Bursztynowe noce
W sieni na ławce siedziała drobna kobieta o kasztanowych włosach i piwnych oczach, obok niej przycupnął niezgrabnie dryblas z rozwichrzoną czupryną. Kobieta szperała w torebce leżącej na kolanach, dryblas zerkał co chwila na zegarek.
— Kto to widział, kazać czekać tyle czasu!
— Cierpliwości, mój przyszły mężu. Nie jesteśmy jedyną parą w mieście.
— Ale w urzędzie stanu cywilnego załatwili nas w piętnaście minut.
— W urzędzie odwalają robotę i traktują małżeństwo jak instytucję, a tutaj niezmącona cisza, podniosła atmosfera — mówiąc to, zapuściła wzrok w głąb pustego korytarza. — Zresztą taka wizyta ma miejsce raz w życiu, to można poczekać.
Dryblas nic nie odpowiedział. Chwilę siedział nieruchomo, ale było mu niewygodnie, bo zaczął podrygiwać kolanem i uderzać obcasem w podłogę.
— Panuj nad sobą. — Kobieta popatrzyła na niego karcąco. — Nie chcę, żeby ksiądz widział cię w tym stanie.
— Niech widzi. Może to sprowadzi go wreszcie na ziemię.
— Ależ daj spokój. Przecież ksiądz ma tyle spraw na głowie. Powinieneś być wdzięczny, że w ogóle chce nas przyjąć.
— Wdzięczny to jestem temu, co wyrzucił mnie z lekcji religii.
— Wyrzucił, jak to? — zapytała zdziwiona. — Nigdy o tym nie wspomniałeś.
— Bo to miało miejsce jeszcze w szkole podstawowej.
— Za co cię wyrzucił?
— Czy ja wiem… Najwidoczniej nie pasowałem do jego trzódki… Wypytywałem go o rozmaite detale, na co nie mieli odwagi moi koledzy, aż w końcu stracił ład duchowy.
— To jest powód do wdzięczności? Nie rozumiem.
Dryblas wbił wzrok w obraz wiszący przed nimi na ścianie. Obraz przedstawiał jakąś świętą osobę z lekko przekrzywioną głową, dwoma palcami złożonymi do błogosławieństwa i krzyżem w lewym ręku.
— Widzisz… — zaczął powoli — gdyby mnie nie wyrzucił, może byłbym dziś jak on: chodził po domach wiernych, chronił owieczki od złego.
— Ty księdzem? — Powstrzymała z trudem śmiech. — Jakoś nie mogę sobie wyobrazić… Nie, nie, wszystkim, tylko nie księdzem — pokręciła stanowczo głową.
— Czemu nie? — Spoważniał chłopak. — Kościół to jedyne miejsce gdzie można wyżyć z gadania, a ja nie potrafiłem nic innego.
— No dobrze, nie mam zamiaru o tym dyskutować. To było dawno temu, a teraz jesteś ze mną w ważnym momencie życia i oczekuję od ciebie całkowitego wsparcia. Daruj sobie te krytyczne uwagi, a już broń boże nie wspominaj, gdzie pracuje twój ojciec.
— Nie wciągaj w to mojego ojca.
— Ja go nie wciągam, lecz tak między nami: Czemu zostałeś ochrzczony w tajemnicy przed nim?
— Nie miał nic przeciwko, ale układy w pracy nie pozwalały.
— Ach tak, układy — powtórzyła akcentując ostatnie słowo. — W takim razie bierz z niego przykład i również przestrzegaj układu, ze mną — dokończyła już pogodniejszym tonem.
Jakiś czas siedzieli w milczeniu. Przez okno na końcu korytarza zajrzało słońce, ale wnętrze parafii wciąż wypełniało przyjemne, orzeźwiające powietrze.
— A swoją drogą… — ściszyła głos, jakby mówiła do siebie. — Jednego nie pojmuję…
— Czego znowu? — odparł nie podnosząc głowy.
— Tyle lat nie chodziłeś do kościoła, a z tą blondyneczką… no, jak jej tam… zawędrowałeś aż na Jasną Górę. Czy to w intencji o jej zdrowie, a może liczyłeś na cud?
Zapytany zmarszczył czoło i otworzył szeroko usta, ale powstrzymała go ruchem ręki.
— Nie musisz nic mówić, gdyż i tak wiem wszystko: nie mogłeś bez niej żyć, chociaż wolała innego, twojego najlepszego kumpla. Cóż za ironia losu. Współczuję szczerze… Cierpiałeś, ale jednocześnie jej widok pomagał ci przetrwać, może nawet stawiałeś siebie na jego miejscu?
— Co wtedy robiłem to zamknięty rozdział.
— W porządku, zostawmy ją w spokoju. Nie z tobą, nie z twoim kolegą, to pewnie wyjdzie za jakiegoś dyrektora banku, starszego o dwadzieścia lat, zresztą: co mnie to obchodzi?
— Sama zaczęłaś ten temat, jakbyś była zazdrosna.
— Nie jestem, ale nie wmawiaj mi, że od czasów podstawówki nie przestąpiłeś kościelnego progu. Długą noc jechaliście pociągiem, później cały dzień wzdychałeś do niej pod klasztorną bramą, a tutaj nie możesz wytrzymać jednej godziny.
— Umierać z nudów w poczekalni i podróżować to nie to samo, zwłaszcza że pojechałem tam pierwszy raz.
— Ze mną byś nie pojechał.
— Może bym i pojechał, ale o ile ciebie znam, nie byłabyś zadowolona.
— Skąd wiesz?
— Bo nie cierpisz tłumów, dewocji i całego tego Ciemnogrodu. Gdybyś tylko zobaczyła na własne oczy, jak łatwo jest manipulować ludźmi.
— Nie wmawiaj mi takich bredni, nie teraz, nie na chwilę przed rozmową z księdzem, bo jeszcze coś pokręcę…
— Właśnie, że będę… dla zabicia czasu. — W tym miejscu zatoczył obszerny ruch ręką. — Popatrz ile tu krzyży…
— Co w tym dziwnego? W każdym kościele jest wiele krzyży.
— Tak, ale podobno Jezus nie umarł.
— Umarł, lecz zmartwychwstał.
— No właśnie. To czemu nie namalują go z siwą brodą i na koniu, zakutego w zbroi i z mieczem wzniesionym wysoko, zanim nie spadnie na głowy rządzących tym światem?
— Nie bluźnij — szepnęła, ale nie zwracał na nią uwagi i ciągnął z jeszcze większym zapałem:
— Ma ponad dwa tysiące lat, a pokazują go wciąż jako niemowlę u piersi matki. Widocznie takiego wolą go widzieć: bezbronnego, uzależnionego, nie mającego wpływu na losy świata. Niech wisi sobie na krzyżu i nie przeszkadza: jego królestwo w niebie, nasze tutaj.
— Przestań.
— Łatwiej wierzyć w Boga, aniżeli wierzyć Bogu! — wygarnął rozdrażniony, a ona nie miała siły temu zaprzeczyć.
Drzwi od kancelarii otwarto na oścież i wyszedł stamtąd jakiś człowiek, ale zanim zdążyli wstać z ławki, wszedł do środka ktoś inny, który niczym duch zaskoczył wszystkich swą obecnością.
— To z pewnością ostatni interesant. Po nim nasza kolej — stwierdziła z ulgą.
— Miejmy nadzieję. Jeszcze moment, a stracę ochotę na ożenek.
— Coś taki w gorącej wodzie kąpany? Kiedy przychodziłeś po mnie do cerkwi, miałeś więcej wytrwałości.
— Tak przychodziłem, ale na samą końcówkę. Kto o normalnych nerwach zniósłby dwie godziny mszy, w dodatku śpiewanej?
— Ja uwielbiałam.
— Nie bujaj. Chodziłaś tylko po to, żeby włożyć modne ubranie, zrobić fryzurę, być podziwianą i podrywaną.
— Cóż w tym złego?
— Nic. Powiedzieć: „…i na wieki wieków. Amen”, a potem grzeszyć z jeszcze większą przyjemnością.
— Grzeszyć? Co konkretnie masz na myśli?
— Być obmacywaną — wyjaśnił z satysfakcją, co wcale nie zbiło jej z tropu.
— Tylko przez ciebie, a to nie jest żaden grzech.
Drzwi zaskrzypiały ponownie i ujrzeli w nich księdza, który jednak nie poprosił ich do środka. Słońce przygrzewało coraz mocniej, a z dworu napływało cieplejsze powietrze.
— O czym tak rozmyślasz? — spytała.
— O niczym.
— Przecież widzę. Ilekroć masz nieobecną twarz, myślami jesteś gdzieś daleko. Nawet lubię kiedy tak wyglądasz. Więc jak, nie powiesz mi?
— Usiłuję sobie przypomnieć sen ostatniej nocy — rzekł z ociąganiem.
— Coś strasznego?
Zaprzeczył ruchem głowy.
— Śniłem o tym, że jestem w jakimś zupełnie obcym miejscu. Widziałem siebie na asfaltowej alejce, jak podbiegam pod górkę, wokoło kwitnące na żółto akacje, kumkanie żab, nawet trzy białe sarny spłoszone dudnieniem moich stóp po moście…
— Rzeczywiście niezwykłe.
— Czułem promienie palącego słońca, dusił mnie morderczy skwar, oczy wyżerał pot. A za wzgórzem dla odmiany ścinał mnie przenikliwy ziąb, deszcz szczypał w ramiona, wiatr smagał po policzkach…
— To chyba z przemęczenia… Mnie sny najczęściej prowadzą nad wodę: strumyk, staw, rzeczkę, a najgorsze to wzburzony ocean. Wtedy otwieram ze strachu oczy, ale prędko o wszystkim zapominam.
— Tak samo ze mną — przytaknął. — Obrazy znikają natychmiast po przebudzeniu. Zostają jakieś bezsensowne strzępy: tarcza księżyca, ogromna na pół nieba. Bił od niej magiczny blask i wszystko wyglądało odmiennie. Stygnącą w nocnym chłodzie łąkę i uśpione drzewa, otuliła bursztynowa poświata. Biegłem ku światłu tworzącym pomost z nie tym światem, ale światło wyprzedzało mnie zawsze o pół kroku, aż utworzyło dwa punkty, a właściwie reflektory ciężarówki jadącej w moim kierunku. Sekundę przed uderzeniem ujrzałem w szybie swoją twarz: starą i pomarszczoną, opuchnięty na czerwono nos, podwójne podgardle, worki pod przekrwionymi oczami. Kierowca zatrąbił i machał na mnie ręką, lecz było za późno…
— To wszystko?
— Mniej więcej…
Myślała chwilkę o tym co powiedział, aż wykrztusiła niepocieszona:
— To niemożliwe, żeby twoja twarz nabrała kiedykolwiek oznak starości. Nie, nigdy nie będziesz stary. Oboje umrzemy młodo z przedawkowania miłości.
Dryblas powstał z ławki i wyjrzał przez okno: w dole dostrzegł białe żagle napinane przez niewidzialny wiatr. Powierzchni jeziora nie psuła najmniejsza zmarszczka, a mimo to łódź sunęła powoli wzdłuż podnóża zamku, ciągnąc za sobą bruzdę gasnącej wody.
— Nic z tego — wymamrotał zrezygnowany. — Nie mam zaświadczenia. Ksiądz nie wyrazi zgody.
Dziewczyna podeszła do niego i pogładziła go po ramieniu.
— Żaden problem. Ksiądz na pewno coś wymyśli. Jezus też nie miał bierzmowania.
— Jezus nie brał ślubu.
— No i co z tego? To tylko formalność. Zostaw wszystko mnie. Bądź miły i nie zabieraj głosu bez pytania. I nie patrz tym ponurym wzrokiem.
— A jak mam patrzeć?
— Pamiętasz moment kiedy widziałeś mnie pierwszy raz? Miałeś cudownie zamglone oczy. Takie chcę widzieć teraz, i chcę jeszcze…
Urwała, bo zza drzwi doszło jakieś poruszenie. Pomyśleli, że nareszcie nadeszła ich kolej i faktycznie z kancelarii wyszedł ksiądz proboszcz. Był człowiekiem lat około sześćdziesięciu, o zmęczonej twarzy i obfitej tuszy, chodzący ociężale. Nie patrząc na obecnych, ruszył od razu do wyjścia, mocno czymś poddenerwowany. Od strony jeziora dobiegł gwizd lokomotywy, a po chwili usłyszeli turkotanie. Ksiądz znieruchomiał i patrzył w tamtym kierunku: liczył wagony połyskujące w promieniach zachodzącego słońca, dopóki ostatni wagon nie umknął za zasłonę z drzew. Dopiero wówczas zauważył siedzących.
— Dzieci, wy jeszcze tutaj? — Uniósł brwi, udając zdziwienie. — Nie, nie zapomniałem o was, ale musicie przyjść kiedy indziej.
Wyjął zza pazuchy gruby notatnik i poślinionym palcem przewracał kartki.
— Jutro… Nie, jutro nie mogę, ale za tydzień, o tej samej porze pasuje doskonale.
Posłał im zdawkowy uśmiech, po czym poczłapał ostrożnie schodami na dół i znikł z oczu.
— Za tydzień usługa nie będzie już potrzebna, przewielebny księże — skwitował jego odejście chłopak.
— Coś ty — próbowała załagodzić sytuację jego narzeczona. — Chcesz zrezygnować z uświęconej tradycji?
— Wystarczy jeśli urzędniczka zagra nam na mini-organach.
— Marsz weselny w urzędzie brzmi beznadziejnie i żadna to uroczystość.
— To będzie najszczęśliwszy dzień w życiu.
— Ale planowaliśmy inaczej. Tydzień szybko zleci, zobaczysz. — Zachęcała go kuszącym uśmiechem. — Wyskoczymy na jeden dzień do Torunia, odwiedzimy ruiny zamku w Szymbarku…
— Twój stary nie pożyczy mi samochodu.
— Nie szkodzi. Pojedziemy rowerami, leśną dróżką wzdłuż jeziora, dalej przez pola, proszę cię… — Patrzyła na niego błagalnym wzrokiem. — Właśnie dojrzewają truskawki, urwiemy sobie kilka.
— Wykluczone.
Zaplotła ręce na piersiach i zagryzła wargi; nie poznawała go i tylko mrugała z niedowierzaniem oczami.
— To co mam powiedzieć rodzicom?
— Powiedz, że bierzesz ślub ze mną, nie z Bogiem.
Komentarze (40)
Ja bym tak zrobiła, bo ciutkę nerwowa jestem🤣
Ciekawe opowiadanie o ważkich sprawach. W ślubie kościelnym przeważnie chodzi o zdanie rodziców, dalszej rodziny i sąsiadów oraz o tradycję. Pointa dobra, ale znając wszystkie Grażynki i Januszków, to nie odpuszczą tak łatwo kościelnego.
No, a tytuł po prostu piękny :)
Pozdrawiam.
Twoje opowiadania są jak Merci. Wszystkie dobrze smakują, ale niektóre bardziej.
Czy zechciałbyś kiedyś napisać o Aborygenach? Bardzo proszę. Pozdrawiam :)
Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem napisania czegoś na wzór „W pustyni i w puszczy”, ale temat mnie przerasta.😵
https://www.filmweb.pl/film/Polowanie+na+króliki-2002-32887
Oglądałam go dawno, ale ciągle siedzi mi w głowie. Napisz coś prawdziwego, ci ma miejsce tu i teraz, albo coś z miejskich legend.
Myślę, że Polacy i Europejczycy nie mają pojęcia, jak wygląda współczesne życie Aborygenów, jednej z najstarszych kultur.
Oczywiście nic na siłę. Nie można zmusić kogoś, by pisał o czymś, co go nie interesuje.
Przyznam, że szukałam w gógyl coś tematycznego, ale znalazłam np ile wynosi IQ Aborygenów i mi się odechciało szukania.
Nie zawracam głowy bye!
Napisać sztampowy felieton to żaden problem, ale ciekawa proza to zupełnie inny kaliber.
Australia jest 50 razy większa niż Polska, a ja widziałem najwyżej 5 procent. Aborygeni są wciąż dyskryminowani i żyją w gettach, a ci nieliczni z którymi mam kontakt przemilczają bądź nie znają własnej kultury, ani historii. Do tego cywilizacja Aborygenów — ich obyczaje, mowa, muzyka są tak odmienne, iż znajomość innych kultur niewiele pomaga. Napisanie choćby krótkiego opowiadania byłoby gigantycznym przedsięwzięciem — wymagałoby szeroko zakrojonych badań, studiowania i analizy dużej ilości materiału, nie wspominając o wycieczkach terenowych i obserwacjach. Być może najlepszym sposobem byłoby złożenie podania o pracę w społeczności aborygeńskiej w Alice Springs lub w pobliżu kopalni złota Kargoolie, gdzie klimat jest wyjątkowo surowy i nie do zniesienia, nie wspominając o ryzyku bycia wykorzystywanym przez ludzi walczących o przetrwanie.
Może gdybym był w wieku Jacka Londona przemierzającego szlak do Klondike, ale obecnie coraz częściej myślę o zasłużonej emeryturze gdzieś na wschodnim wybrzeżu w okolicy Byron Bay: leżę na plaży i czekam, aż młoda, piękna pielęgniarka w g-stringach przyniesie mi butelkę zimnego piFka. 😎🏖️
https://pl.wikipedia.org/wiki/Super_Pit
Dzięki za szczerość i odpowiedź. Doceniam.
Przykre i bolesne jest to, co napisałeś, ale nie mamy na to wpływu. Niestety.
Miłego wypoczynku na plaży, ale lepiej, żeby pielęgniarki świeciły gołymi tyłkami, bo stringi są niezdowe.
Zdrowia :)
Niezdrowe? To niesamowite, ile kobieta potrafi znieść, by dobrze wyglądać i przyciągnąć jego wzrok.🫣
W takim razie niech stracę: mogą być barchanowe majtki i gorset. 😆
Oby ci się spełniło😁
Referendum zaplanowano na 14 października.
Tutaj masz oficjalne źródło:
https://voice.gov.au/
Jesteś dobrze poinformowany.
Przedmiotem referendum jest zapis w konstytucji dający możliwość bezpośredniego ingerowania w decyzje administracji państwowej przez Aborygenów; odpowiednik polskiego „liberum veto”.
Początkowo zamierzałem głosować NIE, ponieważ konstytucja daje wszystkim jednakowe prawa i problem jest w jej wdrażaniu, ale ponieważ zawsze biorę stronę teoretycznie słabszego, będę głosować: TAK.
Inaczej niż w Polsce, głosowanie jest obowiązkowe i ci co nie oddadzą ważnego głosu mogą otrzymać karę w wysokości 20 AUD.
Dziękuję za informację!!!🙏
Dziękuję, że o tym napisałeś!!!🙏
Szczerze też bym nie brał udziału, bo jest mi wszystko jedno, jaki będzie wynik referendum oraz kto wygra wybory.
Przestałem ufać władzy dawno temu, bo każdy rząd ulega korupcji i okrada obywatela, nie dając nic w zamian. W życiu mogę liczyć wyłącznie na siebie, dlatego buduję własny system w swoim domu.🏡☺️
Każdy kto zażywał słońca Down Under, zna tę piosenkę oraz kilka innych z repertuaru Yothu Yindi.
A tutaj masz tradycyjną muzykę blackfellas, bez europejskich wpływów:
https://youtu.be/yG9ZX1FS20A?si=raC5TVp6KsORmCQg
Podobno na didgeridoo trudniej grać niż na puzonie lub tubie.🤔
Wczoraj przesłuchałam kilku kawałków, w tym również z linka.
Do takich instrumentów potrzebne są /chyba mocne płuca, tak samo jak do dęcia w róg.
Pozdrawiam.
"a już broń boże nie wspominaj" - tu Bóg jest z małej litery, a potem, w wypowiedzi chłopaka, z dużej
Interesujący tekst, wiele spostrzeżeń jest niestety trafnych. Daje do myślenia.
Pozdrawiam.
Dobrze, że przywiązujesz uwagę do drobiazgów, ale ze mną nie pójdzie Ci tak łatwo.😉
„Boga, Bogu, Bogiem” — pisałem mając na myśli obiekt kultu chrześcijan, „broń boże” tak ogólnie, nie mając konkretnego boga na myśli. Obydwie formy mają zastosowanie.
Dziękuję za przeczytanie i komentarz. 👋
A tak to mi wygląda na to, że dwoje trochę znających siebie ludzi przyszło do kościoła tak naprawdę niepotrzebnie. Chyba że chodziło Ci o to, że czekanie z "ukochaną" ( nudne?) pozwoliło im dojść do wniosku, że nie pasują do siebie i ich związek nie ma sensu.
Pozdr
Oczywiście gadaniem może zarabiać premier, a nawet sam prezydent, ale nie o to mi chodziło. To nie jest publicystyka, gdzie pierwszorzędną rolę powinna odgrywać ocena faktów, lecz fikcja, w której element dramatyczny bierze górę nad kształtowaniem opinii publicznej.
Do kościoła przyszli po to, żeby przedłożyć wymagane dokumenty, dokonać rejestracji i ustalić termin ślubu.
To miło, że poświęciłeś temu utworowi tak wiele uwagi. 😊
"Powierzchni jeziora nie psuła najmniejsza zmarszczka, a mimo to łódź sunęła powoli wzdłuż podnóża zamku, ciągnąc za sobą bruzdę gasnącej wody." To mi się bardzo podoba, z racji faktu, że uwielbiam żagle :)
Zastanawiam się też, czy byli umówieni wcześniej, czy po prostu przyszli sobie z ulicy. Jeśli byli umówieni to:
"- Dzieci, wy jeszcze tutaj?" wzbudziłoby u mnie furię.
Gdyby w opowiadaniach chodziło o prawdopodobieństwo zdarzeń, większość książek wylądowałaby w śmietniku, a kobiety są… nieprzewidywalne.🥳
Dziękuję za komentarz, zabarwiony żeglarskim sentymentem.⛵
Dialog w poczekalni przed czym? Z rozmowy wynika, że przed ważną decyzją. Jednak chyba nie tak ważna jak miłość. Zawarcie małżeństwa sprowadza się do jeszcze jednej procedury, jeszcze jednej przysięgi. Stereotyp i co ludzie powiedzą i jej rodzice (dziewczyna pewnie innego wyznania, bo wspomniana jest cerkiew)
Tych dwoje tak do końca niepoznanych prowadzi niekończący sie dialog. Czy skończą nim się zestarzeją? Maja w planie razem umrzeć... Jak Julia i Romeo.
Dobrze ukazana rola księdza lekko nadszarpniętego latami życia i romantyka lubiącego pociągi o zachodzie słońca. Czy przesunięcie rozmowy z nimi było celowym przedsięwzięciem, czy zmęczeniem księdza. Tydzień to 168 godzin, to siedem bursztynowych nocy, to chwile, które mogą zadecydować o czymś, co w tej poczekalni jeszcze nie wiedzieli. Puenta zaskakuje i zastanawia mądrością chłopca, który postanawia przełamać obyczaj.
/Za tydzień usługa nie będzie już potrzebna, przewielebny księże/... usługa niczym się nie różniąca od wyklepania podkowy na szczęście.
Pozdrawiam serdecznie
Przed Tobą nic nie można ukryć; trafiłaś w sedno zagadnienia: najważniejsza jest miłość.💜
Jak zawsze to wielka przyjemność czytać Twój szczegółowy i dojrzały komentarz.😊
Powinna przemienić go w liliputa i przyczepić do ślubnego wianka, ale życie nie jest takie proste.
Ceremonie są do siebie podobne; każdy związek jest jedyny w swoim rodzaju.
Dziękuję za komentarz i nie zaniżanie średniej.☺️
Przemienić pana młodego, który jadłby mało, a zarabiał jeszcze mniej i to byłaby jego zemsta.
Tego brakowało mi w Twoim ostatnim opowiadaniu — serię upokorzeń powinien zakończyć rewanż, żeby niesforna dziewczynka na własnej skórze odczuła skutki eksperymentu.🎆
Powiększać męża na noc, a resztę czasu trzymać w torebce? Świetna fabuła, zatem do dzieła! 🛠️😊
założenia dekalogu. Małżeństwo to jednak trwanie na dobre i złe, bo życie to nierozpoznana choroba. Na cholerę partner, który potrafi ze wszystkiego się wyłgać, wyśmiać.
Sądzę, że obecnie małżeństwo to trwanie na dobre, bo kiedy rzeczy przybierają zły obrót, małżonkowie szukają szczęścia gdzie indziej. Kobiecie niezależnej finansowo związek małżeński nie przynosi tylu korzyści co dawniej.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. 👋
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania