Błąkając się...
Błądząc kiedyś po mieście spotkałam zboczeńca, oddychał ciężko więc podeszłam. Krzyczał : " Odejdź! " Lecz ja się zbliżyłam. Uśmiechnęłam się do niego, a on płacząc mówił jakim śmieciem jest, otwierał sobie żyły. W milczeniu z uśmiechem, patrzyłam na próbę somozniszczenia, z zainteresowaniem przyglądałam się owemu mężczyźnie. Wściekły że sam nie jest, popchnął mnie, upadłam, ale wstałam i znów podeszłam z uśmiechem do samobójcy. Zaczął krzykiem pytać o powód mego uśmiechu...Moja twarz się zmieniła, nie uśmiechałam się już, a patrzyłam poważnie, po krótkiej chwili, odpowiedziałam: Żyję, oddycham i mimo cierpienia i łez idę do przodu...Teraz wściekła ja spytałam: Myślisz że jesteś jedyną świnią na tym świecie?! Sądzisz że twój grzech jest nie wybaczalny?! Po co niby istniejemy, jak nie po to by istnieć? Nie jesteś jedynym grzesznikiem, ale wiesz przyszedł kiedyś ktoś do mnie i powiedział "Nie jesteś sama". Łzy wlały się do oczu moich, ale kontynuowałam: Nie jesteś ciekawy tego kto cię kocha mimo wszystko? Jeżeli nie, głupcem jesteś...Zakończyłam i odeszłam od umierającego. A on cichutko, sam niby do siebie powiedział "Przepraszam" i zmarł.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania