodorMaj Teraz mnie się przykro zrobiło :( Nigdy nie znałam nikogo z białaczką i aż nie wiem, co napisać.
    Życzę zdrowia osobie, którą masz na myśli!
  • TeodorMaj 06.10.2016
    Diamentowa Róża Niestety te osoby już odeszły :(
  • TeodorMaj Przykro mi, nie wiem, co napisać...
  • TeodorMaj 06.10.2016
    Diamentowa Róża Takie jest życie. Trzeba żyć dalej :)
  • Alicja 06.10.2016
    Myślę, że wystarczy jak zostawię 5. Tekst bardzo porusza. Nadal jeszcze w mojej głowie została ta historia i myślę, że zostanie ze mną jeszcze dłużej.
  • Dziękuję, cieszę się, że udało mi się wzbudzić jakieś emocje :)
  • zraniona123 08.10.2016
    piękne ... aż mi się płakać chcę ;c
  • Dziękuję, nie płacz :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania