Bramkarz

Bradley był podwójnym bramkarzem. Za dnia brał udział w piłkarskich zmaganiach, zaś nocą przemieniał się w człowieka pilnującego porządku w klubie "Black Chryzanthemum". Kiedy widział, że ktoś jest pijany, agresywny, zbyt napakowany lub wygląda na artystę-dewianta, grzecznie nakazywał takiemu osobnikowi udanie się w inne miejsce. Nie lubiłem drania, ale też trochę rozumiałem. Miał pewne zasady i starał się ich nie łamać, tak jak kości zbyt nachalnych osób. Wystarczyły jednak pewne okoliczności łagodzące w rodzaju łapówki albo znajomości by poszedł na ustępstwa. Postanowiłem więc wykorzystać koneksje by dostać się do klubu. Bradley od razu zgodził się mnie wpuścić, gdy wspomniałem mu, co widziałem pewnego dnia w męskiej toalecie i kto był głównym aktorem tamtego spektaklu. W klubie natomiast nie napotkałem tlumów, tylko kilku kolesi w ciemnoczarnych ubraniach, glanach, obwieszonych łańcuchami i czaszkami w ilościach niekontrolowanych. Na szczęście mówili po ludzku, z rzadka tylko charcząc i plując na podłogę. Zagadałem więc coś w stylu "ładną dziś mamy pogodę", przedstawiając się jako znany nieznany dziennikarz, piszący artykuł o takich właśnie ludziach.

 

- Takich? Czyli jakich? - zapytali.

 

- No, inteligentnych... A do tego uzdolnionych muzycznie.

 

- Ale my kompletnie nie mamy słuchu muzycznego. Jeden nasz kumpel jest nawet kompletnie głuchy.

 

- Myślałem, że gracie heavy metal.

 

- W zasadzie to prawda, ale my tylko puszczamy hity z playbacku. Tacy z nas metalowi didżeje. Udajemy, że gramy, a wszyscy inni udają, że im sie podoba.

 

Dostrzegłem za nimi kolesia, który chyba przesadził z ilością łańcuchów, bo nawet trochę się wygiął mało anatomicznie.

 

- A tamten? Czy jemu to nie przeszkadza?

 

- Eee... On to lubi. Ma nawet odpowiednią ksywę - Łańcuchy. Pilnuje skrzyń.

 

- Jakich skrzyń?

 

- No... z alkoholem. Musimy uważać, żeby nam jacyś młodzi gangsterzy nie podpierdzielili. Zaraz... Ty mi wyglądasz na młodego gangstera. Nie, panowie? Taki coś za bardzo dociekliwy.

 

- Nie, wcale nie. Ja tylko...

 

W następnej chwili wybiegłem z klubu, a w zasadzie wyleciałem, bo miałem wrażenie jakbym poruszał się co najmniej z prędkością Usaina Bolta

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Bajkopisarz 13.01.2020
    „starał się ich nie łamać, tak jak kości zbyt nachalnych osób”
    Piękne niedopowiedzenie, czy starał się łamać czy nie łamać. Miodzio!

    „nie napotkałem tlumów”
    Tłumów

    Końcówka trochę rozczarowująca, bo myślałem, że bramkarz jeszcze się popisze robinsonadą. A tak tytułowy bohater zniknął w połowie, trochę szkoda.
  • maciekzolnowski 13.01.2020
    Lekko napisane, sprawnie, a co najważniejsze zabawne. Lubię "obyczajówkę", bo mi to na "obyczajówkę" wygląda, a że czytam akurat Himilsbacha, więc weszło bez problemu. Pozdr. M ;)
  • Pasja 13.01.2020
    Z ciekawością przeczytałam i muszę przyznać, że nie żałuję. Tekst przedstawiony takiej w formie plotkarskiej. Mam coś dla was, a wy w zamian dacie mi wejście w wasze szeregi. Po wejściu okazało się nieciekawie i bez halo. Tłumów nie było, bo twarde zasady obowiązywały. Część dialogowa rysuje status klubu, nudnego klubu. A dociekliwość wcale nie popłaca.

    Pozdrawiam
  • Pan Buczybór 13.01.2020
    W ostatnim zdaniu zabrakło ci kropki. A tak ogólnie całkiem spoko. Spodziewałem się absurdu i dostałem absurd. Nie zawodzisz.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania