Poprzednie częściBułka z masłem
Pokaż listęUkryj listę

Bułka z masłem (powtórka)

Mariola położyła torbę z zakupami na stole i poszła się rozebrać. Zdjęła buty, kurtkę, czapkę, rękawiczki. Rozprostowała kości i zabrała się do wypakowywania towaru. Schab, przyjrzała się uważnie, no może być, choć z jednej strony było na jej oko trochę za dużo słoniny. Parówki. Raz, dwa, trzy, cztery. Przeliczyła je dwukrotnie. Miały być cztery? No tak. Dwie dla mnie, dwie dla Stefana. Ser topiony. Dwie kostki. Miał być z papryką. Założyła okulary. Takie małe te litery. Zaczęła studiować etykietkę. W porządku. Kapusta. Rewelacji nie ma, ale ujdzie w tłoku. Masło. Mariola podeszła do szafy i wyjęła wagę laboratoryjną. Położyła kostkę i z uwagą zaczęła śledzić wyświetlające się na japońskim urządzeniu cyferki.

– Co? – krzyknęła. – Dwieście gram?

Spojrzała na opakowanie. Widniała tam wyraźnie cyfra 250. Zdjęła masło z wagi i położyła jeszcze raz. Wskaźnik pokazywał dokładnie to samo co wcześniej.

– Cholerne złodzieje! – ryknęła Mariola. – Oszuści i malwersanci. Bandyci i terroryści.

Błyskawicznie ubrała buty, kurtkę, czapkę i rękawiczki. Złapała kostkę masła i wybiegła z mieszkania. Market, w którym dokonała zakupów mieścił się dwie ulice dalej. Wychodząc z klatki wpadła na dozorcę.

– Wypierdalaj złodzieju! – krzyknęła.

Stratowała przerażonego pana Gerarda. Ruszyła biegiem w stronę przejścia dla pieszych. Nie zważając na palące się czerwone światło wpadła na jezdnię. Jakiś samochód osobowy zatrzymał się z piskiem opon. Mariola uderzyła butem, którego szpic wykonany był z metalu, w reflektor. Rozbiła go w drobny mak.

– Co się patrzysz bandyto! Jak jeździsz chamie!

Nie oglądając się na kierowcę biegła dalej. Już widziała światła marketu. Jeszcze kawałek. Po minucie wpadła do środka. Skierowała się do stoiska z nabiałem. Rozepchnęła kilku stojących w kolejce klientów. Zaczęła szukać wzrokiem kobiety, która sprzedała jej masło. Nie widziała jej jednak.

– Gdzie ta zdzira!

– Co pani wyrabia! – krzyknęła stojąca za ladą sprzedawczyni. – Jaka zdzira?

– Ta jebana islamistka, która tu obsługiwała!

– Proszę się wyrażać, bo wezwę kierownika.

– Wzywaj kurwo, wzywaj!

Szef sklepu sam pojawił się, słysząc zamieszanie.

– Co się stało?

– Ta pani się awanturuje! – krzyknęła wystraszona ekspedientka.

– Słucham panią – zwrócił się do Marioli. – W czym problem?

– Gdzie ta złodziejka, która tu obsługiwała pół godziny temu?

– Jaka złodziejka? Jeśli ma pani na myśli naszą pracownicę, to o szesnastej była zmiana. Poszła już do domu.

– Pracownica, sracownica.

– Proszę panią o nieużywanie wulgarnych słów. Dlaczego jej pani szuka?

Mariola wyjęła z kieszeni kostkę masła.

– Dlatego! – ryknęła podsuwając produkt przed oczy kierownika. – Dlatego gnoju, dlatego!

– Ale o co pani chodzi?

Mężczyzna wziął do ręki kostkę. Sprawdził ważność. Masło było świeżutkie. Obejrzał czy nie ma jakichś uszkodzeń na opakowaniu.

– Wydaje się, że wszystko jest w porządku.

– Tu! Patrz tu! – Mariola wskazała mu palcem cyfrę 250.

– No tak, waga 250 gram.

– A waży 200. I co na to powiesz cwaniaku?

– To niemożliwe.

– Gówno mnie to obchodzi. Gdzie ta zdzira? Adres, podaj mi adres.

Złapała kierownika stalowym uściskiem za gardło.

– Mów, bo zginiesz.

– Ulica Łysych 2, drugie piętro! – krzyknęła ekspedientka, chcąc ratować kierownika, którego kochała skrycie od trzech lat.

Mariola rzuciła mężczyznę jak szmaciną lalkę i ruszyła do wyjścia.

– Och panie kierowniku. Najdroższy – sprzedawczyni klęczała nad mężczyzną zalewając go łzami.

Tymczasem Mariola złapała taksówkę i kazała się zawieźć na ulicę Łysych 2. Było to niedaleko marketu, więc dotarła na miejsce po kilku minutach. Kiedy samochód odjechał, kobieta wdrapała się na ceglaną ścianę ze zwinnością pająka. Zaglądała do wszystkich okien mieszczących się na drugim piętrze. Wreszcie ją znalazła. Ujrzała za szybą poszukiwaną ekspedientkę. W wielkim pokoju stały sięgające sufitu góry masła. Sprzedawczyni wyjmowała kostki z opakowań i zawijała je w inne.

– Mam cię ty nazistko – szepnęła Mariola sama do siebie.

Tak bardzo się ucieszyła, że z wrażenia omsknęła się jej jedna stopa i spadła z hukiem na chodnik.

Obudziła się w szpitalu.

– Budzi się, panie doktorze – powiedziała pielęgniarka.

– To dobrze.

Lekarz podszedł do chorej.

– Słyszy mnie pani?

– Tak – odparła Mariola.

– Jak się pani nazywa?

Nie mogła sobie przypomnieć. Zapomniała kim jest.

– No cóż – odezwał się lekarz. – Musi zostać na obserwacji.

– Podać jej coś do jedzenia? – zapytała pielęgniarka.

Lekarz zastanowił się przez chwilę.

– No… jedynie bułkę z masłem.

 

P.S. Ze starej półki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 12.07.2017
    Masło chyba wyjdzie jej bokiem. A kiedy dostanie bułkę z masłem to pewnie dostanie takiego kopa, że nikt ją nie zatrzyma. Dlatego lepiej nie wiedzieć co nam sprzedają, ale z drugiej strony nie dajmy się okradać. Pozdrawiam*****
  • Marian 13.07.2017
    Bardzo fajny tekst, a finał jest ponad wszystko. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania