ButElki - Dekaos Dondi
- Dzień dobry.
- Zrozumiałem. Proszę nie powtarzać.
- Nie ma sprawy.
- Chyba jest, skoro pan przyszedł i powiedział: ''Dzień dobry''.
- A bez sprawy nie mógłbym powiedzieć? Co pan mi insynuuje?
- To pan powiedział, co powiedział, stwarzając zamieszanie.
- Czyżby w tym kraju, nie można było grzecznościowo się zachować?
- No niby można, ale pan mi dupę zawraca.
- Przecież jest pan czynny od: 9 do 17. Czytałem przed chwilą.
- I po co ta cała gadka szmatka. Nie może pan po prostu powiedzieć, o co panu chodzi?
- Mogę, tylko pan mnie do słów właściwych nie dopuszcza.
- Byk rozrodczy z pana?
- No wie pan!
- Właśnie nie wiem. Dlatego pytam... no dobra... wal pan o co chodzi.
- Chciałbym sprzedać butelki.
- A na cholerą mi but Elki? Pańskiej żonie Elka? Proszę powiedzieć po dobroci, że jej się sprzykrzył i chce mi wcisnąć i jeszcze na tym zarobić. Bądź pan poważny. Nie ze mną takie numery. Jakąś butwinę?
- Pan mnie źle zrozumiał. Chce sprzedać butelki. Tylko mam jeszcze w domu. Po co miałem dźwigać po próżnicy, gdyby pan nie skupił.
- A widzi pan. Żona nie chce oddać. Proszę się głupio nie tłumaczyć. Dziwię się tylko, że chce sprzedać jednego.
- Doprawdy nie wiem, o czym pan mówi. Może jednak pan się skusi. Są bardzo smukłe, z prawdziwego szkła i nawet mają czynne nakrętki, z gwintem we właściwą stronę.
- No to teraz jestem zupełnie zbity z tropu. Smukłe to rozumiem, ale po kiego im nakrętki... i zrobione z czego?... bo mi umknęło.
- Ze szkła.
- Ano właśnie. Przykro mi bardzo, bo już się namyślałem, że kupię chociaż jednego dla żony, skoro pan tak zachwala... ale ze szkła... a jak sobie rozbiję na stopie...
- Pańska żona lubi zwiedzać?
- Nie, nie lubi zwiedzać i nie lubiła by chodzić w niebezpiecznym bucie.
- W bucie? O jakim bucie pan mówi?
- O tym, co chce pan mi sprzedać.
- Przyszedłem sprzedać butelki... to znaczy przyniosę, jak wyrazi pan chęć kupienia. Chociaż, fakt. Mam jeszcze traktory na sprzedaż.
- Traktory? Pan mnie w rzeczy samej, coraz bardziej zaskakuję. I co pan sobie myśli? Że moja żona włoży jedną nogę w szklany but a drugi w traktor... żeby ją Elka po ulicy ścigała. Zresztą tak szybko biegać nie umie. Szczególnie na jednej nodze w szkiełku. Bo rozumiem, że pan tak w tajemnicy przed żoną majątek wyprzedaję.
- O czym pan do cholery mówi. Znoszone, to chce sprzedać.
- A but Elki?
- Też.
- Pana zupełnie porąbało. Jak nie o traktorach, to o butelkach... o cholera... zajarzyłem... ja nie mogę... komediant z pana.
- Czyli pan jednak kupi? Tylko przyznaje, że są wilgotne. Rzuciłem to w diabły.
- Do dupy z diabłami. Bardzo są wilgotne?
- Bardzo.
- A może jeszcze bardziej.
- Stanowczo z tym skończyłem. Przyznaję, że dużo tej wilgoci.
- Na 100% ?
- Nie zupełnie.
- Nie szkodzi. Po okazyjnej cenie chętnie odkupię.
- Mam jeszcze buty Elki na sprzedaż. Nie wspomniałem, bo chciałem sprzedać butelki.
- W porządku. Chociaż swoją drogą, mógł pan od razu powiedzieć w czym rzecz... ale cóż... w końcu pana naprowadziłem i zaczął pan pojmować, o co w tym wszystkim chodzi.
- Tak... oczywiście... no to idę po but Elki.
Komentarze (18)
i tak całkiem nie w jego stylu.
Pozdrawiam:)
Pomyślę i wrócę.
No i zabawa słowem w Twoim stylu, do tego lekkie, śmieszne dialogi. Fajne to było.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania