Bożek szarego życia czyli praca

Kult pracy czy bolesna konieczność?

Tak sobie myślę, że w sumie jestem / byłbym szczęśliwym człowiekiem. Mam swoje zainteresowania, nie mam jakiś strasznych pragnień. Nie żebram właściwie o nic, daje z siebie mało i jeszcze mniej od świata dostaje. Nie chce tylko żyć w nędzy, zbyt blisko ludzi i ich głupich reguł no i żeby było ciepło. Ale to wszystko nie problem.

 

Przymus pracy, utrzymania się przy życiu jest największym zmartwieniem. I na dodatek, nie dość, że jest to większy albo mniejszy dopust boży, to trzeba o to walczyć z innymi nowo-narodzonymi. Użerać się ze ściemniaczami, oszustami, małostkowymi decydentami, tworzącymi schizofreniczną atmosferę rekrutacji.

 

Jakże szczęśliwi są ludzie, którzy oprócz w miarę dobrego zdrowia mają jeszcze jeden przywilej: ‘do końca życia nie muszą pracować’. Nie rozpasane bogactwo, nie sława i przygłupie uwielbienie za to co i tak najczęściej nie jest dla ciebie najważniejsze, ale ta wolność. Nic nie smakuje bardziej niż wolność.

 

Protestancki etos. Zawsze będę miał go w głębokiej pogardzie. I w sumie społeczeństwa zachodnie wcale tak ciężko nie pracują, bo wysługują się innymi. Ale to już temat na inny wpis. Zawsze mnie irytowało to pretensjonalne, wręcz nabożne podejście do pracy. Jaka by ona nie była. A przecież chodzi o to, żeby jak najmniej się narobić. Ważniejsza jest wydajność, końcowy efekt i przede wszystkim pieniądze.

 

Niestety zatrudnienie niekoniecznie musi uszlachetniać człowieka. Często tak jest, że go po prostu gnoi, otępia, psychicznie i fizycznie niszczy. Zniewolenie przez resztę życia, aż do emerytury, kiedy jesteś tak bardzo wypruty, że nie masz już sił na poznawanie nowych rzeczy.

 

Rytm dobowy

Nie rozumiem dlaczego większość prac musi się zaczynać z rana. Jestem sową i przez całe życie nienawidziłem rano wstawać. Rano zawsze się czuje jakbym miał umierać. Po prostu ‘New Dawn Fades’ Joy Division. Nawet gdy byłem zmuszony gdzieś w życiu wykonywać byle jakie roboty to lepiej na moją psychikę działało jeśli ją robiłem na zmianę wieczorną albo nockę.

 

Rano to co najwyżej mogłem iść do pracy, którą lubiłem. W pracy wypić kawę, poszpanować, że jestem wielki pan technik, przysnąć co nieco w kontrolce zanim się ludzie nie zeszli. O tak to moglem jeszcze z rana zaczynać zatrudnienie. Ale iść do magazynu czy fabryki z samego rana? Podwójny ból i 8-godzinną zmianę odczuwało się jak 16 godzin.

 

Dojazdy a praca w domu

Czemu niektórych przynajmniej prac nie można wykonywać w domu?! Tyle czasu i energii człowiek marnuje na dojazd w tą i we wte. W dzisiejszych czasach ludzie i tak mają więcej swobody. I tak nasze życie jest bardziej elastyczne niż naszych przodków, ale zmiany zachodzą za wolno. Dwie są tego przyczyny. Nawyki i tradycje oraz obawa przed tym, że pracownik poza miejscem zatrudnienia nie będzie w stanie sobie narzucić dyscypliny.

 

Ograniczenie wolności

Wbrew pozorom nie jestem jakimś skrajnym leniem. Umiem się zmotywować do działania i pracować nawet bardzo ciężko. I wolę nawet docisnąć pedał, spać obok przysłowiowej maszyny. Pod jednym warunkiem. Żeby po wszystkim, po zarobieniu większych pieniędzy móc gdzieś wyjechać w podroż na nieco dłużej.

 

A nie dostawać przepustkę jak z więzienia i potem szybko wracać pod bramę. Przecież przez 2 tygodnie to człowiek nawet się nie odetnie od tej szarej rzeczywistości.

 

Powtarzalność

Nie lubię prac zbyt powtarzalnych. Jestem facetem, lubię wyzwania, a nie rutynę aż do bólu. Z jednej strony czasem lubię pewną stabilizację, ale gdy robi się z tego ‘Dzień Świstaka’ to chcę uciekać.

 

Relacje międzyludzkie oraz przygłupie reguły społeczne w tym ubraniowe

Lepiej się odnajduję pracując sam, z małym wsparciem, ale nie z poganianiem i nie w grupie. Czasem lubię porozmawiać z ludźmi, o wszystkim. Ale nie cierpię integracji na siłę, narzucania reguł, które nie są w moim kontrakcie. Jeśli nie jest mi z tym dobrze, nie mam ochoty się socjalizować po pracy, na dodatek będąc nadal w służbowym mundurku. Chyba, że kogoś szczerze polubię. A jeśli nie. Po pracy rozchodzimy się. Tak jestem nie tylko ‘aspołeczny’, ale i ‘antyspołeczny’ jak to śpiewał Screwdriver w utworze ‘Antisocial’.

 

Panie i panowie psychiatrzy! Bierzcie mnie w pasy, zamykajcie bez klamek, szpikujcie zastrzykami, otępiajcie czym się da, żebym był taki jak ‘wszyscy’ czyli idealnie dopasowany do ludzi. Nie podoba mi się wasz świat, jestem szczęśliwszy będąc tym ‘innym’. Czy to choroba? Uważam, że dopóki nikomu nie szkodzę to nie.

 

Druga sprawa – stroje pracownicze. Czasem nie się da nagiąć reguł, bo kontakt z klientem, a klient bywa delikatny i małostkowy, obraża się z byle powodu. Jednak gdy tylko jest taka opcja to naginam ograniczenia. Tak więc paradoksalnie wolę mieć jasne i wyraziste zasady stosowalne wobec wszystkich. Wtedy się podporządkuje. Jednak gdy mnie ktoś zapyta ‘czy chcesz to założyć’ to niech nie będzie zaskoczony odpowiedzią, której nie chciałby usłyszeć.

 

Nonsensy i absurdy

Gdy ludzi się dociśnie, że pod koniec dnia ledwo się trzymają na nogach to myśli swobodne trzeba w sobie zagłuszyć (Farben Lehre ‘Magness’). Jednak gdy tylko praca jest lżejsza tym bardziej ludziom odwala. Tworzą się rożne plotki, kliki, spiski i wzajemne dogryzanie sobie.

 

Zdecydowanie wolę czystą ‘atmosferę’, bez niedomówień, zakłamania, ale niestety od czasów człowieka pierwotnego nasz mózg potrzebuje tej parszywej stymulacji. Jeśli ktoś nie ma żadnych własnych zainteresowań to skupia się na ludziach. A najbardziej przeszkadzają im ci, którzy się w jakikolwiek sposób wyróżniają.

 

Jeśli środowisko jest męskie, to reguły są prostsze, najczęściej gierki polegają na tym kto jest wyżej w hierarchii. Więc przechwałki w stylu kto dalej siknie. Poza tym nadgorliwcy, którzy nie są kierownikami próbują ich zastępować. Czasem uważają za oznakę słabości jeśli ktoś z nimi normalnie rozmawia i próbują cie zgnoić

 

Kiedy w ekipie są kobiety to mamy jeszcze większą nudę, pogodzenie się z rutyną, obgadywanie bez dopuszczania do swojego światka. Jedyną rozrywką w interakcji damsko-męskiej to napięcie erotyczno-emocjonalne, które dobrze pokierowane może ubarwić trochę nędzę codziennego dnia. Nie można tylko pozwolić sobie na zbytnie zaangażowanie, tylko bawić się tym. Gdy zabawa się skończy zaczną się problemy. A po co to komu?!

 

Donosicielstwo

Mam taką niepisaną zasadę lojalności wobec kolegi / koleżanki z pracy, którzy są mi równi rangą, nawet jeśli nie za bardzo lubię tą osobę. Przełożony zawsze jest w pewnym sensie twoim przeciwnikiem – zarabia więcej na tobie, chce cię użyć. Ze współpracownikami na tym samym poziomie jesteśmy jakby razem w tym podporządkowaniu. Tak więc nie donoszę, nie szkodzę, za wyjątkiem sytuacji gdy ktoś mocno łamie reguły, działa na moją szkodę, olewa pracę zrzucając jej ciężar i stres na mnie. Z wiekiem nauczyłem się jednak tego, że ludzie najczęściej nie grają ‘fair’, więc nie zawsze trzeba się nad nimi litować. Kto ma miękkie serce ten musi mieć twardą dupę.

 

Praca fizyczna

Rod Stewart powiedział kiedyś: ‘wykonując pracę fizyczną można się wiele nauczyć o sobie, ja nauczyłem się jednego… że nie chcę więcej tego robić’. Nie chcę wracać do tego etapu w moim życiu, czuję obrzydzenie do pracy fizycznej i mam nadzieję, że aż do śmierci zostanie mi to oszczędzone.

 

Gdy pracowałem w jakimś magazynie, fabryce, na budowie czy w innym tego rodzaju parszywym miejscu czułem się jakby ktoś gwałcił moją inteligencje i osobowość. Miałem wrażenie, że marnuje moje życie i błagałem Boga, żeby już przewinął tą moją kasetę, linię życia, nawet do samego końca.

 

Sama praca była upodlająca, ogłupiająca i przede wszystkim mecząca. A na dodatek bardzo rzadko można było tam spotkać kogoś wartościowego do rozmowy. Przeważnie ludzie tam pracujący ze mną byli albo straszliwie prymitywni albo spauperyzowani po ukończeniu szkół wyższych. Taka denna praca jest szczytem dla nich, spełnieniem ich marzeń. Nie mam nic do ciężko pracujących nieszczęśników czy nawet takich co się odnajdują w takich realiach. Gardzę natomiast ludźmi o małych ambicjach, którzy nie mają szacunku do samego siebie i chcą ściągać innych w dół.

 

Co mnie drażniło to myślenie moich kolegów z tamtych czasów. Prawie na poziomie pierwotniaka, byle tylko przetrwać. I tak z roku na rok. Albo cieszyli się, że ‘ja pracownik dobry pracownik i pracować ciężko’. Taki głupek pracuje za 5ciu i jeszcze przyspiesza tempo innym. Nie zważa na BHP i potem często kończy z urazami kończyn, kręgosłupa i później płacze w internetach, że nie dostaje renty i nie stać go na morfinę. Warto było być tak głupim?

 

Nigdy nie pracuj dla kogoś jak dla siebie. A nawet dla siebie trzeba czasem powiedzieć ‘dość’.

 

Ludzie zasuwający w fabrykach potrafią czerpać radość nawet z takich rzeczy jak na przykład to iż pracują w ogrzewanym pomieszczeniu. Skąd tacy ludzie się biorą? W ziemiankach wcześniej mieszkali?!

 

Przeglądam moje dawne wspomnienia z bezsensownych robót fizycznych. Próbuję sobie przypomnieć co mnie tam bolało – fizycznie i psychicznie. I oto najważniejsze niedogodności:

 

-nie lubię wstawać na rano

-nie lubię nosić ciężarów

-lubię kontakt z ludźmi, ale płytki

-nie jestem zbyt powolny ale nie lubię być poganianym

i ogłupianym

-nienawidzę nudy, monotonii

 

-a najgorsze z tego wszystkiego było to, że nie można było nawet nawet na chwilę zwolnic w tej nudzie, cały czas trzeba było udawać, że pracujesz.

 

Organizacja pracy

Lepiej człowiekowi przetrwać dzień gdy instrukcje są jasne, nie ma puszenia się przełożonych i jest to dobrze zorganizowane. Nie lubię kiedy ktoś przekracza pewną granicę w relacji ze mną. Za bardzo mi się narzuca, jest hałaśliwy, głupi oraz nadgorliwy.

 

Są dwa rodzaje zarządzania: twardy i miękki styl. Bezpieczniejsza opcja dla lepszej eksploatacji jest zarządzanie twarde, które z grubsza polega na tym, ze wszyscy twoi podwładni to skończeni idioci i bumelanci. Trzeba ich zagonić jak dzieci do kojca i mają bezmyślnie robić to co jest im nakazane.

 

Rzeczywiście często-gęsto tak jest, że zarówno podlegli jak i zarządzający to kretyni. Jedni do drugich pasują idealnie. Gorzej jest gdy pracownik ma w głowie choć kapkę sprawnego mózgu. Wtedy taki podporządkowany nawet nieświadomie buntuje się przeciwko takiemu traktowaniu.

 

Zaczynają się tarcia. I wtedy najlepiej sprawdza się nieco miększe traktowanie. Gdy podwładny dobrze wykonuje swoje obowiązki to nie ma potrzeby, żeby skracać mu łańcuch. Pracownik wie, że wolno mu myśleć dopóki czegoś nie spartaczy, szef ma zaufanie i nie spina się jak w dowódca żołnierzy ze skeczu Monty Pythona.

Najlepsze porównanie to dyscyplina wojskowa. Inna jest dla piechoty, oddziałów frontowych, a inna na przykład w wywiadzie.

 

Tak w ogóle jeśli chodzi o przestrzeganie reguł. Źle się czuje w sytuacjach pośrednich, nie lubię udawania, pozowania. Więc albo staram się pracować jak najlepiej albo mam to kompletnie gdzieś.

 

I jeszcze coś

Wszelka normalność to jest to coś co mnie najbardziej przeraża, w jakimkolwiek aspekcie. Dlatego preferuję pracować wieczorem i w nocy. Wolę weekendy zamiast poniedziałków, kiedy całe hordy ludzi walą z tobą do centrum miasta. A lepiej przecież jest jechać sobie pustym metrem, zamiast tłoczyć się w tłumie i jeszcze płacić za to prawie £4. Za taki komfort podroży!?

 

Fajnie jest być mobilnym, jeździć w różne miejsca, w ogóle być ‘wolnym strzelcem’. Tylko trzeba pamiętać o ubezpieczeniach zdrowotnych i emerytalnych, bo kiedyś skończą ci się siły i będzie kiepsko jeśli nie umrzesz wcześniej. Oni ciebie robią w wała, ale ty też masz takie możliwości.

 

Podsumowanie

Iść w górę a nie równać w dół. Zadawać się z ludźmi którzy cię pociągną, rozwiną, a nie stłamszą, zgnoją, zrównają z gruntem. Znaleźć sobie takie zatrudnienie, które jeśli nie będzie spełnieniem najskrytszych marzeń to chociaż do pewnego stopnia będzie znośne. Praca za frajer, czyli rożne wolontariaty niespecjalne mnie interesują. Chyba, że na krótką chwilę dla stymulacji intelektu.

 

Niektórzy ludzie są łasi na pochwały. Ja nasłuchałem się już komplementów przez całe lata. Miłe to jest, ale w ogólnym rozrachunku bezwartościowe. Jak za tym nie idą pieniądze to cię to w końcu jedynie wnerwia. W ich słowach jesteś dziś prawie bogiem, ale trzeba zapłacić za swój dach, dojazd i jedzenie. Więc lepiej odpoczywać zamiast robić coś takiego.

 

I na koniec trzeba tak wyważyć proporcje, żeby ten bożek szarego życia, nie zabrał ci całej twojej radości z faktu obecności na tym świecie. Jeśli już to niech je przynajmniej choć trochę wzbogaci. Nikt nie powie na łożu śmierci: ach jaka szkoda, że nie spędziłem więcej czasu w biurze.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Nazareth 31.03.2017
    Z większością tekst i się zgadzam, głębokie przemyślenia o codzienności. Jedyne z czym mógłbym się kłócić to opis pracy fizycznej. Ja na przykład znajduje w niej wolność i przyjemność, może trafiłeś w wyjątkowo parszywe miejsca. Ale nie to jest najważniejsze a to że bez tych jak ich nazywasz idiotow egzystencja inteligencji i "wyższych sfer" bylaby nie możliwa. Bez rolników nie ma jedzenia bez budowlańców domów. Ja z własnego doświadczenia mogę Ci powiedzieć że na różnych budowach i gospodarstwach spotkałem więcej mądrych ludzi niż przez wszystkie lata spędzone na uniwersytecie o którym do dziś powtarzam, że był miejscem o największym zagęszczenie idiotow na metr kwadratowy w jakim zdarzył o mi się kiedykolwiek znaleźć.
  • MarkD 31.03.2017
    Jak pracujesz fizycznie na własnych warunkach, nie pokrzykują na ciebie, nie gonią i co najgorsze nie musisz cały czas udawać, że pracujesz, nawet gdy nie ma wiele do roboty to czemu nie. Najlepsza jest praca zadaniowa. Wykonam zadanie, nie ma nic innego do zrobienia to kończę wcześniej, idę gdzieś na bok. A nie muszę dobić np. do godziny 16tej i udawać, że cały czas jestem nakręcony, bo wszyscy tak robią. I to tylko by nie podpaść a nie żeby zrobić cokolwiek.

    Piszesz, że pracowałeś na budowach i gospodarstwach. To zupełnie co innego niż praca w magazynie czy fabryce.

    To nie jest wcale, że ja jestem jakiś 'wysokonośny'. Bardziej definiuje się jako taki pół-inteligent. Jedną nogą w tamtym a drugą w innym świecie. Dlatego napisałem: nie generalizuje i nie gardzę ludźmi skądkolwiek się wywodzą, ale nienawidzę ludzi o miernych ambicjach i przede wszystkim takich, którzy cie ściągają do swojego poziomu - pierwotniaka, co to tylko chce się najeść, wypróżnić i pochędożyć.

    Nie można mierzyć ludzi wykształceniem i elitarnością i z tym się z Tobą też zgadzam. Również spotkałem kilku bardzo mądrych ludzi w 'robotach' fizycznych i wielu głupich i pretensjonalnych na uniwersytetach. Nie ma reguły na to.

    Z intelektem i wrażliwością człowiek się już rodzi a edukacja i społeczeństwo to tylko szlifują.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania