Bohater nieba i ziemi

Zapiski bohatera

 

Witaj , na imię mi Henry Jewins .Urodziłem się w stanie Wirginia , w 1854 roku .Pochodzę z bardzo bogatej rodziny, która zebrała negatywną sławę przez ostatnie dwa wieki. Jeszcze mój pradziad znany z egoizmu i rozpusty .Za młodu służył na kutrze przemytników .Gdzie po nieszczęśliwym wypadku kapitana , sam nim został(prawdopodobnie sam go wyrzucił lza burtę w nocy).Większość głów mojej rodziny zna się z gazet ze strony z kryminalistami i zbójcami. Warto jeszcze dodać , że od lat skutecznie bronimy wstępu księżom i innym obłudnikom do naszego miasta. Teraz wracając do mnie , są to moje zapiski i spis prawny świadczący o mojej niewinności w sprawie zabójstwa dwóch mężczyzn.

 

(Część pamiętnika zapisana podczas podróży przez Henreg’o Jewinsa)

 

1 listopada 1872 roku

Płynę statkiem „Nowy świat” do Anglii . Płyniemy już czwarty dzień , a na horyzoncie wciąż morze tak powinno się utrzymać się jeszcze przez tydzień. Tak mówi kapitan. Zauważyłem na statku dwie kobiety . Jedna młoda , mało powiedziawszy młoda w wiośnie wieku. Często patrze jak na nią jak jastrząb na myszkę przyglądając się jej blond włosom. Druga raczej przeżywała wiosne czy raczej zime swego życia. Nie będę jej opisywał bo nie jest moim zamiarem psuć sobie wspomnień.

 

8 listopada 1872 roku

Gdy piszę ten fragmencik słyszę nade mną wrzaski i przekleństwa rzucane przez kapitana. Jeszcze dziś rano zapowiadało się , że zobaczymy ląd a tu nic. Dalej woda i woda do omdlenia. Już nawet znudziło mi się wypatrywanie jasnowłosej . A , rozmowy z nudnym ambasadorem nie wiadomo czego zawsze kończyły się wyminą poglądów na temat pogody i terminu w , którym dopłyniemy do celu.

 

9 listopada 1872 roku

Jeszcze nie dopłyneliśmy ! Jak to możliwe ? Pewnie kapitan pomylił kurs lub co gorsza jak przeczuwam całą noc dryfowaliśmy z powodu ucieczki jednego żeglarza-przestępcy. Wieczorem do swojej kajuty zaprosił nas kapitan , znaczy mnie ambasadora i paru innych nieszczęśliwych pasażerów. Prawdopdobnie jadących by spłacić kredyty lub prosić o przedłużenie raty.Wracając do tematu zaprosił nbas na rozgrywkę pokera wszyscy przyjeli z pogodą bo mieliśmy grac „na niby” nie na pieniądze.

 

Dalej świadczenia spisane przez prawnika na statku , gdy Pan Jewins nie mógł pisać.

 

Dziesiątego listopada wieczorem wzmógł się wiatr . Załoga nie tylko rzucana przez wiatr , lecz także przez kapitana latała po cały statku . Coś się szykowało coś nieodwołalnego jak wyrok najwyższego sędziego. Boga. Mimo sztormu jakoś udało mi się zasnąć , nie był to dobry sen . Około drugiej obudził mnie marynarz o długiej rudej kędzierzawej brodzie. Zaraz się ocknąłem.

-Proszę Pana trzeba zaraz opuścić pokład , niech Pan uda się na górny pokład.

Jakoś się pozbierałem , zarzuciłem na siebie płaszcz i z trudem wyszedłem na pokład po drodze mijając ambasadora , który jeszcze zarzucał na siebie płaszczyk. Na pokładzie panowało piekło , przedmioty różnorakiego uzytku latały po cąłym pokładzie , a kapitan niczym heros walczący z tytanem wydawał rozkazy załodze krzątającej się jak małee mrówki napędzane przez instynkt. Gdzieś z boku jakiś stary wyga ogłosił , że nie widział sroższego sztormu. Wszyscy ze strachem przebitym zmęczeniem trzymali się jakoś na pokładzie . Żagle jak w śmiercionośnym tańcu machały się raz w lewo i w prawo nie mogąc się jakby ze sobą zgodzić. Po kwadransie zauważyłem brak paru pasażerów , pewnie zeszli na dolny pokład pomyślałem. Zaraz zapytałem się ambasadora , który z oczami szeroko otwartymi modlił się wzywając Marię i Jezusa oraz Świętego Krzysztofa , patrona podróżnych.

-Panie nie lepiej zejść na dół jak reszta pasażerów?Niż tu stać i ziębnąć?

-Reszta ? Jaka reszta , może ma Pan na mysli tą biedaczkę ,która przed chwilą wyfrunęła za burtę ?

Pomyślałem Boże czemu ty mnie tak nie nienawidzisz ! Co ja Ci zrobiłem?

Usłyszałem trzask to maszt łamiąc się walnął tuż obok mnie , znieruchomiałem przez chwilę dziękowałem by zaraz zauważywszy ambasadora nieżywego na wskroś masztem rąbniętego strachem się obrócić. Podszedłem bliżej i ujrzałem , że człowiek ten w ręce dzierżył skórzaną sakwę . Nie myśląc chwyciłem ją , była to ostatnia rzecz jaką zrobiłem na pokładzie. Zaraz dzikie fale wody ogarnęły pokład. Woda wdzierała się wszędzie do oczu ust i uszu. Zatykając człowieka w morderczym uścisku , a zaraz puszczając i znowu atakując .jak lew bawiący się małą myszką , którą zaraz zje choć nie będzie miał z tego żadnej uciechy. Podążając tą metaforą chyba lew nie chciał zjeśc tej myszki lub nie było mu dane. Bo Bóg przeznaczył jej inny los.. Obudziłem się na plaży , lecz nie takiej jaką sobie wyobrażacie. Obudziłem się na kamienistej pełnej błota i mułu podczas burzy . Na początku nic nie widziałem musiąłem być ogłuszony. Byłem zmęczony , przestraszony i przygnębiony ciężarem tej przygody , z której zdawało mi się nigdy nie wydostać. Spróbowałem wstać , opadłem widocznie musiałem mieć złamaną ręke nie pamiętam , którą. Po wielu próbach udało mi się wstać i doczołgać do kępy trawy czy czegoś . Czegoś do niej podobnego. Upadłem na nią i pogrążyłem się w błogim śnie nieszczęśliwego wędrowca. Ocknąłem się nie wiem kiedy . Wokoło mnie leżało masa porozbijanych beczek i skrzyń chodziłem rozpaczliwie i wołałem o kogoś. Po drodze znalazłem tochę jedzenia i zakonserwowaną beczkę z wodą , więc ją otworzyłem i się napiłem. Pogoda trochę zelżała dlatego przeszedłem się po plaży napotkałem ślady dwóch ludzi , podążyłem za nimi. Szedłem licząc , że znajdę kogoś kto przetrwał to szaleństwo. Wreszcie doszedłem do pagórka wdrapałem się na niego .Za nim zobaczyłem straszną , wręcz makabryczny widok. Na polu leżały ciała dwóch mężczyzn , rozpoznałem w nich tych przestępców-marynarzy. Podszedłem bliżej jeden z nich miał głęboką ranę na wskroś brzucha , a drugi dzierżył nóż w ręce i też leżał. Pierwszy z pewnością był martwy , a drugi oddychał… Zbliżyłem się poklepałem go on szarpnął się i rzucił się na mnie .ja od razu zacząłem uciekać .Uciekłem . Udało mi się nie patzryłem za siebie .Zatrzymałem się dopiero na plaży , nie gonił mnie. Postanowiłem , że tam nie wrócę pozbierłąmem jedzenie i picie w jedno miejsce , żyłem tak tydzień dwa . Ubranie mi się poniszczyło , często miałem chęć wbiec w morze i utonąć , ale wiedziałem , że nie mogę..

Toczyłem nawet „walkę” z Bogiem , obrażałem go i przeklinałem .Chciałem żeby to on był temu wszystkiemu winien , obarczyłem go za mój pobyt na tej wysepce pośrodku niczego. Myślałem długie dni , nie miałem nic do robienia. Po trzech dniach poszedłem w miejsce rozbicia statku wbiłem tam krzyż , który zrobiłem własnoręcznie. Zacząłęm przepraszać Boga za me grzechy, cierpiałem. Po trzech dniach modlitw , postanowiłem , że wrócę w miejsce morderstwa. Poszedłem tam i to co zobaczyłem przeraziło mnie. Wokoło ciała zamordowanego wznosiło się siedem kruków. A obok walały się kości , prawdopodobnie mordercy. Pogrzebałem rozkładające ciało i kości do dwóch oddzielnych grobów. Na każdym umieściłem krzyż. Zacząłem wracać do mego szałasu gdy zobaczyłem lwa. Najpierw przeraziłem się to on pewnie zabił tego mężczyzne. Lecz się zastanowiłem przecież zwierz dobrze wiedział , że jestem na wyspie , a ,mnie nie zabił. Przeżegnałem się i wróciłem. Wieczorem zauważyłem statek. Rozpaliłem ogień i go zwabiłem. Zostałem uratowany.

 

Henry Jewins parę dni po złożeniu zeznań kapitanowi zmarł . Przed śmiercią wyspowiadał się jako pierwszy Jewins od wielu lat. Oddał także tajemniczą sakwę było w niej oświadczenie stanowiące o oddzieleniu się czterech stanów od Anglii. Pan Jewins tajemniczy , a zarazem prosty człowiek.

Średnia ocena: 1.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Co takiego jest w historii USA XIX wieku, że cię to interesuje?
  • Zaciekawiony 20.11.2017
    Interpunkcja kuleje, głównie spacje przed przecinkami i kropkami.
    Czasem gubisz ogonki np. "patrze" zamiast "patrzę".

    Tekst opisujący wydarzenia zapisywany z dnia na dzień, to dziennik. Pamiętniki spisuje się po fakcie. Strasznie dużo powtórzeń i literówek. 1/5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania