Budząc się po życiu

Słońce które nigdy nie śpi, budzi mnie do życia.

Kiedyś miałam nadzieje, że zniknie, a ja zostanę pochłonięta przez wieczny mrok we śnie.

Jednak teraz podziwiam je kiedy oświetla mi drogę, wcześnie rano na spacerze z powodu bezsenności.

Gdzie się podziały moje wizje przekształcające rzeczywistość w dowolną rzecz na tej planecie?

Co mnie pochłania w momencie zapomnienia prawidłowego układu moich myśli?

Może tak naprawdę jesteśmy bez żadnej konkretnej struktury zmuszeni na łaskawość czegoś co uznaje ten sens w który my wierzymy.

Idę, bo uznaje, że lepiej gdziekolwiek iść niż siedzieć na swoim miejscu.

Bez tego uznania jesteśmy niczym.

Droga pod moimi stopami mnie próbuje do siebie zbliżyć.

Coś mnie coraz bardziej wchłania, a ja zapominam coraz bardziej gdzie ja jestem.

Obudziłam się widząc meble w innej kolejności w swoim domu.

Ten drobny szczegół mi nie umknie.

Mogę spadać aż dotrę do tej prawdziwej części świata.

Chociaż po którymś razie mi się znudziło.

Budzę się codziennie po kilkanaście razy.

Tylko to nie wystarczy.

Muszę być aktywnym uczestnikiem udawania w prawdziwość w nadziei, że coś mnie wypuści.

Po prostu teraz podłoże na dworze się rozwarstwia i mogę spadać w głąb budząc się przypominając o tym jak wcześniejsze życie było tylko złudą.

Życie pośmiertne to zdawanie sobie sprawy jak nic ciebie nie dotyczy.

Słońce nigdy nie śpi. Codziennie raz zarazem budzi mnie do życia po wcześniejszym życiu.

Był to bardzo długi i pochłaniający sen.

Teraz nie żyje i muszę się obudzić jeszcze raz.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania