Brzozowy krzyż
mały krzyżyk brzozowy
na leśnej polanie
bukiet polnych kwiatuszków
perłowy różaniec
puszczańskie uroczysko
pośród drzew gęstwiny
biało czerwona wstążka
nieznanej dziewczyny
tyle po was zostało
mały kopczyk w trawie
bezimiennie polegli
w ubeckiej obławie
virtuti militari
na urągowisko
antypolska hołota
rzuci w twarz wyzwisko
pamięć o was nie zginie
i o waszej walce
gloria victis żołnierze
chwała wielkiej Polsce
Komentarze (67)
Trochę podobnie się rzecz ma z "partyzantami".
Niestety natomiast w rozpowszechnianej teraz narracji próbuje się ich wszystkich traktować łącznie, w nierozerwalnym pakiecie "Jak nie czcisz Burego to znaczy, że plujesz na Hubala". A to nie tak powinno być.
Agentura do rozpracowywania organizacji konspiracyjnych, to niestety smutna rzeczywistość. Aczkolwiek niektóre grupy miały coś na kształt własnego kontrwywiadu rozpracowującego prowokatorów, szpicli i agentów, to w tamtych warunkach nie było to skuteczne.
Komuniści organizowali również grupy przebierańców, udających partyzantów, które celowo dokonywały zbrodni na ludności cywilnej, żeby przypisać to później partyzantom i w ten sposób budzić do nich nienawiść. To temat dobrze opisany przez IPN.
Choćby pierwszy rozdział dotyczący majora Łupaszki i pacyfikacji litewskiej wsi Dubinki, która faktycznie miała miejsce i została dokonana w pełni świadomie. Zginęło tam kilkudziesięciu litewskich cywilów, różnej płci i wieku, łącznie ze kobietami, starcami i dziećmi.
Po pierwsze, Zychowicz twierdzi, że sprawa ta jest w biografiach Łupaszki pomijana milczeniem. „Podejmował również decyzje, których – piszę to z żalem – po latach nie sposób obronić. To, że jego hagiografowie pomijają je milczeniem, nie sprawi, że wyparują one z jego biografii. Zamiast więc udawać, że ich nie było – należy spojrzeć w oczy faktom.”
To pierwsze kłamstwo, bo nikt tych spraw nie pomija milczeniem. Żadna ze znanych mi biografii Łupaszki nie pomija tej sprawy milczeniem, tylko wszędzie pisze się o niej otwarcie. Ba, w każdej ze znanej mi biografii, pisze się wprost, że była to jedyna decyzja, którą mógł podjąć w tamtych warunkach. Ja prawdopodobnie w tamtej sytuacji postąpiłbym tak samo. Dla powstrzymania niewyobrażalnych wprost zbrodni na Polakach, dokonywanych przez litewskich Szaulisów, taki krok był wręcz niezbędny. Pokazał Litwinom, że nie są bezkarni i to co oni robią z Polakami, może także ich dotknąć. Decyzja podobna jak atak dywanowy na Drezno, bądź zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki.
Ta śmierć kilkudziesięciu „niewinnych” Litwinów ocaliła przed dalszą rzezią dziesiątki, a może setki wiosek polskich istniejących na tamtych terenach. Po akcji Łupaszki Litwini całkowicie zaprzestali swoich zbrodni. Być może coś do nich dotarło. Na tej samej zasadzie, jak do Japończyków dotarło po obejrzeniu zgliszcz Nagasaki i Hiroszimy.
Weź choćby Ognia, przypisuje się jego oddziałom jakieś wyimaginowane zbrodnie na podstawie ubeckiej książki napisanej po wojnie. Czy Burego. W jego oddziałach służyli także prawosławni. Tam wioski białoruskie w całości współpracowały z sowietami. Wyciąga mu się że zginęło w czasie walk jakieś dwuletnie dziecko i parę kobiet. Owszem, nikt temu nie zaprzecza. W obliczu Boga się będzie tłumaczył. Nie dano mu nawet złożyć wyjaśnień. Zlikwidowano go jak psa, bez prawa do faktycznej obrony. To był polski patriota, całe życie służył tylko Polsce, tak naprawdę niczego się dorobił, poświęcił rodzinę. Żebyś ty mógł chrzanić teraz takie rzeczy. To obrzydliwe.
Żadni polscy żołnierze, nigdy nie planowali ani nie organizowali żadnych organizowali żadnych ludobójczych zbrodni, jak choćby Ukraińcy, czy nawet Litwini, czy Żydzi. Człowieku, łatwo jest napluć nie mając żadnych wiarygodnych informacji na ten temat, tylko jakieś powojenne fałszywki ubecji.
Dla przypomnienia, sądy po 89 roku, ci wszyscy żołnierze o których pisze Zychowicz zostali uznani po badaniach ich życiorysów przez IPN za narodowych bohaterów. To byli przedwojenni żołnierze Rzeczypospolitej, do końca wierni wojskowej przysiędze, dlatego tak znienawidzenie przez komunistów.
Pacyfikacja Dubienek nie zatrzymała kolejnych zbrodni Szaulisów, natomiast popsuła nam stosunki z Litwą jeszcze bardziej, a już w tym czasie była przez partyzantów odbierana jako błędna decyzja.
Zbrodnie Burego są dobrze potwierdzone i nie jest to wymysł komunistów, jeszcze żyją ludzie, którzy pamiętają jak jego ludzie egzaminowali złapane w lesie dzieciaki którą ręką się żegnają i które modlitwy znają. Rozstrzelanie 40 furmanów bo byli prawosławni niczym nie da się usprawiedliwić.
Nikt nie powinien czuć, że ma moralne prawo do odwetu "na postrach" na przypadkowych osobach. Partyzanci nie znaleźli w wiosce właściwych wojskowych biorących udział w akcjach, więc zabili ich żony i dzieci. Tak się nie powinno robić, nawet jeśli druga strona konfliktu przeprowadziła przed chwilą podobną akcję.
A co do Burego, to sobie kup książkę i poczytaj zamiast tutaj pisać duby smalone z jakichś sowieckich stron internetowych. Ty już się pokazałeś, jaki jesteś mądry fałszywie kablując mnie do admina.
Dubienki nie były pierwszą akcją polskich partyzantów przeciw kolabarantom (choćby atak na Murowaną Oszmiankę), więc ciężko aby wcześniej strona litewska się nie orientowała, że Polscy potrafią się bronić.
Paradoksalnie zmasowana akcja przeciwko Polakom została zatrzymana przez oddziały niemieckie i sowieckie - po zbrodni w Glinciszkach aresztowano litewskich policjantów z tego regionu. Pacyfikcja była z ich strony samowolą, a Niemcy nie lubili takich sytuacji. Ponieważ litewski batalion już wcześniej wykazał się niską skutecznością, Niemcy go rozwiązali, jego żołnierzy użyto do innych zadań, doszło nawet do rozstrzelania dowódców. Oddział z okolic Glinciszek rozformowano w samej końcówce czerwca 1944 Zaraz po tym na te tereny wkroczyli Sowieci, co zmieniło sytuację.
Aresztowanie przez Niemców dowódcy litewskiego batalionu miało miejsce przed odwetem w Dubiankach, więc ciężko nawet uzasadniać odwet tym, że Niemcy się przestraszyli.
No to na Litwinów jednak podziałali Niemcy. I chyba dobrze, bo bez tej interwencji Dubienki zaowocowałyby kolejnym krwawym odwetem. Zbrodnia w Glinciszkach była taką akcją - chciano się zemścić za śmierć pięciu litewskich policjantów, którzy zginęli w zasadzce. Odział litewski udał się do Glinciszek, szukając partyzantów i ich sprzymierzeńców z wioski, Nie zastali ich, bo mężczyźni udali się rano na roboty. W takiej sytuacji Litwini zdecydowali się... zabić kobiety i dzieci. Zrobili dokładnie to samo co Polacy w Dubienkach, zemścili się w ramach odwetu nie na właściwych osobach a na ich krewnych.
Gdyby Niemcy pozwolili im na dalsze akcje, to po Dubienkach nastąpiłyby dalsze odwety. Tak samo było na Wołyniu - po masakrze w Sahryniu nastąpiły odwety UPA, liczba mordów nie wyhamowała.
w Dubinkach Polacy nie zemścili się na bezbronnych kobietach i dzieciach, jak zrobili to Litwini masakrując bezbronnych Polaków w Glinciszkach.
Dubinki były przygotowane do samoobrony, a nie bezbronne. Dwór w Dubinkach był broniony przez bunkier ze stałą załogą policyjną. Akcja odwetowa miała więc, przynajmniej częściowo, charakter walki zbrojnej. Był to jednak odosobniony wypadek, który zahamował dalszą eskalację konfliktu polsko - litewskiego.
Na znanej liście ofiar są kobiety i dzieci oraz jakiś staruszek, w tym Polka z synkiem, brak natomiast litewskich policjantów, z którymi rzekomo miano tego dnia walczyć. Wśród rozstrzelanych znalazło się niemowlę. Dwór nie był tego dnia broniony, nawet nie było w nim zarządcy, policjantów z batalionu wezwali dzień wcześniej do stawienia się Niemcy, którzy badali kto przeprowadził masakrę w Glinciszkach.
Wersja o silnej obronie wsi pojawia się w dosyć późnych źródłach, na przykład oświadczeniach członków tamtego oddziału broniących się przed oskarżeniami. Sam chyba przyznasz, że opieranie opisu wydarzenia na twierdzeniach sprawców jest ryzykowne.
W dodatku Dubinki nie były jedyną miejscowością, rajd obejmował jeszcze kilku okolicznych wiosek.
To nie ja wychwalam masakrę cywilów twierdząc, że sam bym tak zrobił.
https://dzieje.pl/aktualnosci/zolnierze-wykleci-bohaterowie-polskiego-podziemia-niepodleglosciowego-z-lat-1944-1963-0
Obrona niepodległości wobec sowietyzacji Polski po 1944 r. była najważniejszym celem Żołnierzy Wyklętych - polskiego podziemia niepodległościowego. Do 1963 r., gdy zginął ostatni z „wyklętych” Józef Franczak „Lalek”, przez konspirację antykomunistyczną przewinęło się do 300 tys. osób.
"Żołnierze Wyklęci - bohaterowie antykomunistycznego podziemia, którzy w obronie niepodległego bytu Państwa Polskiego, walcząc o prawo do samostanowienia i urzeczywistnienia dążeń demokratycznych społeczeństwa polskiego, z bronią w ręku, jak i w inny sposób przeciwstawili się sowieckiej agresji i narzuconemu siłą reżimowi komunistycznemu" - podkreślił Sejm, który w 2011 r. ustanowił 1 marca Narodowym Dniem Pamięci "Żołnierzy Wyklętych".
Inicjatorem Dnia Pamięci poświęconego Żołnierzom Wyklętym był prezydent Lech Kaczyński, który skierował do Sejmu projekt ustawy w tej sprawie. "Narodowy Dzień Pamięci +Żołnierzy Wyklętych+ ma być wyrazem hołdu dla żołnierzy drugiej konspiracji za świadectwo męstwa, niezłomnej postawy patriotycznej i przywiązania do tradycji niepodległościowych, za krew przelaną w obronie Ojczyzny" - podkreślił Lech Kaczyński.
W przywracaniu pamięci o żołnierzach podziemia antykomunistycznego ważną rolę odegrał także prezes IPN z lat 2005-2010 Janusz Kurtyka, który zwracał uwagę, że tematyka ta jest słabo obecna w społecznej świadomości Polaków lub też jest zafałszowana w wyniku polityki historycznej władz PRL.
Sama nazwa "żołnierze wyklęci" powstała w 1993 r., gdy Liga Republikańska, organizacja antykomunistyczna działająca w latach 1993-2001, przygotowywała wystawę na Uniwersytecie Warszawskim poświęconą podziemiu antykomunistycznemu z drugiej połowy lat 40. i początku lat 50. ubiegłego stulecia. Szukano wówczas wspólnej nazwy dla oddziałów, które po zajęciu Polski przez Armię Czerwoną podjęły walkę z komunizmem.
"Wydawało nam się czymś naturalnym, że po 1989 r. elity opiniotwórcze III Rzeczpospolitej uczczą bohaterów sprzeciwiających się po drugiej wojnie światowej sowietyzacji Polski. Liczyliśmy na to, że w realiach państwa wolnego ci, którzy w najtrudniejszym momencie walczyli z komunizmem na śmierć i życie, zostaną przywróceni świadomości społecznej. Tymczasem była głęboka cisza, tak jakby nie istnieli" - mówił PAP Grzegorz Wąsowski, który wspólnie z Leszkiem Żebrowskim wydał na podstawie ekspozycji album pt. "Żołnierze Wyklęci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r.".
Termin "żołnierze wyklęci" upowszechnił Jerzy Ślaski, który w 1996 r. wydał książkę o takim właśnie tytule. To opowieść o powojennej walce z komunistami żołnierzy zgrupowania "Orlik", których historię Ślaski ukazał w kontekście działań całego podziemia niepodległościowego. "Podziw i szacunek musi budzić postawa tych dowódców i żołnierzy AK, którzy mimo tak beznadziejnego położenia nie poddali się, nie uciekli ze swej ziemi na drugi kraniec Polski, nie wkupili się w łaski nowej władzy zdradą swych ideałów i swych towarzyszy broni, lecz raz jeszcze podnieśli się do walki" - pisał Ślaski.
Część historyków przyjmuje, że w latach 1944-1963 przez antykomunistyczną konspirację przewinęło się do 300 tys. osób. Podawane są też mniejsze szacunki, które wskazują, że w krótszym okresie lat 1944-56 przez wszystkie organizacje podziemia antykomunistycznego (grupy o charakterze zbrojnym, ale i organizacje cywilne o charakterze antykomunistycznym) przewinęło się ok. 120 tys. osób, a w samych oddziałach bojowych walczyło ok. 20-25 tys. osób.
"Liczba ok. 300 tys. osób wydaje się racjonalna. Jeżeli przyjmiemy, że w okresie największego rozwoju konspiracji antykomunistycznej w jej szeregach było ok. 200 tysięcy ludzi, to wydaje się, że w okresie tych kilku kolejnych lat możemy dodać 100 tys. osób, zwłaszcza, że ta konspiracja nie zaczyna się w roku 1945, ale moim zdaniem w końcu roku 1943" - ocenił w rozmowie z PAP historyk dr Tomasz Łabuszewski, który kieruje pracami Biura Badań Historycznych IPN w Warszawie.
Historia polskiego podziemia antykomunistycznego sięga końca II wojny światowej i rozbijania przez Sowietów struktur Polskiego Państwa Podziemnego. Brutalna działalność Sowietów nie zakończyła jednak polskiego oporu. IPN przypomina, że idee rozwiązanej w styczniu 1945 r. Armii Krajowej przejęła najpierw organizacja "Niepodległość" - kryptonim NIE, a później - w związku z aresztowaniem jej dowódców - stworzona na jej miejsce Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj.
"Jednak sytuacja międzynarodowa skłoniła przywódców konspiracji zbrojnej do zmiany poglądów na możliwość odzyskania przez Polskę niepodległości. Decyzje konferencji w Poczdamie, a później uznanie przez państwa zachodnie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej sprawiły, że zgasła nadzieja na rychły wybuch konfliktu zbrojnego między Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią a ZSRS. Szansy upatrywano w wyborach zapowiedzianych w czasie konferencji jałtańskiej" - czytamy w popularnym opracowaniu IPN pt. "Od niepodległości do niepodległości. Historia Polski 1918-1989".
W związku z powojenną sytuacją międzynarodową we wrześniu 1945 r. powołano Zrzeszenie "Wolność i Niezawisłość" będące kontynuatorem dzieła Armii Krajowej. Przez kolejnych kilka lat to właśnie Zrzeszenie WiN było najważniejszą i najliczniejszą z organizacji konspiracyjnych.
"Ukierunkowano je na działania polityczne: propagandę wyborczą, ujawnianie zbrodni systemu komunistycznego, zapewnianie niezależnej od komunistów informacji. Jednak w związku z działaniami NKWD i MBP nie zdołano w pełni zdemobilizować oddziałów zbrojnych, które stały się jedynym zabezpieczeniem konspiratorów oraz lokalnej ludności przed represjami komunistycznego reżimu" - czytamy w opracowaniu Instytutu.
Historycy IPN podali, że do najgłośniejszych oddziałów zbrojnych należeli żołnierze dowodzeni np. przez mjr. Mariana Bernaciaka "Orlika", mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zaporę" - walczący na Lubelszczyźnie czy por. Franciszka Jaskulskiego "Zagończyka" - działające na Kielecczyźnie. Badacze przypomnieli, że zwierzchność WiN uznawało także Konspiracyjne Wojsko Polskie dowodzone przez kpt. Stanisława Sojczyńskiego "Warszyca". Po Zrzeszeniu WiN drugą co do wielkości organizacją było Narodowe Zjednoczenie Wojskowe (NZW).
Dzieje powojennego podziemia antykomunistycznego spopularyzowały poszukiwania ofiar komunizmu prowadzone przez IPN w całej Polsce, zwłaszcza na Łączce Cmentarza Wojskowego na Powązkach, a od niedawna także na Litwie i Białorusi. W listopadzie 2011 r. prace te zainicjował m.in. ówczesny prezes IPN Łukasz Kamiński. Do tej pory dzięki specjalistom IPN, których pracami kieruje dr hab. Krzysztof Szwagrzyk, odnaleziono szczątki m.in. mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" oraz mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory", a także ostatniego dowódcy Narodowych Sił Zbrojnych ppłk. Stanisława Kasznicy. W Gdańsku profesor wraz z zespołem odnalazł szczątki Danuty Siedzikówny "Inki" oraz Feliksa Selmanowicza "Zagończyka".
Identyfikacji genetycznej tych legendarnych dla polskiej historii postaci dokonali specjaliści z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów w Szczecinie.
Wciąż poszukiwane są szczątki m.in. gen. Augusta Emila Fieldorfa "Nila" - szefa Kedywu Komendy Głównej AK, rotmistrza Witolda Pileckiego, a także płk. Łukasza Cieplińskiego i jego współpracowników z IV Zarządu Głównego Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość".
Historycy zwracają uwagę, że termin "żołnierze wyklęci" obejmuje niejednorodną grupę. "Pod tym pojęciem kryje się bardzo zróżnicowany wachlarz setek mniejszych i większych organizacji - od małych grup uczniowskich, przez podziemne drużyny harcerskie, lokalne grupy zbrojne, aż po duże ogólnopolskie organizacje polityczne i wojskowe" - powiedział PAP historyk dr hab. Rafał Wnuk, redaktor przełomowego dla tego tematu "Atlasu polskiego podziemia niepodległościowego 1944 1956".
Do bezdyskusyjnych bohaterów podziemia niepodległościowego należy rtm. Witold Pilecki, który w czasie wojny dobrowolnie dał się wywieźć do obozu w Auschwitz, żeby zorganizować tam konspirację wojskową i zdobyć wiarygodne dane o zbrodniach popełnianych przez Niemców. Jednak wśród żołnierzy powojennego podziemia były również postaci kontrowersyjne jak np. kpt. Romuald Rajs ps. Bury. Wspólnie z podległymi mu żołnierzami i na rozkaz wyższych dowódców w styczniu i lutym 1946 r. spacyfikował kilka prawosławnych wsi nieopodal Bielska Podlaskiego. Chodziło o likwidację osób współpracujących z władzą komunistyczną, tymczasem partyzanci - jak ustaliła prokuratura IPN w Białymstoku - zamordowali ok. 80 cywilów, w tym kobiety i dzieci.
W ocenie prokuratury IPN działania te były przeciwko "określonej grupie osób, które łączyła więź oparta na wyznaniu prawosławnym i związanym z tym określaniu przynależności tej grupy osób do narodowości białoruskiej. "Reasumując, zabójstwa i usiłowania zabójstwa tych osób należy rozpatrywać jako zmierzające do wyniszczenia części tej grupy narodowej i religijnej, a zatem należące do zbrodni ludobójstwa" - podał w konkluzji śledztwa pion śledczy IPN w Białymstoku.
W opublikowanej w ostatnich dniach przez IPN biografii Rajsa pt. "Komendant +Bury+" Michał Ostapiuk szczegółowo opisał przebieg pacyfikacji przeprowadzonych pod dowództwem "Burego". Odnosząc się do tego problemu we wstępie historyk przypomniał m.in., że w opozycji do interpretacji zbrodni jako mającej charakter narodowościowo-religijny stoi pogląd, że "powodem pacyfikacji było zaangażowanie polityczne mieszkańców wsi (na rzecz komunizmu - PAP) i z tego powodu spotkali się z akcją represyjną 3. Brygady. Część osób poniosła śmierć w wyniku niekontrolowanego, żywiołowego rozwoju sytuacji" - napisał Ostapiuk.
W latach 1944-56 wskutek terroru komunistycznego w Polsce śmierć poniosło - jak szacuje IPN - ok. 50 tys. osób (inne szacunki historyków mówią, że nie więcej niż ok. 20 tys.), które zginęły na mocy wyroków sądowych, zostały zamordowane lub zmarły w siedzibach Urzędów Bezpieczeństwa i Informacji Wojskowej, więzieniach i obozach, a także zginęły w walce lub w trakcie działań pacyfikacyjnych. Ciała ofiar grzebano m.in. w utajnionych i w większości nieznanych do dziś miejscach - na i w pobliżu cmentarzy, w pobliżu siedzib aparatu bezpieczeństwa, w lasach i na poligonach wojskowych.
Do tragedii Żołnierzy Wyklętych nawiązuje data ich Dnia Pamięci, która upamiętnia rocznicę stracenia z rąk funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa kierownictwa IV Komendy Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość". 1 marca 1951 r. szefowie IV Zarządu Głównego ppłk Łukasz Ciepliński, mjr Adam Lazarowicz, por. Józef Rzepka, kpt. Franciszek Błażej, por. Józef Batory, Karol Chmiel i mjr Mieczysław Kawalec ponieśli śmierć w stołecznym więzieniu na ul. Rakowieckiej. W budynku dawnego więzienia na warszawskim Mokotowie działa obecnie Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL.
Norbert Nowotnik (PAP)
Czytałem o przypadku osoby z AK za którą wstawił się Słonimski, ten pisarz.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania