Bracia

- Tomek, potrzebuję Twojej pomocy.

 

Głos mojego brata był jak zwykle stanowczy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio rozmawialiśmy… przez wzgląd na charakter naszej pracy kontaktowaliśmy się wyłącznie mailowo. Dawało to minimum bezpieczeństwa. Kilka lat temu Krzysiek zdecydował, że pójdzie studiować kryminologię. I w zasadzie nikogo to nie zdziwiło. Jedynie mogło przyprawić o zawał naszego tatę. Dlatego, gdy ja dwa lara później stwierdziłem, że chcę zostać dziennikarzem śledczym nie spieszyłem się, z poinformowaniem o tym rodziców. Tata był wtedy po drugim zawale, więc dowiedział się o tym dopiero gdy byłem na trzecim roku. Nasz pociąg do spraw kryminalnych nie był bezzasadny. A to za sprawą mamy, która pracowała w policji. To dzięki niej każdy z nas chciał pójść w jej ślady. I to przez wiele lat było powodem tego, że tata przypominał strzępek nerwów. Sytuacja unormowała się dopiero wtedy, gdy przeszła na zasłużoną emeryturę. Rodzice przeprowadzili się wtedy do małego miasteczka w pobliżu Wałbrzycha. Co prawda tata nie odzywał się do nas przez kilka dobrych tygodni, ale musiał pogodzić się z całą sytuacją. Zwłaszcza, że byliśmy dobrzy – naprawdę bardzo dobrzy, w tym co robiliśmy. Krzysiek miał już na swoim koncie rozbicie i schwytanie kilku zagranicznych grup przestępczych. Głównie z Austrii. Przez swój charakter, nieugiętość i niebywały instynkt był jednym z najlepszych policjantów śledczych w kraju. Moje śledztwa i artykuły również wielokrotnie przyczyniły się do wsadzenia za kratki wielu niebezpiecznych i znanych w świecie przestępczym ludzi. Jednak wszystko ma swoją cenę. Każdy sukces, który odnosiliśmy niósł za sobą kolejne przeprowadzki a czasem nawet zmianę tożsamości. Na początku ciężko było do tego przywyknąć. Ludzie wołali mnie na ulicy a ja nie reagowałem nie mogąc zapamiętać nowego imienia czy nazwiska. Kolejnym minusem była samotność. Nie mieliśmy przyjaciół ani znajomych. Ale może dzięki temu byliśmy dla siebie najważniejsi. Kontaktowaliśmy się ze sobą tak często jak to było możliwe. Założyliśmy nawet specjalnego maila o którym wiedzieliśmy tylko my… co tydzień zmieniając hasło. Jednak satysfakcja ze skazania na długie lata jakiegoś przemytnika, pedofila albo innej kanalii dodawała nam skrzydeł. I z czasem przywykliśmy do tego wszystkiego układając swoje życie według ściśle określonych zasad, które pozwalały nam przetrwać. I działać. Dlatego wiedziałem, że skoro Krzysiek zdecydował się do mnie zadzwonić sytuacja była niewesoła. W tym momencie pracował w Oświęcimskim wydziale ds. przemytu kobiet i handlu żywym towarem. Oczywiście pod przykryciem. Gdy tylko wysłuchałem (pokrótce) o co chodzi mało myśląc spakowałem potrzebne rzeczy i ruszyłem w drogę. Ja tymczasem mieszkałem w Gdańsku. Miałem dużo kilometrów do pokonania. Nawet nie obejrzałem się za siebie, ponieważ już wtedy wiedziałem, że nigdy tu nie wrócę. Krzysiek poinstruował mnie, gdzie mam się udać. Rzecz jasna nie mogliśmy porozmawiać w cztery oczy. Jeśli w jakikolwiek sposób miałbym pomagać mu w śledztwie musiałem pozostać całkowicie anonimowy i nierozpoznawalny. Brat korzystając ze swoich znajomości i policyjnych układów wynajął mi mieszkanie w jednej z oświęcimskich kamienic w której miałem zamieszkać tymczasowo. Na miejsce dotarłem w środku nocy. Starając się nie robić zbyt wielkiego hałasu dotarłem po drzwi. Już w dzieciństwie mieliśmy swoje patenty. Co by się nie działo klucz zawsze schowany był w lewym górnym rogu futryny. Teraz także. Cały budynek był jeszcze przedwojenny, więc wspiąłem się na palcach i sięgnąłem do niewielkiej, wyrytej w starym drewnie dziury. Mieszkanie urządzone było bardzo skromnie. W salonie stała duża biała sofa, niski stolik na którym leżał laptop oraz mała komoda z niewielkim telewizorem. Rzuciłem torby z rzeczami w przeciwległym pokoju i włączyłem komputer. To był też sprawdzony patent. Hasło i cała reszta potrzebnych informacji była pod pokrywą. Pomimo, że dochodziła trzecia w nocy wiedziałem, że Krzysiek będzie czekać na wieści ode mnie. Odpaliłem skaypa. - No w końcu! - Na monitorze pojawiła się uśmiechnięta twarz. - Dobrze Cię widzieć, braciszku.

Dopiero teraz, gdy zobaczyłem tę blond czuprynę i niebieskie oczy, które świdrowały mnie od góry do dołu uświadomiłem sobie, jak bardzo za nim tęskniłem. Ostatni raz widzieliśmy się rok temu… z okazji 50tych urodzin taty zrobiliśmy mu niespodziankę i urządziliśmy mu mały bankiecik. Od tej pory kontaktowaliśmy się tylko mailowo. - Opowiadaj mi wszystko. - Eh… - Krzysiek oparł się o krzesło odpalając papierosa. - Prowadzę sprawę, która… hym… To będzie ogromna afera, Tomek. W którą zamieszani są wpływowi i wysoko postawieni ludzie w Oświęcimiu… i nie tylko. Bardzo długo biłem się z myślami, czy mogę Cię w to wciągnąć, ale potrzebuję kogoś… zaufanego. - wziął głęboki oddech, przymknął oczy i zaczął. - Gdy przenieśli mnie tu z Wałbrzycha od razu dostałem sprawę. Miałem zapobiec kolejnemu transportowi kobiet do Austriackich burdeli. Pomyślałem sobie, że to sprawa jak większość. Zastawiliśmy zasadzkę. Podstawiliśmy kilku policjantów. Współpracowaliśmy z austriackim wydziałem. Chcieliśmy złapać ich na gorącym uczynku. Dziewczyny zostały zawiezione do Wiednia. Mieliśmy nadzieję, że doprowadzą nas do kogoś kto wszystkim steruje. U nas o sprawie wiedziało kilka osób. Ale w gruncie rzeczy… to była zasadzka zastawiona na nas. Zostaliśmy ostrzelani. Straciliśmy trzech naszych… - Krzysiek spuścił głowę i odpalił kolejnego papierosa. - trzech naszych i podstawieni policjanci. - dodał szeptem. W jego oczach widziałem złość, która roznosiła go od środka. Nic nie odpowiedziałem. Krzysztof nie był typem sentymentalisty i puste słowa typu „to nie Twoja wina” „wszystko się ułoży” nie miały dla niego najmniejszego znaczenia. - Straciłem czujność i to mnie zgubiło. Poczułem się zbyt… pewnie i teraz srodze za to płacę. Ale przysięgam – oczy mu pociemniały – odnajdę ich i dorwę wszystkich po kolei. - dodał z kamienną twarzą. Krzysztof był perfekcjonistą. Pod każdym względem. Pamiętam, jak po podjęciu decyzji o studiowaniu całymi dniami ćwiczył z matką, aby pomyślnie przejść testy sprawnościowe. A nocami uczył się do egzaminów wstępnych. Treningi były mordercze, W tajemnicy przed tatą chodziłem z nimi i uczyłem się podstawowych chwytów obronnych i ataku. Później walczyliśmy ze sobą. Co jak co, ale upór i zaciętość odziedziczyliśmy po matce. Dopiero gdy wróciliśmy do domu cali posiniaczeni tata widział co się kroi. Wielokrotnie próbował wpłynąć na nas to siłą, to prośbą czy płaczem. Ale my doskonale wiedzieliśmy czego chcemy i dopięliśmy swego. Dlatego wiedziałem, że to co się wydarzyło odcisnęło na Krzysztofie ogromne piętno. Znałem mojego brata doskonale i jeżeli coś sobie obiecał i zrobi to chociażby sam miał zginąć. A ja miałem zamiar dotrzymać mu kroku. - Myślisz, że macie kreta? - podciągnąłem nogi pod brodę. - Tak. I to wysoko postawionego. Prowadzę tę sprawę z Janiną Klimek. O szczegółach wie jedynie pani komendant – Maja Nowak i wąskie grono grupy specjalnej, którą po porażce w Wiedniu powołała. Podejrzewamy z Janiną, że to ona nas sypnęła. - Komendant? - zmarszczyłem brwi – powód? - Nie wiem… to próbuję ustalić… Ale oprócz nas tylko ona znała szczegóły całej akcji.

Prze krótką chwilę analizowałem wszystko próbując ułożyć to sobie w głowie. - Ktoś wie, że tu jestem? - Nie. Tylko ja. I tak musi pozostać. Nie chcę o tym mówić nawet Janinie. - Okej – powiedziałem przeciągle krzyżując dłonie między kolanami. - Co mam robić?

Krzysiek uśmiechnął się drapieżnie. - To jest nasz cel. - przed oczami pojawiły mi się zdjęcia trzech kobiet. - Bracia Wróblowie. Jakub, Adrian i Karol. Z tego co udało mi się ustalić, to oni stoją za przemytem. Nie tylko w Polsce ale i w Maroko czy w Rumunii. - na twarzy mojego brata pojawił się nieprzyjemny grymas. - Ale skurwysyny mają czyste ręce. Nawet podatki płacą na czas. Nic. Rozumiesz? Żadnych śladów, dowodów, najmniejszego błędu. Nie pytałem skąd ma te informacje. Doskonale wiedziałem, że nic nie powie. Przez wiele lat swojej pracy nauczyłem się, że informator to świętość. Policjant prędzej da się spalić żywcem niż wyjawi jego nazwisko. Wiedziałem, bo sam byłem takim informatorem. - Jeden z nich – wskazał na kamienną twarz bruneta – w najbliższą sobotę bierze ślub. I my się na tym ślubie pojawimy. Chce wiedzieć wszystko o gościach, pozostałych członkach rodziny, nawet o pieprzonych kelnerach… - Masz jakiś plan?

Czułem, że jest jeszcze coś o czym Krzysztof mi nie powiedział...i miałem rację. - Tak. Ty będziesz fotografem...a ja...gościem. - dodał uciekając wzrokiem. - Co? - powiedziałem głośniej niż zamierzałem. Blondyn siedział patrząc tępo w jeden punkt gdzieś ponad monitorem. Każdy, kto choć trochę interesował się pracą policjanta wiedział, że pojawianie się w towarzystwie ludzi pokroju Wróbli było równoznaczne z końcem kariery. Świat przestępczy wbrew pozorom jest bardzo wąski. Jeśli Krzysztof pojawiłby się tam mógłby w przyszłości podczas kolejnego śledztwa zostać rozpoznanym przez któregokolwiek z gości A to był czysty precedens. Wystarczyła chwila nieuwagi… - Czy Ty wiesz co to oznacza?! - zacząłem nerwowo stukać palcami. Wiedziałem, że Krzysiek nigdy dobrowolnie by się na to nie zgodził. - Wiem – odpowiedziała z przerażającym spokojem – ale musiałem to zrobić. Klimkówna chciała podstawić policjanta ze śledczaka. Chłopak był zielony. Nie mogłem na to pozwolić. Nie chciałem odpowiadać jeszcze za to co mogłoby się mu stać i spieprzyć tyle miesięcy ciężkiej pracy… - Dobra… - starałem się powoli dobierać słowa – powiedz mi w jakim charakterze pracujesz i błagam...niech to nie będzie miało nic wspólnego z bukietem białych róż, które stoją za Tobą. - Spotykam się z siostrą Jakuba Wróbla. - Odparł Krzysiek z ogromnym żalem w głosie. Przez dłuższą chwilę panowała między nami głucha cisza. Czułem, jak krew zaczyna szybciej krążyć mi w żyłach. Teraz rozumiałem, dlaczego do mnie zadzwonił. Sytuacja była beznadziejna. I nie mogłem pojąć, dlaczego ta cała Klimek to zrobiła. Może i Krzysiek był jednym z najlepszych ale przez ten manewr będzie musiał najprawdopodobniej wyjechać z kraju na dług, długi czas. A może właśnie to był niepodważalny dowód na to, że ona była wtyką… - Spójrz na mnie – rzuciłem twardo. - Krzysztof spojrzał na mnie szklistymi oczami. - Wyjdziemy z tego. Obiecuję Ci, że zrobię wszystko aby Ci pomóc. O której ten ślub?

I już po chwili powrócił ten dwudziestokilkulatek z zaciętą miną i bojowym nastawieniem, którego znałem. - Wszystkie dane i nowe dokumenty masz w komputerze. Naucz się ich na pamięć a później usuń. Od dziś nazywasz się Marcin Małecki. Jesteś zawodowym fotografem. - Okej ale jak ma się dostać na ten ślub? Ten budynek w sobotę będzie zapewne najbardziej strzeżonym miejscem w Oświęcimiu. - Wynajęty przez nich fotograf całkiem przez przypadek w sobotę rano złamie nogę...w trzech miejscach. Wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu. - Cieszę się, że po mnie zadzwoniłeś Zły Mężczyzno. - Jeśli się okaże, że którejś z naszych porwanych dziewczyn wydarzyła się jakakolwiek krzywda to dopiero poznają czym jest bezwzględność. Ogień jaki pojawił się w jego oczach przez moment mnie samego wprawił w osłupienie a jego głos odbijał się echem w mojej głowie. - No to zaczynamy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania