LBnPXVII (Call center)
Z PAMIĘTNIKA MIECZYSŁAWY MIELONEK
Poniedziałek
Jestem w czarnej dziurze. W czarnej dupie. W martwym punkcie. Nie mam pracy. Tak bardzo chciałabym mieć pracę, jakąkolwiek, żeby tylko mój mąż Mielonek przestał mnie wkurwiać...
Poniedziałek.
Wreszcie znalazłam pracę! Wysłałam mailem podanie i otrzymałam zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną. Szukają ludzi do pracy w Call Center, w Biurze Obsługi Klienta. W ogłoszeniu napisali, że potrzebują kobiet, najlepiej ze znajomością języka niemieckiego, ale bez języka też wezmą. Nie przyjmują tylko głuchych, jąkałów i sepleniących. Umyłam się przed rozmową kwalifikacyjną wyjątkowo dokładnie, wyszorowałam zęby pastą z mikrogranulkami, usunęłam żałobę zza paznokci, miód z uszu, wycisnęłam sobie wszystkie pryszcze, wągry i kaszaki. Ubrałam się w białą bluzkę i garsonkę. Kiedy wyszłam na ulicę, splunęłam na szczęście trzy razy za siebie przez lewe ramię.
Poniedziałek.
To nie jest takie zwyczajne Call Center, jak myślałam. Firma nazywa się Oral Cyburdelling Company i zajmuje świadczeniem usług erotycznych przez telefon. Ktoś mógłby się uśmiechnąć pod nosem i powiedzieć - sekstelefon. Ale porównanie Oral Cyburdelling Company do zwykłego sekstelefonu, to tak jak postawienie w jednym rzędzie sklepiku osiedlowego z hipermarketem.
Zatrudnili mnie w dziale ŚWINIE, który był jednym z ogniw zespołu PERWERS. Zespół PERWERS świadczył usługi telefoniczne dla wszelkiej maści zboczeńców, którzy mogli łączyć się przez internet z wybranym przez siebie działem i otrzymać przez telefon dokładnie taką usługę, jakiej zapragnęli. Oczywiście, oprócz zespołu PERWERS, był też zwyczajny zespół dla hetero, zresztą najliczniejszy, ale mnie skierowali do ŚWIŃ.
Przed rozpoczęciem pracy odbyłam czterogodzinne szkolenie, na którym nauczyłam się wydawać świńskie odgłosy. Dostałam różowy fartuch z dużym napisem "ŚWINIA" na plecach i z przodu oraz plakietkę z numerem 74. Byłam siedemdziesiątą czwartą "świnią" w dziale dla zoofilów. Każdy dział miał swoją nazwę. Na moim piętrze były jeszcze KROWY, KOZY i OWCE. Piętro wyżej mieścił się dział PONIŻANIA, w którym pracowały kobiety znające język niemiecki.
Poniedziałek.
Moja praca polega na odbieraniu telefonów. Mam słuchawki z wbudowanym mikrofonem, do którego wydaję różne świńskie dźwięki. W słuchawkach słyszę sapanie klienta, który onanizuje się i coraz mocniej podnieca, pod wpływem odgłosów, które słyszy w swoich słuchawkach. Siedzimy razem w dużej sali, każda w swoim boksie z pleksiglasowych półprzeźroczystych ścianek. W pomieszczeniu panuje specyficzny gwar, na który składa się bezlik kwiknięć, chrząkań i chrumknięć, jakie wydajemy podczas kontaktów telefonicznych z klientami.
Poniedziałek.
Nie wtajemniczyłam mojego męża Mieczysława w szczegóły mojej pracy.
Mówię mu ogólnie, że pracuję w Call Center.
Poniedziałek.
Zaprzyjaźniłam się z dwiema "świniami" i "owcą". Chodzimy razem na fajkę, kiedy mamy przerwę.
Poniedziałek.
Nie lubię cwaniar z działu PONIŻANIA, które pracują piętro wyżej. Znają język i nie muszą kwiczeć tak jak my przez cały dzień, albo beczeć jak kozy. Obrzucają po niemiecku swoich klientów stekiem plugawych inwektyw, mieszają ich z błotem i poniżają, oprócz tego każda z nich ma na wyposażeniu bat, z którego może sobie czasem strzelić, co jeszcze bardziej podnieca poniżanego klienta.
Nie lubię ich, ale też, trzeba przyznać, zazdroszczę im. Niestety nie mam szans na awans do działu PONIŻANIA. W szkole zamiast uczyć się niemieckiego, puszczałam się na lewo i prawo, aż mi się od tego puszczania zrobiły na dupie odciski, a pod oczami worki. Cóż, stare dzieje, teraz żałuję nawet, bo przydałby mi się ten niemiecki, ale jest już za późno.
Poniedziałek.
Wczoraj śniło mi się, że jestem świnią, taplam się w błocie i pokwikuję. W autobusie podczas jazdy do pracy wydawało mi się przez chwilę, że kierowca zamiast rąk trzyma na kierownicy racice... Chyba powoli zaczyna dopadać mnie wypalenie zawodowe.
Poniedziałek.
Kiedy wróciłam z pracy do domu, przywitał mnie okropny smród. Mój mąż, Mieczysław, zrobił dużą kackupę i nie spuścił wody w ubikacji. Spuściłam za niego i otworzyłam wszystkie okna. Wywietrzyło się po pewnym czasie, ale wleciały muchy.
Poniedziałek.
Przeniesiono mnie ze ŚWIŃ do OWIEC aby zapobiec wypaleniu zawodowemu. Mam teraz fartuch z napisem "OWCA" i 145 numer boksu. Nie wiem, czy bycie owcą nie jest nawet nudniejsze od bycia świnią. Przedtem mogłam chrumknąć, kwiknąć, chrząknąć... teraz zostaje mi tylko meczenie.
Poniedziałek.
Szef zrobił mi karczemną awanturę, za to, że kwiknęłam! Zamyśliłam się i wyłączyłam na chwilę, i zapomniałam, że nie jestem już świnią... i kwiknęłam niechcący. Szef wpadł we wściekłość. Powiedział, że za to co zrobiłam, poleci mi po premii.
Poniedziałek.
Tak mi smutno. Nawet kiedy patrzę w błękit nieba i białe chmury. Chmury jak baranki. Baranki jak barany. Barany jak owce... Beeeee! Meeeee!
Poniedziałek.
Dzisiaj w pracy - katastrofa! Zadzwonił mój mąż Mieczysław Mielonek. Od razu go poznałam po jego ohydnym sapaniu, po tym wyrzężeniu chrapliwym, kiedy to onanizował się słuchając mojego beczenia. Ohydny zboczeniec.
.......................................................................
Niestety, Mietek też mnie rozpoznał. Kiedy wróciłam do domu powitał mnie obleśnym uśmiechem i tekstem: nie wiedziałem że z ciebie taka OSTRA RURA! Najciemniej (nomen omen) pod latarnią...Od tej pory każe mi meczeć za każdym razem, kiedy uprawia ze mną seks. Mówi, że podnieca go to do szaleństwa, że zawsze go to podniecało, tylko wstydził się do tego przede mną przyznać. Teraz beczę w pracy i beczę w domu i głowa mi już pęka od tego beczenia, czuję, że wariuję od przygnębiającej monotonii, a Mietek nic sobie z tego nie robi i nazywa mnie swoją słodką owieczką.
Komentarze (27)
Tak z mojego gruntu - zaczepiła mnie onego czasu starsza pani pytając o konkretny adres. Wiedziałem, że jest tam agencja towarzyska, więc podzieliłem się z nią takim domniemaniem. Na co odpowiedziała, że przecież chce pracować (chodziło o roznoszenie ulotek) i trudno nie przyznać racji takiemu rozumowaniu, a w sumie, to przecież nic nie byłoby przeciwstawne jej nie aktywności - nie tylko w ulotkach...
Może to niby nieetyczny zabieg jeśli zacznie się stosować uogólnianie kobiecej nacji - lecz rzeczywistość miażdży kurtynę i zachłanność na usługi sexualne nie stanowi już tabu społecznego. Oczywiście dotyczy to obydwojga płci a nawet w szczególności jeszcze tych nieakceptowanych, bardzo modnych, bo niby Jezus był bezpłciowym targetem, nie skonkretyzowanym osobowosciowo - oj był, zakładając że w ogóle był...
Traktuję to opko jako społeczne obrazowanie, bez zamysłu zniewagi kobiet. Niemniej lepsiejszy byłby równoważnik pomiędzy obopólnymi tendencjami, jeśli chodzi o socjalizację społeczeństwa. Tak bez teges... zjawiska grawitacji sensualnej.
Ps. Piętnastoletnia "Miltonduff" single malt ma udział w tym komciu. Za co jej dziękuję i pozdro :)
Nienawidzę cię xD
Czy ty nie jesteś refluksem?
Momentami miałam takie wrażenie.
z Refluksją nie ma nic wspólnego, na szczęście
Nie rozumiem.
Specyficzny, ale niesłychany oryginał. Reszta wypada nudnie i blado.
Raczej.
Świetny tekst. Świetnie napisany ;)) Taki, z jajem :)
Pozdrowionka :)
,,Ktoś mógłby się uśmiechnąć po nosem'' - pod
Cała reszta świetna, że też uśmiechałam się pod nosem :)
Pozdrawiam :)
Pozdrawiam!
Szanowny Opowijczyku wziąłeś udział w Bitwie, więc zagłosuj.
Zapraszamy na Forum
Tekst bardzo dobrze się czytało. Ten powracający poniedziałek trochę mi pierdolił w głowie, ale nie powiem, żebym się nie spodziewał. Dobry pomysł, niezłe wykonanie. Ucieszyłem pysk ze dwa razy ;-)
Poza tym wzmianka o wyciskaniu kaszaków i odciskach na dupie od puszczania się - miód na moje oczy. Pozdrø
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania