Bulimia
Bulimia jest często bagatelizowana bądź niezauważana przez środowisko, mimo że to obok anoreksji jedna z najcięższych chorób psychicznych, z typu zaburzeń odżywiania. Tak jak jadłowstręt psychiczny można przyrównać do alkoholizmu (podobne „mechanizmy chorobowe”), tak bulimię do narkomanii. Mówię z doświadczenia. W praktyce wystarczy miesiąc, by się uzależnić, ale zależy to od siły osobowości danego człowieka, a „dawkowanie” wyniszczających zapędów tylko przybliża do kompletnego zatracenia się w śmiercionośnej karuzeli.
Jest to choroba o bardzo złożonym podłożu psychicznym, charakteryzująca się napadami wilczego głodu, wzmożonym łaknieniem; nadużywaniem środków przeczyszczających lub moczopędnych, prowokowaniem wymiotów itd. Funkcjonowanie bulimika można podzielić na trzy etapy w ciągu jednego dnia, które mogą się powtarzać: 1. silne łaknienie; 2. wyrzuty sumienia; 3. zwracanie pokarmu. Często po trzecim etapie następuje zapętlenie wszystkich czynności i otrzymujemy szyk: 1–2–3–1–2–3. Bulimia jest skutkiem długotrwałych problemów z jakimi chory borykał się już dużo wcześniej. Towarzyszą jej, charakterystyczne dla zaburzeń odżywiania, mdłości po posiłkach, obrzydzenie wobec jedzenia (z wyjątkiem etapów obżarstwa), związane z psychiką, a nie dolegliwościami somatycznymi osoby cierpiącej na bulimię. Nękanie, molestowanie seksualne – to wszystko może przyczynić się do rozwoju żarłoczności psychicznej. Jakie są zaś fizyczne skutki bulimii? Spieszę z wyjaśnieniem. Owrzodzenie żołądka, zaparcia, przełyk, zęby i cała jama ustna zniszczone przez kwas żołądkowy, zaburzenia miesiączkowania, potas wypłukany z organizmu, zaburzenia pracy żołądka i jelit, „napuchnięte” policzki od śliny zgromadzonej w śliniankach. Chorzy nie są wychudzeni, wbrew obiegowej opinii (chyba że wraz z bulimią występuje u tej samej osoby anoreksja), ale od nadużywania środków przeczyszczających, wymiotów, ich organizmy są skrajnie wyniszczone.
W tym momencie kończę notatkę pod kątem psychologicznym, a zaczynam wyciągać wnioski z własnych doświadczeń, głównie autopsyjnych. Otóż, należy pogodzić się z faktem, że bulimia jest obrzydliwa. Często osoby chore zdają sobie sprawę z tego, że to, co robią, jest po prostu dla normalnego, zdrowego człowieka nie do pomyślenia, ale nie potrafią ot tak z tym zerwać. Ważna jest długotrwała, intensywna psychoterapia, ale nie o tym będę teraz mówić. Chciałabym uświadomić chociaż garstce osób, jak wielkim problemem są zaburzenia odżywiania. To nie tylko zaburzenie postrzegania samego siebie, ale też rozwleczone w czasie, powolne, bardzo bolesne zarówno fizycznie jak i psychicznie – samobójstwo. Tak, w wielu przypadkach pragnienie idealnej sylwetki, czy dążenie do bolesnej perfekcji odgrywa znaczącą rolę, ale w mniejszym lub większym stopniu, na końcu widać już tylko śmierć. Ulgę. Wybawienie od cierpienia, w którym przyszło nam żyć i od którego nie umiemy samodzielnie się uwolnić. Ten ból rośnie w ciele człowieka przez wiele lat i ujawnia się pod postacią, w tym wypadku, bulimii. Każdy dzień to udręka. W leczeniu podobnych schorzeń najistotniejsze jest wsparcie drugiego człowieka, krewnych. Po prostu bliskość i niezastąpione uczucie, że komuś jednak na nas zależy, że mamy po co się starać. Czasem na tym etapie chory uświadamia sobie, że postępował niewłaściwie, pozwala sobie pomóc, a czasem jego psychika wymaga jeszcze wielu miesięcy, a nawet lat, terapii. Wielu miesięcy zapewnień, płaczu i wyniszczania siebie. Z bulimią nie da się żyć. Nie da jej się zaakceptować, czy zignorować. W pewnym momencie choroba zaczyna przejmować kontrolę nad życiem, a wtedy, choćbyś nie wiem jak bardzo niekiedy chciał, nie dasz rady pomóc sobie sam.
Jeśli podejrzewasz, że ktoś z Twoich bliskich może cierpieć na zaburzenia odżywiania, nie czekaj. Porozmawiaj z nim, ale nie oferuj od razu pomocy. Chorzy boją się przyjmować pomoc, bo w głębi serca nie wiedzą, czego chcą – czy wyzdrowieć, czy żyć w sieci niezdrowych, ale satysfakcjonujących przekonań. Nie proponuj, że możesz ją/jego kontrolować, nie puszczać do toalety po posiłkach. Po prostu mów. Mów, że nie ma nad tym żadnej kontroli. Że chcesz pomóc, ale poprzez wsparcie, nie bezsensowny wrzask. Zapewniaj, uspokajaj, odpowiadaj na pytania. Nie zachowuj się pretensjonalnie, nie narzekaj, staraj się nie szukać dziury w całym, czy obwiniać kogokolwiek. Bulimik jest na to wyczulony. Temat jego schorzenia to pole minowe i wystarczy jedno niewłaściwe słowo, by zaprzepaścić całą rozmowę, która do pewnego momentu mogła rozwijać się w prawidłowym kierunku. Pamiętaj, by uważnie dobierać słowa i równie uważnie słuchać. Nigdy nie podnoś głosu.
Myśl, mów i czuj. Nie spoglądaj bezczynnie na to, jak ktoś, kogo kochasz, umiera.
Komentarze (18)
A, przy okazji. Zauważyłam pewną zależność tutaj. Jak tekst jest z błędami i do dupy to normalni ludzie zostawiają komentarz i wykładają co i jak gdzie jest źle, palcem wskazują błędy i nie oceniają. A czytałam już kilkadziesiąt świetnych tekstów z tymi pałami czy innymi miernotami bez uzasadnienia, tak jak np Twój teraz, oceniającym ze swojej strony bardzo współczuję. To tak nawiasem.
Porównywanie bulimii do narkomanii, to już kompletna bzdura. Jedno nie ma z drugim absolutnie nic wspólnego, a jeżeli chciałaś znaleźć coś, co jest podobne do bulimii w jakimś stopniu, to nie należało dawać narkomanii, bo czy Tobie się to podoba (piszę Tobie, bo z tekstu wnioskuję, iż sama przez nią przechodziłaś), czy nie, narkomania jest dużo gorsza od bulimii i mniej osób z niej wychodzi.
Po co piszesz coś, co można znaleźć po prostu wpisując w wyszukiwarkę "bulimia"? Wystarczyło dać tylko swoją historię, a nie jakieś wprowadzenie, o którym pewnie gdzieś kiedyś przeczytałaś w internecie. Wiele osób nadal nie zdaje sobie z tego sprawy, ale spora część internetu, to bzdury. I wracając do pierwszego zdania - jeżeli tylko w internecie przeczytałaś o tym, iż jest to bagatelizowane, to daj sobie spokój i tego nie pisz, bo TY nie masz zielonego pojęcia jak to wygląda.
To, że znasz jakąś tam osobę z bulimią, nie znaczy, że Ty, kurwa, cokolwiek o niej wiesz.
Pierdolisz głupoty, że bulimia jest bagaetlizowana, bo nie jest. Tam samo jak inne choroby. Tylko, że osoba musi chcieć pomocy, bo nikt, kurwa, nie będzie za nią latał i prosił o to, aby dała sobie pomóc - bo nawet wtedy by to nic nie dało.
I nie, nie zamierzałam Cię wyprowadzić z równowagi, bo to TY mnie tym dziecinnym tekstem z niej wyprowadziłaś.
Powtarzam - to, że, kurwa, znasz jedną osobę z bulimią, jeszcze nie robi z Ciebie znawczyni. ŻADNA choroba nie jest bagatelizowana, ale wszystko zależy od chorego, więc na przyszłość nie pierdol głupot.
Bo i pod narkomanie i pod bulimie bardzo wiele zjawisk bywa podciaganych. To zle w mej opinii. Palenie trawy i naogladanie sie na tumblrze takiej a nie innej sylwetki i porzyganie przez miesiac - sa czesto podciagene pod pojecie a i pojecie b, zwlaszcza jesli dana jednostka narobi wokol siebie duzo dymow i dramy.
Aktorstwo i robienie dymow to nie narkomania, anoreksja, bulimia. Zebys sie nie czepiala - rozmawiasz w tym przypadku z osoba, ktora byla silnie uzalezniona, wiec nie, nie pierdole Ci od rzeczy, uwazam, ze pamietac nalezy o zjawisku autokreacji i o tym, ze do psychologow (czasem bandy pojebow) i psychiatrow (tez czasem bandy glupcow) bywaja ciagniete osoby w mlodym wieku, ktore zaniepokoily otoczenie. Bo narobily dymow. Zjawisko autokreacji to nie narkomania, bulimia, anoreksja i samobojstwo.
W psychiatryku tez bylam i przez psychiatryk przewinelo sie pierdyliard samobojcow przez moj pobyt. Jakies nieporadne i nieumiejetne zarysowanie nadgarstkow, aka podciecie zyl, "bo Franek mnie zostawil, nie umiem zyc bez Franka" i od chuja pana takich motywow i po prostu wynikow nierozumiemia, ze: samobojstwo jest po to, by, kurwa, umrzec, na sterowanie Frankiem jest inne slowo. Zaden samobojca w moim psychiatryku nie mial misji umrzec. Oni miejli misje "niech Franek wraca w te pedy, niech ktostam cos zrobi". Na to, powiadam, jest inne slowo. Narkomania to silne fizyczne i psychiczne uzaleznienie, pieprzony rozklad osobowosci, nie gram fety raz w miesiacu, bo jest techno wixa, ani nie jeden fety ciąg i dymy. I ludziom sie szmugluje na leb, ludziom ktorzy nie maja problemu na moich oczach szmuglowano na leb, ze maja powazny problem.
W sensie trzymano ich i sie tam nad nimi rozczulano, miast dac dlugopis do reki i kazac tysiac razy napisac, ze samobojstwo sluzy do tego, zeby umrzec. Na zrobienie dymu jest slowo: dym. Na sterowanie Frankiem jest slowo: manipulacja. Na jeden kilkudniowy ciag bialego i dym mowi sie: jeden pseudociag fety i maly dym.
Na anoreksji i bulimii sie nie znam i zaznaczam, ze o tym sie nie wypowiadam, ale na narkomanii sie znam i nie widzialam przez caly psychiatryk zadnego narkomana z krwi i kosci, bo tacy to raczej na detoksie, ale w chuj osob mialo w karcie uzaleznienie krzyzowe, no kurwa, taki chlopczyk lat czternascie se zdazyl wciagnac kilka kresek i wypalic pare szlug, kilka razy nie poszedl do gimnazjum i mu trzy tygodnie pierdolili na leb, ze jest uzalezniony krzyzowo, jeszcze zrobil dym i innego typa pieprznal w leb krzeslem w tym psychiatryku, to uznali, ze on robi dymy, bo ma moze jakies objawy odstawienia, jasny gwint.
Nikt dedykowany do pomagania mi medycznie, z glowa, nigdy mi nie pomogl. Zeby se pomoc nalezy: przestac histeryzowac i robic dymy, przestac se szmuglowac na leb, ze jest sie slabym i ma sie problem, zaczac se szmuglowac na leb, ze jest sie silnym i to nie jest peoblem, z ktorym se nie poradzisz, myslec, nie jojczyc i nie rozczulac sie nad soba.
No ale nie każdy jest silny i nie każdy sobie sam przetłumaczy, co zakomunikowałaś.
Na przykład ludzie chodzą na spotkania AA, bo nie radzą sobie sami z wyjściem z nałogu.
Pomaga im grupa, ci, co te spotkania prowadzą.
Moja znajoma popadła ze względu na sytuację domową w alkoholizm.
Jak sama mi powiedziała sama nie dałaby rady bez tych spotkań.
I jak tylko chciała się napić dzwoniła do ludzi, z którymi uczęszczała na te spotkania.
Dzięki temu z picia wyszła.
Poznała człowieka, też trzeźwiejącego alkoholika, rozwiodła się z toksycznym mężem i wyjechała z partnerem do Anglii. Jest tam już ze cztery lata, ryjoka nie umoczyła, jest szczęśliwa.
I niech tak trzyma.
W każdym razie podsumowując czasem trzeba skorzystać z pomocy innych.
Smutne jest jednak to, co napisałaś o swoim doświadczeniu z profesjonalistami.
I nie tylko dla ciebie, ale i innych.
Nieporadność i nieznajomość siebie, level zero w radzeniu sobie: "niech ktoś ogarnie ten dramat", robienie dymu dla atencji, nieukierunkowana młodość.
Refluks, ja swojej mlodosci i baranowatosci zawdzieczam uklady ze specjalistami sprzed lat, bo jak ja sobie ich godzine poobserwowalam, to moje nastawienie (hiper mala, hiper glupia) sie zmienilo, jak u wielu osob w psychiatryku. Z 1)potrzebuje pomocy do 2)oo, skurwysyny. Ci to chuja mi pomaga. Ja tu zrobie tak dobry dym, ze nawet sie nie zorientuja ze to dym. A slowa prawdy to juz oni o mnie z mych ust nie uslysza. Jak sie robi takie zalozenie, to sie nie idzie na wspolprace, jak sie nie idzie na wspolprace, to wspolpracy nie ma. Jest dym.
I iks lat pozniej tlumacze mojemu bezsensownemu bylemu: uspokoj sie, wytrzezwiej, zrobiles tylko dym, wracaj na chate. Nie, on se cos zrobi, on poczebuje pomocy. Oki, ino myk z nim do Swiecia, bo on se cos zrobi. Mowie mu: uspokoj sie i na chate, nie spodoba Ci sie w Swieciu. Nie, on musi. On do Swiecia. Po dwoch dniach co? Nie podoba mu sie w Swieciu. Ja mowilam: a nie mowilam. Chciec pomocy, potem na pomoc jojczyc, a mowilam.. zdjela mnie niewymowna beka jak ktos mu dostarczyl po pieprzonych kilku dniach dwusetke wodki i se wypil pod prysznicem, zeby go zwolnili dyscyplinarnie, no kurwa, jakby mial szesnaście lat, luuuudzie drodzy.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania