Brytyjczyk z safari

To była sobota, jak każda inna. Pobudka za kwadrans siódma, cotygodniowa tortura, będąca jednak koniecznością, jeśli nie chciałem spóźnić się na trening. Ubrałem się w przygotowane dzień wcześniej ubranie, sprawdziłem zawartość portfela, upewniając się, że stać mnie na podróż w dwie strony i wyszedłem na krótki spacer z psami.

Był naprawdę krótki, biorąc pod uwagę fakt, że muchy, zwane końskimi, cięły tego poranka niemiłosiernie, zbierając (bez przenośni) krwawe żniwo. Wyszedwszy więc na spacer z uśmiechem i rozpoczynając go dość leniwym i zaspanym krokiem, wróciłem praktycznie truchtem. Kiedy zatrzasnąłem za sobą drzwi, odcinając się od krwiożerczych potworów, czekających na zewnątrz, udałem się do kuchni w celu zjedzenia jakiegoś śniadania.

Nie było ono bogate, ponieważ, nauczony doświadczeniem, wiedziałem, że przed treningiem znacznie lepiej jest zjeść coś lekkiego, co da tyle sił, żeby nie zemdleć przez kilka godzin czekającej mnie później fizycznej harówki. Tak więc dwie pożarte łapczywie kanapki przepiłem połową kubka mleka, chwyciłem za bandanę, plecak i wszystko, czego potrzebowałem do treningu, sprawdziłem po raz kolejny portfel i ruszyłem na przystanek busowy. Ziemia była wilgotna od padającego poprzedniego dnia (a może i w nocy, kto wie?) deszczu. Nim dotarłem na przystanek, zdążyłem zostać trzy razy ugryziony przez, po trzykroć przeklęte, końskie muchy. Nie pozostałem im jednak dłużny i trasę mej wędrówki oznaczyłem ich martwymi ciałami.

Nim dojdę na przystanek muszę przez pewien czas iść wąską uliczką, równoległą do ulicy, którymi jeżdżą ,,moje” busy. Jest do najbardziej przygnębiający etap tej cotygodniowej podróży, ponieważ los (ten złośliwy gnojek) zawsze sprawia, że gdy tam idę mija mnie, jadąc kilka metrów obok bus, którym mógłbym jechać do Krakowa. To z kolei oznacza jakieś dwadzieścia minut czekania na kolejny. Ten sam los sprawił tego dnia, że gdy tylko dotarłem na przystanek zaczął padać deszcz (przestał kiedy tylko wsiadłem wreszcie do busa).

Przejdźmy jednak do meritum owej opowieści, a obracało się ono będzie dookoła pewnej przedziwnej postaci, która wsiadła do autobusu (tak, gdy dotrę do Krakowa busem muszę przesiąść się na komunikację miejską) jakieś dwa przystanki po mnie.

Był to mężczyzna w średnim wieku, na moje oko musiał być po czterdziestce, może nawet w okolicach pięćdziesiątki. Czasami w ciągu dnia włącza mi się w umyśle ,,tryb pisarza”, który każe zapamiętać postać, miejsce, informację, opisuje ją w głowie i przyswaja, żeby później móc przelać to na papier. Szczerze powiedziawszy nie wiem do końca jak to działa, ale tak już mam. Zwracam wtedy uwagę na najdrobniejsze szczegóły i staram się zrobić dla nich miejsce w meandrach mojego płata czołowego.

Było dość ciepło, musiało być ponad dwadzieścia stopni (co było niezłą temperaturą jak na 8:30 rano), a ów mężczyzna, który wsiadł do autobusu, miał na sobie ciemną kurtkę. Pokryta ona była odpryskami białej farby, które niejednokrotnie już widziałem po malowaniu czegoś na szybko pędzlem. Do autobusu wszedł z wielką (serio, to była największa walizka jaką w życiu widziałem) walizą, którą ustawił, opierając ją o biletomat, samemu zaś siadając kilka metrów dalej, całkiem blisko stojącego mnie (mimo, że było sporo wolnych miejsc w autobusie wolałem stać, żeby uniknąć sapania babć).

Pierwszym, poza kurtką i walizą, co zwróciło moją uwagę w owym człowieku był kapelusz taki, jaki noszą Brytyjczycy w filmach o safari. Średniej wielkości, w piaskowym kolorze i z podobizną słonia, znajdującą się na czole. W połączeniu z wąsami, które ów osobnik miał w zwyczaju co chwilę pocierać, i okularami wyglądał jak żywcem wyjęty z jakiejś ekspedycji do dalekiego Kongo (ukłon dla tych co czytali książki o Tomku Wilmowskim). Należy także dodać, że mężczyzna golił się zapewne w wielkim pośpiechu, o czym świadczyły pojedyncze kępki włosów, pojawiające się tu i tam na jego twarzy.

Kiedy przyjrzałem się dokładniej zobaczyłem kilka szczegółów, które sprawiły, że postać nieznajomego faceta zdała mi się jeszcze bardziej mistyczna niż do tamtej pory. Pierwszym z nich był sygnet na serdecznym palcu (nie pamiętam której ręki, chyba lewej), pokryty tajemniczymi znakami pochodzenia azjatyckiego. Co więcej, na lewej ręce miał bransoletkę mającą imitować te noszone przez rdzenne ludy Afryki, z tą różnicą, że była zrobiona z plastiku. Na drugim zaś przegubie znajdował się wyglądający solidnie zegarek, zalany szkłem powiększającym cyfry znajdujące się na jego tarczy. Być może ostatnie zdanie jest nieco chaotyczne, ale nie wiem na tę chwilę jak inaczej ubrać w słowa to, co widziałem.

Dopóki siedział w swojej kurtce wszystko było w porządku, zdawał się być całkiem miłym dziwakiem, jakich w Krakowie nie brakuje. Problem pojawił się dopiero kiedy postanowił ją ściągnąć – smród, który rozszedł się po autobusie był niemiłosierny. Nie wiem do czego mógłbym go porównać, jednak przyznać trzeba, że nie zawierał w sobie ani krztyny alkoholu. Incydent ten sprawił, że na jakiś czas przestałem się przyglądać podstarzałemu osobnikowi, szukając desperacko świeżego powietrza, jednak wtedy z pomocą przyszła mi pewna siedząca na sąsiednim krzesełku kobieta (ANIOŁ, nie kobieta), która otworzyła okno.

Kiedy nieprzyjemny zapach stał się znośny wróciłem do analizowania wyglądu siedzącego obok mężczyzny. Okazało się, że pod kurtką chował kolorową (różowo – żółtą) koszulę, a na szyi zawieszony był prostokątny portfel. Szczerze powiedziawszy nie widziałem takiego odkąd skończyłem dwanaście lat, a jego widok przywiódł mi na myśl jakieś ciepłe, niezidentyfikowane wspomnienia.

- Czemu pan się na mnie gapi? – zapytał nagle mężczyzna. Przez moment odjęło mi mowę, cały czas przecież starałem się nie dać mu tego odczuć wiedząc, jak ludzie mogą czuć się niekomfortowo, kiedy brodaty facet z bandaną zaczyna się im przyglądać. – Nie dziw się tak, widziałem wszystko w odbiciu w oknie. Od jakichś – tu spojrzał na zegarek – trzydziestu minut mi się przypatrujesz. Dlaczego?

- Cóż, przepraszam, jeśli odebrał pan to jako coś złego – powiedziałem, siląc się na najgrzeczniejszy z możliwych tonów, co musiało wyglądać dość groteskowo. Mężczyzna spojrzał mi w oczy i potarł wąsy.

- Ależ nie, nie odebrałem tego jako nic złego czy osobistego. Zresztą, pan pewnie wie jak to jest, jak to jest wyróżniać się nieco z tłumu, prawda? – zapytał i puścił mi oko.

- Cóż, różnie to bywa – odparłem, uśmiechając się lekko, przypominając sobie nie tak dawną sytuację z pewnego spożywczaka. – Kiedyś chciałem kupić piwo na piątkowy wieczór, a przez to, że dość dużo czasu zajmowało mi liczenie ile mam na nie pieniędzy, przez co stałem przed półką z piwem dłuższą chwilę, zostałem oskarżony o próbę kradzieży.

- Doprawdy? – W jego głosie tańczyła wyraźna nutka rozbawienia.

- Tak. Najzabawniejsze jest to, że gdybym był ogolony, a na sobie zamiast wytartej kurtki i czarnej chusty miał garnitur to ten sam ochroniarz kłaniałby mi się w pas.

- Zapewne tak.

- To mój przystanek, życzę panu miłego dnia – rzuciłem, kiedy autobus się zatrzymał. Mężczyzna kiwnął głową, uśmiechnął się i znów puścił mi oko, po czym ruszył, zostawiając mnie na przystanku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (23)

  • Afraid13 11.07.2016
    ... Czy ty piszesz to od tak? Taką płętę i styl pisania mogłoby się zobaczyć tylko w najlepszych książkach. Jestem wprost oszołomiona twoim słownictwem. Daję 5 (choć według mnie powinno być więcej) ^^
  • Cóż, nie chcę wyjść na niewdzięcznego albo zarozumiałego, ale to napisałem tak... tak o, bez dbania o kwiecistość języka czy składni. :) Niemniej, dziękuję bardzo, czuję się... zawstydzony :)
  • Afraid13 11.07.2016
    Szymon Szczechowicz, jeśli tak jest to wiec iż cię podziwiam. Piszesz znakomicie.
  • Afraid13 dziękuję bardzo :)
  • Wspaniale napisane. Jestem z siebie dumna, gdyż znalazłam brak jednego przecinka, czego się nie spodziewałam w tak genialnym tekście. I mam pytanie, czy jeśli ten mężczyzna miał zegarek na prawej ręce, oznacza to, że był leworęczny, a jeśli tak, to wygodnie mu się pisało z sygnetem na palcu?
    Zostawiam zasłużone 5 :)
  • Akurat jeśli chodzi o przecinki jestem strasznie kiepski, zresztą zapytaj Lucindy :) No i nie przesadzajmy z tym geniuszem :) Co do sygnetu, dobre pytanie. Wychodzi na to, że to musiała być prawa ręka jednak.
  • Lucinda 11.07.2016
    Całkiem ciekawa sytuacja :) Cóż, samego zdarzenia chyba nie mam co komentować, ale to niestety ogranicza moje pole do wypowiedzenia się w ogóle, no bo przecież niejednokrotnie wypowiadałam się o Twoim stylu, języku itp., więc wiesz na pewno, co sądzę. Mogę jedynie powiedzieć, że ten tekst nie odbiega od pozostałych w Twoim wykonaniu, podoba mi się w równym stopniu. Zresztą zawsze w pewnym stopniu podziwiam tych, którzy potrafią w interesujący, naturalny sposób przedstawić zdarzenia prawdziwe, tak, aby się w tym wszystkim nie pogubić i zachować odpowiednią szczegółowość. Lubię poza tym u Ciebie taką bezpośredniość w stosunku do czytelnika, nie ma zbędnych barier, ma się wrażenie, że słucha się po prostu relacji z jakiegoś zdarzenia. No to teraz, jak już nawet wyżej zostałam wspomniana, przyszedł czas na poprawki z mojej strony :) (myślałam, że będzie tego mniej...).
    ,,To była sobota, jak każda inna" - bez przecinka;
    ,,sprawdziłem zawartość portfela, upewniając się, że stać mnie na podróż w dwie strony (przecinek) i wyszedłem na krótki spacer z psami" - oczywiście ze względu na rozbiór zdania;
    ,,Wyszedwszy więc na spacer z uśmiechem" - ,,wyszedłszy";
    ,,odcinając się od krwiożerczych potworów, czekających na zewnątrz" - bez przecinka;
    ,,Nim dojdę na przystanek (przecinek) muszę przez pewien czas iść wąską uliczką, równoległą do ulicy, którymi jeżdżą ,,moje” busy" - bez przecinka przed ,,równoległą" i coś tu z formami nie pasuje...;
    ,,gdy tam idę mija mnie, jadąc kilka metrów obok (przecinek) bus" - ze względu na taki szyk;
    ,,gdy tylko dotarłem na przystanek (przecinek) zaczął padać deszcz";
    ,,przestał (przecinek) kiedy tylko wsiadłem wreszcie do busa";
    ,,gdy dotrę do Krakowa busem (przecinek) muszę przesiąść się na komunikację miejską";
    ,,Szczerze powiedziawszy (przecinek) nie wiem do końca (przecinek) jak to działa";
    ,,to była największa walizka (przecinek) jaką w życiu widziałem";
    ,,walizą, którą ustawił, opierając ją o biletomat" - bez przecinka przed ,,opierając", bo to słowo nie pełni tu roli imiesłowu czasownikowego współczesnego;
    ,,mimo, że było sporo wolnych miejsc w autobusie (przecinek) wolałem stać" - ,,mimo że" bez przecinka (spójnik złożony);
    ,,Pierwszym, poza kurtką i walizą, co zwróciło moją uwagę w owym człowieku (przecinek) był kapelusz taki";
    ,,z podobizną słonia, znajdującą się na czole" - bez przecinka;
    ,,ukłon dla tych (przecinek) co czytali książki o Tomku Wilmowskim";
    ,,pojedyncze kępki włosów, pojawiające się tu i tam na jego twarzy" - bez przecinka;
    ,,Kiedy przyjrzałem się dokładniej (przecinek) zobaczyłem kilka szczegółów";
    ,,zegarek, zalany szkłem powiększającym cyfry znajdujące się na jego tarczy" - pisałeś, że to chaotyczne zdanie, ale mi tu coś z formami nie pasuje;
    ,,nie wiem na tę chwilę (przecinek) jak inaczej ubrać w słowa to";
    ,,Dopóki siedział w swojej kurtce (przecinek) wszystko było w porządku";
    ,,Problem pojawił się dopiero (przecinek) kiedy postanowił ją ściągnąć";
    ,,smród, który rozszedł się po autobusie (przecinek) był niemiłosierny";
    ,,Nie wiem (przecinek) do czego mógłbym go porównać";
    ,,Kiedy nieprzyjemny zapach stał się znośny (przecinek) wróciłem do analizowania wyglądu";
    ,,Szczerze powiedziawszy (przecinek) nie widziałem takiego (przecinek) odkąd skończyłem dwanaście lat";
    ,,pan pewnie wie (przecinek) jak to jest";
    ,,dużo czasu zajmowało mi liczenie (przecinek) ile mam na nie pieniędzy";
    ,,gdybym był ogolony, a na sobie zamiast wytartej kurtki i czarnej chusty miał garnitur (przecinek) to ten sam ochroniarz kłaniałby mi się w pas". To tyle, zostawiam jak zwykle 5, no i dalej muszę czekać na słaby tekst z Twojej strony... Chyba jednak się go nie doczekam.
  • Diamentowa Róża, o tym mówiłem jeśli chodzi o przecinki :D A Tobie Licindo bardzo dziękuję, jak zawsze na posterunku :)
  • Lucinda 11.07.2016
    Szymon Szczechowicz, nie mogło by być inaczej :D
  • Lucinda Boże, ile błędów znalazłaś... jakiś laser w oczach/czytnik?
  • Lucinda 11.07.2016
    Diamentowa Róża, czasem sama się nad tym zastanawiam... Nie wiem, po prostu czytam tekst i widzę, nawet nie zwracając na to uwagi. Taka już moja właściwość...
  • Diamentowa Róża ona jest niesamowita, a ja jestem nieedukowalny. Od miesięcy tak to wygląda, choć dziś jest wyjątkowo źle. Gorszy dzień miałem chyba :D
  • Szymon Szczechowicz Każdy ma czasem gorszy dzień ;) Ja zazdroszczę takich umiejętności pisarskich, a Lucindzie (mam nadzieję, że Twój nick się odmienia) "wykrywacza błędów" w oczach. Przydałby się na wypracowaniach z polskiego...
  • Lucinda 11.07.2016
    Diamentowa Róża, ten "wykrywacz błędów" przydaje się na wypracowaniach, ale tu, na opowi, często jest mi głupio wypisywać błędy, no i czasem nie wiadomo, jak to zostanie odebrane, a moje "litanie" potrafią być naprawdę bardzo długie i to, co znalazłam tu, to wcale nie tak wiele i na pewno nie mój rekord. A Ty, Szymonie, chyba przesadzasz z tą niesamowitością... A nieedukowalność... Myślę, że z zasadami nie masz większych problemów, inaczej nawet te błędy z mojej strony byłyby bardziej rozpisane i wtedy miałbyś prawdziwą "litanię" :D
  • Lucinda Ale krytyka jest ważna. Co innego, gdybyś napisała "głupi jesteś, bo tyle błędów robisz" i tyle.
  • Lucinda Twoją krytykę to ja uwielbiam :D
  • Lucinda ale poprawię jutro chyba :D
  • Lucinda 11.07.2016
    Szymon Szczechowicz, w takim razie bardzo mi miło :D
  • Lucinda 11.07.2016
    Diamentowa Róża, no czegoś takiego bym nie napisała. Nigdy nie przenoszę oceny tekstu czy błędów, jakie w nim występują, na autora. Raczej mam nadzieję, że takiej osobie coś z tego zostanie i może dowie się czegoś nowego dla niego, a dzięki temu będzie się kształcił również od tej strony. Ale ludzie różnie na to reagują, a niekiedy można się było natknąć na nienajlepsze zdanie o takich komentarzach. Stąd niekiedy moje wątpliwości co do odbioru, ale cieszę się, jeśli ktoś nie traktuje tego jak, nie wiem, rodzaju przechwalania się, jakby to miało być znakiem wyższego mniemania o sobie...
  • Lotta 11.07.2016
    Prawdziwa historia? Zaintrygował mnie ten mężczyzna... Spodziewałam się jeszcze czegoś... mocniejszego (?) na sam koniec, a zostałam z poczuciem niedosytu. 5 ;)
  • Nie powiem ile prawdy było w niej :D Dziękuję bardzo!
  • Billie 14.07.2016
    Przyjemnie się czytało :) Lubię takie opowieści. Taka zwyczajna sytuacja, a uśmiechnęłam się na koniec. Fajna sprawa, zostawiam 5 :)
  • Dziękuję! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania