Bohater

Krystian, mimo swojego dość sędziwego wieku, ciągle szukał celu w życiu. Do tej pory nie udało mu się go znaleźć.

Nie miał ani pracy, ani żony, a tym bardziej już dzieci, co dopiero mówić o domu.

Krystian był od lat bezdomny, przynajmniej oficjalnie.

Domem dla mężczyzny była stara, opuszczona bordowa kamienica, a raczej to, co po niej zostało. Spędzał tam całe dnie i noce, miał do niej wielki sentyment i obdarzał ją ogromem miłości. Mówił do niej, opowiadał o swoich troskach, i mimo że wiedział, że nigdy mu nie odpowie, w wielu sprawach doradzał się jej.

 

Mimo wilgoci, grzybu i faktu, że kamienica bardziej nadawała się do rozbiórki, niż zamieszkania, była dla niego wprost idealna.

Miał w niej cały swój dobytek, między innymi garść ubrań, które kiedyś udało mu się znaleźć przy kontenerze z caritasu, kolekcję znaczków i czarne radio z antenką. Miał też cztery ulubione książki, których zakończenia fascynowały go każdego razu tak samo mocno, jakby za każdym razem czytał je po raz pierwszy. Krystian nie dopuszczał do siebie myśli, że może mieć problem z pamięcią.

 

Całą kamienicę uważał za swoją, chyba już mógł, skoro oprócz niego przez ostatnie lata nie było tam żywej duszy? Najbardziej jednak lubił przebywać na szóstym piętrze budynku. Kochał leżeć na ziemi i godzinami wpatrywać się w gwiazdy.

 

Nie miał obowiązków, no chyba że zapewnienie sobie jakiegoś pożywienia potrzebnego do codziennej egzystencji. Zwykle robił po prostu to, na co akurat pozwoliła pogoda, albo zdrowie.

 

Miał przyjaciela, Waldka. W każdą środę, piątek i niedzielę, chodzili razem do przydrożnego baru "Łyżeczka", gdzie przemiła pani Halinka, dawała im pozostałości z całego dnia. W soboty zaś, chodzili do pani Janki, która pod nieobecność despotycznego męża, pozwalała mężczyznom wziąć gorącą kąpiel.

Ostatnio, po śmierci ojca, dała im wszystkie jego rzeczy. Stwierdziła, że trzymając je w domu będzie codziennie przeżywała jego śmierć na nowo, a są osoby dla których te rzeczy mogą okazać się być zbawienne. Mężczyźni od razu podzielili się darem, i niezwykle wzruszeni, w ramach podziękowania dali jej piękny bukiet stokrotek, mleczy i szczawiu, który jeszcze tego samego dnia dla niej zebrali.

 

Oprócz Janki i Haliny, pomocy chętnie udzielał też zakonnik, Dominik, który od dziecka uczony wrażliwości na ból i cierpienie bliźniego, kilka razy w miesiącu zapraszał bezdomnych na jakiś przysmak, gorącą cytrusową herbatę i pogawędki. Na dodatek, przy pożegnaniu niezauważalnie wciskał im w kieszenie tyle drobnych, ile akurat miał przy sobie.

Jemu też nie układało się najlepiej, ale należał on do tego typu ludzi, którzy dobro innych przedkładają nad swoje własne. Zawsze serdecznie witał staruszków, interesował się co u nich i traktował z szacunkiem.

 

Niestety, nie każdy miał tak dobre serce. Młodzież, a szczególnie ta z miejskiego gimnazjum pozwalała sobie na zdecydowanie zbyt wiele.

Zawsze gdy widzieli bezdomnych, wykrzykiwali w ich kierunku wulgarne i sykliwe komentarze.

 

"E, śmierdziele, umylibyście w końcu te pomarszczone, zaschnięte dupska!" - darli się jeden przez drugiego.

 

Krystian i Waldek, udawali że tego nie słyszą, jednak wewnątrz raz po raz krajało im się serce.

Niektórzy ich umyślnie szturchali, albo co gorsza, rzucali w nich wszystkim, co w danej chwili znaleźli pod nogami.

"Co my im zrobiliśmy? Czym sobie zasłużyliśmy?" - myśleli na głos.

 

Krystian był jak dziecko, nie było ciężko go zainteresować, a jeszcze łatwiej było mu zaimponować. Był dość naiwny i łatwo kupował bajeczki wymyślane na poczekaniu przez Waldka. W tych historiach, ten opowiadał o swoich bohaterskich czynach, walkach z bandytami i o niezwykłych wyprawach, które rzekomo przeżył w młodości, a które tak naprawdę nigdy nie miały miejsca.

Krystian nie zastanawiał się nad wiarygodnością owych opowiadań. Podziwiał przyjaciela i z uznaniem kiwał głową, z otwartą buzią słuchając tych wszystkich, za każdym razem lekko zmienionych przez Waldka, bajek.

Ciągle prosił kolegę o więcej i więcej, mógł słuchać go całymi dniami, ekscytując się przy tym jak maluch, czekający na przyjście świętego Mikołaja.

 

"Te wszystkie pościgi, wyprawy... oh Boże, cóż ja bym dał by być taki odważny, taki waleczny i silny jak Waldek!" - marzył.

 

"Daj mi jeszcze przed śmiercią przeżyć choć jedną taką bitwę, choć raz wykazać się jak on" - błagał.

 

"Oj słodki Boże, tak wielkim cierpieniem wypełniłeś me życie, pozwól mi za to wszystko być bohaterem, nadaj memu życiu sens" -powtarzał dziennie jak jakąś mantrę, coraz bardziej poirytowany ignorancją stwórcy.

 

Z dnia na dzień nie było z nim lepiej, a wręcz przeciwnie. Oprócz coraz słabszej pamięci, zaczynał mieć omamy.

Pewnej nocy Krystian jak zwykle leżał na zimnej podłodze w swojej kochanej kamienicy i patrzył w gwiazdy. Obserwował ptaki latające po błękitnym, bezchmurnym niebie i wyobrażał sobie jak wzbija się w przestrzeń wraz z nimi. Widział jak walczy ze znacznie większymi od nich orłami, które rozjuszone je atakują.

 

Po chwili na oknie usiadł mały wróbelek. Krystian zaskoczony przerwał rozmyślania i po ciuchutku, stawiając ledwo słyszalne kroki, do niego podszedł.

 

"On, on.. on... zab... zabrał.. zabrał ją" - wydukała istotka, wlepiając w starca swoje duże brązowe jak kasztany, oczy.

 

"Kto? Kogo zabrał?" - zapytał przejęty mężczyzna, nie wyglądając na zdziwionego faktem, że zwierzę do niego mówi.

 

"Mo..mo..moją mamusię" - powiedział roztrzęsiony ptaszek.

 

"Kto?" - ponowił swoje pytanie.

 

"Jeden z tych okrutnych orłów, z którymi przed chwilą walczyłeś. To on, to on, to on!!" - odrzekł zapłakany wróbelek, wskazując skrzydełkiem na wielkie ptaszysko za oknem.

 

"Co mam zrobić?! Jak mogę Ci pomóc?" - wykrzyczał zniecierpliwiony staruszek.

 

"Leć ze mną, złap go i odbierz mu moją mamę. Potrzebuje Cię" - wyszeptał już nieco pewniej.

 

"Potrzebuję Cię", "Potrzebuję Cię", "Potrzebuję Cię" - przetwarzał w myślach Krystian.

Nie zastanawiał się ani chwili dłużej, wieki czekał na te dwa słowa.

 

"Szybciej, szybciej" - poganiał go ptak.

 

Krystian bez chwili zastanowienia, stanął na swoim taborecie.

"Będę bohaterem, prawdziwym bohaterem, w końcu ja czymś pochwalę się Waldkowi, ale będzie miał minę jak się dowie!" - pomyślał, a jego ciało przeszył przyjemny dreszcz.

 

Uśmiechnął się do siebie, otworzył okno i wyskoczył.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Freya 28.02.2017
    "nadaj memu zyciu sens" - życiu
    "Widział jak walczy.... w amoku, je atakują." - sprawdź kontekst tego zdania
    "przed chwilą walczyleś." - walczyłeś
    Bardzo podoba mi się ten tekst. Mam pewne skojarzenia, ale zachowam to dla siebie. Krystian jest prostym człowiekiem, który swoje niepotrzebne nikomu życie, może wreszcie zaangażować w jakąś pożyteczną w/g niego sprawę. Jest tak wiele dobrej woli i chęci nawet wśród bezdomnych, ale oni z zasady są niedostrzegalnymi przez społeczność, ponieważ to kłopotliwy temat. Pozdro. ;)
  • naczyjul 28.02.2017
    Freya pisałam z telefonu, nie zauważyłam braku tych kilku polskich znaków, ale już poprawiam :) dziękuję! ;)
  • Adam T 28.02.2017
    Bardzo dobry, poruszający tekst. Nikt nie wie, jak i kiedy przyjdzie po niego śmierć, ale na piękną (jeśli śmierć może być piękna) trzeba zasłużyć. Nie wystarczy udawać, że kocha się wszystkich bliźnich albo klepie "zdroawśki" bez opamiętania biegając do kościoła, czasem wystarczy być... bezdomnym. Piątka
  • naczyjul 28.02.2017
    Adam T masz całkowitą rację! dziękuję za miłe słowa :)
  • Tu pięknie, ostatnio gdzieś pod czyimś tekstem pisałem bezdomnych...
    Chce powiedzieć, że to kim wydaje się być drugi człowiek, nie zawsze pokrywa się ze stanem faktycznym.
    Głęboki, mądry i piękny tekst.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania