Były szef wokalista

Myślę, że bogaci ludzie tracą kontakt emocjonalny ze swoimi idolami. Fura kasy, którą mają na koncie stopniowo przekonuje ich, że są lepsi od swoich ulubionych piosenkarzy, „bo z autotune też tak mogą”. Poza tym, jeśli będą chcieli stworzyć jakąś niesamowicie profesjonalną piosenkę, to zrobią to.

Przypadłość ta dotknęła mojego szefa – twierdzi, że zawsze może zatrudnić jakiegoś oblatanego Ziutka, który stworzy hit z jego kilku stęknięć, przykrywając je metrową warstwą autotune.

 

Przez długi czas wydawało się, że istnieje pomiędzy mną a nim jakiś podobny gust muzyczny.

Tak się bowiem złożyło, że oboje planowaliśmy nagrać cover tej samej piosenki. Kiedy tylko prezes dowiedział się o tej zbieżności, zaczął w mojej obecności nucić tę piosenkę teatralnym, dosyć przesadzonym tonem.

- Kto będzie miksował? - spytał, porozumiewawczo do mnie mrugając.

- Moja ciotka, a u pana?

- Ja zatrudnię eksperta od obróbki dźwięku.

- Myślę, że moja ciocia ma niezły słuch muzyczny, pomimo braku takiego solidnego wykształcenia – uśmiechnąłem się z zakłopotaniem.

- No tak. Tyle się teraz słyszy o tym, że najważniejsze to dobre wyczucie rytmu i melodii.

- Tak, tak. Nie wiedziałem też, że ta praca przeponą to taki wysiłek. Niestety często podczas śpiewania mój głos się załamywał, bo niechcący ją puściłem.

- U mnie nie ma tego problemu. Ustaliłem z panem Krzysztofem, że każdą moją wpadkę zatuszuje w programie lub zrobi z niej fantastyczny efekt dźwiękowy.

Nasze rozmowy zakłócały właśnie tego typu wyznania. Bonawentura był miłym gościem, ale jego sposób tworzenia muzyki był tak prestiżowy w porównaniu z moim, że czasem nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć, żeby nie wyjść na Janusza.

Ja w pocie czoła ćwiczyłem dykcję i przechodzenie z rejestru piersiowego na głowowy, a on niedbale postękiwał przed mikrofonem, co facet ekspert muzyczny zamieniał w coś bardzo dobrze brzmiącego.

 

U mnie od razu było wiadomo, że cover trafi na YouTube, a potem na SoundCloud. Szef natomiast oznajmił, że ma „pewne kontakty” i zamierza nawiązać współpracę z prestiżową wytwórnią muzyczną, gdzie wypromują jego „genialną twórczość”. Wspomniał też, że pracuje nad oryginalną piosenką w swoim wykonaniu dla tej wytwórni.

Pamiętam, że bardzo się ucieszył, gdy tamci przyjęli jego propozycję. Opowiadał o swojej nowej piosence, „która na pewno stanie się hitem”.

 

Jakiś czas później, kiedy już szef przestał być szefem naszej firmy i zaczął robić karierę piosenkarza, poznałem kogoś bardzo ciekawego. Otóż postanowiłem, że skupię się tylko na komponowaniu utworów i zatrudnię jakiegoś wokalistę. Dotychczas sam śpiewałem swoje piosenki, ale zrezygnowałem z tego po otrzymaniu komentarzy „Ale ty masz nudny głos” i „Kiedy wreszcie umrzesz?”.

Nie będzie to profesjonalista, bo nie mam na to kasy – pomyślałem. - Wybiorę amatora, ale takiego z bardzo ładnym głosem.

Nawet nie musiałem szukać. Pewnego razu przechodząc obok monopolowego, usłyszałem czyjś bardzo ładny śpiew. Jakiś żul stał obok sklepu i wył, ale jakim fajnym głosem! Postanowiłem go zaczepić i zaoferować współpracę w tworzeniu muzyki. Niech się dzieje, co chce.

- Przepraszam bardzo, jaki piękny ma pan głos!

Menel spojrzał na mnie groźnie. Chyba myślał, że się z niego nabijam.

- Nie, nie, mówię poważnie! Chciałbym mieć pański wokal w swojej piosence!

Żul popatrzył na mnie ze zdziwieniem, ale... zgodził się!

- Ja to panu powiem, że od zawsze lubiłem śpiewać. Dlatego się zgodzę. Ale musi mi pan porządnie zapłacić – powiedział.

- To chyba oczywiste, dostanie pan sporą sumę - odparłem.

I tak oto zaczęła się nasza współpraca. Nikifor świetnie zaśpiewał to, co miał do zaśpiewania i był zachwycony brzmieniem gotowej piosenki.

- Świetne podkłady pan robi – powiedział.

Zaczął nawet udoskonalać swoje umiejętności. Chodził na lekcje śpiewu, które finansowałem ja, bo uważałem, że szkoda zmarnować taki talent.

Nikifor śpiewał coraz bardziej profesjonalnie. Doszło do tego, że ludzie zaczęli chwalić wokal z moich piosenek.

 

Nie spodziewałem się, że ta sielanka runie tak szybko. Pewnego razu pod naszą nową piosenką pojawił się jakiś niepokojący komentarz.

"Wow, Jarek! Świetnie to brzmi, naprawdę! Przyznaj się, wiem, że to nie ty śpiewasz. Twój głos był taki trochę inny. Ten tutaj jest taki ciepły, przyjemny. Myślę, że dobrze brzmiałby w duecie ze mną.

Pozdrawiam, twój były szef."

- Ale bufon – pomyślałem. - Dobrze brzmiałby w duecie ze mną, dobre sobie!

Przede wszystkim Bonawentura nie ma za grosz talentu, tylko perfekcyjnie zrobione autotune. A my z Nikiforem prawie nie używamy tego narzędzia, bo jego głos i bez tego brzmi świetnie!

 

Dwa dni później TO się zdarzyło. Nikifor przyszedł do mnie i powiedział, że rezygnuje z pracy. Spytałem dlaczego, odpowiedział że po prostu zatęsknił za swoim poprzednim, prostym życiem. Moje życie się zawaliło.

Następnego dnia zobaczyłem kolejny komentarz od szefa.

"Jarek, nie obraź się, ale przekonałem twojego wokalistę do śpiewania ze mną w duecie. Naprawdę myślę, że nasze głosy dobrze ze sobą współgrają. Wytropiłem go na Facebooku wśród twoich niewielu znajomych. Na początku nie chciał się zgodzić, ale kwota go przekonała."

Przeczytałem to z walącym sercem. Nie sądziłem, że mój były szef jest takim bydlakiem. A jednak.

 

Po tym wszystkim wiem, że nigdy nie znamy ludzi do końca.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Ritha 16.05.2019
    „- To chyba oczywiste, dostanie pan sporą sumę. – odparłem” – bez kropki po „sumę”

    Kurde, całkiem spoko opowiadanie, lekkie i przyjemne, tematyczne, fajny wątek żula z dobrym głosem, no a końcówka pokazuję gorszą stronę ludzkiej natury.
    Jeśli chodzi o zapis przejrzyj pod kątem zaimków – taki/tę itp., jest tego sporo.

    Pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania